3. Randka
- Wydajesz się nad wyraz pobudzony...
Zuzanna przyglądała się krzątającemu się po salonie bratu, popijając swoją ulubioną herbatę z dzikiej róży.
Wujek był o tej porze w pracy, a ciotka Polly niestety znów odwiedzała szpital. Jej stan zdrowia wcale się nie poprawiał.
- I tak się czuje. - przyznał siostrze Edmund, zaglądając do szafy. - Wiesz, gdzie wujek trzyma krawaty?
Dziewczyna uniosła podejrzliwie brew.
- A na co Ci krawaty wujka? - zapytała.
Odkąd wczoraj pojawił się na progu domu, wydawał się jakiś inny niż zwykle. A kobieca intuicja kazała jej przypuszczać, że musi to mieć związek z pewną złotowłosą panną.
- Bo swoje zostawiłem u Scrubb'ów, to chyba oczywiste. - odparł Edmund.
Denerwowało go, że Zuzka zadaje mu takie głupie pytania. Zwłaszcza, że czas go naprawdę gonił.
Odkąd powrócił pod dach wujostwa, nie zmrużył praktycznie oka, analizując ostatnie spotkanie z Aurelią.
A sprawa miała się tak:
Po pierwsze dziewczyna przeczytała jego naprawdę żenujący list.
Po drugie była na niego trochę zła, że tyle czasu ją unikał, spotykał się z innymi dziewczynami, a potem ni z tego ni z owego wysłał jej te swoje wynurzenia.
No i po trzecie oraz najważniejsze odwzajemniała jego uczucia. Chciała w końcu dać im szansę.
A on nie mógł tym razem tego schrzanić.
- Wybierasz się gdzieś? - Zuzanna wsparła się pod boki, lustrując go uważnie. - Do teatru?
Chłopak jęknął, czując, że siostra nie pomoże mu, dopóki nie zaspokoi swojej ciekawości.
- Do kina. - odpowiedział. Z początku nawet myślał o teatrze, ale zabierać aktorkę teatralną do teatru, to praktycznie tak samo jak zabierać kucharza do restauracji... Musiał ją czymś zaskoczyć.
Z resztą sama podsunęła mu wczoraj pomysł, mówiąc, że jeszcze nie widziała tego filmu. A on postanowił, że się wykaże i udowodni jej, że mu zależy.
- W krawatach wujka będziesz wyglądał jak stary dziad. - stwierdziła Zuzanna, w końcu litując się nad biednym, młodszym bratem i oferując mu pomoc. - Lepiej weź któryś Piotrka. Są w komodzie w przedpokoju.
Kiedy już skończył się szykować i stanął w drzwiach gotowy do wyjścia, Zuza podeszła do niego.
- Ależ ty pachniesz perfumami...
Spanikowany Edmund powąchał swoje ramię.
- Przesadziłem? - zapytał ze zdenerwowaniem, patrząc na zegarek. Było w pół do siódmej. Nie miał już czasu się przebierać.
- Nie, jest okej. - uspokoiła go siostra. - Ale zapomniałabyś kwiatów.
Bukiet róż leżał na stoliku w kuchni. Chłopak zarumienił się.
- A więc to randka? - zauważyła Zuzanna.
- Tak. - przyznał się. - Ale błagam na razie nic nie mów Piotrowi... Będzie mnie dręczył, jak z tego nic nie wyjdzie.
- Dobra, dobra, nic nie powiem. - obiecała dziewczyna. - Ale zdradź mi chociaż, z kim wychodzisz.
Pevensie uśmiechnął się głupio.
- No przecież wiesz.
Otworzył drzwi, wymijając siostrę. Nie chciał się spóźnić na swoją pierwszą, poważną randkę.
- Ta co zwykle? - zawołała za nim Zuza, chyba trochę rozbawiona.
- A któż by inny! - odkrzyknął, zbiegając po schodach.
- Powodzenia! - rzuciła jeszcze najstarsza z sióstr Pevensie, gdy już biegł ulicą i nie mógł jej usłyszeć.
