Rozdział XX

- Oni naprawdę uważają, że kawałek plastiku na mojej twarzy w jakikolwiek sposób mi pomoże? - zapytała Viorica, nawet nie powstrzymując ironii. - Au! Za co?!

Raven, upinający na niej w tym momencie materiał na dziewczynie uśmiechnął się złośliwie.

- Za myśl, że pozwoliłbym, żeby twoja maska była tylko jakimś kawałkiem plastiku - w jego zręcznych palcach błysnęła kolejna szpilka. - Jedwab i perły to moje absolutne minimum.

Zaśmiałam się cicho, dziękując losowi że ja podczas tego balu będę miała na sobie co najwyżej mój mundur galowy. Od jakiejś godziny towarzyszyłam Viorice podczas przymiarek jej sukni na koronację. Ona stała na podeście pośrodku jej sypialni, dookoła krzątał się Raven z belami materiału i szpilkami wbitymi w wypchaną watą kieszeń jedwabnej koszuli, a ja obserwowałam to, wygodnie rozparta na kanapie.

- A ty z czego się tak cieszysz? - zapytała granatowowłosa, posłusznie unosząc ręce.

- Z tego, że nie mam takich problemów - odparłam wesoło, przeglądając w telefonie raporty z porannej zmiany. Jedna z wiadomości rzuciła mi się w oczy. Rachel już kilka dni temu zaczęła wysyłać mi wszystkie informacje do przekazania Viorice i nie sądziłam, by miało się to zmienić. - Via, wybrałaś już kogoś na swoje damy dworu?

- Nieszczególnie o tym myślałam - powiedziała z roztargnieniem, lustrując wzrokiem materiał, jaki Raven właśnie upinał na jej biodrze. - Ile musi ich być?

- Przyjęło się, że trzy - odparłam, analizując ostatnie rozstawienie straży. - Dwórki królowej to hrabina Henriette, lady Germain i lady Proven.

- Tą pierwszą już poznałam, co z pozostałymi? - zainteresowała się dziewczyna.

- Wychowują wnuki - odpowiedział za mnie Raven, oceniając swoje dzieło.

- A ona ich nie ma?

- Ma - pokiwałam głową, wprowadzając poprawki do rozstawienia. - Tylko jej pociechy są już dorosłe.

- Przecież jest niewiele starsza od królowej - zdziwiła się Viorica.

- Ale była niewiele starsza od ciebie, kiedy urodziła swoją córkę - wzruszył ramionami projektant. - A że jaka matka taka córka...

- Nie sądziłam, że to może być takie skomplikowane - westchnęła granatowołosa, krzywiąc się, kiedy ukłuła ją kolejna szpilka.

- To dopiero wierzchołek góry lodowej - zaśmiałam się, kręcąc głową.

- Wiesz,  że nie pomagasz? - Via rzuciła mi błagalne spojrzenie.

- A miałam?

Nawet Raven uśmiechnął się krzywo, kiedy przysłuchiwał się naszej wymianie zdań. Odłożyłam papiery, nad którymi pracowałam na kanapie i stanęłam obok Ravena, oceniając jego dzieło. Pudroworóżowy gorset z dekoltem w kształcie serca był delikatnie pomarszczony i na wysokości talii kończył się paskiem z koronkowych kwiatów. Spod niego wypływały warstwy szyfonu tego samego koloru, układając się w piękną kaskadę. Wiedziałam, że gdy Raven to skończy, suknia będzie zapierała dech w piersiach.

- Tylko korony ci brakuje - powiedziałam z uśmiechem, obchodząc ją dookoła. 

Odwzajemniła uśmiech i ostrożnie zeszła z podestu, chcąc przejrzeć się w lustrze.

- Amelie... - zaczęła, napotykając moje spojrzenie. - Zostaniesz moją damą dworu?

Zatkało mnie. Nie była przygotowana na taką propozycję, nie mówiąc już o takiej funkcji. Jednak kiedy zobaczyłam błagalne spojrzenie Viorici, po prostu nie mogłam odmówić. Nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa, więc tylko pokiwałam głową.

- Czyli jednak dwie piękne suknie! - ucieszył się Raven, a ja nie mogłam się nie roześmiać.

***

Miałam ochotę z marszu pogadać z Nathanem, ale wróciła do mnie bolesna świadomość tego, że nie mogę się z nim kontaktować. Westchnęłam ciężko, coraz mocniej odczuwając brak najlepszego przyjaciela, zwłaszcza, kiedy nie miałam nic do roboty. Nowy plan ochrony się sprawdzał i Gwardia miała chwilę oddechu od nagonki, przed kolejną mobilizacją podczas oficjalnej koronacji. Informacja o przybyciu księżniczki na zamek wczoraj poszła do mediów i od tamtej chwili Rachel, jako królewski rzecznik prasowy miała ręce pełne roboty. Pole siłowe było włączane każdej nocy, ilość strażników patrolujących okolice zamku podwojona, ale gwardziści zdawali się już powoli znowu wpadać w przyjemną rutynę. Niestety nadchodzący tydzień miał nieźle namieszać w naszych grafikach. Segregator z raportami, które wypełniałam, odłożyłam na półkę w centrali, a sama skierowałam się do jednego z pokojów przesłuchań. Przy metalowym stole zawalonym aparaturą podsłuchową, siedziało dwóch techników i na bieżąco monitorowało postępy Nathana i Kaydena. 

