1. Pomyłkowy List
- Aurelio, zachowujesz się strasznie dziwnie...
Charlotta zajrzała do pokoju blondynki, unosząc swoją idealnie wyregulowaną brew. Jej kuzynka przechadzała się po pomieszczeniu w te i z powrotem, jakby właśnie odbywała marsz defiladowy.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz zielonej herbaty na uspokojenie? - zaproponowała wspaniałomyślnie rudowłosa. - Zostało jeszcze trochę przegotowanej wody z kolacji...
- Och, daj mi spokój. - burknęła Bellflower, kopiąc leżącego na podłodze pluszaka.
Rose wsunęła się do środka, zatrzaskując drzwi i ratując Księżniczkę Sparkle przed kolejnym kopniakiem.
- Oszalałaś? - chwyciła przytulankę w ramiona. - Co Ci zrobił ten biedny konik?
Aurelia ściągnęła brwi, jakby dopiero teraz zarejestrowała obecność swojej kuzynki. Zabrała jej pluszowego kucyka z rąk, usiadła na łóżku i sama mocno go przytuliła.
- Mam złe przeczucia. - powiedziała, obgryzając kciuk.
Wyglądała wyjątkowo blado, a jej złote włosy opadały na ramiona w kompletnym nieładzie. Charlotta dostrzegła ciemne sińce pod oczami dziewczyny, które mogły oznaczać jedynie bezsenność.
- Znowu całą noc przeryczałaś? - wydedukowała i nie potrzebowała potwierdzenia, by wiedzieć, że ma rację.
Była również doskonale pewna, iż wie, przez kogo jej kuzynka zarywa kolejną nockę.
- Co Ci napisał? - rudowłosa usiadła obok niej na skraju miękkiej pościeli. Gruby materac zaskrzypiał, a satynowy baldachim musnął ją w kark.
Nie mogła wyjść z podziwu, jak Aurelia skrzętnie utrzymuje ten pokój w stanie, w jakim został pierwotnie urządzony. Nie pozbyła się nawet kolekcji porcelanowych aniołków, a pastelowo niebieski kolor ścian drażnił swoją infantylnością.
- Powinnaś je odmalować. - powtarzała jej zawsze Rose. - Nie mamy już 10 lat. Jesteś praktycznie dorosła, na litość boską!
- To że ja jestem dorosła - odpowiadała jej wtedy Bellflower. - Jeszcze nie oznacza, że mój pokój musi być.
I mocno trzymała się tej dewizy. Jej ulubione pluszaki z dzieciństwa, wzorki kwiatowe na dziecinnej pościeli...
No i oczywiście białe róże stojące na stoliku do kawy. Odkąd dostała takie po premierze od Edmunda, nie kupowała sobie już żadnych innych kwiatów.
Poza tym pachniało tu trochę jak w kościele. Metalowy krzyż nad łóżkiem dopełniał dzieła.
Większość obrazów, jakie znajdowały się w tym pomieszczeniu, przedstawiała z resztą aniołów lub jakiś świętych. Wyjątkiem był wiszący w kącie malutki pejzaż...
Rudowłosa zawsze myślała, że to Monet, ale potem przypominała sobie, że mężczyzna wprawdzie malował jeziora, ale nie łabędzie. Podejrzewała, że dzieło jest robotą jej kuzynki.
Gdyby tak się temu wszystkiemu przyjrzeć, w tym pokoju mogła mieszkać albo 5-letnia dziewczynka albo księżniczka z XV wieku...
Teraz nie było jednak odpowiedniej pory na dyskusje dotyczące wystroju wnętrz.
- Właśnie o to chodzi... - Aurelia wyjrzała na powoli zapadający za oknem mrok. - Nic. Nic nie napisał.
Charlotta przyjrzała się jej uważnie. Już wielokrotnie to przechodziły. Stany emocjonalne Aurelii po przeczytaniu listów od Edmunda balansowały pomiędzy totalną euforią a kompletną rozpaczą. I nie było w tym nic dziwnego.
Potrafiła albo skakać z radości, uśmiechać się do wszystkich i krzyczeć, że życie jest piękne lub też leżeć w swoim pokoju, opychając się ciasteczkami i ryczeć do piosenek z filmów z Judy Garland. Nie istniało nic pomiędzy.
W zasadzie to dziewczyna nie miała pojęcia, dlaczego Czarnoksiężnik z Oz wprawia jej kuzynkę w aż tak depresyjny nastrój. Zawsze wydawało jej się, że jest to raczej wesoła bajka.
