12.

– Proszę wycofać się z tej sprawy – zażądała Anra Cha'Ger, wpatrując się w Cola intensywnie fiołkowymi oczami. – Jestem gotowa pana za to sowicie wynagrodzić.

Stała przed nim niczym dumny relikt dawnej doskonałości. Jej przekonanie, co do swych nieograniczonych możliwości niemal bawiło Coliana. Albo raczej: bawiłoby go, gdyby sytuacja nie była tak beznadziejna.

– Nie mogę się wycofać. Na tym przecież polega moja praca – powiedział bardzo ostrożnie.

– Owszem, ale zawsze może pan nie starać się wygrać, prawda? – zasugerowała uprzejmie, wyciągając przy tym z kieszeni portfel. Wysunęła z niego kartę płatniczą i zapytała równie słodkim głosem: – Ile kosztowałaby taka usługa?

Co za potworne babsko! Czy naprawdę sądziła, że zgodzi się na ten układ? Być może wielu prawników przed nim dało się skusić jakąś okrągłą sumką, ale skąd pomysł, że i teraz ujdzie jej to płazem? Jakby tego było mało, przyszła przecież do biura Cola i chciała go przekupić na oczach innych pracowników!

– Pani Cha'Ger – wysyczał przez zęby, nie próbując już nawet ukrywać złości. – Zarówno dawanie jak i przyjmowanie łapówek jest nielegalne. Jeśli w ciągu pięciu sekund nie schowa pani tej karty, będę zmuszony wezwać policję.

Twarz Anry stężała, po czym wykrzywiła się w koszmarnym grymasie. Zupełnie jakby zdjęła maskę miłej młodej kobietki i na powrót stała się starą złą wiedźmą. Potworami takimi rodzice straszyli nieposłuszne dzieci.

– Chciałam ci dać szansę, Neiboth – wyszeptała, ale siła jej głosu wbiła go głęboko w fotel i odebrała na dłuższą chwilę zdolność logicznego myślenia. – Jesteś bardzo dobrym prawnikiem i wydawałeś mi się również wspaniałym mężczyzną. Dlatego postanowiłam potraktować cię jak równego sobie, zanim cię zniszczę. A uwierz mi, że zmierzam usunąć każdego, kto odważy się stanąć mi na drodze.

– Chce pani zniszczyć zepsutego androida i podrzędnego prawnika? Nie szkoda na to pani czasu? – zapytał Col, odzyskując wreszcie władzę nad ciętym językiem.

– Zbyt wiele mogę stracić, Neiboth – oznajmiła wyniośle, po czym obróciła się w miejscu i wyszła zamaszystym krokiem, trzaskając za sobą drzwiami.

– Nie wyjdzie ci to na dobre, Col – zauważył nieśmiało Nitt. Zupełnie jakby bał się przerwać ciszę, która zapanowała w biurze po wyjściu upiornej kobiety. – Kto jak kto, ale ona na pewno ma kontakty i nie zawaha się ich użyć.

– Och, doprawdy? – zaśmiał się złośliwie Neiboth. Odchylił się w fotelu, a pod nosem wykwitł mu szeroki uśmiech. – Ja również nie zawaham się użyć nagrania, które właśnie zdobyłem.

Podrzucił maleńki dyktafon i złapał go w powietrzu. Nitt z niedowierzaniem pokręcił głową i również się zaśmiał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top