Rozdział VIII
Obudziłam się bladym świtem. Typowe dla mnie. Ubrałam się w ubrania z wczorajszego wieczoru, uznałam, że jeszcze da się w nich połazić. Wyszłam z pokoju, chcąc jeszcze zajrzeć do centrum dowodzenia. Kiedy byłam w głównym holu, zauważyłam jak ktoś biegł przez ogrody pałacowe. O tej porze nie uznałam tego za normalne, więc powoli przeszłam przez oszklone drzwi i znalazłam się na dworze. Alejki z żywopłotu tworzyły swego rodzaju labirynt, a dookoła nich rozciągał się ogromny trawnik kończący się wysokim murem pałacowym. Ale nie miałam czasu podziwiać. Kątem oka zarejestrowałam ruch po mojej lewej. Ktoś biegł i próbował się ukryć przede mną. Puściłam się sprintem za nim. Po przeskoczeniu żywopłotu biegłam po trawniku, a odległość między mną, a uciekinierem była już coraz mniejsza. Lata ćwiczeń wyrobiły mi doskonałą kondycję, mogłam tak biec i biec, a moje stopy ledwie dotykały ziemi. Uwielbiałam to uczucie, kochałam prędkość. Byłam już coraz bliżej, kiedy on skręcił gwałtownie za róg zamku. Od tej strony było centrum treningowe dla gwardzistów i strażnica. On serio myśli, że tam mnie zgubi? To mój teren. Przyspieszyłam. Był już na wyciągnięcie ręki. Chwyciłam uciekiniera za kaptur i przygwoździłam kolanem do ziemi.
-Co się dzieje?
Na dźwięk tego głosu poderwałam się jak oparzona.
-Cavar?! Co ty tu robisz?!
Wstał powoli i otrzepał się z kurzu. Był w czarnym dresie, włosy miał rozczochrane. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Biegałem. Jak co rano. Nie sądziłem, że mogę przez to skończyć na ziemi. Czemu to zrobiłaś? - w jego głosie nie usłyszałam złości, może irytację, ale nie był zły.
-Wiesz, o tej porze mało kto chodzi po ogrodach, chyba że strażnicy, którzy mają obchód. Automatycznie uznałam cię za zagrożenie. - westchnęłam. - Przepraszam.
Uśmiechnął się pobłażliwie. Nie lubiłam, kiedy ludzie to robili. Myślałam, że przestali, kiedy zostałam generałem, a tu proszę.
-Każdy może się czasem pomylić, ale uprzedź mnie, kiedy następnym razem będziesz chciała mnie rzucić na ziemię. - zaśmiał się.
Zacisnęłam zęby. Jak on może być taki pewny siebie?
-Możesz być pewny, więcej się to nie powtórzy. - odeszłam w kierunku strażnicy.
-Dokąd idziesz? - zawołał za mną. Odwróciłam się.
-Muszę się zająć zabezpieczeniami zamku. Więc idę do centrum dowodzenia.
W mgnieniu oka znalazł się przy mnie.
-Idę z tobą.
Pokręciłam głową.
-Do centrum mogą wchodzić tylko wykwalifikowani gwardziści z identyfikatorami. Dokończ bieganie, a ja zajmę się swoją pracą. Spotkamy się przed twoim pokojem, w porze śniadania.
Kiwnął głową, rozumiejąc. Poszłam do centrum, gdzie już panował poranny rozgardiasz. Uśmiechnęłam się na myśl, że wróciłam do domu. Podeszłam do mojego kokpitu i przeczytałam wczorajsze raporty. Szkolenia szły dobrze, warty nie wykryły nic dziwnego. Czyli dzień zapowiada się dobrze, przynajmniej dla Gwardii. Spisałam ludzi, którzy mieli być na sali balowej podczas balu. Właśnie kończyłam, kiedy odezwał się mój brzuch. No jasne, nie jadłam jeszcze śniadania. Zatwierdziłam spis i poszłam do kuchni, witając się z moimi opiekunami. Wzięłam sobie miskę płatków i sok pomarańczowy. Jedzenie przy wspólnym stole jakoś mnie nie pociągało, więc poszłam do mojego pokoju w podziemiach. Usiadłam przy biurku, chcąc zjeść śniadanie, kiedy mój telefon postanowił się odezwać. Odebrałam, nie patrząc na ekran.
-Halo?
-Amelie! Miałaś zadzwonić idiotko!
Uśmiechnęłam się do siebie.
-Ciebie też miło słyszeć, Rosemary.
