Rozdział 9 ''Nie poznaję Cię''

🎅 Mikołaj 🎅 

Przetarłem zmęczone oczy i z powrotem nasunąłem na nos okulary. Wpatrywałem się w ekran nieprzerwanie przez kilka godzin i zaczynałem odczuwać tego nieprzyjemne skutki. Z ulgą oderwałem się od biurka, prostując zasiedziały kręgosłup. Przeciągnąłem się, prężąc mocno ramiona, aż strzeliło we wszystkich zastygniętych stawach, dzięki czemu poczułem natychmiastową różnicę, jakbym zrzucił z siebie stalową zbroję.

Od razu ruszyłem w stronę stojaka na kurtki, stojącego na lewo od drzwi i zabrałem się za ubieranie. Marzyłem, aby jak najszybciej znaleźć się w domu i uciec od niebieskiego światła. Na szczęście dzisiaj miałem wolne całe popołudnie, więc mogłem nareszcie porządnie wypocząć.

Najważniejsze, że nie obawiałem się już powrotu do własnego mieszkania, a nawet nieznacznie cieszyłem na myśl o spotkaniu w nim Olgi. Miałem nadzieję, że wczorajsza szczera rozmowa załagodzi napiętą atmosferę i nasza relacja będzie kierowała się wyłącznie naprzód, bez oglądania się wstecz na bolesną przeszłość.

Naciągnąłem czapkę na głowę i zacząłem plątać wokół szyi granatowy włóczkowy szalik, gdy nagle poczułem za sobą czyjąś obecność. Nawet się nie odwróciłem, tylko od razu zareagowałem, pewien kto właśnie do mnie dołączył.

– Kuba, nie mam ochoty na żadne pogaduchy ani szybkie piwko po robocie. Jestem padnięty, spadam od razu do domu.

Gdy tylko to powiedziałem, poczułem, jak pod mój szary golf wsuwają się smukłe dłonie z długimi paznokciami. A powietrze przesiąka orientalnym, gryzącym zapachem.

– Mam nadzieję, że na mnie będziesz miał ochotę...

Usłyszałem ponętny szept, jakby wiedźma kusiła swoją przyszłą ofiarę. Wzdrygnąłem się zaskoczony i odskoczyłem dwa kroki w bok, aby znaleźć się w bezpiecznej odległości.

– Elwira, co ty tu robisz?! – zapytałem niemile, bo nie spodobała mi się taka zasadzka od tyłu.

Odwróciłem się do nachalnej dziewczyny i zgromiłem niezadowolonym wzrokiem. Elwira przestąpiła z nogi na nogę, stojąc na niebotycznie wysokich czerwonych botkach i przygryzła dolną wargę wymalowaną na równie wściekły odcień czerwieni. Ostatnio zgrywała zmysłową na wszystkie możliwe sposoby i na każdym kroku próbowała nowych, wymyślnych sztuczek, aby mnie ponownie poderwać.

– Uznałam, że się stęskniłeś. Chyba ostatnio jesteś bardzo zapracowany, bo ciężko cię złapać – odparła i przybrała smutną minę jak bezdomny piesek na deszczu. Z tym że ja dobrze wiedziałem, że to wyłącznie poza, za pomocą której próbowała osiągnąć konkretny cel.

Zignorowałem rzekomo zmartwioną uwagę Elwiry i zająłem się dalszym ubieraniem. Skoro była taka spostrzegawcza, szkoda, że nie zauważyła tego, że nieprzypadkowo schodziłem jej z drogi, a robiłem to wyłącznie celowo. Dla niej ta sytuacja byłaby nie do pomyślenia, dlatego wolała udawać ślepą.

– Chcesz coś ważnego? Bo się spieszę – zapytałem, nie zmieniając nieprzyjemnego tonu, ale nawet takie opryskliwe zachowanie jej nie zniechęcało.

– Właściwie to tak – odpowiedziała z przebiegłym uśmiechem i podeszła bliżej, a ja wstrzymałem oddech, żeby zapanować nad gwałtowną irytacją. Elwira uniosła dłoń i położyła na mojej piersi z nonszalancją godną damy. – O ile nie zapomniałeś, jutro są Mikołajki, czyli twoje imieniny kochanie. Chciałam poinformować, że mamy już plany na wieczór.

