Sinner


                    Jestem przeklęty. Jest we mnie grzech, który wszczepili we mnie ci, którzy powinni najbardziej mnie kochać i bronić przed złem. Zrobili to z pełną świadomością tego, co czynią. Zaplanowali wszystko, zanim jeszcze przyszedłem na świat i najchętniej zaczęliby, gdy tylko mnie zobaczyli. Ale musieli poczekać aż dorosnę, aż moje ciało będzie w stanie wytrzymać te wszystkie eksperymenty.
~
                    Dostałem imię Diano, co z galicyjskiego znaczy po prostu Szatan. Już przez samo imię na pewno nie przekroczę bram nieba, nie mówiąc o tym, że jestem człowiekiem tylko w 90%. Te 10 robi wielką różnicę, mianowicie w moich żyłach płynie krew demona. To przez to wyglądam tak, że każdy boi się na mnie spojrzeć. Moich tęczówek nie da się odróżnić od źrenic, włosy mam czarniejsze niż jakakolwiek noc, a skórę tak białą, że widać wszystkie żyły. W dodatku te zęby, nieważne ile razy bym je piłował, czy wyrywał one wciąż odrastają. Wciąż takie same, ostre i spiczaste, jak u wampirów, w które nie wierzę, choć jednego codziennie widzę w lustrze.
~
                    Gdy byłem nastolatkiem w końcu przejrzałem na oczy. Zrozumiałem, że próby moich rodziców, by stworzyć nową, długowieczną rasę, są jedynie znęcaniem się nade mną. Zabiłem ich. Zabiłem i uciekłem. Jak najdalej od tego piekła, tylko po to, by trafić do kolejnego. Chociaż życie na ulicy nie było gorsze, to pierwsze dwa lata nie wspominam zbyt dobrze. Później było już lepiej, zacząłem pracować jako płatny zabójca, byłem w tym dobry. Budziłem strach, a ludzie mnie szanowali, myślałem wtedy że w końcu jestem szczęśliwy. Ale zawsze mi czegoś brakowało, choć sam nie umiałem powiedzieć czego. Gdzieś w głębi siebie bardzo tęskniłem za tym czymś, czego nie rozumiałem. To sprawiało, że byłem zły, wpadałem w szał. Robiłem wiele, bardzo wiele złych rzeczy, których mimo wszystko nie umiem żałować.
~
                    Dostawałem różne zlecenia i zazwyczaj nie szukałem powodów. Łatwiej chyba było uspokoić sumienie, tak na początku sobie mówiłem, ale jeśli masz za sobą sto i więcej zabójstw, to kolejne nie robią ci różnicy. Wtedy po prostu nie zastanawiasz się nad takimi rzeczami, tylko robisz to, co masz zrobić i wracasz do domu.
                    Jednak wtedy coś mnie ruszyło. Zabicie kogoś dorosłego, który całe życie zajmował się ludzkim handlem, przestępstwami czy oszustwem podatkowym to jednak coś innego, niż zabicie bezbronnego dziecka.
                    Wielkie, błękitne i pełne łez oczy świeciły w umorusanej buźce. Wydawały się być zbyt duże do jej małej twarzyczki i zbyt jasne w ciemnym pomieszczeniu, do którego ją przyprowadziłem.
                    - Chciałabym wrócić do mamy – powiedziała cichutko, podczas gdy ja walczyłem ze swoją moralnością. – Bardzo za nią tęsknię.
                    Posłałem jej coś na kształt uśmiechu i bardzo mnie zdziwiło, że zamiast zacząć krzyczeć, mała również się do mnie uśmiechnęła. Nie ułatwiało mi to tego, co miałem zrobić.
                    - Niedługo się z nią zobaczysz – powiedziałem i jedną ręką przyciągnąłem ją do siebie. Dziecko wtuliło się we mnie ufnie, a ja pewniej chwyciłem sztylet w spoconej dłoni.
                    - Ten pan mówił mi tak samo – wyszeptała z ustami tuż przy moim uchu.
                    - Jaki pan? – Dłoń ze sztyletem znieruchomiała parę centymetrów od jej ciała.
