(Rozdział XI) Zwierzoludzie - Sojusz?
Cierń wraz ze swoimi ludźmi odpoczęli chwile przed ponownym marszem w stronę granicy z zwierzoludźmi jednak jego głowę zaprzątały negatywne myśli, gdyż plan był nie do końca dopracowany. Nie wiadomo było jaka reakcja będzie z przeciwnej strony, czy w ogóle pozwolą im przejść zapewnią schronienie, zabiją, użyją jako przynęty, albo coś innego. Z każdą przechodzącą minutą dręczyły go obawy o przyszłość jednak nie to go najbardziej przygnębiało, lecz jego własny sen...
Z rozmyślań wyrwał go głos jego prawej ręki Jacka.
- Melduje na chwilę obecną wrogie wojska wycofały się, aby przeorganizować siły.
Jason stał przez chwile jak wryty, ale szybko wrócił do zmysłów po czym odpowiedział.
- Nie ma czasu do stracenia każ naszym ludziom przyśpieszyć marsz dość odpoczęli - jego wzrok wciąż jakby niezmierzony wpatrując się w okoliczne drzewa wyglądało to tak jakby patrzył na coś więcej niż widzą normalni ludzie wokół niego...
Tymczasem w obozie wrogiej armii królestwa...
Cadrin wchodzi do namiotu. Jedną ręką trzyma kawałek materiału, który odpowiada za wejście wpuszczając światło do środka.
- Leri co ty robisz? - mówił to z zmartwieniem widocznym na jego twarzy.
na to kobieta wciąż pakując swoje rzeczy odpowiedziała.
- Nie widzisz ? Pakuje się - nie przerywając tego co robiła.
Mężczyzna zszokowany ponownie zapytał.
- ale... ale dlaczego? - Powiedział zachowany zdziwieniem Leri...
w odpowiedzi kobieta przestała podeszła złapała go za rękę pociągnęła wgłąb namiotu będąc pewna, że nikt nie usłyszy na zewnątrz szepnęła cicho.
- Ponieważ nie chcę umrzeć - widać było w jej głosie pewność wypowiadając te słowa.
Zdziwiony Cadrin wciąż próbował ją od tego odwieść.
- Leri nie wiesz tym plotkom one są fałszywe... - Próbując ją uspokoić wciąż starał się ją przekonać do zmiany zdania.
Kobieta nie wytrzymała i powiedział mu te słowa.
- Plotki ?- złapała go za kołnierz i pociągnęła wściekle bliżej do siebie - Widziałeś te plotki? Ja widziałam zwłoki osób, które tak jak my teraz mieliśmy degradacje stopnia. Wiesz co się z nimi stało? Magicznie zniknęli jakby ich nie było, a co dziwne oskarżenia dotyczące ich degradacji były niewyjaśnione, albo pochopne z dala od opinii publicznej na początku tez nie wierzyłam w te plotki, ale byłam nie pewna jednak dziś po tym wszystkim zaczynam w to wierzyć, więc zanim sprawią, że zniknę wole sama to zrobić, a ty możesz zrobić co chcesz sam jeśli spróbujesz mnie powstrzymać lepiej już idź. - Widać w jej głosie było stanowczość była pewna swojej decyzji
Cadrin przez chwilę się zawahał od lat czuł do niej coś więcej niż przyjaźń w końcu uznał , że lepszej okazji nie będzie i nie pewnie jednak z postanowieniem rzekł.
-Leri... - Nadal lekko się wachając.
po czym ona powiedziała od niechcenia nadal pakując.
- Co?
Cadrin w końcu powiedział.
- Kocham cię... - Nagle zapanowała cisza kobiecie odjęło mowę, a księgę którą trzymała w ręce spadła na podłogę upuszczając ją z ręki.
Z jej reakcji widać było, że nie wiedziała co zrobić. Jakby zszokowana patrzyła na mężczyznę pytającym spojrzeniem oczekując, że to jakiś żart jednak prawda okazała się inna postawa chłopaka była jasna widać, że to co miał na myśli było szczere.
Przez moment panowała niezręczna cisza kobieta w końcu odpowiedziała niepewnie na jego słowa.
- Przykro mi Cadrin , ale nie jestem gotowa potrzebuje czasu by o tym pomyśleć - Jakby wahając się.
Mężczyzna w odpowiedzi rzekł
- Rozumiem... Jednak pozwól mi z tobą chociaż pójść jesteśmy w takiej samej sytuacji nie wiadomo co może cię samej spotkać na drodze - patrząc na nią zatroskanym wzrokiem.
