epilog.

Michael zacisnął oczy, nie oddając pocałunku. Spojrzał na wyższego mężczyznę i uniósł brew.

-I co teraz? - dopytał - Pocałunek prawdziwej miłości? - prychnął.

-Teraz idziemy na spacer z psami, który nazwę randką…

-A dostałeś pozwolenie na wolontariat od właściciela schroniska? - mruknął i rzucił w niego drugą parą rękawiczek - Jak chcesz się przydać, to mi pomóż - kiwnął głową na suchą karmę - Dwie garści dla mniejszych psów i trzy dla większych.

Luke założył rękawiczki i skrzywił się na zapach karmy.

-Czemu one w ogóle chcą to jeść? - zapytał, marszcząc brwi.

-Bo mają inne priorytety w życiu niż jedzenie i jedzą, żeby mieć energię, a nie się delektować tak, jak ludzie - Michael wzruszył ramionami, nakładając jedzenie do kolejnych misek.

-Kiedy skończymy, to dasz się zaprosić na randkę? - dopytał Luke po chwili - Bo w sumie byłoby mi bardzo miło…

-A mi byłoby bardzo miło, gdybyś przestał naciskać, Lucas - mruknął zirytowany i wywrócił oczami - Poszedłbym z tobą nawet, gdybyś nie napastował mnie jakieś trzydzieści minut temu, myśląc, że to romantyczne.

Luke uśmiechnął się szeroko, nakładając psom kolejne porcje.

-Czyli się zgadzasz? - upewnił się.

-No pewnie, głupku - mruknął, uśmiechając się lekko.

Tego samego dnia wieczorem Calum spotkał się z Ashtonem w jego mieszkaniu. Pomachał winem o smaku brzoskwiniowym i uśmiechnął się szeroko.

-Obejrzymy jakiś film i wypijemy wino. Jest przepyszne, naprawdę - spojrzał na nie z zachwytem - Takie w sam raz… Tylko musimy je schłodzić - skrzywił się nieco na wizję picia ciepłego wina.

-Jasne - Ashton zaśmiał się cicho i wziął od niego wino - Czuj się jak u siebie, ja wstawię je do lodówki… Masz na coś ochotę? - dopytał z szerokim uśmiechem - Mama ostatnio zrobiła ciasto - kiwnął głową na stół w salonie, gdzie stał talerz z ciastem czekoladowym - Jest przepyszne, możesz się częstować… Oh, i mam żelki - zaśmiał się cicho i wyciągnął kilka paczek z szafki w kuchni - Mam nawet kwaśne - pomachał paczką do Caluma, który zaklaskał szczęśliwie w dłonie.

-Cudownie! - zachwycił się i usiadł na kanapie.

Jak wiadomo - początki zawsze są trudne. Tak samo było w przypadku czwórki chłopaków, którzy tak naprawdę poznali się zupełnie przypadkiem. Jednak przypadkiem nie był późniejszy ślub dwóch par, które złożyły sobie przysięgę w tym samym dniu oraz ich wspólne, piękne wesele, o którym od zawsze marzyli. Calum już na zawsze będzie żelkowym chłopcem Ashtona i mimo, że przeżywają wzloty i upadki, to obaj starają się być jak najlepszymi rodzicami dla swoich dzieci, które zdecydowali się adoptować, jednocześnie mając za zadanie przekazać im swoje wartości i miłość do żelków, jako atrybut ich związku i silnej więzi.

***

Ah więc to już koniec, moi drodzy!

Powiedzcie mi jakie macie odczucia po tym ff, wasza opinia jest baardzo ważna xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top