Ach te dzieci... - pomyślała. - Tak szybko dorastają.
_____________
- Czy ty masz na sobie makijaż?
Zaskoczona Charlotta zajrzała do łazienki, w której stroiła się jej kuzynka.
Aurelia nigdy się nie malowała. No chyba, że charakteryzatorzy zmuszali ją do tego przed jakimś występem. Na codzień na twarzy nosiła, co najwyżej krem z filtrem. Rose powątpiewała, czy jej siostra cioteczna w ogóle potrafi używać tuszu do rzęs albo pudru.
- Przesadziłam?! - jęknęła przerażona blondynka, patrząc na zegarek. Do umówionego spotkania pozostało jej pół godziny.
- Nie, nie. - uspokoiła ją rudowłosa, uważnie przyglądając się wynikowi jej pracy. - Jest prawie niewidoczny. Dodałabym jednak trochę różu na policzki. Żebyś nie wyglądała tak blado.
Bellflower zgodziła się i pozwoliła kuzynce musnąć swoje kości policzkowe niewielką ilością różowej maści.
Przyjrzała się swojemu odbiciu w lusterku. Miała na sobie prostą, długą, brązową spódnicę z wysokim stanem i elegancką czarną bluzkę. Buty na delikatnym obcasie dobrała pod kolor spódnicy.
Na szyję założyła naszyjnik z pereł, który należał kiedyś do jej matki. Uszy przyozdobiła kolczykami do kompletu, a włosy jak zwykle w ładzie utrzymywała jej ulubiona czarna opaska.
- Wyglądasz jakoś tak... - Charlotta przekrzywiła głowę. - Dorosło.
Dziewczyna uśmiechnęła się na te słowa.
- Kiedyś trzeba. - odrzekła, wychodząc z toalety.
- Nie denerwujesz się? - Charlotta uniosła sceptycznie brwi. Coś jej tu nie pasowało. Aurelia zawsze przeżywała wszystko, co było związane z Edmundem.
Blondynka tylko wzruszyła ramionami.
- Jakoś nie. - odpowiedziała. - Mam przeczucie, że wszystko będzie dobrze.
- I oby tak było. - przytaknęła jej kuzynka. - Nie zmienia to faktu, że lekki stresik jest naturalny.
- Staram się nie myśleć, że idę na randkę. - stwierdziła Bellflower. - Inaczej chyba bym oszalała i w ogóle stąd nie wyszła.
- Dobry plan. - Charlotta usiadła na łóżku, przyglądając się uważnie blondynce. Teraz dopiero dostrzegła, że jej dłonie lekko drżą. Może jednak była zdenerwowana, tylko starała się to ukryć.
- Z resztą Edmund do tej pory mnie nie pocałował. - powiedziała, nakładając na usta trochę szminki. - Więc może wcale nie ma na to ochoty.
- Ty czytałaś ten list czy nie? - rudowłosa wzniosła oczy do nieba. - Chyba nie istnieje na świecie człowiek, który bardziej chciałby Cię pocałować.
Aurelia wyraźnie zmarkotniała. Wzięła do ręki torebkę i zaczęła wkładać do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
- Wiesz... - zaczęła. - To mogły być tylko jakieś jego fantazje. Często się tak zdarza. Faceci wolą sobie wyobrażać rzeczy, a jak przychodzi, co do czego to...
Z całych sił starała się ukryć łzy zbierające się pod jej powiekami. Przecież nie może się teraz rozpłakać!
- Ej. - Charlotta podeszła do siostry, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Nie przejmuj się tym. Może po prostu jest tak samo zdenerwowany jak ty.
Blondynka spróbowała otrzeć głupią łzę, nie niszcząc makijażu.
- Ta. - mruknęła. - Albo po prostu okazałam się nie tak piękna jak w jego wspomnieniach.
Rudowłosa jęknęła.
- Żartujesz sobie? Przecież gdyby Cię nie lubił, nie zaprosiłby Cię na randkę!
- Może robi to z grzeczności.
- Pff... Wątpię, Edmund nie jest aż tak wyrachowany.
