Rozdział VI
Nie myślałam o tym na co dzień. Było łatwiej po prostu skupić się na tu i teraz, niż myśleć gdzie oni teraz są, czy żyją i czy się o mnie martwią.
Przez chwilę milczał. Nie musiałam patrzeć na jego twarz, żeby wiedzieć, że nie wie co powiedzieć i bije się z myślami. Myślałam, że zaraz usłyszę wyrazy współczucia, albo lepiej, jakieś pocieszenie, że mimo to daleko zaszłam. Ale on zapytał tylko:
-Opowiesz mi, jak to było?
Wzięłam głęboki wdech.
-To nie tak, że czuję się z tego powodu porzucona, czy jakaś załamana. Nie zmienię tego, więc pogodziłam się z tym i już właściwie normalnie o tym mówię. Po prostu pewnego ranka kilku strażników podczas obchodu usłyszało kwilenie dziecka. Tuż za zamkowym murem, w krzakach leżał mały niemowlak. Cały zziębnięty, drobniutki i wychudzony. Zawinięty tylko w błękitny kocyk. To byłam ja. Nie wiem, czemu postanowili mnie wychować, w każdym razie wzięli mnie pod swoje skrzydła. Ówczesny generał, a teraz szef działu technicznego wyposażenia Gwardii, Edgar i kilku jego kolegów zostali moimi ojcami. Czwórka najlepszych przyjaciół postanowiła się zająć małą dziewczynką. Nazwali mnie Amelie. Nie ukrywali tego przed królem i królową, oni wiedzieli od pierwszego dnia i bardzo ich w tym wspierali. Cieszyli się z obecności małego dziecka w zamku, skoro stracili swoje własne. Moi opiekunowie bardzo o mnie dbali, nawet jeśli kiedy mnie znaleźli wyglądałam na niemal martwą. Kiedy podrosłam, zaczęli mnie trenować. I tym sposobem, w wieku dwunastu lat zostałam pełnoprawnym członkiem Gwardii Królewskiej. Byłam młodsza od wszystkich kandydatów, ale mimo to okazałam się najlepsza. Dzień, w którym mnie znaleźli uznali jako dzień moich urodzin. Od tego czasu minęło osiemnaście lat. A teraz... jestem tutaj. Na progu dorosłości.
Przez chwilę milczał, czułam na sobie jego wzrok. Ciekawe co myślał. Współczuł mi? Ja po prostu patrzyłam się przed siebie.
-Nie powiem, że ci współczuję... - zaczął powoli. - Bo nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego, co ty przeszłaś.
-Nikt nie umie, Cavar, nie mam ci tego za złe.
-A skąd imię Amelie?
-Królowa Estella ma tak na drugie imię. Tak swój wybór tłumaczyli moi opiekunowie.
-Zawdzięczasz im życie.
-Życie, wychowanie.. Wszystko do czego doszłam to ich zasługa.
Naszą rozmowę przerwało rozpoczęcie transmisji przyjęcia gości z Invei w pałacu. Na nagraniach Cavar wypadł świetnie, jak dobrze wychowany i odpowiedzialny książę. Ku mojemu przerażeniu, gdy kłaniałam się przez parą królewską, zrobiono na mnie zbliżenie. Nie lubiłam być w mediach. Przez te lata służby przyzwyczaiłam się do bycia niewidzialną i źle się czułam, kiedy widziałam swoją twarz gdziekolwiek utrwaloną. To zdecydowanie było nie dla mnie.
-Świetnie wypadłaś. - Cavar odwrócił się w moją stronę. - Może i tego nie lubisz, ale jesteś bardzo fotogeniczna, wiesz?
Uśmiechnęłam się słabo.
-Nie sądzę. Mojej twarzy nie powinno się uwieczniać. Już nawet nie z powodu tego, że uważam, że jestem nijaka, tylko dlatego, że od początku służby nauczyłam się, że lepiej być niewidzialnym strażnikiem i teraz dziwnie się z tym czuję.
-Nie jesteś nijaka. Założę się, że wiele osób myśli, że jesteś bardzo ładna. -wpatrywał się we mnie intensywnym wzrokiem. Speszyłam się i spuściłam wzrok.
-Cavarze, mój wygląd nie pozwala mi się wyróżniać i dobrze. Gwardzista musi być skromny i zawsze stać z tyłu. Jeden z moich opiekunów mówił, że ci, których nie widać, widzą najwięcej. To prawda. I my mamy właśnie tacy być. Żeby móc was obronić.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Nie mogę uwierzyć. W kwestii obronności przyjmuję rady od osiemnastolatki.
-Czy ta osiemnastolatka to jakiś przytyk do mnie? - zaśmiałam się.
Też się zaśmiał. Atmosfera się trochę rozluźniła.
-Nie, spokojnie. Po prostu to.. niecodzienne. - usiadł po turecku na łóżku. - Nie jest ci tu gorąco? Może zdejmij tą kurtkę.
Zawahałam się. Moi opiekunowie nie omieszkali mi strzelić wykładu na temat kontaktów z chłopakami, gdy tylko weszłam do Gwardii. Śniło mi się to po nocach. Ale zdało egzamin. Teraz miałam małe wątpliwości. Starszy chłopak, łóżko i każe się rozbierać? Ale w końcu stwierdziłam, że następca tronu nie będzie dodatkowo gwałcicielem, więc zdjęłam kurtkę i położyłam obok siebie. Wzrok Cavara przesunął się po moich ramionach i zatrzymał się na bliźnie na ramieniu.
-A ta ozdoba? - zapytał.
- Też chcesz taką? Kulka w ramię, szycie w pałacowym szpitalu i proszę bardzo. - zaśmiałam się. - Nie lubię jej. Kiedy tylko na nią patrzę, widzę ten dzień, kiedy ktoś zaatakował królową. To było straszne.
-Czyli to inna pamiątka heroizmu, którym zasłużyłaś na Różę Krwi?
-Nie mówmy może o tym, co noszę na mundurze, dobrze?
Uśmiechnął się. Kiedy to robił, jeden kącik ust miał wyżej niż drugi, co dawało całkiem ciekawy efekt.
-Skromna jesteś, nie ma co, ale dobrze. Jakie plany na jutro?
Poszukałam chwilę w głowie odpowiednich informacji. Coś Rachel mówiła, ale... już wiedziałam.
-Śniadanie, potem do obiadu masz czas wolny. Po południu odbywa się bal powitalny.. - urwałam. - A ja będę musiała cię na nim pilnować...
Spojrzał na mnie.
-Coś nie tak?
-Nie.. Po prostu nie lubię strzec ludzi na balach, to wszystko.
-Rozumiem cię. Ciężko wtedy komuś dotrzymać kroku i stale go obserwować.
Taaaa. Mniej więcej o to chodziło. Właściwie, to ochrona podczas balu nie sprawiała mi żadnej trudności. Ale po prostu podczas balu będę musiała mieć na sobie coś eleganckiego. Czyli sukienka. A ta z mojej szafy... była już za mała. W myślach odnotowałam, żeby iść do szwalni, może coś tam znajdę dla siebie.
-Dobra Cavar, jutro ciężki dzień, a jest późno. - wstałam powoli. - Z resztą jeszcze muszę się zająć nocnymi zabezpieczeniami. Dobranoc.
Wstał i otworzył mi drzwi.
-Dobranoc, Amelie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top