                    - Ten, który mnie od niej zabrał i robił złe rzeczy.
                    Momentalnie zrozumiałem. Schowałem broń za pasek od spodni i wstałem, trzymając dziewczynkę na rękach.
~
                    Ustalenie, gdzie mieszka dziecko, które jeszcze niedawno miałem zabić, okazało się dosyć problematyczne. Do tego gość, który wynajął mnie do tego zadania dowiedział się o wszystkim i puścił swoje wierne pieski w pogoń za mną. Ale jeszcze nie znalazł się taki, którego bym nie zabił, do tego obietnica, że mała niedługo zobaczy swoją mamę dodawała mi energii.
~
                    Po paru dniach wędrówki z miasta do miasta w końcu znaleźliśmy się przed domem, którego szukałem. Trzymając dziewczynkę na rękach, zapukałem do drzwi. Gdy tylko ujrzałem oczy, z których upłynęło całe szczęście nie miałem wątpliwości, że to jej matka. Bez słowa podałem kobiecie dziewczynkę, a ona zabrała ją, tuląc do siebie jak mogła najmocniej i zaczęła płakać.
                    - Dziękuję – powiedziała, a ja skinąłem głową i odwróciłem się. – Poczekaj nieznajomy, jak cię zwą? Chcę wiedzieć komu zawdzięczam zwrócenie mi sensu życia.
                    - Mamo, to przecież anioł – odezwała się dziewczynka, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. – Chronił mnie całą drogę, jak ten anioł, o którym mi czytałaś, pamiętasz? On też wyglądał jak człowiek.
                    Spojrzałem na dziecko, a później na jej matkę.
                    - Raphael – powiedziała kobieta, a ja uśmiechnąłem się delikatnie i odszedłem.
~
                    Po tym, jak złapałem od dawna poszukiwanego przestępcę, który handlował dziećmi, pewna organizacja zwróciła na mnie uwagę. Zostałem zwerbowany do WYCIEKU i przeszkolony, a później dołączyłem do jednej z grup. Od teraz mogłem robić to samo, co wcześniej, ale mam dach nad głową i opiekę. Mam ludzi, którzy potrafią panować nade mnę i ludzi, których mogę nazwać swoją rodziną, chociaż początki nie były łatwe. I ten mój nowy początek również łatwy nie był.
~
                    Wszedłem do miejsca, które od teraz miało być moim domem. Usłyszałem głosy i zrobiłem kilka kroków w stronę, z której dochodziły. Znalazłem się w salonie i dopiero po chwili zostałem zauważony. Prawie wszyscy naraz zaczęli podchodzić do mnie, by się przywitać i przedstawić.
                    - A ty jak się nazywasz, co? – zapytała brunetka o imieniu Amy.
                    - Raphael – odpowiedziałem, a rudowłosa dziewczyna, której imienia nie zapamiętałem, roześmiała się.
                    - Jak ten anioł? – zapytała, a ja przytaknąłem. – To dogadasz się z moją siostrą. Ma na imię Angel.
                    Jak na zawołanie w jednych z wielu drzwi pojawiła się blondwłosa o wiele, wiele młodsza niż reszta, dziewczynka. Uśmiechnęła się do mnie i podeszła. Jej błękitne oczy nie były mi obce. Pamiętałem ją aż za dobrze. Doskonale pamiętam dzień, gdy o mało jej nie zabiłem.
                    - Cześć – powiedziała. – Jestem Angel.
                    Zdawała się niczego nie pamiętać, ale może to i dobrze.
                    - Raphael – powiedziałem, a w jej oczach na chwilę pojawiło się zrozumienie. Jednak był to tylko ułamek sekundy i mogło mi się to wydawać. Albo po prostu chcę tak myśleć, wtedy jest prościej. Wtedy czuję się trochę mniej winny i trochę bardziej ludzki.
~
                    Po tylu latach w końcu zrozumiałem, czego tak bardzo mi brakowało przez cały ten czas. Była to akceptacja. Znalazłem ją wśród ludzi, których los również nie oszczędzał. Znalazłem również sens życia – ochrona ludzi, na których mi zależy. Może dzięki temu choć trochę odpokutuję swój grzech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top