Rozdział V( Kryjówka rozbójników)
Jason Mad (Cierń)
Szlag by to! - Pomyślałem waląc pięścią o drzewo.
- Uspokój się. - Powiedziała wróżka, która chciała abym nieco ochłonął.
Wziąłem głeboki wdech i wydech biorąc to co zostało z moich rzeczy w dalszą drogę. Nie wiem gdzie się wybieram, ale wiem, że muszę się gdzieś zaszyć najlepiej w lesie...
- To może powiesz mi w końcu jak masz na imię? - Zpytała natrętnie wróżka.
Zatrzymałem się, a ona lekko dotknęła moich pleców...
- Czemu tak bardzo ci zależy na poznaniu mojego imienia? - Mówiąc to odwróciłem się do niej.
- Chcę Cię po prostu poznać. Czy to źle? - Spojrzała na mnie już wiedziałem, że nie da mi spokoju jak jej nie powiem.
- Dobrze powiem ci jak się nazywam. - Burknąłem zawiedziony.
- Super. - Skoczyła z radości.
- W moim świecie nie ma nic za darmo. Powiem jak się nazywam gdy opowiesz mi co nieco o tym świecie. - Dodałem przeczesując kolejne partie gałęzi drzew wędrując dalej w głąb bujnego lasu.
- Dobrze zgoda. - Odpowiedziała z zachwytem, chociaż trochę mniejszym niż poprzednio.
- Czekaj bądź cicho - Dałem jej znak, aby kucła.
Ukryliśmy się za krzewami, gdyż zauważyłem coś niepokojacego.
Jaskinię niedaleko polany pilnowanej chyba przez bandytów. Obydwoje byli na szczęście opici, ale obecność słońca nie ulatwiała mi zadania. Odległość dzieląca mnie od nich była zbyt duża, abym wychodząc z lasu nie skończył z napakowanymi w ciało strzałami z ich łuków, więc wpadłem na coś innego. Wziąłem kamień do prawej ręki z ziemi, ale oczywiście ta wróżka się tym musiała także zainteresować.
- Co robisz? - Szepcząć cichutko, aby nie zdradzić naszej pozycji.
- Zaraz zobaczysz. - Powiedziałem tak jak ona szeptem.
Jak zwykle ta wróżka musi być moim kołem u nogi. Nieważne skupię się na tych pijanych bandziorach. Ale jak ich tu podejść. Rzucałem kamieniem w górę po czym upadał na moją rękę ponawiając tą czynność kilkukrotnie. W tym czasie przeglądałem się otoczeniu wśród wyglądających na bandytów ludzi. Byli oni ubrani w zbójnickie stroje przygotowane tak, aby idealnie maskowały ich w lesie sprytne.
- Na co czekasz? - Zapytała zaciekawiona.
Zaczyna mnie irytować jednak muszę się uspokoić i skupić na planie.
- Cierpliwości daj mi chwilę to się dowiesz. - Ponawiając przerwaną czynność.
Nagle zobaczyłem z tyłu wilka. Szybko go powaliłem miałem już plan. Wróżka chciała coś powiedzieć, ale nie chciała mi przeszkodzić widząc jaki jestem skupiony, więc zachowała to dla siebie. Gdy nieprzytomny wilk w końcu się obudził zmusilem go, aby warknął głośno. Po czym zwrócił uwagę rozbojników, którzy przyszli sprawdzić co się dzieję. Szli po śladach łap, które szybko sprawdzili zauważając, że są świerzę. Wchodzili idealnie do mojej pułapki. Gdy oni weszli do związanego wilka za pomocą pnączy, które były koło nas ja zachodziłem delikwentów od tyłu. Zanim się zorientowali byli już na ziemi. Szkoda mi było wilka, więc go uwolniłem. Dałem też trochę mięsa na początku był wściekły i prawie odgryzł mi rękę, ale w końcu się uspokoił i poszedł w swoją stronę. Ta mała elfka był chyba zachwycona tym co zrobiłem, bo świeciły jej oczy po moim dokonaniu, choć nie było wielkie. Nieważne to jeszcze nie koniec.
- Nie ciesz się na zapas. - Powiedziałem z kamienna twarzą.
- Hmm? - Nie rozumiejąc co mam na myśli.