- Skąd wiesz?
- Aurelio, jesteś piękna.
Charlotta chwyciła ją za ramiona i zmusiła, by zwróciła na nią wzrok.
- Jesteś jedną z najwspanialszych dziewczyn, jakie znam. - przyznała, a w zielonych tęczówkach jej oczu malowała się jedynie szczerość. - Masz wspaniałe serce, jesteś dużo lepszą siostrą dla mnie niż ja byłam kiedykolwiek dla Ciebie. Jesteś dobrą, wartościową osobą, która zasługuje na kogoś wartościowego. Wygląd ma tutaj znikome znaczenie.
Blondynka spojrzała na kuzynkę w niemałym szoku.
- Nie mówisz tego tylko po to, żeby poprawić mi humor? - zapytała cicho. - Ty najpiękniejsza dziewczyna w mieście?
Rose przewróciła oczami.
- Nie, nie mówię. - żachnęła się z irytacją. - Co z tego, że jestem ładna? Im staje się starsza, tym bardziej rozumiem, jak mało ważne to jest. I ty też jesteś piękna, Aurelio! Jesteś inna niż te wszystkie wypinzdżone dziewczyny w teatrze i naprawdę Ci tego zazdroszczę. Możesz być sobą i nie musisz się dostosowywać.
Wow. Takiej przemowy Bellflower się nie spodziewała.
- Od dziecka byłam uczona, jak powinna zachowywać się dziewczyna, by zdobyć porządnego męża. - kontynuowała rudowłosa, patrząc ze złością w lustro na swoje odbicie. - Ale żadna z tych rzeczy, nie miała związku z czymś głębszym. To były tylko wstążki, falbanki, perfumy, miłe uśmiechy i słodkie słówka. A przecież nie na tym to wszystko się opiera!
Dopiero teraz Aurelia dostrzegła, jak jej kuzynka się zmieniła. Od jakiegoś czasu ubierała się jakoś tak skromniej i wydawała się dużo bardziej przygaszona.
- Ja szłam za tymi wskazówkami posłusznie, a ty nigdy nie potrafiłaś. - stwierdziła Rose, patrząc z niejakim szacunkiem na swoją siostrę. - I dobrze dla Ciebie. Jesteś w stanie kogoś poznać i polubić, a na mnie patrzą tylko jak na ładny obrazek, nic poza tym!
Teraz to ruda była bliska płaczu.
- Przepraszam, że odbiłam Ci wtedy Eltona. - wybuchła szlochem, chowając twarz w dłoniach. - Wiem, jak bardzo Cię skrzywdziłam. Byłam głupia i młoda, a on podnosił mi samoocenę. Nie liczę, że mi wybaczysz, ale na-naprawdę mi przyyykro...
Blondynka nigdy nie widziała swojej kuzynki płaczącej. Podbiegła do niej i automatycznie pochwyciła ją w ramiona.
- Ależ Charlotto, oczywiście, że Ci wybaczam. - mocno przytuliła siostrę. - Przecież on nie był nawet moim chłopakiem...
- Ale zależało Ci na nim. - wychlipała tamta. - A ja byłam zbyt zapatrzona w siebie samą, żeby się tym przejmować.
Z jakiegoś powodu Aurelia poczuła się dużo lepiej słysząc te słowa z jej ust.
- Było, minęło. - odpowiedziała. - Liczy się teraz. Ja już o nim zapomniałam. I tak szczerze to chyba dobrze się stało, bo patrząc z perspektywy, jest on strasznym egoistą.
Nieśmiały uśmiech wypłynął na twarz rudowłosej.
- To fakt. - przyznała. - Dupek z niego. W sumie to można powiedzieć, że uratowałam Cię przed nim. Zasługujesz na znacznie więcej.
Kiedy siostry już wyściskały się i otarły łzy, pan Bellflower krzyknął do nich z dołu.
- Aurelio, ktoś do Ciebie!
Spanikowana dziewczyna spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Popraw makijaż. - poradziła jej Charlotta. - A ja zobaczę, jak Edmund radzi sobie z twoim tatą.
