Rozdział 2

- Jeju, dziękuję! - zawołała Omorfia, z podekscytowaniem wertując "Quidditch przez wieki".

Dopiero widząc okładkę na końcu uniosła ze zdziwieniem brwi.

- Co się stało? Czyżbyś zobaczyła jakiś manewr o którym jeszcze nie słyszałaś? - zapytał z rozbawieniem chłopak.

Omorfia nie potwierdziła jego wersji, a jedynie wskazała palcem na jakiś napis - wyraźnie pisany odręcznie.

- Czemu tu jest podpis Percy'ego Weasley'a? - zapytała, a Oliver przeklnął w myślach.

- Wiesz co. . . Ja nie wiem. . . Może, no wiesz. . . Może ją czytał i odruchowo podpisał, bo. . .

- Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz, Woody. - parsknęła krukonka.

- No dobra, już dobra. - gryfon uniósł ręce ze zrezygnowaniem. - Nie miałem tej książki i pożyczyłem ją od Percy'ego. - wyjaśnił i przymknął oczy, czekając na burę od Omorfii za kłamstwo.

O dziwo krukonka nie wydawała się zdenerwowana.

- Naprawdę zrobiłeś to dla mnie?

Oliver odchrząknął i spuścił głowę, aby na nią nie patrzeć, bo czuł, że jego twarz przybrała kolor gryfońskiej szaty do Quidditcha.

- Czy ja mówię, że to źle? - roześmiała się. - To miłe, że ją dla mnie znalazłeś.

- No wiesz. . . Było ciężko, ale obiecałem, więc. . . - chłopak w sekundzie stał się dużo pewniejszy siebie.

- No już sobie nie pochlebiaj. Myślę, że nie było tak ciężko skoro Percy to twój współlokator. - uniosła kpiąco brew.

- Musiałem namówić Percy'ego, żeby pomógł w kłamstwie, dlatego było ciężko. - powiedział dumnie.

- Jeju, rzeczywiście. Jak ty się napracowałeś. - zaśmiała się Omorfia. - Ale i tak dziękuję. - dodała i stanęła na palcach, aby pocałować go w policzek.

Nie mówiąc już nic wyminęła go i odeszła w stronę Wielkiej Sali na śniadanie.

Wood za to stał przez chwilę w szoku. Po chwili jednak wykonał zwycięski ruch, przez co grupka uczniów z Ravenclawu spojrzała na niego z rozbawieniem.

🦁

- Oficjalnie uwielbiam tą książkę. I jako ścigająca w Qudditchu i jako krukonka lubiąca czytać. - rozpromieniona dziewczyna niemal nie podskakiwała z podekscytowania, opowiadając Oliverowi o swojej opinii dotyczącej przeczytanej książki.

- Zobaczymy czy potrafisz wykonać te manewry na boisku. - parsknął gryfon.

Omorfia zmrużyła lekko oczy.

- Myślisz, że nie?

- Przekonajmy się. - powiedział Oliver, kierując się do wyjścia ze szkoły.

Krukonka wiedziała co to oznaczało. Chciał żeby wspólnie zagrali. Teraz.

- Pamiętaj, że już raz z tobą wygrałam, Wood.

- Pierwszy i ostatni! - zawołał chłopak, będący już przy wyjściu. 

- Zobaczymy. - mruknęła cicho, podchodząc do szatyna.

Kierując się w stronę stadionu cieszyli się, że pogoda jak na środek marca była ciepła, gdyż nie wzięli ze sobą żadnych płaszczy. 

W samych szatach szkolnych przywołali do siebie miotły.

- No to co na początek? - zapytał Wood, opierając się na miotle co, jak zauważyła Omorfia, robił dość często.

- Na początek sprawdzimy czy w ogóle ma sens rywalizacja z tobą, Woody. - krukonka uśmiechnęła się tajemniczo. - Gonisz! - zawołała, odlatując na drugi koniec stadionu.

Oliver stał przez chwilę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, ale już po chwili odbił się od ziemi, lecąc w kierunku dziewczyny.

Miodowooka sprytnie zmyliła chłopaka i podleciała do góry, aby następnie z zawrotną prędkością lecieć głową w dół. Parę centymetrów nad ziemię zrobiła ostry zakręt, tym samym wykonując Zwód Wrońskiego.

Zadowolona z siebie obejrzała się do tyłu, gdzie spodziewała się zobaczyć pełnego podziwu Wooda, jednak zamiast tego usłyszała głośny huk.