- Musimy jeszcze zbadać jaskinię, której pilnowali. - Wskazałem ręką na polanę gdzie wcześniej stacjonowali strażnicy tej groty.
Patrzyła się na mnie z jeszcze większą ciekawością. Jestem naprawdę zdezorientowany czy myśli, że jestem bohaterem jakiejś książki?
Naprawdę nie wiem czemu mnie ściągnęła do tego świata, ale zajmę się tym później teraz ważniejsza jest sprawa bandytów.
Dziewczyna się otrząsła z podziwu i weszliśmy powoli do jaskini sprawdzając otoczenie. Chciałem się upewnić czy nie było żadnej pułapki teren wydawał się czysty. Ostrożnie złapaliśmy się krawędzi zaraz przy wejściu do jaskini. Sprawdziłem skrawkiem potłuczonego szkła czy nikogo nie ma niedaleko nas w jaskini. Wydawało się, że jest czysto. Wszedłem do jednego z pomieszczeń wykutych w skale. Widać było wiele stojaków na broń i pochodnie, które oświetlały to miejsce. Cieśnina świetnie nadawała się do obrony wąski korytarz to gratka dla łuczników. Przechodziłem powoli, lecz ostrożnie wypatrując po drodze przeciwników. W ostatniej chwili zatrzymałem się chowając za beczką, w której znajdowały się pirackie miecze i inne tego typu bronie. Musieli być dobrze zorganizowani skoro tyle nazbierali zapasów. Zupełnie jakby szykowali się na coś wielkiego... Szybkim ruchem sprzątnąłem bandytę i schowałem jego ciało tak, aby nie znaleźli go jego kumple. Oczywiście nie jestem mordercą tylko go ogłuszyłem. Wróżka coraz bardziej zachwycała się wizją bohatera i widziała mnie chyba w tej wersji...
Traciłem przez nią nerwy.
- Lepiej tutaj zostań, bo nas jeszcze wydasz. - Powiedziałem szczerze wiedząc, że wpadnę przez nią w kłopoty.
- Nieprawda nie wpadniesz w żadne kłopoty będę bardzo ostrożna. - Powiedziała cicho naburmuszona mała wróżka.
- Ok dobrze tylko niczego nie dotykaj, bo nawet najmniejszy dźwięk nas zdradzi. - Powiedziałem zdegustowany dalszą rozmową.
Ona na to przytaknęła, a kiedy zobaczyła, że zdejmuje z gościa, którego kilka minut wcześniej powaliłem ubrania spytała.
- Co robisz? - Lekko zdegustowana nie wiadomo co sobie wyobrażając.
- Biorę jego ubranie by mieć większe pole do rozeznania. - Powiedziałem lekko zdenerwowany ciągłymi pytaniami od tej elfki.
Zmieniłem swoje czarne ubranie, w którym bardzo łatwo było mnie rozpoznać na zbójeckie. Ubranie było lekko znoszone, ale to lepsze niż chodzenie w łatwym do rozpoznania stroju przypominającego zabójce. Rozejrzałem się ostrożnie. Jeden błąd mógł kosztować mnie życie. Z mojej twarzy leciał pot pokazujący jak byłem zdenerwowany, aby nikt nie spostrzegł, że włamał się do nich intruz. Przejrzałem resztę pokoi. Byłem nawet w strażniczym. Na szczęście bandyci nie zdawali sobie sprawy z tego, że jestem nieproszonym gościem łatwo było wyciągnąć z nich informacje o zebraniu gdzie zajdą wszyscy czlonkowie ich szajki, więc poczyniłem pewne przygotowania. Rozsypałem proch pod podłogą oraz niewielkie ilości tam gdzie mieli stać bandyci aby nie dostrzegli ich za pierwszym rzutem oka. Nikt nie jest chyba tak głupi, żeby nie dostrzec wielką ilośc prochu strzelniczego koło nich. Dlatego wolę bezpieczniejszą wersję. Niestety ta wredna wróżka znowu się pojawiła...
- Czego chcesz? - Powiedziałem cicho, lecz tak donośnie, aby usłyszała.
- Chce zobaczyć Cię w akcji. - ciszej mowiac, aby nikt się nie skapnął.
- Nie ma co tu oglądać, ale żebyś przestała mi przeszkadzać wejdź do tej kieszonki. - Godząc się niechętnie na jej warunki.
Wykonała skok radości na szczęście niesłyszalny dla ludzi.