Blondynka uścisnęła jej dłoń.
- Kocham Cię. - powiedziała. - I ty też zasługujesz na coś lepszego.
______________
- Edmund... tak?
Przerażony chłopak przestępował z nogi na nogę. Wydawało mu się, że wszystko przemyślał. Każdy krok, zachowanie...
Okazało się jednak, że w swych szczegółowych kalkulacjach pominął jedną, dosyć istotną kwestię.
Konfrontację z jej ojcem.
Pan Bellflower był wysokim i wyjątkowo barczystym mężczyzną. Ciemne włosy lekko mu siwiały, a sam podpierał się o laskę z powodu chorej nogi.
Nie zwiodło to jednak chłopaka, oj nie. Był pewien, że gdyby tylko zrobił coś nie tak, cukiernik zdzieliłby go tą laską w brzuch.
- Edmund Pevensie. - przedstawił się, wyciągając dłoń, co okazało się mało dobrym pomysłem.
Ojciec Aurelii tak mocno ścisnął mu rękę, że chłopak ledwo powstrzymał się, by nie jęknąć z bólu.
- Wejdź. - mężczyzna wpuścił go do środka, obrzucając uprzednio bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem.
Pevensie niepewnie przestąpił próg i stanął na zadbanym, wyłożonym drewnianą boazerią przedpokoju.
- Tak więc, Edmundzie, pisałeś w tym roku maturę? - przerwał ciszę pan Bellflower, unosząc swą krzaczastą brew.
O nie. Na tego typu pytania Edmund nie był przygotowany. Mężczyzna świdrował go przez cały czas nieprzyjemnym wzrokiem i chłopak pomyślał, że jego oczy przypominają ślepia jastrzębia, który pragnie rozszarpać każdego, kto spróbuje zbytnio zbliżyć się do jego córki.
- Hm, no tak... - wydusił Pevensie, z ulgą dostrzegając, że dołączyła do nich Charlotta.
- Cześć. - przywitała się. - Może chcesz herbaty?
- Nie, dziękuję. - odpowiedział uprzejmie.
- Edmund napije się czegoś innego. - wtrącił ojciec Aurelii i wskazał drzwi do salonu. Czarnowłosy nie miał wyjścia, ruszył we wskazanym kierunku.
Matko, ile jeszcze będą trwały te tortury? - pomyślał.
- A więc wybierasz się pewnie na jakieś studia? - kontynuował pan Bellflower, jakby im nie przerwano. Na stoliku przed kanapą postawił dwa kieliszki.
- Nad tym się zastanawiam... - odpowiedział szczerze chłopak, patrząc, jak mężczyzna nalewa im czerwonego wina.
Chciał już powiedzieć, że nie pije alkoholu, ale uznał, że mogłoby to zostać odebrane jako nieuprzejmość. Upił łyk trunku.
- Zastanawiasz się? - pan Bellflower uśmiechnął się, ale było coś nieprzyjemnego w jego uśmiechu. - A masz jakiś inny plan?
- W zasadzie to... - Edmund zaczął i urwał. Nie powinien był poruszać tego tematu. Nie dziś i nie z ojcem dziewczyny, na której punkcie oszalał.
- Bardzo ciężko w tych czasach o dobrą pracę bez wykształcenia. - zauważył mężczyzna. - Zwłaszcza dla młodych i niedoświadczonych dzieciaków. Nie dość, że wojna to jeszcze przez emigrantów rynek pracy nie prezentuje się wcale najlepiej. No chyba, że chcesz wyjechać do Ameryki lub zaciągnąć się do wojska...
Edmund przełknął ślinę, próbując się nie zakrztusić winem. Zerknął nerwowo w stronę pana Bellflowera i pomyślał, że nieważne, co powie, zostanie to użyte przeciwko niemu.
- A o jakich studiach myślałeś? - drążył ojciec Aurelii.
- Prawo lub Ekonomia.
- Ambitne. - przyznał mężczyzna. - Lecz obecnie dosyć nieprzydatne. Chociaż wojna kiedyś się skończy... Lubisz siedzieć za biurkiem i liczyć pieniądze?