-Co masz na swoje usprawiedliwienie?!
-Że miałam dużo roboty? - spróbowałam.
-Jak zwykle to samo! Ale faktycznie, słyszałam, że jest u was Invea. I co?
-Co "co"?
-Jaki on jest?
-Jaki jest kto?
Prawie widziałam jak Rose przewraca oczami.
-Cavar! Jest tak przystojny jak w telewizji? Naprawdę ma znamię na karku?
-O, tego o znamieniu nie wiedziałam.
-Amelie!
-No dobra, już dobra. Może i jest przystojny, ale strasznie pewny siebie.
-Skąd to niby wiesz?
Oj... Zaraz się zacznie.
-Jestem jego osobistą ochroną.
Trzy, dwa, jeden...
-Aaaaa! Naprawdę? O mój Boże! To powiesz mu coś o mnie?
-A co bym miała powiedzieć?
-Że nie mam chłopaka i.. I... coś wymyślisz!
-Jak będzie okazja, to coś napomknę, ale teraz muszę już biec, dobrze? Zadzwonię jutro po południu, słowo.
Pożegnała się i skończyłam rozmowę. Jak jedna osoba może mieć tyle energii? To chyba nie jest zdrowe. Dokończyłam śniadanie i wróciłam do centrum. Tradycyjnie, sprawdziłam rozpiskę zadań i stwierdziłam, że można się jej trzymać. Raporty nic nie wykazały, więc skoro miałam jeszcze trochę czasu do śniadania, postanowiłam pobiegać. Ale nie po ogrodach, nie chciałam spotkać Cavara, więc wyszłam poza mury zamku jednym z bocznych przejść dla straży. Po kilku okrążeniach truchtem przyspieszyłam. Zamek był spory, więc jedno okrążenie było dosyć męczące, ale mimo wszystko każdy gwardzista, który ukończył szkolenie potrafił przebiec takich okrążeń koło dziesięciu. Ja też zrobiłam ten dystans i wróciłam do zamku. W tymczasowej sypialni znowu wzięłam prysznic i akurat kilka minut przed śniadaniem byłam gotowa i czekałam na Cavara. Kiedy wyszedł, miał na sobie koszulę w kratę i dżinsy.
-Gotowa? - zapytał.
-Ja już jadłam, to twoje śniadanie, ja tylko będę cię pilnowała. Osobista ochrona, Cavar. Nikt więcej.
Wzruszył ramionami i skierował się do jadalni. Po kilku metrach odezwał się:
-Macie bardzo nowoczesne uzbrojenie. - kiwnęłam głową. - Więc po co jeszcze ćwiczycie łucznictwo?
-Łuki nie są już potrzebne w walce i faktycznie, to szkolenie nie ma wymiaru praktycznego. Ale podczas pokazów, reprezentacja strzelców daje pod tym kątem świetny pokaz.
-Forma pokazowa? - zainteresował się.
-Dokładnie.
-Zobaczę to kiedyś?
-Podczas prezentacji sił zbrojnych za kilka dni. - pokiwałam głową.
Zeszliśmy do jadalni, gdzie już czekało śniadanie i reszta gości razem ze strażnikami.
-Przepraszam za spóźnienie. - Cavar uśmiechnął się do swoich rodziców.
Ja stanęłam pry drzwiach, lustrując salę wzrokiem. Zauważyłam, jak bardzo Cavar jest podobny do matki. Te same włosy, te same oczy. Myślałam o tym, jak łatwo byłoby narysować jego rysy. Były bardzo charakterystyczne, co bardzo ułatwiało mi sprawę. Poczułam, jak moja komórka wibruje. Cyril ułożył plan prezentacji sił zbrojnych. Dobrze, liczę, że dopilnuje, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Sama bym to zrobiła, ale ochrona osobista Cavara była w tym momencie moim priorytetem. Dlatego właśnie tego nie lubiłam. Ta część mojej pracy bardzo mnie ograniczała, podczas gdy normalnie mogłabym być wielozadaniowa, teraz musiałam koncentrować się na tym jednym moim obowiązku. Cavar skończył jeść, podziękował i ruszył do drzwi. Ja oczywiście ruszyłam za nim.
-Do obiadu masz czas wolny, Cavarze. - powiedziała Rachel, która podeszła do niego od razu, gdy znalazł się w holu. - Czy jest coś, co chciałbyś zobaczyć w naszym zamku?
Więc Rachel musiała zostać przydzielona jako jego przewodniczka. Całe szczęście, nie musiałam się tym zajmować.