Zacząłem szykować się do wdrożenia planu w życie. Tak jak się spodziewałem przybywający coraz to liczniejsi zbirzy czekali na przywódcę. Kiedy w końcu zebrali się prawie wszyscy w końcu przyszedł ich przywódca. Ukrywałem się za osłoną czekając na idealny moment.
- Dziękuję, że
przyszliście na obrady.
Po chwili wyjąłem nóż i chwyciłem za gardło ich przywódcę. Zbójnicy już wyciągali miecze i kusze z łukami, które kierowali w moją stronę.
- Radzę abyście się wstrzymali... Całe pomieszczenie jest pełne prochu strzelniczego jeden zły ruch i wylecicie w powietrze.
- Skąd mamy wiedzieć, że nie blefujesz? - Powiedział jeden z tłumu bandziorów.
- Podejdż bliżej do tej dziury i ją odsłoń, ale ostrożnie mam cię na oku.
Celowałem do niego z pistoletu. Gdyby czegoś próbował byłoby nerwowo. Na szczęście tylko odsłonił dziurę, pod ktorą bylo mnóstwo prochu strzelniczego i się odsunął potwierdzając swoje obawy.
- Czego chcesz? - Powiedział przywódca, którego trzymałem w uścisku.
- Ja? Najpierw chce się dowiedzieć kim jesteście, a później zobaczymy.
- Król zabił nasze rodziny i spalił wsie teraz pragniemy zemsty. - Wyglądał jakby mówił szczerze.
- Hmm może mamy coś wspólnego scigają mnie jacyś ludzie w czerni Wysoki mężczyzna o imieniu Cadrin i dziewczyna Leri. - Wszyscy okazali zdziwienie.
- Niemożliwe elitarny zespół korony? - Mężczyzna wyglądał na zdenerwowanego.
- Naprawdę myślicie, że dacie radę pokonać króla skoro jeden człowiek zdołał was przechytrzyć ? - Mówiąc prosto z mostu.
- Więc co mamy robić pogodzić się z tym? - Odpowiedział wściekły.
- Wasza zemsta wcale nie musi się na tym kończyć. To zadanie wydaję się dla was niewykonalne, ale z moją pomocą możecie być wstanie to zrobić. - Coraz więcej osób mnie słuchało, chyba ich zainteresowałem.
Wypuściłem ich lidera, a on otrzepał swoje ubranie z kurzu i przemówił.
- Jesteś w stanie to zrobić? Możemy ci zaufać? - Wyglądał niepewny moich słów.
- Nie wierzycie w moje umiejetności? Jednego dnia byłem w stanie sprawić abyście wpadli w potrzask. - Sytuacja wygląda źle na wszelki wypadek muszę być gotowy do wykorzystania pułapek.
Wszyscy obecni zaczęli się zastanawiać nad prawdą kryjącą się za moimi słowami.
- Dam wam radę jeśli spróbujecie mnie zabić wasza zemsta skończy się tutaj...
Trzymałem w ręku pistolet gotowy na uruchomienie pułapek.
Ciąg dalszy nastąpi...
Kochani czytelnicy napiszcie do mnie otwórzcie się, bo jak mój nauczyciel mawia, albo ja nie załatasz dachu jeśli nie sprobujesz i to samo dotyczy sienie czy was chcę z wami porozmawiać poznać was, ale nie odpowiadacie i właśnie to łamie moje serce zupełnie jakby ktoś je przebił. Nie bójcie się ze mną rozmawiać nie jestem seryjnym mordercą nauczycielem czy też innym nie lubianym przez was człowiekiem. Mam do was prosbe złamcie to tabu i otwórzcie swe serca do mnie. Napiszcie do mnie prywatnie czy też w konwersacji dajcie jakiś znak taki jaki dostaje w życiu...
Proszę was to jaki będzie świat zależy od nas samych. Dajcie mi siebie lepiej poznać, a nie blokować tak jak Gandalf toaletę kluczem od drzwi taki żart wiem słaby, ale naprawdę was proszę otwórzcie się do mnie. Chcę was poznać wysłuchać co macie do powiedzenia usłyszeć wasz głos no nie może tak normalnie. Wiecie o co mi chodzi dalej nie piszę, bo was jeszcze wystraszę.
Pisarz Dark Mesjasz
Wierny czytelnikom
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top