- Myślę, że takie studia dałyby mi perspektywę na bardzo różne specjalizacje. - odpowiedział rozważnie chłopak. - Jak Pan to ujął ,,liczenie pieniędzy" przydaje się w wielu zawodach.
Pan Bellflower przekrzywił głowę. Opanowanie i rozwaga Edmunda najwyraźniej zrobiły na nim dobre wrażenie.
- Wydajesz się mieć głowę na karku. - przyznał. - Mam nadzieję, że maniery masz tak dobre jak gadane. I moja córka wróci do domu najpóźniej o dziesiątej.
- Och, tato! - zawołała stojąca na szczycie schodów dziewczyna. - Jestem już przecież dorosła!
Edmund odwrócił się w jej kierunku i na jego usta mimowolnie wypłynął uśmiech. Wyglądała jak dziewczyna z wyższych sfer i Pevensie poczuł ogromną dumę, że wychodzi z nim do kina.
Ona również się uśmiechnęła. Wargi miała pomalowane mocną czerwoną szminką, przez co wydawała się dużo starsza.
- Aurelio. - chłopak od razu się podniósł i podszedł do blondynki, by podać jej dłoń, gdy pokonywała ostatnie stopnie schodów.
- Jedenasta. - powiedział stanowczo ojciec. - I jest to moje ostatnie słowo. Żyjemy w niespokojnych czasach.
- Niech się Pan nie martwi. - Edmund wyszczerzył zęby. - Będzie ze mną bezpieczna.
___________
- To twoje auto? - nie dowierzała dziewczyna, gdy otworzył przed nią drzwi eleganckiego, czarnego samochodu.
- Piotrka. - przyznał się, pomagając jej wsiąść. - Dobrze mu się powodzi na tej medycynie. Dostał kilka stypendiów... A przecież żyjemy w niepewnych czasach.
Aurelia czuła się trochę jak w filmie. Zapadał wieczór, a ona siedziała wystrojona w perłową biżuterię i jechała na randkę. Na randkę z Edmundem, z Edmundem w krawacie i w garniturze, z Edmundem prowadzącym eleganckie auto.
Och, ależ on świetnie wyglądał za kółkiem! Chłopak miał problem, żeby skupić się na drodze, gdyż jego wzrok co jakiś czas uciekał w jej kierunku.
- Wyglądasz jak gwiazda filmowa. - mówił, kręcąc głową i szczerząc się od ucha do ucha. - Ale mam szczęście, że umawiam się z aktorką. Założę się, że będziesz wyglądała lepiej od tych na ekranie...
- A gdzie my jedziemy? - zapytała Aurelia, rumieniąc się na taki komplement.
Nie musiał jej jednak odpowiadać. W tym momencie dotarli do budynku kina.
Edmund wynajął salę tylko dla ich dwójki. Zorganizował też butelkę szampana oraz ulubiony przysmak Aurelii- truskawki w czekoladzie.
Blondynka poczuła, jak dech zapiera jej w piersi. Ciemne pomieszczenie ozdobione było mnóstwem lampionów ze świecami, a podłoga obsypana płatkami czerwonych róż.
- Edmundzie... - wyjąkała zaszokowana. Naprawdę nie spodziewała się czegoś takiego. W jej oczach pojawiły się łzy.
Nie mogła uwierzyć, że to dla niej. Że ktoś zrobił dla niej coś takiego.
Takie rzeczy się nie przytrafiały. No może w książkach albo filmach. Ale nie w prawdziwym życiu.
Nie jej.
Chłopak posadził ją na honorowym miejscu i wręczył jej bukiet róż.
- Mówiłaś, że nigdy go nie oglądałaś. - powiedział, siadając obok niej. - A to była nasza piosenka, więc pomyślałem, że będzie to dobry pomysł...
Dobrze, że było ciemno, bo chłopak nie mógł zobaczyć, jak łzy ciekną jej po policzkach. Starła je ukradkiem.