- Somewhere over the rainbow... - zawodziła w takich chwilach Aurelia, wypłakując sobie oczy nad nieznaną jej krainą, Dorotką i Złą Wiedźmą, która próbowała notorycznie pokrzyżować jej plany.
Charlotta podświadomie czuła, iż blondynka musi widzieć w tym wszystkim jakieś odniesienie do własnego życia, choć nie mogła zrozumieć jakie.
Naprawdę jej kuzynka bywała czasem straszną dziwaczką.
- Aurelio. - spróbowała uspokoić młodszą siostrę, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Już to przerabiałyśmy. Przecież to nie pierwszy raz, gdy tak długo się nie odzywa. Może nie ma czasu na pisanie.
Rose doskonale pamiętała okres, kiedy Bellflower i Pevensie nie pisali do siebie prawie w ogóle. W pewnym momencie chłopak przestał nawet przyjeżdżać do ciotki na święta.
Ich relacja zawsze miała swoje wzloty i upadki. Nie był to jednak powód, aby tracić głowę.
Aurelia pokręciła zamaszyście złotymi włosami.
- Nie, to nie to... - powiedziała z odrobinę nieobecnym wzrokiem. - Wiem, że coś się dzieje. Pisał mi w ostatnim liście...
Rudowłosa znów starała się wyczytać coś z twarzy siostry, ale na próżno. Nie mogło chodzić o inną dziewczynę, bo gdy ostatnim razem Bellflower postanowiła urządzić scenę zazdrości, buzia wcale się jej nie zamykała.
- Myślisz, że są parą? Strasznie szczupła jest... - trajkotała. - Dużo szczuplejsza niż ja... Hm... Sądziłam, że woli blondynki... Uważasz, że jest ładniejsza ode mnie? Słyszałam, że grała w Dziadku do Orzechów... Nie wydaje się zbytnio mądra. Myślisz, że Edmund lubi głupsze dziewczyny?
Taki potok słów wypływał w tamtych momentach z ust Aurelii. Potem barykadowała się w pokoju. Płakała i użalała się nad sobą.
Że to już jest koniec, że miłość nie istnieje, a ona już nigdy się w nikim nie zakocha i najlepiej to byłoby jej po prostu umrzeć, bo życie jest bez sensu.
Wszystko to tylko po to, by 10 minut później dowiedzieć się, iż dziewczyna, z którą go widziała, ma niedługo wstąpić do zakonu.
Usłyszawszy tę nowinę, blondynka rozpromieniła się szczerze i zbiegła do salonu w podskokach.
- Och, jaki mamy dziś piękny dzień! - zawołała wtedy, nucąc pod nosem coś, co podejrzanie brzmiało jak Somewhere over the rainbow.
- Edmund planuje zrezygnować ze studiów i wyruszyć na front... - oświadczyła teraz poważnie. - Nawet nie wiem, jak poszły mu egzaminy maturalne, bo kompletnie go to nie obchodzi!
Zapadła chwila przedłużającej się ciszy. Charlotta zastanawiała się, co ma na to odpowiedzieć.
- To chyba nie jest najlepszy kandydat na męża. - stwierdziła w końcu.
Aurelia spiorunowała ją wzrokiem.
- To znaczy niektóre dziewczyny lecą za mundurem... - zreflektowała się kuzynka. - Ale raczej oficerskim, a jemu trochę do tego brakuje...
Blondynka westchnęła przeciągłe, wstała z łóżka i zbliżyła się do okna. Na zewnątrz było już całkiem ciemno i tylko pojedyncze latarnie rozświetlały ulicę.
- Nie chodzi o to. - powiedziała. - Mam gdzieś jego osiągnięcia. Po prostu nie chcę... - zawiesiła głos, czując jak ogromna gula wypełnia jej gardło.- Po prostu nie chcę, żeby coś mu się stało.
Kilka głupich łez spłynęło po jej policzkach. Starła je z irytacją. Czemu zawsze musiała się tak mazać?
- To może ja serio zaparzę Ci tej herbaty. - zaproponowała Charlotta i obydwie się roześmiały.
Kuzynka przytuliła zapłakaną dziewczynę do piersi.
- Faceci są głupi. - stwierdziła, gładząc delikatnie jej złote włosy. - Zawsze pchają się tam, gdzie nie potrzeba. Żeby tylko udowodnić wszystkim swoją męskość. To przez nich wybuchła ta głupia wojna.