- Coś ciekawego? - zapytałam, nie spodziewając się rewelacji. 

Wiedziałam, że Nathan jest świetny do misji pod przykrywką, ale średnio chciało mi się wierzyć, że po tygodniu jest już w szeregach rebeliantów. Mógł wzbudzać zaufanie, ale nie aż takie.

- Na tę chwilę chyba złapali kontakt - odpowiedział jeden z nich między ziewnięciami. - Przynajmniej tak wnioskujemy z nagrań. 

- Kiedy przychodzą wasi zmiennicy? - zapytałam, widząc ich wory pod oczami.

Młodszy spojrzał na zegar na ścianie. 

- Powinni być za dziesięć minut. 

Usiadłam na ostatnim wolnym krześle i sięgnęłam po słuchawki, jednak usłyszałam tylko niewyraźny szum miarowych oddechów. Czyli chłopcy spali. 

- Idźcie już, ja na nich poczekam - powiedziałam, zakładając słuchawki.

Sama nie wiem, czego się spodziewałam. Był wczesny wieczór, Nathan zawsze był strasznym śpiochem, więc raczej logiczne że już spał. Przełączyłam źródło na pluskwę Kaydena, jednak tam też usłyszałam tylko miarowy szum. Mimo wszystko słuchałam go, aż nie przyszli kolejni technicy. Westchnęłam zdejmując słuchawki i wstałam.

- Dobrej nocy panowie - rzuciłam, na co oni tylko kiwnęli mi głowami. 

Nikt nie lubił nocnej zmiany. Położyłam dłoń na moim brzuchu, chcąc stłumić uporczywe burczenie. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam do kwater dowódców, gdzie w socjalce przy stole siedzieli moi opiekunowie.

- Znajdzie się dla mnie jakaś kolacja? - zapytałam, siadając między Gregorym, a Eliasem.

- Pani generał wreszcie znalazła dla nas czas? - odparł z rozbawieniem Elias, podając mi miskę parującego gulaszu. - Możesz przy okazji powiedzieć tym niewdzięcznikom, że tym razem nie jest za ostre?

Zaśmiałam się, ciągle pamiętając wypalający kubki smakowe twór mężczyzny sprzed kilku tygodni. Za nic nie nazwałabym tego zwykłym curry. Z drugiej strony Elias miał zaskakująco dobrą tolerancję na ostre jedzenie. Ale tym razem faktycznie udało mu się nie przesadzić. 

- Pyszne Elias, dzięki - uśmiechnęłam się do niego, zanim zaczęłam pochłaniać potrawę.

- Jakieś wieści z góry? - zapytał Edgar, sprzątając puste naczynia pozostałych.

- Przecież naczelny plotkarz Gwardii już tu jest, czemu pytasz mnie? - zdziwiłam się, wskazując na Cyrila.

Mężczyzna posłał mi krzywe spojrzenie, a ja potrzebowałam całej siły woli, żeby nie odwrócić wzroku, zgodnie z tym, czego mnie nauczyli. Nie zamierzałam pokazywać mu, że mnie onieśmiela. To ja teraz byłam generałem i nawet jeśli nie musiałam, to chciałam im pokazać, że poradzę sobie na tym stanowisku. Tym bardziej, że jakiś czas wcześniej jak idiotka zgodziłam się przyjąć kolejne.

- Możecie się ze mnie śmiać, ale wiedza to potęga - burknął Cyril, udając obrażonego. - Zwłaszcza na dworze królewskim. To niebezpieczne miejsce.

- Mów do mnie jeszcze - mruknęłam, odsuwając od siebie pustą miskę. - Zostanę damą dworu Viorici.

Bardziej poczułam, niż zauważyłam cztery spojrzenia skierowane w moją stronę. Pierwszy odezwał się Gregory:

- Amelie, żartujesz, prawda?

- Miałam jej odmówić? - zapytałam z wyrzutem. - Viorica nie zna tu praktycznie nikogo. Nie wie, jak działa to miejsce. Z resztą to funkcja praktycznie reprezentacyjna. 

- Do grobu cię wpędzi to twoje dobre serce... - pokręcił głową Edgar.

- Tak, wiem - uśmiechnęłam się i wstałam, żeby wyjąć z lodówki puszkę coli. - Napiszcie mi to na nagrobku. 





Dostałam pytanie, czego słucham jak piszę, więc tu jest link do playlisty:  https://open.spotify.com/playlist/4gDX54nsmOEGcfHJvZA2gL?si=ZYeNeFSbSMaQfmztPJ0e5w

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top