Chapter 3
Uniosłem leniwie powieki, czując nieprzyjemny chłód na ramionach. Podniosłem głowę rozglądają się na boki i zauważyłem, że spałem sobie w najlepsze na kanapie, a koc, którym zapewnie okrył mnie Jin, leżał na podłodzę.
— Jin? — zawołałem, jednak odpowiedziała mi cisza. Musiał gdzieś być... — Jinnie?!
Westchnąłem, ponownie kląc pod nosem na zaschnięte rany, które z zetknięciem z materiałem dżinsów wywoływały nieprzyjemne pieczenie. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na smugę światła na podłodzę. Widocznie była późna wieczorowa godzina i chyba usnąłem na więcej niż godzinę.
W pokoju panował mrok, aż się wzdrygnąłem, gdy niczego w pokoju nie potrafiłem zlokalizować. Jedynie co rzucało mi się w oczy było otwarte na całą szerokość okno. Mogłem najpierw przynieść tu moją lampkę, która zapewne teraz bezpiecznie leży jeszcze w kartonie.
Wstałem i powoli przemieściłem się w stronę okna. Będąc bliżej celu siegnałem już po zasuwkę, jednak nagle z zewnątrz zerwał się silny wiatr, który spowodował zamknięcie się okiennicy. Zdziwiony wyjrzałem przez okno, jednak po chwilowym wietrze nie było ani śladu. Widocznie tutaj panują inne warunki pogodowe niż w naszym poprzednim miejscu zamieszkania.
Nie chciałem się stąd ruszać, jednak nie miałem pojęcia gdzie zniknął Jin, a nie uśmiechało mi się pozostać samemu w tej ciemni. Położyłem płasko dłonie na parapecie, gdzie jeszcze kilka godzin temu kladłem latarkę. Jeśli Jin jej nie wziął, powinna leżeć na swoim miejscu...
Wyczuwając pod palcami chłodny plastik, natychmiast przesunąłem lekko prostokątną zsuwkę i światło rozbłysło w pobliżu mnie. Mimo że promień nie był na tyle duży aby oświetlić całe pomieszczenie to przynajmniej z jego namiastką czułem się bezpiecznie.
Od zawszę bałem się ciemności, ale nigdy tak panicznie jak w tej chwili. Gdy nie potrafię się ruszyć czy odwrócić i rozejrzeć po pomieszczeniu w obawie, że struga światła latarki oświetli coś lub kogoś, doprowadzając mnie niemal do ataku paniki. Moja wyobraźnia potrafiła czasem nieźle napędzić mi stracha, aczkolwiek nie wiedziałem skąd to się brało, bo żadnych horrorów nie oglądałem w przeciwieństwie do Jina, który potrafił je oglądać godzinami, z przerwą na toaletę i jedzenie.
W chwili obecnej mój strach się nasilił.
Jakby moje ciało wyczuwało coś czego ja nie potrafiłbym zobaczyć czy usłyszeć. I nie był by to miły widok.
Zacisnąłem jedną dłoń na krawędzi parapetu, a drugą z latarką uniosłem przed siebie, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Smuga światła przesuwała się powoli, od ściany do ściany, a mój wzrok wędrował zaraz za nią. Gdy niczego strasznego nie zobaczyłem westchnąłem z ulgą i tym razem rozpocząłem poszukiwania włącznika.
Gdy zauważyłem przełącznik ruszyłem powoli w jego stronę, wciąż oświetlając obiekt światłem, jednak w połowie drogi... latarka zgasła.
— Nie robiłbym tego na twoim miejscu.
A/n
Bu?
Dobra, kolejny rozdział POWINIEN być ciekawszy ;;
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top