15. W ramionach oceanu


Looking up from underneath
Fractured moonlight on the sea
Reflections still look the same to me
As before I went under
And it's peaceful in the deep
Cathedral where you cannot breathe ̥*

no need to pray, no need to speak
now i am under all

find the place to rest my head
never let me go, never let me go


Ponad powierzchnią widać było jasne, białe światło. Aurelia przebierała ramionami i nogami, unosząc się spokojnie wśród morskiej toni.

Woda miała piękny karaibsko błękitny odcień i otuliła jej ciało niczym najbardziej gładki, satynowy materiał. To było przyjemne uczucie.

Nie męczyła się. W zasadzie to chyba w ogóle nie odczuwała żadnego bólu.

Gdy patrzyła w górę, widziała porażająca jasność, ale nie zamierzała płynąć w tamtą stronę. Gdy zerkała w dół, przerażała ją ciemność głębin.

Dużo bardziej wolała pozostać w tym stanie pomiędzy. Nie tonęła, ale też nie wypływała.

Nic nie zakłócało jej spokoju. W jej głowie nie kotłowały się żadne myśli, wspomnienia. Po prostu płynęła... A raczej unosiła się pod wodą.

Dookoła niej rozpościerał się czysty turkusowy błękit. Nie widziała żadnych stworzeń, skał czy roślinności... Tylko ten błękitny kolor, w którym była zanurzona.

Nagle coś ciężkiego wpadło do wody. Pole widzenia dziewczyny zostało zaburzone, a ją ogarnął straszny lęk.

Morska piania dostała się do jej oczu. Ktoś przed nią tonął...

Spadał w dół i w dół, pędząc ku pewnej ciemności. Nie mogła na to pozwolić.

Wysiliła cała swoją siłę woli, by popłynąć za nim. Woda stawała się tu coraz ciemniejsza, zaczynajac od intensywnego granatu, kończąc na nieprzeniknionej czerni.

Blondynka wystraszyła się okropnie. Spróbowała płynąć szybciej. W końcu poczuła pod sobą coś, co musiało być materiałem flanelowej koszuli. Pociągnęła za nią.

Był ciężki. Tyle przynajmniej mogła stwierdzić. Pomimo ciemności wyczuła również, że jest to dobrze zbudowany mężczyzna.

Jej dłonie były zbyt słabe, by go unieść, ale pomimo to próbowała. Musieli wypłynąć na brzeg.

Dziewczynie wydawało się, że minęły godziny odkąd widziała światło. Jej ręka zaciskała się na koszuli i chłodnym ciele, które znajdowało się pod nią.

Niemrawe uderzenia serca mężczyzny podnosiły ją na duchu. Jeszcze żył.

W końcu ponownie dostrzegła pierwsze promienie słońca. Woda z chwili na chwilę przybierała coraz jaśniejszy odcień, a ona odetchnęła z ulgą.

Jakkolwiek można odetchnąć pod wodą.

Coraz bardziej zbliżała się do jasności i przez sekundę zawahała się, gdyż nie była pewna, czy chce wypłynąć na powierzchnie.

Spojrzała na tonącego mężczyznę i o mały włos go nie upuściła. To był Edmund!

Dorosły Edmund!

Ale skąd ona znała jego imię? I czemu wzbudzał w niej takie uczucia? Przecież nie miała uczuć.

Przyjrzała się jego twarzy. Miał zamknięte oczy i był bardzo blady. Ciemne włosy chłopaka unosiły się bezwładnie pod wodą.

Nie możesz go porzucić.

Jakaś cześć blondynki chciała zostawić go tu ze sobą pod wodą, ale zdawała sobie też sprawę, że w takim wypadku mężczyzna niechybnie umrze.

Objęła go w pasie i po raz ostatni wysiliła się najmocniej jak potrafiła, wyrzucając chłopaka na zewnątrz.

Musisz płynąć za nim. - usłyszała głos. - Sam nie odnajdzie lądu.

Kim był ten głos? I dlaczego wydawał się taki znajomy?

W każdym razie wzbudził w niej pewne wyrzuty sumienia. Nie była przecież na tyle okrutna, by porzucać Edmunda, kimkolwiek był, na pastwę losu.

Niechętnie wynurzyła głowę z wody. Z zadowoleniem spostrzegła, że wciąż nic nie odczuwa. Żadnego powiewu powietrza na twarzy ani wiatru we włosach. W zasadzie to miała wrażenie, że wcale nie posiada ludzkiego ciała.

Coś podpowiadało jej, że je pozostawiła za sobą. Pozbyła się swojej cielesnej formy i wszystkiego, co się z nią łączyło, by stać się... No właśnie czym?

Choć nie miała materialnego ciała mogła z łatwością trzymać mężczyznę za ramię i płynąć wraz z nim do najbliższego brzegu.

Pomogła mu wydostać się na stały ląd i gdy z ostrożnością położyła go na piaszczystej plaży, a słońce wyjątkowo korzystnie padło na jego rysy, zamyśliła się. Był naprawdę piękny.

To głupie. Zachwycać się czyimś wyglądem, ciałem, które jest tylko powłoką, niestałą i łatwą do zniszczenia obudową... Ale ona się zachwycała.

