¦~°22°~¦
Przetarłem twarz dłońmi i wyszedłem gotowy z łazienki. Ruszyłem do salonu, gdzie siedział na kanapie Rosja z laptopem na kolanach. Trochę niechętnie usiadłem obok niego i ukradkiem patrzyłem na ekran urządzenia. Widziałem wiele ikonek oraz sporą ilość tekstu. Starałem się w niego wczytywać przez co czasami za bardzo przekręcałem głowę w jego stronę.
— Nie sądzisz, że to niegrzeczne tak patrzeć komuś w ekran? — Rosja przysunął laptop do swojej klatki piersiowej, a ja szybko odwróciłem wzrok.
— Przecież i tak jesteśmy już w tej samej organizacji, więc co to za różnica? — mruknąłem znudzony.
— Nie ufam ci, Ame. To, że Chiny przy tobie wymięka to nie znaczy, że ja też. — Zamknął laptop i położył go obok siebie na poduszkach.
— Wymięka? — Odwróciłem się w jego stronę.
— Ta, nie widzisz tego? Traktuje cię jak księżniczkę, czy porcelanową lalkę. — mruknął.
— Poniekąd zauważyłem. — Zamyśliłem się.
— Tylko nie próbuj wykorzystywać tego przeciwko jemu. Nie pobawisz się jego "uczuciami". — Zrobił z palców cudzysłów.
— Niby czemu? Skoro aż tak jest we mnie zapatrzony to co mi szkodzi? — Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. — "Niby on się może mną bawić, a ja nim już nie?!"
— Prędzej to on cię wykorzysta i pociągnie twoją gierkę tak, aby ją kontrolować. W końcu dojdziesz do takiego momentu, że całkowicie owinie cię wokół swojego palca. — Wzruszył ramionami.
— Kh... wredny szczur. Tak właściwie to czemu mi o tym mówisz? — zdziwiłem się.
— Potraktuj to jako przestrogę. — mruknął i wstał z kanapy. — Mieliśmy chyba gdzieś iść.
— Ta... — Przewróciłem oczami i również wstałem z miękkiego mebla. Ruszyliśmy do wyjścia. Po drodze wziąłem Sugar z nabojami na wszelki wypadek i schowałem w pasku pod koszulką. Założyłem buty i zaraz poczułem jak okrywa mnie ciepło. — Rosja? — Spojrzałem na kurtkę, którą mężczyzna na mnie zarzucił.
— Mi jest ciepło, a nawet nie chcę wiedzieć co by mi zrobił Chiny, jakby dowiedział się, że przeze mnie się przeziębiłeś. Nie wymyślaj sobie nie wiadomo czego. Jesteś dla mnie totalnym zerem. — Poprawił buty na swoich nogach i wyszedł z domu. Prychnąłem i otuliłem się ciepłą kurtką. Wyszedłem za wyższym towarzyszem i ruszyliśmy w nieznaną mi stronę.
~*~
Po pewnym czasie dotarliśmy na miejsce. Był to średnich rozmiarów bar, który nawet nie przypominał burdelu.
"W końcu jakieś w miarę przyzwoite miejsce..." — mruknąłem w myślach znudzony i wszedłem do środka. Wraz z Rosją od razu pokierowaliśmy się do baru. — Tym razem możesz za mnie zapłacić. — Posłałem mu szeroki uśmiech.
— Jebany pasożyt. — warknął i zamówił dwa kieliszki wódki. Nieco się przeraziłem. Nigdy nie piłem czystej wódki. Zawsze musiała być z czymś.
"Przecież ja się tym bez problemu upiję!" — Chwyciłem w dłoń mały kieliszek i spojrzałem na Rosję, który bez najmniejszych problemów wypił swój trunek i nawet się nie skrzywił. Uśmiechnął się lekko i odstawił pustą, małą szklaneczkę na blat.
— Teraz ty. — Pokazał mi szereg białych zębów i zaczął mi się dokładnie przyglądać. Przełknąłem ślinę i przystawiłem kieliszek do ust. Przechyliłem go i szybko wlałem sobie całą zawartość do gardła. Przełknąłem wszystko i skrzywiłem się. Pokiwałem głową na boki i poczułem dreszcze na ciele. Mój towarzysz zachichotał na mój widok i zamówił kolejną dawkę alkoholu.
Piłem kolejne kieliszki, które nonstop dokupywał Rosja. Widziałem, jak jego twarz wykrzywia się w lekko koślawym uśmiechu. Natomiast ja ledwo utrzymywałem równowagę na wysokim stołku. Chciałem sięgnąć po kolejny kieliszek, ale nie mogłem go złapać bo cały obraz mi się rozmazywał i chwiał.
— R-Rosja... — wymamrotałem ledwo zrozumiale. Spojrzałem na mężczyznę przymrużonymi oczami i oparłem głowę na jego ramieniu.
— Już wymiękasz? — zadrwił.
— R-Rosja... — powtórzyłem, wtuliłem się w jego szyję i zaciągnąłem zapachem. Mężczyzna westchnął głośno usatysfakcjonowany i wziął mnie na ręce. Otulił mocniej moje ciało kurtką i wyniósł z lokalu.
— Nie miałeś ze mną żadnych szans, Ame. — Ułożyłem wygodnie głowę na jego ramieniu i zasnąłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
MrAw~
~Marcyś
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top