20.

-Już ci mówiłem, że umowa to nie karteczka, na której możesz zapisywać sobie uśmieszki obok numeru - mruknął Michael - Równie dobrze mógłbyś zapisać sobie to na jakiejś ścianie, a potem pytać, czemu nie zadzwoniłem.

Luke zamyślił się przez chwilę.

-Nie zadzwoniłeś, bo numer był na umowie czy dlatego, że nie jesteś mną zainteresowany? - dopytał rozbawiony, widząc jego oburzenie.

-Nie zadzwoniłem, bo już nie umawiam się na cokolwiek z kimkolwiek. Nie mam czasu na takie coś. Siedzę tutaj dlatego, że Ashton mnie wkopał.

Luke zjechał na parking i zgasił silnik.

-Skoro jesteś tutaj z przymusu, to wysiądź - Luke spojrzał na Michaela poważnie - Nie będę cię do niczego zmuszał, skoro wyraźnie nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.

Clifford zacisnął usta, jednak nie ruszył się z miejsca. Jednak w głębi serca chciał poznać tego mężczyznę i miał nadzieję, że to on może go zaakceptować. Spuścił wzrok na swoje palce i zaczął się nimi bawić.

-No dalej, czemu jeszcze tutaj siedzisz? - zapytał z lekkim uśmieszkiem.

Michael wyczuł wyraźną kpinę w głosie starszego mężczyzny. Nie lubił takiego tonu, chociaż słyszał go bardzo często. To zdecydowanie nie pomagało mu w samoakceptacji.

-Bo stanąłeś za daleko od schroniska i nie mam czym wrócić - mruknął - Jedź już tam, gdzie mamy jechać, zaczynasz mnie denerwować.

-Traktuję to jako zgoda na randkę - uśmiechnął się szeroko i odpalił silnik.

-Nie chodzę na randki. To zwykłe spotkanie. Jeśli nie będziemy się dogadywać, to każdy odchodzi w swoją stronę.

-Jesteś trudny, Mike - westchnął, kręcąc głową - I bardzo negatywny.

-Też byłbyś negatywny, gdyby każda z twoich ostatnich dwudziestu randek była niewypałem, a osoby, które miały zostać na jakiś czas, po prostu uciekały.

Luke uniósł brew i spojrzał na niego, gdy stanęli na światłach.

-Uciekali, bo…? - zapytał z niepokojem.

-Bo odgryzałem im fiutki - zaśmiał się cicho - Coś jak modliszka, tylko, że ona odgryza głowę partnera.

-Nie jestem pewny czy mówisz poważnie, czy żartujesz… - pokręcił głową z uśmiechem.

-Chyba nie wyglądam na kanibala, co? Na twoim miejscu nie ryzykowałbym randką z kimś tak tajemniczym.

-Zaryzykowałbym swojego penisa dla kogoś takiego jak ty - wzruszył ramionami i ruszył z miejsca - A tak całkiem serio… Dlaczego te dwadzieścia randek było niewypałem?

Michael zmieszał się. Nie wiedział, że Luke może jeszcze drążyć ten temat.

-Nie wiem, masz dwa penisy? Masz waginę i penisa? Coś, czego nie mają inni? - podjechał pod jedną z kawiarni.

-Nie mam czegoś co mają inni - mruknął i wysiadł z samochodu - Musisz o tym mówić i do tego wracać? - westchnął ciężko - To męczące.

-Gdybyś nie miał penisa, zaakceptowałbym to. Zaimponowałeś mi charakterem i swoją urodą… Jesteś uroczy, Mike - uśmiechnął się lekko, patrząc mu w oczy - Niczego ci nie brakuje.

-Brakuje mi nogi, Luke - zacisnął usta - I skończ z rozmawianiem o tym, wkurzasz mnie - warknął.

Luke chciał coś powiedzieć, jednak jedynie otworzył usta, jakby zapominając jak się mówiło. Mike spojrzał na niego z bólem, jednak nie spodziewał się, że mężczyzna przylgnie do niego, obejmując go mocno ramionami.

-Jest okay, Mike… To nic nie zmienia - pogładził jego plecy.

Michael uśmiechnął się lekko i nawet nie wiedział kiedy z jego oczu popłynęły łzy. Pociągnął nosem i wtulił się w mężczyznę, czując od niego niesamowite ciepło.

-Niektórzy uciekali, kiedy pokazałem im protezę - westchnął drżąco - Mam nadzieję, że ty nie będziesz jednym z nich - przymknął oczy.

-Nie obchodzi mnie twój brak nogi, słońce. Podobasz mi się i nie zamierzam sobie odpuścić znajomości z tobą - po tych słowach Luke usłyszał tylko głośniejszy szloch - Nie płacz, Mikey…

-J-jestem pipką, to zrozumiałe - zaśmiał się i pociągnął nosem - Dziękuję, Lu...

***

Podoba mi się ten rozdział, idk

Miłego dnia!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top