-Chciałbym bliżej zapoznać się z funkcjonowaniem słynnej Gwardii Pałacowej Edenthrow. - powiedział z uprzejmym uśmiechem.Cholera. Rachel wiele o tym nie powie, Gwardia w zamku funkcjonuje bardzo autonomicznie, ma swoje zadania i nikt oprócz jego wysokości się nie wtrąca. Tym sposobem załatwił mi robotę przewodnika.
-Amelie jest w stanie opowiedzieć o tym dużo więcej niż ja. - A nie mówiłam? - Czy byłabyś tak miła i pokazała naszemu gościowi centrum dowodzenia? - uśmiechnęła się do mnie, ale ten wyraz twarzy mówił wyraźnie "zrobisz to i nie dyskutuj". Super.
-Dobrze, ale wolałabym się nie zagłębiać w szczegóły, jeśli to nie problem. - powiedziałam spokojnym, profesjonalnym tonem, który przyjmowałam, kiedy nie chciałam, żeby rozmówca usłyszał irytację w moim głosie. - Nie bez powodu w aktach na nasz temat spora część informacji jest oznaczona jako tajna.
-Jestem pewien, że jest coś, czego będę mógł się dowiedzieć. - uśmiechnął się życzliwie.
-Zapraszam za mną. - odparłam tylko.
Skierowałam się do wejścia pod schodami i otworzyłam je.
-Do centrum dowodzenia i ogólnie rzecz biorąc podziemi, czyli części zamku przeznaczonej dla Gwardii jest kilka wejść, to prowadzi do centrum, czyli naszej sali narad, kuchni, jadalni i niektórych sypialni. Do pozostałych części prowadzą odpowiednie korytarze. - zaczęłam mówić. - Do każdej dostaniesz się tylko mając identyfikator. - pokazałam mu kartę. - Ten akurat ma pełny dostęp, ale nasi rekruci mają karty częściowe i nie mają wstępu na przykład do tej części.
Schodami zeszliśmy do centrum, gdzie siedział Edgar. Na widok księcia gwałtownie zerwał się z miejsca.
-Spocznij. - wydałam mu komendę. - Cavar, to jest Edgar, jeden z moich ojców, mój poprzednik, obecnie szef działu wyposażenia technicznego. Edgar, to jest Cavar, następca tronu Invei.
Wymienili uścisk dłoni.
-Tutaj znajduje się centrum monitorowania zamku, stąd mamy dostęp do wszystkich systemów zabezpieczeń, tu przychodzą wszystkie raporty i w razie potrzeby odbywają się narady. - wyjaśniłam księciu i zwróciłam się do technika. - Gdzie jest Cyril?
-Na Placu Defiladowym. Musztruje nasze oddziały. Nie zazdroszczę im. - zaśmiał się Edgar siadając i biorąc kubek z kawą do ręki.
Ja też nie. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś przemusztrował mnie i mój ówczesny oddział. Nogi bolały mnie chyba tydzień, a wszystko przez to, że Raymil ukradł mu identyfikator. Byliśmy głupimi dzieciakami, to wszystko, ale nigdy więcej nikt nie ośmielił się z nim zadzierać.
-Cóż, byle do perfekcji. - powtórzyłam ulubiony zwrot Cyrila. - Chodź Cavar, idziemy dalej.
Przeszliśmy korytarzem sektora, który odwiedzałam najczęściej i stanęliśmy przed solidnymi stalowymi drzwiami.
-Tu kończy się sektor centralny. - odwróciłam się. - Jak zauważysz idąc dalej, takich drzwi jest kilkanaście. Nie tylko dzielą poszczególne sektory, ale też służą jako zabezpieczenie. Centrala to najbezpieczniejsza część zamku i właśnie tutaj udaje się rodzina królewska w razie ataku.
Machnęłam kartą przed skanerem i drzwi ustąpiły.
-Kiedy zdarzył się ostatni atak? - zainteresował się.
-Taki, podczas którego musieliśmy tu ewakuować rodzinę królewską? - upewniłam się. - Nigdy. Nie słyszałam o ani jednym ataku rebelianckim, kiedy siły wroga przedostały się dalej, niż na błonie. A jestem pewna, że byłby odnotowany.
-Nie dopuściliście ich nawet do wejścia? - słyszałam zdziwienie w jego głosie.
-Nie. - odparłam spokojnie. - Gwardia Pałacowa Edenthrow jest niezawodna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top