4. Zapach pierwszych dni wakacji
I tym razem wszystko również zaczęło się od jednego listu.
Edmund leżał na miękkiej, krótko skoszonej trawie, chłonąc ciepłe promienie słoneczne. Jego dziewczyna (bo była już jego dziewczyną od dobrych kilku tygodni!) wygodnie opierała swą głowę o jego klatkę piersiową.
Jak zwykle czytała jakąś książkę, a on bawił się jej złocistymi niczym kłosy zboża włosami. Dookoła pachniało bzem i latem.
- Moglibyśmy pojechać nad morze. - rzucił nagle Pevensie.
Cień, jaki rzucało drzewo, pod którym leżeli, wcale nie chronił ich przed upałem. Aurelia miała na sobie, letnią, białą sukienkę w kwiaty, a jej długie loki opadały w nieładzie na plecy.
- Hmm... - odmruknęła tylko, pogrążona w lekturze.
Chłopak westchnął. Nie miał pojęcia, kiedy zrobił się z niej taki mól książkowy. Przeważnie mu to nie przeszkadzało, lubił patrzeć jak czyta i uważał, że to urocze. Ale czasami robił się naprawdę zazdrosny.
- Może chociaż tam dostrzegłabyś moje istnienie.
Zero reakcji.
Odgarnął kilka zbłąkanych kosmyków z jej czoła. Leżeli w ogrodzie naprzeciwko niewielkiej sadzawki. W jego głowie od jakiegoś czasu formował się już plan, żeby przenieść się z dziewczyną do wody...
Wspaniałomyślnie postanowił zrealizować go, dopiero gdy skończy czytać rozdział. Nie był przecież aż tak okrutny.
Dłoń Edmunda powędrowała z włosów na ramię, a później talię blondynki. Pociągnął za szlufkę od jej sukienki, po czym wsunął usta w zagłębienie szyi dziewczyny, składając na nim mocny pocałunek.
Aurelia odetchnęła głośno, na co on uśmiechnął się z satysfakcją. Wreszcie zwróciła na niego uwagę.
- Pojedziesz ze mną nad morze, Aurelio? - wyszeptał, nie odrywając od niej swych warg.
Dziewczyna odwróciła głowę w jego kierunku, przerywając lekturę.
- Nie wiem, czy mój ojciec się na to zgodzi.
No tak. Jej ojciec dalej był sceptycznie nastawiony do nowego chłopaka swojej córki.
- Możemy zabrać ze sobą Charlottę. - zaproponował Pevensie.
- Jako przyzwoitkę? - blondynka uniosła brew.
- I moją siostrę. - dodał. - Wtedy będzie to wyjazd grupowy.
- A dlaczego nie brata?
- Bo wyglądałoby to jak podwójna randka.
- Myślę, że Charlotta nie miałaby nic przeciwko temu.
- Ale twój ojciec pewnie tak.
- No to weźmy wszystkich.
- Mało romantycznie.
- Przecież nie miało być romantycznie.
- Tylko przed twoim ojcem.
Aurelia westchnęła, otwierając z powrotem książkę.
- Charlotta zgodzi się pojechać, jeżeli zachęcę ją towarzystwem Piotrka. - powiedziała. - Z kolei, żeby nie wyglądało to podejrzanie, powinnismy wziąć ze sobą również Łucję... A Zuzannie będzie przykro jeśli ją pominiemy.
Edmund jęknął. Marzył o wyjeździe we dwoje, a wyegzekwował sobie prawdziwe wakacje rodzinne. Super.
- To może weźmiemy jeszcze Eustachego? - rzucił sarkastycznie. - Tak, żeby już nikogo nie pomijać.
- Czemu nie?
Pevensie wlepił zrezygnowane spojrzenie w błękitne niebo ponad nimi.
- No dobra. - powiedział, przyciągając ją bliżej do siebie tak, że siedziała teraz pomiędzy jego nogami, a on opierał się o pień drzewa. - Możemy ich zabrać. A czy w takim razie przeczytałabyś mi trochę tej swojej książki, kochanie?