Nagle na ścianie przed nimi wyświetliły się napisy i rozpoczął się film. Casablanca. Film o miłości i o wojnie. Okazał się naprawdę piękny, a już zwłaszcza scena z ich piosenką...
Przez cały czas Edmund trzymał ją mocno za rękę, ale nie wykonywał żadnego innego ruchu w jej kierunku, choć miał ku temu bardzo dogodną okazję.
No bo czy istnieje lepsza sceneria do całowania niż ciemna sala kinowa, oświetlona tylko świecami?
Aurelia znów zaczęła wątpić, czy on w ogóle chce ją pocałować.
Gdy film się skończył, wrócili do auta, a chłopak dalej nie zabierał się do całowania.
- Podobało Ci się? - zapytał.
- O tak. - mruknęła i cieszyła się, bo siedząc na wzruszającym filmie, miała przynajmniej pretekst, by być zapłakana.
Kciuk chłopaka pochwycił zbłąkaną łzę, majaczącą się na jej policzku. Zesztywniała, czując, że automatycznie robi się jej gorąco.
- Nie lubię patrzeć jak płaczesz. - przyznał, gładząc ją po twarzy.
Niespodziewanie obudziły się w nim jakieś instynkty obronne i gdy tak patrzyła na niego swoimi wielkimi, zapłakanymi oczami zapragnął scałować każdą łzę, jaka kiedykolwiek miałaby się pojawić pod jej powiekami.
- Ale to nie są smutne łzy. - powiedziała, śmiejąc się lekko.
Powinien już ruszyć spod tego kina i odwieść ją do domu. Wprawdzie dochodziła 10, gdyż film trwał dosyć długo, ale ojciec blondynki zgodził się, aby wróciła do domu o 11... Mimo to Edmund czuł, że nie może łamać zasad.
Tylko swoich czy jej ojca?
Gdy już dotknął twarzy Aurelii, nie potrafił się odsunąć.
- Dlaczego mnie nie pocałujesz? - wyszeptała w pewnym momencie. - Na początku myślałam, że nie chcesz, bo Ci się nie podobam, ale teraz to wszystko...
Jej policzki zrobiły się rumiane, a puls wyraźnie przyspieszył. Siedzieli pod budynkiem kina w ciemnej uliczce, którą oświetlała tylko pojedyncza latarnia.
- Myślałaś, że mi się nie podobasz? - wymamrotał zdumiony Edmund. - Oszalałaś?
Blondynka spuściła wzrok, rumieniąc się jeszcze mocniej. Och, jaka ona była urocza!
Edmund pokręcił głową.
- Aurelio, nie masz bladego pojęcia, jak bardzo mi się podobasz. - mruknął, zamykając oczy, żeby się uspokoić. Musiał nad sobą panować.
- To czemu jeszcze mnie nie pocałowałeś? - powtórzyła cichutko pytanie. W jej głosie usłyszał nutę nieśmiałości przemieszaną z lekkim zniecierpliwieniem.
To wszystko sprawiło, że poziom testosteronu w jego krwi wyraźnie wzrósł.
- Dlaczego Cię nie pocałowałem? - westchnął, uchylając powieki. Pochwycił twarz blondynki w obie dłonie, a ona położyła swoje drobne rączki na jego ramionach.
Pachniała jak zwykle różami i cynamonem. Miała bardzo gładką skórę. Pochylił się do przodu i oparł swoje czoło o jej.
- Chciałem zasłużyć na ten pocałunek. - powiedział cicho.
Dziewczyna poczuła, jak ciepły dreszcz przeszywa całe jej ciało.
- Po tym wszystkim, co się stało... - wyszeptał. - Chciałem mieć pewność, że naprawdę na Ciebie zasługuję. Że nasz kolejny pocałunek będzie czymś wyjątkowym. I że ty też będziesz go chciała.
Aurelii na chwilę odebrało mowę. O matko, a więc to wszystko...
- Edmundzie Pevensie. - powiedziała, ledwo łapiąc dech. - Pocałuj mnie wreszcie do jasnej cholery!
I nie musiała mu tego dwa razy powtarzać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top