- Na Merlina, Oliver! - zawołała przerażona, odrzucając swoją miotłę w bok i podbiegając do chłopaka. - Oliver, nic ci nie jest? - zapytała, kucając przy nim.

Z nosa gryfona leciała krew, a na brodzie dało się zauważyć duże przetarcie. Mimo tego gryfon otworzył oczy i pokiwał głową z delikatnym uśmiechem.

- Niezła w tym jesteś.

Omorfia aż pokręciła z niedowierzaniem głową.

 - Czy ty jesteś normalny, Wood? - krzyknęła. - Nie umiesz zadbać o swoje zdrowie?! Co gdyby stało ci się coś poważniejszego? - nadal krzyczała, sięgając do swojej szaty po chusteczkę, aby otrzeć krew z jego twarzy.

- Przecież nic mi nie jest. - powiedział, krzywiąc się lekko, gdy chusteczka dotknęła jego rany na brodzie.

- Właśnie widzę jak nic ci nie jest. - syknęła.

Krótko potem usłyszeli kroki i głosy.

- Co się stało? - zapytali bliźniacy Weasley, podchodząc do nich.

- Przyszliśmy tu, bo myśleliśmy, że to ślizgoni i chcieliśmy zobaczyć jak sprawdzają się ich nowe miotły. - dodał jeden z nich.

- Nic się nie stało. Wszystko pod kontrolą. - powiedział Oliver, wstając z ziemi i otrzepując swoją szatę.

- Nie "nic się nie stało", tylko Wood nie potrafi zadbać o własne zdrowie. - warknęła Omorfia, rzucając gryfonowi ostre spojrzenie.

- Coś o tym wiemy, w końcu mamy z nim treningi. - zaśmiał się Fred.

- Tak, kiedyś ci opowiemy. O! Freddie, pamiętasz jak spadł z miotły, gdy. . .- zaczął George, lecz Oliver szybko zatkał mu usta ręka.

- On nic nie mówił. - powiedział zmieszany chłopak, patrząc na rudzielca z mordem w oczach.

Krukonka zaśmiała się tylko, patrząc na czerwoną twarz kapitana gryfońskiej drużyny.

- No już dobrze, nie denerwuj się. Pójdziemy ci to opatrzyć. - dziewczyna wskazała na twarz Olivera i jego pościerane kolana.

- To dobry pomysł. - powiedział Oliver, nadal patrząc nieprzyjaźnie na bliźniaków, którzy niemal nie zwijali się ze śmiechu.

- Cześć. - powiedział, a oni kiwnęli głowami.

- Na razie! - zawołała Omorfia. - Musicie mi opowiedzieć jakieś krępujące przygody Wooda! - dodała ze śmiechem.

Rudzielce zasalutowali, a dziewczyna ze śmiechem popatrzyła na obrażonego gryfona idącego przy niej.

- Nie denerwuj się, Woody. To tylko żarty.

- Bardzo zabawne. - powiedział ironicznie.

- No daj spokój. Bo zaraz nie będę cię opatrywała. - dodała.

🦁

Tak naprawdę nie żałowałaby, gdyby nie podjęła się tego zadania, gdyż Wood okazał się wyjątkowo trudnym klientem.

- No już ostatni raz. - powiedziała, dotykając jego nosa zimnym okładem.

Oliver cały czas syczał, bądź się wiercił, przez co doprowadzał krukonkę do szału i cieszyła się, gdy już skończyła.

- Wiesz co, Wood? Mogłam cię tak zostawić na tej ziemi, to może przynajmniej byś się rozchorował i nie zagrał w jutrzejszym meczu. - roześmiała się Omorfia.

Następnego dnia - w niedzielę miał odbyć się mecz Gryffindor kontra Ravenclaw, o którym nieustannie myślała zarówno ona, jak i Oliver.

- Co poradzić, że mój urok osobisty tak na ciebie działał, że chciałaś mi pomóc? - zapytał z uśmiechem satysfakcji.

- Chyba żartujesz, Wood. Już żałuję tej pomocy. - powiedziała, krzątając się po szatni i pakując do apteczki wyjęte rzeczy.

- A ja wiem, że i tak byś mi pomogła. - wyszczerzył się. - Swoją drogą byłem dobrym pacjentem, więc chyba zasłużyłem na nagrodę, co? - zapytał, wskazując na swój policzek.

Omorfia prychnęła kpiąco.

- Mogę ci co najwyżej dać to. - powiedziała, przyklejając mu coś do szaty i wychodząc z pomieszczenia.

Oliver odkleił naklejkę i ze śmiechem odczytał napis "Dzielny Pacjent".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top