Kobieta niechętnie chciała odmówić, ale po głębszej chwili uświadomiła sobie, że jeśli Cadrin nie pójdzie z nią on sam może stać się ofiara i umrzeć nie wiadomo gdzie przy ulicy, lub w lesie dlatego odrzekła.
- Dobrze jednak pospiesz się nie mamy za dużo czasu niedługo będą kazali nam wracać do stolicy gdzie będą chcieli się z nami policzyć - Szybko pakując resztki ubrań.
Cadrin tylko spojrzał na nią chwilę i wyszedł z namiotu zdeterminowany by ją chronić przed wszelkim niebezpieczeństwem.
................................................................
Noc późny wieczór...
Armia nie towarzysze Ciernia... w końcu po męczącej wędrówce zbliżali się z różnymi emocjami do ambasady terytorium zwierzoludzi nie pewni swojego losu.
Cesarstwo deptało im po po nogach i z każdą godziną powolnie, ale zbliżało się z ostrzem miecza i morderczym zamiarem w kierunku ich szyj.
Gdy marsz przebiegał bez żadnych ważnych problemów Jason Mad nagle uniósł rękę w góre zatrzymując swoich kompanów.
- Stójcie... - Rozglądając się podejrzliwie po otaczających go drzewach i zaroślach.
Jego towarzysze byli zaskoczeni, a widząc ich zdziwienie Jack zapytał.
- Cierń coś się stało - Także z widocznym niepokojem próbując przejrzeć w gliszczach niewidoczne dla niego sylwetki.
Jednak było cicho i nie było żadnego ruchu chociaż wszyscy podnieśli swoją czujność sytuacja pozostała taka sama.
- Nie udawajcie widzę was. Mam po was pójść czy sami wyjdziecie ? - Jego ton był zimny, ale wyraźnie słyszany w dziczy.
po kilku sekundach wyłaniały się sylwetki jedna po drugiej z łukiem czasami strzelbą wycelowanymi wprost na kompanów ciernia.
Wyłoniła się z tej gromady postać białowłosego chłopaka mężczyzny na około 20-30 lat nosił ciemno szary uniform z widoczną szatą wychodzącą z tyłu przypominającą trochę te co noszą magowie. Oczy miał koloru zielono-brązowego jedno było zielone , a drugie jasno brązowe. na lewym oku nosił można powiedzieć lupę powiększającą, którą nazywano monoklem.
Wszyscy po stronie Ciernia od razu przygotowali bronie w pogotowiu, ale on ich przywódca pozostał niewzruszony tym widokiem nie było widać strachu w jego oczach przed toną łuków strzelb, mieczy oraz włóczni skierowanych w jego stronę jakby ignorując armię przed nim.
Po kilku minutach srebrnowłosa postać odezwała się w ich kierunku.
- Co tu robicie ? - Zapytał ciekawy mężczyzna wpatrując się w cierni.
Jason tylko zadrwił w swoich myślach.
- Dobrze wiesz co tu robimy gdyby tak nie było nie przybyłbyś tutaj tak dobrze przygotowany - Wpatrując się kpiąco w wojska zwierzoludzi.
W odpowiedzi mężczyzna tylko się zaśmiał, a następnie odpoweidział.
- Podobasz mi się człowieku, a to rzadkie bym tak powiedział. Skoro wiesz po co tu jestem to pozwól nam was eskortować do naszej siedziby.
Cierń tylko powiedział swoim członkom by byli spokojni i cierpliwie szedł w towarzystwie srebrnowłosego chłopaka.
Idąc dalej mężczyzna dodał.
- A tak przy okazji możesz nazywać mnie Felix.
------------------------------------------
Moi drodzy jeśli są jeszcze jakieś luki fabularne wybaczcie i proszę was o poinformowanie mnie o takowych by mógł poprawić sam nie jestem polonistą i ciężko jest samemu poprawiać tak obszerny tekst. Miałem dużo problemów i chociaż niektóre zostały odłożone na bok inne zostały stworzone i miałem stosunkowo mniej czasu na pisanie z różnych powodów niestety wstrzymywanie serii było jest i niestety będzie przynajmniej w tym roku także aktualne, a rozdziały mogą pojawiać się rzadko, lub wcale. Niestety na to nie mam wpływu z różnych powodów dlatego też mam nadzieję, że cierpliwie poczekacie. To tyle co chciałem napisać chce byście pamiętali, że ta i pozostałe dzieła są jeszcze tworzone dlatego, że pokazujecie entuzjazm czytając je co mi daje wenę na tworzenie dalszych części. Mam nadzieje, że w przyszłości także będziecie mnie wspierać także mam nadzieję, że podoba wam się rozdział i do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top