Rozdział 11
- Co ty przepraszam bardzo robisz? - zapytała ze zdziwieniem Omorfia, gdy zauważyła przed sobą Olivera.
Chłopak z ulgą odłożył na szafkę obok jej łóżka ciężką stertę słodyczy, którą jeszcze przed chwilą dźwigał w dłoniach.
- Przyniosłem jedzenie - powiedział, siadając na krześle i chwytając za czekoladową żabę.
- Widzę - rzuciła - Ale po co aż tyle tego naznosiłeś? - zapytała, nie mogąc pohamować śmiechu.
- Nie wiedziałem które lubisz - wytłumaczył gryfon, sam lekko się uśmiechając.
- Co ja z tobą mam, Woody - parsknęła, kiwając głową - Podasz mi balonówki Drooblego? O ile oczywiście je znajdziesz wśród tego wszystkiego - dodała.
- Jasne - Oliver pokiwał głową i już po chwili trzymał w dłoni ową słodycz - Otworzyć ci? - zapytał.
- Przecież dam radę - Omorfia zmarszczyła lekko brwi.
- Ale wiesz - chłopak wskazał znacząco na jej rękę w gipsie, a na jej twarzy pojawiło się zrozumienie.
- Przecież palcami nadal mogę ruszać - parsknęła i pociągnęła za znak, sugerujący, że to w tamtym miejscu trzeba było pociągnąć, aby otworzyć opakowanie.
- No tak - zmieszał się lekko Oliver.
Przez chwilę panowała między nimi cisza, w której krukonka zajadała się słodyczami, a on rozglądał po pomieszczeniu.
Do głowy Olivera wpadła pewna myśl.
- Omorfia? - zapytał, wkładając rękę do kieszeni i zaciskając dłoń na czarnym markerze, którego nosił tam głównie dlatego, że w najmniej spodziewanych momentach do jego głowy wpadały najlepsze taktyki i musiał je zapisać. Swoją drogą nawet na wnętrzu kieszeni miał kilka rysunków przedstawiających boisko. Taki los kapitanów.
- Hm? - spojrzała na niego, przełykając balonówkę.
- Podasz mi prawą rękę?
- Chyba chodziło ci o lewą - zmarszczyła brwi krukonka, sugerując na gips, znajdujący się na prawej.
- Nie, nie. Chodziło mi o prawą - poprawił dziewczynę - No i mogłabyś zamknąć na chwilę oczy - dodał, sprawiając, że Omorfia już całkowicie się zdziwiła.
★★★
- Już możesz otworzyć - usłyszała dziewczyna po kilku minutach.
Tylko czekała na te słowa. Jej wzrok od razu skierował się na prawą rękę.
- Jakie piękne! - zawołała nieświadomie. Na jej gipsie widniał rysunek przedstawiający miotłę. Co więcej na witkach owej miotły umieszczone były pojedyncze róże.
Przez następną chwilę z uśmiechem przyglądała się małemu obrazkowi.
- Nie dość, że dobrze latasz, to jeszcze rysujesz? - zapytała, unosząc wzrok.
Zauważyła, że Oliver był nachylony w jej stronę, a na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.
Chłopak również uniósł wzrok z obrazka na nią i momentalnie jego twarz się zaczerwieniła. Mimo tego nie odsunął się, a jedynie wpatrywał w dziewczynę, tak samo, jak ona w niego.
Oboje zamarli i czuli, że nie mogli się odsunąć. Żadne z nich nie chciało wycofać się w tył i. . .
- Omorfia?
- Jak się czujesz, Morfia? - niespodziewanie usłyszeli trzask drzwi i kilka głosów jednocześnie.
Odskoczyli od siebie jak poparzeni, a ich twarze spokojnie mogłyby robić za godło Gryffindoru.
Krukonka chrząknęła niezręcznie.
- Mi nic nie jest, ale jak mecz? - zapytała, nadal nieco zaróżowiona.
