¦~°37°~¦
Wszedłem do obszernego lokalu. Rozejrzałem się najpierw dokładnie, aby mieć przynajmniej ogólne pojęcie o tym miejscu. Co dziwne w ogóle go nie poznawałem. Starałem się namierzyć jakieś drzwi w oddali. Jeżeli to było wejście to znaczy, że powinno być tu przejście w głąb budynku. Znalezienie ich było bardzo ciężkie z winy wielkich tłumów ludzi, przez których trzeba było się przepychać, aby gdziekolwiek dojść.
Stałem przy parkiecie, gdzie tańczyło kilka par. Dalej znajdował się całkiem spory barek z wysokimi stolikami i krzesłami rozstawionymi na przeciwko niego. Niedaleko była strefa dla miłośników kasyna oraz innych gier. To właśnie to miejsce przyciągało do siebie mnóstwo zainteresowanych. Wszystkich tak ciągnęło, aby zaprzepaścić swoje wszystkie pieniądze i ponieść się swojemu szczęściu. Stwierdziłem, że podejdę do baru i zamówię coś dla siebie, aby nie wyróżniać się z tłumu. Zasiadłem na wysokim krześle przy barmanie i zacząłem przeglądać kartę z oferowanymi drinkami. Zaraz poczułem szturchnięcie na ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem młodą kobietę, która opierała o mnie swoją głowę. Wyglądała na totalnie upitą.
"Ledwo się impreza zaczęła, a ta już upita?" — pomyślałem i spostrzegłem na jej głowie czarną siateczkę zakrywającą lekko twarz, która była przyozdobiona ciemnymi kwiatami. Od razu zabrałem ją pijanej koleżance i szybko nałożyłem na swoją głowę. Zaraz podeszli do mnie jacyś mężczyźni.
— Obrazisz się jak pożyczymy sobie na jakiś czas twoją przyjaciółkę? — Uśmiechnął się do mnie wysoki mężczyzna.
— Śmiało. — Mój głos poszedł zdecydowanie w górę i machnąłem delikatnie dłonią. Dwoje wysokich adoratorów bez zbędnych rozmów podnieśli kobietę i zaraz zniknęli z nią w tłumie ludzi. W ogóle się nie przejmowałem co ci ludzie mogą zrobić z tą biedną dziewczyną. To jej problem, że upiła się w takim miejscu. Siateczka, którą nałożyłem na głowę przykrywała mi prawie połowę twarzy, a do tego przygaszone światło niemal idealnie grało na moją korzyść. Wróciłem wzrokiem do karty z drinkami i dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie wziąłem ze sobą żadnych pieniędzy. Wychodziłem w pośpiechu. — "Idiota..." — warknąłem na siebie w myślach i odłożyłem świstek papieru otoczonego plastikiem na blat. Zaraz przede mną pojawił się mały kieliszek z jakimś trunkiem.
— Huh? — Uniosłem wzrok na barmana, którym okazał się być Kanada. Przełknąłem ślinę. — P-przepraszam, nie wzięłam pieniędzy ze sobą. — powiedziałem nieśmiało.
— Nic nie szkodzi. Ja zapłacę za tak piękną niewiastę. — Pogładził dłonią mój odkryty policzek. Udałem zawstydzonego i opuściłem wzrok. - Jak ci na imię, aniele? — Przysunął bliżej do mnie kieliszek.
"Idiota... znowu." — Nawet nie spojrzałem na imię na tym zaproszeniu. — "Zachowuję się jak jebany amator!" — westchnąłem ciężko i zacząłem grać na zwłokę. — M-Melanie Handerson a ty?
— Kanada. Bardzo miło mi cię poznać kochana. — Puścił mi oczko, a mnie zalało zażenowanie. Spojrzałem na ciecz w kieliszku. Nie miałem zamiaru tego pić. Dobrze wiedziałem, że zawsze mógł coś dodać do środka.
— Dziękuję za zajęcie czasu, jednak miałam iść trochę pograć. — zachichotałem cicho.
— W porządku, rozumiem. Mam nadzieję, że za niedługo się jeszcze zobaczymy. — Podał mi małą karteczkę z jego numerem.
"Widzę, że nie tylko ja w tej rodzinie jestem idiotą." — zadrwiłem w myślach i wziąłem karteczkę oraz drinka, aby nie wyczuł, że coś jest nie tak. — Do zobaczenia, złociutki. — Pomachałem mu delikatnie wolną dłonią. Chłopak rozpromieniony mi odmachał. Szybko wstałem z krzesła i ruszyłem w głąb tłumu ludzi przy strefie z przeróżnymi grami.
W międzyczasie odłożyłem niechcianego drinka na jakiś wybrany stół, a karteczkę włożyłem w elastyczne paski na moim udzie. Naciągnąłem sukienkę i podszedłem do stolika, wokół którego zebrało się najwięcej ludzi. Przepchnąłem się między gapiami i przyjrzałem graczom z kartami w rękach. Teraz już wszystko jasne dlaczego wszyscy upatrzyli sobie ten stolik. To właśnie przy nim siedział szef tej ogromnej i odnoszącej sukcesy organizacji. Sam Wielka Brytania, który co chwila zgarniał kolejne złote łupy nie dając nikomu żadnej fory.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wybaczcie za to, że z każdym rozdziałem ich jakość spada.
Chyba zrobię sobie przerwę.
~Marcyś
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top