Blondynka uniosła głowę, przyglądając się ze zdziwieniem swojej siostrze ciotecznej.
- Charlotto, od kiedy z Ciebie taka feministka? - zapytała ją.
- To nie feminizm, tylko fakt. - odpowiedziała tamta, odsuwając się od niej. - I nie bierz tego jakoś mocno do siebie. Lubię mężczyzn. Przeważnie.
Dziewczyna chwyciła jednego z ustawionych na półce porcelanowych aniołków. Czemu cherubiny są przedstawiane jako pulchne małe dzieci?
- Co nie zmienia faktu, że kobieta powinna czasem ujarzmiać ich naturę. - dodała.
Pomimo kiepskiego humoru, Aurelia nie potrafiła powstrzymać cisnącego się jej na usta chichotu.
- A co tam u Nathaniela? - zagaiła. - Dalej przysyła Ci kwiaty?
Charlotta jęknęła, siadając przed toaletką jej kuzynki.
- Nic mi o nim nie mów. - mruknęła, chowając twarz w dłoniach. - Przysłał mi przedwczoraj żółte róże. Żółte!
- Może myślał, że będą pasować do koloru twoich włosów. - zaproponowała ze śmiechem Bellflower.
- Żółty to kolor zazdrości, Aurelio! - żachnęła się dziewczyna, spoglądając smętnie w lustro. - Ja naprawdę nie wiem... Przecież nie jestem brzydka. Dlaczego w ostatnim czasie interesują się mną tylko debile?
Blondynka przygryzła dolną wargę, aby nie wybuchnąć śmiechem. Co jak co, ale Charlotta potrafiła czasem poprawić człowiekowi nastrój.
- Bo wszyscy najlepsi wyjechali na front, zapomniałaś? - zauważyła, podchodząc do niej.
- Kolejny powód, żeby nienawidzieć tą głupią wojnę.- mruknęła ironicznie tamta.
W chwilach takich jak ta pozostawało im jedynie śmiać się z tego wszystkiego. Dziękować, że jeszcze żyją. I liczyć, że wkrótce to wszystko się skończy.
- Naprawdę zazdroszczę Ci Edmunda. - odezwała się nagle Rose. - To musi być fajne uczucie, być w kimś tak zakochanym i móc pisać do tej osoby listy.
Aurelia zarumieniła się. Dziwne, czyżby Charlotta zazdrościła czegoś jej? Nie spodziewała się, że kiedykolwiek doczeka tego dnia.
- Nie wiem, czy to takie fajne. - westchnęła, siadając na krześle obok. Wyciągnęła ze szkatułki jedną z kokard i zaczęła bawić się nią pomiędzy palcami. - Te wszystkie emocje... Czasami doprowadzają mnie do szału. I nie mam pojęcia, czy on dalej odwzajemnia moje uczucia. Czy nie poznał innej dziewczyny...
Ta myśl coraz częściej ją nękała. Był przecież wolny. Mógł robić cokolwiek chciał i spotykać się z kimkolwiek chciał...
Przecież ona sama poznawała innych chłopców. Fakt, faktem, że większość odrzucała praktycznie od razu i Edmund był ostatnim chłopakiem, który skradł jej pocałunek.
Ale czy powinna wymagać od niego podobnej wierności? To wyznanie uczuć po premierze Jeziora Łabędziego było przecież tak dawno i oboje mieli wtedy w sobie dużo, silnych emocji. Czy można je dalej brać na poważnie?
Od tamtego czasu mogło mu już całkiem przejść. To samolubne, że chce, aby dalej do niej wzdychał i cierpiał. Chłopak miał prawo pójść do przodu.
Chociaż ona wcale tego nie zrobiła.
- Jeżeli pcha się na front, to raczej żadnej nie ma. - stwierdziła rudowłosa. - Przynajmniej nie na stałe.
Te słowa miały ją pocieszyć, ale jakoś nie bardzo im to wyszło. Dlaczego wszystko musiało być takie skomplikowane?
- No ale spójrz na to z innej strony. - przekonywała ją dalej kuzynka. - To historia jak z jakiejś romantycznej powieści, czyż nie? Dwoje kochanków oddalonych od siebie... On wyjechał bohatersko walczyć za ojczyznę. Ona udręczona rozłąką modli się o jego bezpieczny powrót do domu. I pozostały im tylko pełne tłumionej namiętności listy...
Teraz to Aurelia już nie wytrzymała. Zaśmiała się na głos.