Jest zbyt przystojny. - pomyślała. - Tacy jak on nigdy nie zwracają uwagi na takie jak ja.

Tylko że ona nie miała teraz nawet swojego ciała, którego tak nie lubiła. Więc nie mógł go oceniać.

To trochę poprawiło jej humor. W sumie to pewnie nawet jej nie widział. A czy ją czuł?

Czy czuł jej palce, które zaciskały się kurczowo na jego klatce piersiowej w nadziei, że ponownie zacznie się unosić?

Czy czuł jej dłoń położoną na jego sercu, gdy próbowała robić wszystko, aby tylko nie przestało bić...

- Oh, today, i'm just a drop of water. And I'm running down the mountainside. Come tommorow I'll be in the ocean. I'll be raising with the morning tide.

Dziś jestem tylko kroplą wody. I spadam w dół zbocza góry. Przyjdzie jutro, a znajdę się w  oceanie. Powstanę wraz z porannym przypływem.

Słowa piosenki, jak i melodia same układały się na jej ustach. Zupełnie tak, jakby był to jedyny sposób, w jaki mogła się z nim komunikować.

- There's a ghost upon a moor tonight. Now it's in our house. But when you walked into the room just then it's like the sun came out.

Tam na wrzosowiskach pojawia się duch dzisiejszej nocy. Teraz jest w naszym domu. Ale kiedy wszedłeś do pokoju, tylko wtedy, było tak jakby wzeszło słońce.

Brzmiało to jak kołysanka, ale w sumie to nią nie było. Liczyła raczej, że dzięki jej śpiewowi mężczyzna w końcu się obudzi.

- I'm an atom in the sea of nothing. Looking for another to combine. Maybe we can be a start of something. Be together at the start of time.

Jestem atomem w morzu nicości. Szukającym drugiego, by się z nim złączyć. Może moglibyśmy być początkiem czegoś. Być razem na początku czasów...

Chyba śpiewała trochę o sobie. W końcu czym ona była? Pojedynczą cząsteczką. Maleńką kroplą w ogromnym oceanie.

There's a ghost upon a moor tonight. Now it's in our house. But when you walked into the room just then it's like the sun came out.

Słońce padało na piękną twarz mężczyzny, który miał na imię Edmund, a jego klatka piersiowa unosiła się. Był bezpieczny.

The sun came out. And the day is clear.
My voice is just a whisper louder than the screams you hear.

It's like the sun came out.

Słońce wzeszło. A dzień jest czysty.
Mój głos jest tylko szeptem głośniejszym niż krzyki, które słyszysz.

Jest tak jakby wzeszło słońce.

Edmund żył i oddychał coraz bardziej energicznie. Choć myślała, że było inaczej, to jej misja dopiero teraz dobiegała końca.

- Aurelio.

To nie czarnowłosy chłopak się do niej odezwał.

- Aurelio Bellflower.

Rozejrzała się, ale nikogo nie widziała. Ten, kto zwracał się do niej również musiał nie mieć ciała.

,, I have called you by a name. You are mine."

Wezwałem Cię po imieniu. Należysz do mnie.

Stwierdzenie to wcale nie przejmowało ją strachem. Wiedziała, że to czym jest teraz należy do... No właśnie kogo?

- Czy jestem duchem? - zapytała Go.

- Tak. - odpowiedział. - I dopóki nie zdecydujesz się, w którą stronę chcesz iść, będziesz wisiała pomiędzy.

Blondynka zastanowiła się nad tym. W jakim kierunku mogłaby iść?

- Są dwie drogi. - rzekł, jakby nie potrzebował, by wypowiadała swoje pytanie na głos. - Możesz albo pójść dalej i odejść całkowicie ze świata materialnego. Lub wrócić... Przyjąć ponownie ból, udrękę i cierpienie fizyczności.

Trudny wybór. Dlaczego miałaby chcieć wracać i scalać się z czymś tak nieprzyjemnym jak jej ciało?

Zerknęła w stronę nieprzytomnego chłopaka. Czuła, że on jest bardzo materialny. Co oznaczałoby, że gdyby stąd odeszła... Jego już by przy niej nie było.

- Nie chce go zostawiać. - stwierdziła.

Naprawdę nie chciała. Po tym całym wyciąganiu go z głębin stał się jej naprawdę bliski. A może był jej bliski już tam... Tam skąd pochodziła.

- On nie może iść za Tobą. - odrzekł jej głos. - Jesteście jednością dopóki śmierć Was nie rozłączy, a śmierć właśnie Was rozłączyła.

Aurelia poczuła, że przechodzi ją lekki dreszcz. Była martwa? Ach, więc to tak wyglądało umieranie.

Chyba najbardziej żałowała, że nie potrafi przypomnieć sobie swojego poprzedniego życia. A może to taki trik, że odebrano jej pamięć, aby mogła podjąć neutralną decyzję.

Wolność i błogostan... Lub uczucia, cały słodko-gorzki ciężar związany z ludzką egzystencją.

- Kim on jest?

Musiała to wiedzieć. Nie potrafiłaby odejść bez tej informacji.