Blondynka uniosła brew. Nie przywykła do takich próśb.
- Lubię słuchać twojego głosu. - przyznał, otulając ją mocniej ramionami. W tej pozycji widział każde słowo zapisane w powieści, jednak wolał, aby to ona mu ją czytała.
Zawsze z miłą chęcią słuchał, jak przygotowuje się do odegrania jakiejś roli lub po prostu recytuje wiersz, by ćwiczyć pamięć i dykcję.
- Nie będzie Ci przeszkadzało, że zacznę od środka, a ty nie będziesz znał całej fabuły? - zapytała sceptycznie.
- Ani trochę. - zapewnił.
Tak więc, czując na sobie jego zniecierpliwiony wzrok, Aurelia odchrząknęła i zaczęła czytać.
Nie miała pojęcia, ile czasu tak spędzili, ale tuż przed zakończeniem rozdziału całkiem zaschło jej w gardle. Przerwała, a on uniósł brew.
- Coś się stało? - wyszeptał poruszony.
Najwyraźniej fabuła książki mimo wszystko go wciągnęła.
Bellflower odwróciła się do niego, by dać mu znać, że boli ją gardło. Ale wtedy okazało się, że twarz chłopaka znajduje się dużo bliżej jej własnej niż przewidywała.
Edmund zmrużył oczy i spojrzał na nią w taki sposób... Że głupi oddech zamarł jej w gardle.
Dłoń chłopaka przesunęła się miękko po jej ręce, zatrzymując na książce i zatrzaskując ją.
- Zmęczyłam się. - wychrypiała, ale on zdążył zabrać powieść z kolan dziewczyny i położyć ją na trawie obok.
Przez cały ten czas patrzył jej prosto w oczy, a w kąciku jego warg czaił się łobuzerski uśmiech.
Rzucił szybkie spojrzenie na usta blondynki i wiedziała już, jak to się skończy.
- Przykro mi przerywać tą sielankową scenerię. - Piotr stanął nad nimi.- Ale mam dla Was listy, gołąbeczki.
Aurelia spłonęła rumieńcem, odsuwając się od swojego chłopaka na bezpieczną odległość. Nawet nie zauważyła, kiedy ramiączko od sukienki zsunęło się z jej ramienia.
Prędko je poprawiła. Blondyn zaśmiał się, kręcąc głową.
- To ze szkoły. - rzekł. - Tak mi się wydaje.
Zażenowana dziewczyna wzięła kopertę i rozerwała ją szybko, żeby tylko nie patrzeć w stronę Piotra.
W miarę jak sens słów zapisanych na pergaminie docierał do jej mózgu, konsternacja, którą odczuwała, przemieniła się w radość.
- Dostałam się! - zawołała. - Dostałam się na Akademię Teatralną!
Tak naprawdę nawet nie wierzyła, że jej się uda. Zgłoszenia wysyłała bez większych nadziei na odzew. Przygotowywała się, że będzie studiować filologię angielską lub coś w tym stylu...
- Gratuluję! - Piotrek wyszczerzył do niej zęby. - To świetne wieści.
Edmund nic nie powiedział. Złożył tylko swój list i schował go do kieszeni.
- Planowaliśmy właśnie wyjazd nad morze. - oznajmił ze zbyt dużym i nienaturalnym entuzjazmem. - I pomyśleliśmy, że może chciałbyś pojechać z nami i z dziewczynami.
Piotr uniósł brew.
- Z dziewczynami czyli z...
- Naszymi siostrami. No i z kuzynką Aurelii, Charlottą Rose.
Blondyn przekrzywił głowę.
- A od kiedy jesteś taki rodzinny, Edziu?
Czarnowłosy wstał, poprawiając pomiętą koszulę i przewracając oczami.
- Od kiedy ojciec mojej dziewczyny nie zgadza się na wyjazd we dwójkę. - odparł. - Ale ogólnie to bardzo was wszystkich kocham.
Piotrek stłumił śmiech.