- Tłumionej namiętności? - wysapała, łapiąc się za brzuch. - O tak, zwłaszcza te opisy Eustachego robiącego eksperymenty na martwych żabach... Doprawdy romantyczne! O mało nie zemdlałam z pożądania, jakie we mnie wzbudziły.
Charlotta przewróciła oczami. W tym momencie do sypialni, zajrzał ojciec Bellflower.
- Aurelio, zapomniałem Ci przekazać... - zaczął z nie do końca zadowoloną miną. - Przyszedł list od tego twojego... jak mu tam... Burgunda...
- Edmunda! - pisnęła blondynka, podnosząc się z krzesła. - Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś?
Dziewczyna wyrwała ojcu kopertę z rąk. Mężczyzna podrapał się po głowie.
- Nie wiedziałem, że to takie ważne... - mruknął naburmuszony. - Czego chcesz od biednego, schorowanego starca?
Zawsze się tak nad sobą użalał, ponieważ z powodu choroby nogi, nie mógł walczyć z resztą rodaków. Nad czym mocno ubolewał.
- No więc co ten chłoptaś do Ciebie tam pisze? - pan Bellflower założył ręce na piersi, jakby wcale nie zamierzał opuszczać pokoju córki.
Blondynka resztkami samokontroli powstrzymała się przed rozerwaniem koperty.
- Tato, to jest moja prywatna korespondencja. - stwierdziła dobitnie. - Chyba nie sądzisz, że będę Ci ją czytać na głos.
Mężczyzna wyglądał, jakby chciał się z tym kłócić. Widząc nieprzejednaną minę dziewczyny, ustąpił.
- Nie lubię, kiedy moja własna córka ma przede mną tajemnice. - dodał na odchodnym. - Zwłaszcza jeśli dotyczą one jakiś niedojrzałych młokosów.
Kiedy w końcu sobie poszedł, Aurelia trzęsącymi się ze zdenerwowania dłońmi otworzyła kopertę. Charlotta zajrzała jej przez ramię, gdy tamta rozłożyła zapisany ręcznie pergamin.
Wystarczyło kilka sekund lektury listu, a policzki Bellflower z bladych zrobiły się nagle krwistoczerwone.
- No, no, a mówiłaś, że w Waszej korespondencji nie ma żadnej tłumionej namiętności. - czytająca razem z nią tekst kuzynka, zakryła dłonią usta.
Będąca w głębokim szoku Aurelia rozchyliła jedynie wargi, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Dobrze, że nie zaczęłaś czytać tego ojcu. - skomentowała Charlotta. - Bo wywołałby kolejną wojnę światową.
- To nie jest śmieszne! - blondynka przycisnęła kartkę do piersi, próbując ukryć sens wiadomości przed kuzynką. Tamta zobaczyła już jednak swoje.
- No przynajmniej już wiesz, że Cię lubi. - spróbowała zachować powagę rudowłosa, ale średnio jej to wychodziło.- I że nie ma żadnej innej.
Twarz Aurelii płonęła czerwienią. Serce waliło jej tak szybko, że praktycznie miażdżyło od wewnątrz żebra.
- To chyba jakiś sen. - stwierdziła, kręcąc głową. - On nie mógł naprawdę tego napisać. A może...?
Charlotta wstała, klepiąc ją po ramieniu.
- Pójdę przynieść Ci tej melisy. - powiedziała. - Albo wody z lodem. Wyglądasz na rozpaloną.
Gdy wyszła z pokoju, blondynka rzuciła się na łóżko. Każde słowo zapisane błękitnym atramentem i tak dobrze znanym jej charakterem pisma tłukło się o jej głowę.
Miała ochotę znów zerknąć do listu, żeby sprawdzić, czy przypadkiem tego wszystkiego nie wymyśliła.
I tak też zrobiła. Szybko przebrawszy się w piżamę, zgasiła światło, wskoczyła pod kołdrę i zapaliła małą latarkę.
Gdy Charlotta wróciła do pokoju z dzbankiem melisy, pomyślała, że jej kuzynka już dawno śpi. Tamta miała jednak inne plany. Dzisiejszą noc zamierzała spędzić na studiowaniu bez końca tego jednego, niedługiego listu.
___________________
No i jest, nowa książka! 😄 Nie wiem, jak często będą się ukazywać rozdziały, bo zaraz koniec roku i egzaminy, ale łapcie ten pierwszy. Z góry przepraszam za błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top