Epilog

Niebo było ciężkie od burzowych chmur, kiedy na zamkowym cmentarzu, między świeżymi grobami zebrał się niewielki tłum, wszyscy skupieni dookoła otwartej trumny. Zdawało się, że nawet przyroda chce pożegnać Amelie Farren, dwudziestego czwartego Generała Gwardii Pałacowej Edenthrow. Ubrana w swój mundur galowy, z rozpuszczonymi włosami, wyglądała nadzwyczaj spokojnie.

Wygląda prawie na szczęśliwą – przemknęło przez głowę księżniczki, stojącej razem z rodziną po prawej stronie trumny.

Wieść o śmierci Amelie rozeszła się szybko, jednak na pogrzeb trzeba było zaczekać. Wszyscy jej opiekunowie stwierdzili zgodnie, że chciałaby zostać pochowana jako ostatnia, po pozostałych poległych.

To właśnie ta czwórka stała teraz u szczytu trumny. Mimo, że nie należeli do najstarszych, każdy z zebranych miał wrażenie, jakby ostatnie dni dodały im po dziesięć lat. Z ich bladych twarzy bił nieopisany ból – taki, jakiego doświadcza się po stracie ukochanego dziecka. Bo tak właśnie traktowali Amelie. Nie byli idealnymi ojcami, ale każdego dnia, obserwując jak dorasta, widzieli, że wychowali dobrą osobę. Tym bardziej bolała ich świadomość, że już nikt nie będzie mógł się przekonać o tym, jaka była ich córeczka.

Viorica spojrzała na ojca. Zaczynała przyzwyczajać się do nazywania tak króla. Małymi kroczkami, może nawet zacznie mówić do niego „tato". Ten mężczyzna, głowa państwa, wpatrywał się teraz w dziewczynę leżącą na aksamitnej wyściółce, a przez jego twarz co jakiś czas przebiegał wyraz smutku, nieważne jak bardzo starał się wrócić do neutralnego wyrazu twarzy. Obok niego stała królowa, która podobnie jak mąż sztywno patrzyła na trumnę, jednak po jej twarzy płynęły ciche łzy. Dalej łkały cicho się dwie dziewczyny, jak domyśliła się Viorica, to musiały być Rosemary i Anabelle. Największą niespodzianką okazał się jednak Cavar, w nieskazitelnym czarnym garniturze. Co jakiś czas zerkał nerwowo na swoją dłoń, jakby bał się, że o czymś zapomniał.

Dalej stał personel zamkowy. Raven nawet nie próbujący powstrzymać łez, wspierał się na Lyrze, która machinalnie gładziła go po plecach. Cara, wraz z resztą pokojówek. Nawet Jonathan, w odświętnym garniturze i ze szpadą, na której wspierał się jak na lasce. A za nim zgromadziła się cała Gwardia Pałacowa. Nawet jeśli uszczuplona i tak prezentowała się imponująco. Wszyscy trzymali w dłoniach białe margerytki.

Król wystąpił do przodu. Gregory nie był w stanie wygłosić dzisiaj przemowy. Żaden z mężczyzn nie był.

– Za tydzień, jedenastego lipca minie równo dziewiętnaście lat, jak Edgar Farren przyszedł do mnie z najbardziej osobliwą nowiną, jaką było mi dane usłyszeć. Powiedział, że za murami zamku znaleźli niemowlaka. I czy pozwolę im ją wychować. Wiem, jak to jest stracić własne dziecko – spojrzał w kierunku Viorici, ściskającej w dłoniach kwiaty. – Więc nie mogłem im odmówić. Wszyscy widzieliśmy, jak uczy się chodzić, chociaż czasem mówiło się, że najpierw zaczęła biegać – między starszymi mieszkańcami zamku przeszedł smutny śmiech. – Amelie nie wstąpiła do Gwardii, ona się w niej urodziła. Miałem zaszczyt odebrać od niej jej pierwszą przysięgę, a także tę, która uczyniła ją dowódcą. Na kartach historii zapisze się jako najmłodszy Generał Gwardii Pałacowej Edenthrow. I muszę stwierdzić, że ta formacja nigdy nie będzie miała drugiego takiego przywódcy – odchrząknął lekko, kiedy głos mu się załamał. – Jeśli ktoś chciałby coś dodać, proszę.

Jednak zanim znowu wstąpił, złożył w trumnie niewielkie pudełeczko. W środku, na granatowej tkaninie leżał Szkarłatny Krzyż i jeszcze jedna, mała rzecz. Niewielki kawałek metalu, rozgałęziający się do kilku krótkich ramion, wygiętych pod dziwnym kątem. Pocisk, który wyciągnął z jej rany doktor Anderson, taki sam jak ten, który dał Amelie jej bliznę na ramieniu. Nie przeżyła drugiego spotkania z tą amunicją.

Do przodu wyszła niepewnie Viorica i włożyła w ręce Amelie bukiet białych alstromerii.

– Kiedy kilka tygodni temu szłyśmy na uroczystość wcielenia do Gwardii nowych ludzi, powiedziałam jej, że te kwiaty będą jej pasować. Oznaczają poświęcenie – głos jej się załamał, ale dzielnie mówiła przez łzy. – Nigdy nie chciałam dawać ci ich w ten sposób. Nie wiem, jak poradziłabym sobie w zamku bez ciebie. Dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze będziesz ze mnie dumna.

Wróciła do rodziców, a królowa objęła ją delikatnie. Dziewczyna wtuliła się w nią z wdzięcznością. Następna wyszła Rosemary, jednak tylko po to, aby włożyć do trumny pojedynczą białą różę. Anabelle pochyliła się nad nią, ściskając delikatnie splecione dłonie dziewczyny i wyszeptała kilka słów, których jednak nikt poza nią nie usłyszał. Po chwili wahania wstąpił Cavar.

– Kiedy mieliśmy wylatywać z Edenthrow po tym, jak mnie uratowała, zażartowałem, że mogłaby zostać księżną Invei. Odpowiedziała, że jeśli dożyje do mojej kolejnej wizyty, to nawet nie odmówi – ostrożnie położył obok dziewczyny prosty pierścionek z zielonym oczkiem. – Wiem, że to były żarty, jednak... Mam wrażenie, że gdybyśmy mieli okazję poznać się lepiej, w końcu zapytałbym ją o to. I że byłaby wspaniała jako księżna. Żałuję, że nie mogę już tego zrobić.

Było jeszcze wiele wspomnień, a przybywały jedno po drugim. Amelie zasypiająca na stole w centrali. Podkradająca ciasteczka z zamkowej kuchni. Ucząca się strzelać z karabinów, które były prawie jej wysokości. W oddali przetoczył się grzmot, a chwilę później rozległa się salwa honorowa. Trumnę zamknięto i opuszczono do dołu, a potem wszyscy zaczęli podchodzić bliżej i wrzucać do środka kwiaty. Pierwsze krople deszczu uderzyły w wieko niemal równocześnie z pierwszą porcją ziemi. Jednak nikt nie odszedł nawet, kiedy burza dała o sobie znać także piorunami rozświetlającymi niebo.

Niebo nad Edenthrow płakało nad małą dziewczynką, która okazała się być wielkim przywódcą. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top