13.
– Dzisiejszą rozprawę uważam za zamkniętą! – Młoteczek stuknął w stół z mocą, która rozwiewała wszelkie wątpliwości co do słuszności decyzji. – Mają państwo prawo odwołać się od wyroku w terminie...
Colian przestał słuchać. To wszystko i tak już go nie dotyczyło. Nagranie, które dostarczył, zgodnie z jego przewidywaniami, postawiło Anrę w bardzo niekorzystnej sytuacji, a wielu osobom, które wcześniej udało się jej przekupić, nagle rozwiązało usta. Świadkowie morderstwa w iście magiczny sposób przypomnieli sobie setki szczegółów sprzed zdarzenia, a „starzy przyjaciele rodziny" ze łzami w oczach zaczęli wyznawać, jak to Cha'Gerowie im grozili.
Wstał na nogach jak z waty i ruszył powoli za zmierzającym do drzwi tłumem. Czasem ludziom potrzebny jest tylko niewielki bodziec, maleńka kropla, która przepełni czarę. Z Adamem było dokładnie tak samo. Jego frustracja kumulowała się, aż w końcu osiągnęła poziom, który przestał być akceptowalny przez system operacyjny.
Jednak to, co u ludzi było jedynie załamaniem nerwowym i niekontrolowanym wybuchem emocji, u androida zaliczało się do poważnych wad systemu.
Załamanie nerwowe można próbować wyleczyć.
Z robotem sprawa ma się zupełnie inaczej. Maszyna, w której nie wykryto żadnych wad, a mimo to stwarza zagrożenie dla ludzi, nadaje się wyłącznie do zniszczenia.
Możliwość odwoływania się od wyroku dotyczyła wszystkich, poza nim i Adamem. Fakt, że odniósł sukces i udowodnił, iż android miał prawo zbuntować się przeciwko właścicielowi, nie wystarczył, aby ocalić jego życie.
Tym to właśnie dla niego było: zwykłym morderstwem.
Nie. To coś znacznie więcej.
Adam został stworzony na podobieństwo człowieka. To ludziom zawdzięczał zdolność do samodoskonalenia się. To ludzie byli dla niego wzorem.
Skoro jego twórcy nie byli istotami bez skazy, to jakim cudem on sam miał stać się idealny? Czy można w ogóle winić go za to, że odbiegał od tego, czego oczekiwali twórcy?
Col nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co robił. Nogi same zawiodły go pod budynek więzienia, a potem w stronę celi Adama.
– Col?
Co właściwie miał powiedzieć? Co mówi swoim dziełom Bóg, gdy muszą pożegnać się ze światem? Jak powinien zachować się jako człowiek, na którego podobieństwo został stworzony robot? Cholerna ślepa człowiecza pycha! Niech będzie przeklęty ten, kto zapędził się w wierze w ludzkie możliwości!
– Proszę, Col. Twój płacz nic nie zmieni.
Nawet nie zauważył, że zaczął płakać. Gniewnie otarł wierzchem dłoni mokre policzki, po czym spojrzał prosto w parę pięknych, wyrozumiałych oczu. Zrozumiał, że Adam już dawno pogodził się ze śmiercią. Prawdopodobnie był na nią przygotowany już w chwili, gdy pociągał za spust pistoletu.
– Dlaczego nawet nie próbujesz udawać, że cię to obchodzi? – zapytał zdławionym głosem.
– Bo to bezcelowe.
– Bezcelowe? To ludzkie! Przecież zaprogramowali cię tak, żebyś był jak człowiek, prawda?
– Tak – przyznał Adam, z bladym uśmiechem igrającym na ustach. – Żebym był jak człowiek, ale nie żebym był człowiekiem.
Col przez chwilę na przemian otwierał i zamykał usta. Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Chciał Adamowi jakoś dodać otuchy, ale wiedział, że to nie android, ale on sam potrzebuje teraz pocieszenia. I dostał je – w najpiękniejszym i zarazem najsmutniejszym uśmiechu, jaki widział w całym swoim życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top