¦~°18°~¦

Obudziłem się na miękkim materacu. Uchyliłem powieki i obejrzałem się po suficie. Poczułem zimno. Podniosłem lekko głowę i zauważyłem, że nie mam na sobie koszulki, a moja prawa, górna strona torsu jest zabandażowana. Miałem zamiar wstać, ale poczułem ból. Szybko złapałem się za ramię i syknąłem. 

— Nie wstawaj. — Podszedł do mnie Chiny i ułożył z powrotem na materacu.

— C-co się stało? — zapytałem cicho i pogładziłem się po zabandażowanym obszarze. 

— Twój ojciec cię postrzelił. — Przystawił do kanapy stołek i na nim usiadł.

— Tyle to wiem... Co się stało potem? Jak już padłem? — Spojrzałem na jego twarz.

— Eh... — westchnął i usiadł wygodniej. — Szedłem po ciebie, bo usłyszałem huk broni. Całkiem dobrze udało ci się go zamaskować, ale byłem niedaleko za tobą, aby cię pilnować. Słyszałem, jak z kimś rozmawiasz i zauważyłem twojego ojca, który mierzy do ciebie z broni. Chciałeś uciec i wtedy strzelił. 

— To jeszcze pamiętam... — Mężczyzna zapalił papierosa i zaciągnął się, po chwili wypuszczając chmurę dymu.

— Postrzeliłem go w plecy. Wziąłem cię do siebie i opatrzyłem. — Spojrzał na mnie, po czym posłał mi uśmiech. — Chyba należy mi się jakaś nagroda za uratowanie ci życia.

— A mi za wykonanie zadania. — Cicho prychnąłem z uśmiechem. Chiny zaśmiał się i przewrócił oczami.

— W takim razie co byś chciał w nagrodę, kruszyno? — zapytał.

— Chcę wiedzieć więcej o tobie. — powiedziałem pewnie, a Chiny spojrzał na mnie już z poważniejszą miną. 

— Co takiego chcesz o mnie wiedzieć? Nie jestem nikim niezwykłym. Moje imię już znasz i to powinno ci wystarczyć. — Mężczyzna zgasił papierosa i oparł brodę na swojej dłoni. 

— A jednak nie wystarcza. Ile masz lat? 

— Naprawdę nie odpuścisz? — Zaśmiał się. — Dwadzieścia pięć. — Pogładził mnie dłonią po policzku.

— Wyglądasz starzej. — Prychnąłem śmiechem.

— A ty zdecydowanie nie wyglądasz na dwadzieścia jeden lat. Co najwyżej osiemnaście, dzieciaku. — mruknął i ścisnął lekko mój policzek.

— Czemu w ogóle wmieszałeś się w to bagno? — zapytałem już nieco poważniej.

— Chodzi ci o gangsterkę? Każdy z nas znalazł się tutaj przez jakieś zdarzenie z przeszłości. Nie jestem tutaj bez przyczyny. 

— W takim razie jakie są twoje intencje?

— Znaleźć osoby, które tak samo, jak ja są wyrzutkami i zapewnić im możliwość życia. Co prawda nieuczciwego, ani niemoralnego, ale jednak życia. — mruknął i spojrzał mi prosto w oczy. — W ten sposób znalazłem ciebie.

— Poradziłbym sobie bez ciebie. — prychnąłem.

— No oczywiście. — wymruczał i nachylił się nade mną. — Ale teraz ja chcę czegoś od ciebie.

— Huh? Co takiego?

— Zostań ze mną. — powiedział pewnie.

— Że co?! — Podniosłem się lekko i syknąłem z bólu.

— Chcę, abyś został ze mną. Nie wrócisz już przecież do ojca, a poza moją organizacją nie jesteś bezpieczny. Poza tym widzę w tobie potencjał, a twój szef nie potrafi go wykorzystać. Nie pozwolę, żebyś się tam marnował. — Ucałował mnie w opatrzone ramię.

— No i co? Zostanę z tobą, trochę mnie poczarujesz i ciągle będę żył w nieświadomości o co ci chodzi? — Spojrzałem mu w oczy i zdrową ręką odsunąłem go od siebie.

— Co masz na myśli? — Zdziwił się.

— Te pocałunki... — Odwróciłem wzrok. — O co z nimi chodzi?

— Każdy na swój sposób może je interpretować. — Pomógł mi usiąść i pogładził kciukiem mój policzek. — Ja wyrażam nimi to, że należysz do mnie. 

— Ile osób już tak owinąłeś wokół swojego palca?

— Nawet nie mam zamiaru tego liczyć, ale możesz być pewien, że ty różnisz się od nich. Nie wiem czym, ale jesteś inny. — Chiny nachylił się lekko i przysunął mnie mocno do siebie. Nasze oddechy się ze sobą skrzyżowały.

— Jesteś jebanym oszustem, Chiny. Takie romantyczne bajeczki to możesz napalonym nastolatkom wciskać, ale nie mi. — mruknąłem z uśmiechem.

— Nie musisz mi o tym przypominać. — Zaśmiał się. — Wiem o tym, ale ty też nie potrafisz się ode mnie uwolnić. Już jesteś w mojej pułapce i możesz pożegnać się z wolnością. — Polizał kącik moich ust.

— Lubisz tak bawić się cudzymi uczuciami? 

— Nawet nie wiesz, jak bardzo. — Posłał mi zawadiacki uśmiech i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

" Ten dupek przyprawia mnie o białą gorączkę... Dlaczego mnie to tak ekscytuje? Co jest ze mną nie tak? " — Próbowałem sobie to wszystko jakoś uporządkować w myślach, ale nic z tego. Wszystko było dla mnie tak naprawdę niewiadomą. 

Chiny zaczął jeździć swoimi dużymi i zimnymi dłońmi po moim rozgrzanym tułowiu. Jego pocałunek, jak zawsze podziałał na mnie, jak paraliżujące ukąszenie. Mój umysł starał się zachować odpowiedzialnie, jednak reszta organizmu nie chciała go słuchać. 

" Powinienem nauczyć się najpierw myśleć, a potem robić. "

~~~~~~~~~~~~~~~

Ostatni rozdział w ferie :'>

Nie wiem, kiedy będzie następny soooo

Wyczekujcie ^^

~Marcyś

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top