Oliver za to przeklnął w myślach.
Miny drużyny spochmurniały, a Omorfia w milczeniu pokiwała głową. Mogło to znaczyć tylko jedno - przegrali.
- Ile punktów? - zapytała, licząc, że nie było ich tak wiele.
- Tak naprawdę, to my nie przegraliśmy, Morfia - powiedziała jedna ze ścigających.
- W takim razie w czym problem? - zapytała krukonka, marszcząc brwi.
- Wygrali z przewagą dziesięciu punktów - zza drużyny wychyliła się Laurel.
Te słowa nawet dla Olivera były jasne. Tak nieznaczna wygrana znaczyła jedynie, że i tak, i tak to ślizgoni dostali się do finału, sumując wszystkie punkty z poprzednich meczów.
Zapadła cisza, a wszyscy czekali na słowa czekoladowowłosej kapitan.
- Cóż. . . - rozpoczęła, choć widać było, że mocno to przeżywała. W końcu to był jej ostatni rok, chciała wygrać, jak każdy. - Liczy się wasze zaangażowanie, zdolności. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda wam się wejść do finału. Teraz się nie udało, ale mimo to dziękuję wam za świetne treningi i grę - uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na każdego z osobna.
Mimo to Oliver zauważył pewien ból w jej oczach. Jako kapitan drużyny absolutnie jej się nie dziwił.
Krukoni niczym jedna rodzina złączyli się w uścisku (zainicjonowanym przez Laurel), uważając na złamaną rękę Omorfii.
Gryfon za to postanowił po cichu się wycofać. Wiedział, że to była chwila tylko i wyłącznie dla nich.
★★★
Trzask drzwi oznaczał jedynie ciszę i spokój. Krukoni wyszli, zapowiadając spotkanie na następny dzień, a Omorfia w końcu mogła przeanalizować wszystko co się dzisiaj wydarzyło.
Grali na meczu, potem Flint ją sfaulował. No właśnie, Flint. Spojrzała w prawo, gdzie leżał, lecz zasłoniły jej plecy dziewczyny siedzącej przy nim.
Była na niego zła. Nie tylko za jeden faul, bo to u ślizgonów było bardzo częste, lecz za to, że odebrał jej możliwość zagrania w ostatnim, najważniejszym dla niej meczu. Kto wie, może przeszliby do finału, gdyby nie to?
Kolejnym co się wydarzyło było przeniesienie do skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey podająca jej maść na siniaki i gips na ręku.
Cały ten czas był przy niej Oliver Wood. Musiała przyznać, że chłopak stanowił dla niej swego rodzaju zagadkę. Choć początkowo nie przepadała za jego towarzystwem, głównie za sprawą przeciwnych drużyn w Quidditchu, to teraz śmiało mogła nazwać go przyjacielem.
Wiedziała, że mogła na niego liczyć i prawdę mówić sprawiał jej prawdziwą radość. Nawet tym małym rysunkiem, który zrobił na jej gipsie.
Z lekkim uśmiechem spojrzała na miotłę i przyjrzała małym różom na jej witkach. Musiała przyznać, że pomysł był dobry, a wykonanie jeszcze lepsze.
- Panienko Foster, jak się pani czuje? - usłyszała nad sobą głos pani Pomfrey.
- Bardzo dobrze - powiedziała od razu.
- W takim razie przyjdę później, aby dać pani maść. Ale ostrzegam, może to być ciężka noc - zastrzegła. Omorfia kiwnęła lekko głową - Myślę, że jeśli jutro wszystko będzie w porządku, to będzie mogła pani wrócić do swojego dormitorium - dodała i odeszła w stronę łóżka, na którym leżał Flint.
Krukonka uśmiechnęła się do niej lekko i ułożyła wygodniej na poduszce. Żałowała jedynie tego, że zapomniała powiedzieć Oliverowi, żeby wziął jej coś do czytania.
Szczerze liczyła, że jeszcze się u niej zjawi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top