- Pokażę Ci, kim on jest. - odparł głos. - Pokaże Ci jego historię i duszę, która mieszka w jego ciele. To co widzisz jest tylko powierzchnią, ale tak naprawdę nigdy nie poznałaś go głębiej. Teraz przyszedł na to czas.

Nie do końca rozumiała, co znaczą te słowa, ale nie miała już czasu ich rozważać, gdyż porwał ją potężny wir wodny.

__________________



Znajdowała się teraz w leśnej dolinie. Było ciemno, a z nieba padał rzęsisty śnieg.

- Głupi Piotrek. - usłyszała, jak ktoś mruczy pod nosem. - Głupie bobry i głupi Aslan.

Odwróciła się i zobaczyła małego czarnowłosego chłopca. Był bardzo blady, a jego nosek zdobiły liczne piegi. Ubranie, jakie nosił, nie bardzo pasowało do pogody na zewnątrz.

Przemarzanie. - pomyślała i zrobiło jej się go żal.

Tuż za nim znajdowała się mała chatka na tamie i chłopiec przelotnie zerknął w jej kierunku. Złość, która odbijała się na jego twarzy i najwyraźniej kotłowała we wnętrzu, zwyciężyła nad chłodem. Chłopczyk ruszył w kierunku lasu.

Gdzie on idzie? - zapytała sama siebie.

Czuła, że powinna za nim ruszyć, ale ciepło bijące od domku, z którego wyszedł, a także pewna ciekawość, kazała jej zajrzeć przez okno.

Gdy ciało z ciała Adama i kość z jego kości
W Ker- Paravelu na tronie zagości,
Przeminą złe czasy niegodziwości.

- Tego właśnie nie rozumiem, panie Bobrze. - odezwał się, siedzący przy stoliku blondyn.- Czyżby Czarownica nie była człowiekiem?

- Bardzo by chciała, żebyśmy w to uwierzyli, bo właśnie na tym opiera swoje roszczenia do tronu Narnii. Ale ona nie jest Córką Ewy. Ona pochodzi od Lilith, która twierdziła, że jest pierwszą żoną waszego praojca Adama.

Lilith.

Imię to wzbudziło w sercu Aurelii dreszcz niepokoju.

- Ale naprawdę należała do rasy demonów.* - kontynuował Bóbr. - Tyle jeśli idzie o jej pochodzenie z jednej strony. Z drugiej pochodzi od olbrzymów. Nie, nie, w tej Czarownicy nie płynie ani jedna kropla ludzkiej krwi.

Czarownica. Z jakiegoś powodu Bellflower miała przeczucie, że wiele z jej poprzedniego życia wiązało się właśnie z nią. Choć nie było to nic najprzyjemniejszego i najchętniej akurat od tego, by się odcięła.

- Słuchajcie, gdzie jest Edmund?

Nagle w domku bobrów zapanował straszny harmider. Dziewczyna nie mogła wyłapać żadnych słów z gorączkowej rozmowy dzieci z Bobrami.

Jedynie imię Edmunda mocno wbiło się w jej świadomość. Ach, więc ten mały chłopiec, który wyszedł to on...

Edmund.

- Nie ma najmniejszego sensu go szukać. - oświadczył w pewnym momencie Bóbr.

- Co pan chce przez to powiedzieć? - obruszyła się starsza dziewczynka. - Przecież nie mógł odejść daleko. Co pan miał na myśli, mówiąc, że nie ma sensu go szukać?

Aurelia gorąco ją poparła. Też coś! Nie mogli zostawić tego biednego małego chłopca na mrozie. Chłopca, który z jakiegoś powodu był drogi jej sercu.

- Czy wy nie rozumiecie? On poszedł do NIEJ, do Białej Czarownicy. Zdradził nas wszystkich.

Na początku duch blondynki nie chciał uwierzyć tym słowom. Dopiero później przypomniała sobie wykrzywiony złością wyraz twarzy chłopca.

,,Głupi Piotrek. Głupie bobry i głupi Aslan."

Czyżby on naprawdę szedł do tej wiedźmy, której imię budziło w blondynce tak okropne odczucia? Dlaczego miałby to robić? Trzeba go było powstrzymać!

Przecież nie był zły...

- A jednak - powiedział starszy chłopiec. - Musimy iść i szukać go. Ostatecznie to nasz brat, nawet jeśli prócz tego jest małym potworkiem. No, i to jeszcze dziecko.

Aurelii nie spodobał się ton, jakim wypowiadał się o Edmundzie. Zastanawiała się, czy to przypadkiem nie przez niego tamten nie uciekł...

I w tym właśnie momencie obraz ponownie rozmazał się przed jej oczami.




______________________

*fragmenty z Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara Szafa - trochę zmienione, rasa ,,demonów" brzmi według mnie lepiej niż ,,dżinów" i jest bliższe prawdziwemu pochodzeniu Lilith w mitologii.

Troszkę krótsze piszę ostatnio rozdziały w tej książce, ale myślę, że ostatecznie będzie ich po prostu więcej. Dziękuję każdemu kto czyta, komentuje i zostawia gwiazdki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top