- No tak. - rzekł. - Mogłem się domyślić. Chociaż w sumie brzmi fajnie. I nie mam zbyt wielu planów na lipiec.
Edmund pomógł Aurelii podnieść się z ziemii, po czym poklepał swojego brata po ramieniu.
- Czyli ustalone. - powiedział. - Lecimy nad morze. Pogadam jeszcze z Zuzką i Łucją, ale myślę, że na pewno się zgodzą.
To rzekłszy, ruszył w stronę domu. Aurelia i Piotr popatrzyli po sobie.
- Czy tylko mi się wydaje, że coś jest nie tak? - rzucił blondyn.
Bellflower przygryzła dolną wargę.
- Może zdobył zbyt mało punktów z matury, by dostać się na studia... - szczęście, jakie jeszcze chwilę temu malowało się na jej twarzy, ustąpiło miejsce zmartwieniu. - Spróbuję z nim porozmawiać.
______________
- Edmundzie...
Dziewczyna weszła do jego pokoju, widząc jak ze zdenerwowaniem pakuje swoje rzeczy do walizki.
- Och, jesteś... - mruknął z roztargnieniem, nie przerywając pakowania. - Właśnie przygotowywałem najpotrzebniejsze rzeczy...
- Edmundzie. - powtórzyła twardo i w końcu na nią spojrzał. W jej oczach malował się smutek.
Wiedziała. - pomyślał wtedy.
Wyczyta wszystko z jego twarzy i nic przed nią nie ukryje.
Blondynka podeszła do niego i położyła dłonie na jego ramionach.
- Edmundzie, co się dzieje? - zapytała, stając na palcach, by się z nim zrównać.
Chłopak uśmiechnął się sztucznie. Nie mógł jej tego powiedzieć. Jeszcze nie teraz.
- Wszystko w porządku. - skłamał, gładząc ją po włosach. - Po prostu bardzo się cieszę na ten wyjazd.
- Kłamiesz. - przejrzała go. - Coś, co przeczytałeś w tym liście, Cię zmartwiło.
Pevensie poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Nie potrafił, nie mógł się przyznać.
- Czy to dlatego nie cieszyłeś się z tego, że dostałam się na Akademię? - zapytała, marszcząc brwi. - Bo mi się udało, a Tobie nie?
Pogłaskała go ze zmartwieniem i czułością po policzku zupełnie jak jego mama.
- Wiesz, nie musisz wcale iść na studia. - powiedziała z przekonaniem, wplątując palce w jego czarne włosy. - Mi to nie przeszkadza. Może udałoby się załatwić Ci jakąś posadę u ojca Charlotty. A jeżeli martwisz się, że będziesz przez to gorszy od Piotrka, to wiedz, że nigdy przenigdy tak nie będzie...
Zalała go nieomal fala ulgi. Może nie będzie musiał kłamać. Sama dopowie sobie resztę.
Aurelia pocałowała go w usta.
- Dla mnie dalej jesteś najwspanialszym facetem na świecie i nic tego nie zmieni. - powiedziała.
Uśmiechnął się, również ją całując. W środku czuł rozdzierający smutek, ale starał się go ukryć.
- A ty najcudowniejszą kobietą. - rzekł, a wyrzuty sumienia uderzyły go ze zdwojoną siłą. - Naprawdę jestem dumny z tego, że mam taką zdolną dziewczynę.
Położyła głowę na jego klatce piersiowej, a on mocniej objął ją w pasie.
- Nie zostawię Cię. - wyszeptała. - Chcę być zawsze przy Tobie. Razem na pewno jakoś sobie poradzimy.
Edmund czuł, jak lodowata dłoń zaciska się na jego sercu. Był najobrzydliwszym, najbardziej wyrachowanym potworem, jaki chodził po tej planecie...
- Kocham Cię, Aurelio. - powiedział, jakby to mogło złagodzić ohydność tego, co planował zrobić. - I zawsze będę.
Na biurku za ich plecami leżała koperta. A w środku wypisane na białym pergaminie, błękitnym atramentem wezwanie. Wezwanie do wojska.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top