– Chciałaś chyba powiedzieć, że ty masz, bo ja nic nie planowałem – odparłem spokojnie i subtelnie oderwałem jej dłoń od klatki piersiowej, bo nie chciałem, żeby mnie dłużej dotykała.

– I tu się mylisz, Mikołajku – oznajmiła i ostrzegawczo pomachała wskazującym palcem. – Otóż mamy wspólne plany. Zarezerwowałam NAM stolik w naszej ulubionej restauracji sushi, następnie wyjście do kina na romantyczny film, a później lądujemy u ciebie, najlepiej w łóżku – wyrecytowała podekscytowana wszystkie plany, a mnie w jednej chwili zmroziło, gdy usłyszałem jej egoistyczny spis atrakcji.

Spróbowałem ją wyminąć, ale zagrodziła mi drogę, więc westchnąłem zrezygnowany.

– Nigdzie razem nie pójdziemy – powiedziałem stanowczo, złapałem ją za ramiona i przesunąłem delikatnie w bok, tak abym mógł przejść do wyjścia. – Wybacz, ale się spieszę.

– Ale ja zarezerwowałam już stolik! Mikołaj nie możesz mi tego zrobić! Jeśli to żart, to słaby, mówiłam, że nie umiesz żartować – próbowała nieudolnie wpłynąć na moją decyzję.

– Nie lubię sushi, wiesz o tym dobrze. Organizujesz moje imieniny i wraz ustalasz wszystko pod swoje dyktando. I niby ci na mnie zależy, tak? – zadrwiłem z wyrzutem, bo jak zwykle nawet przez chwilę nie pomyślała o mnie.

– Nie przesadzaj, zjesz najwyżej jakąś zupę czy coś, z głodu nie umrzesz. Liczy się gest – oznajmiła święcie przekonana o swojej nieomylności, a ja z litością prychnąłem pod nosem. Jak dla mnie mogła iść sama i mogła sobie zjeść moją porcję zupy.

– W takim razie życzę smacznej kolacji, a i do kina też się nie wybieram, dziękuję za propozycję – starałem się mówić krótko i na temat, żeby Elwira nie miała już pola do popisu.

– Oj Mikołaj, Mikołaj, czemu jesteś taki uparty, przecież ja doskonale wiem czego ci potrzeba – powiedziała ze znajomą dla siebie wyższością. Ruszyła do przodu i zanim wyszła na korytarz, dodała: – Jutro chociaż załóż soczewki na wieczór – poleciła w rzekomo dobrej intencji i wyszła.

Zdumiony pokręciłem głową. To było nie do wiary. Elwira przechodziła samą siebie. Próbowała mydlić mi oczy obietnicami wielkich zmian, a gdy przychodziło do pierwszej lepszej sytuacji, znów miała klapki na oczach. Jej przyjemność była priorytetem i to się nigdy nie zmieni.

Od małego dziecka byłem uciszany i bagatelizowany, nikt się ze mną nie liczył, i o mały włos, nie przedłużyłbym takiego stanu na długie lata. W ostatniej chwili zdobyłem się na odwagę, żeby od niej odejść. Lepiej być samotnym do końca życia niż nie zaznać w nim odrobiny szacunku.

*

Drogę do domu pokonałem dość sprawnie, zważywszy na korki i trudne warunki pogodowe. Zima w Siedlcach zadomowiła się na dobre, przez co z każdą upływającą godziną miasto znikało coraz bardziej pod nadmiarem śniegu. Idąc klatką schodową strzepywałem z czapki i szalika biały puch. Przystanąłem przed swoim mieszkaniem i wytarłem dokładnie podeszwy, żeby jak najmniej wnieść mokrego do środka. Otworzyłem drzwi, a gdy tylko przekroczyłem próg, od razu zderzyłem się z biegnącą Olgą.

W dodatku zapłakaną Olgą.

Zaniepokojony zmarszczyłem czoło i wyhamowałem jej rozpędzone ciało, przytrzymując dygoczące ramiona.

– Co się stało? – zapytałem z trwogą. Poczułem silny przypływ lęku, aż zapragnąłem przyciągnąć ją bliżej siebie, ale dziewczyna tak zesztywniała od mojego dotyku, że natychmiast się zreflektowałem i opuściłem ręce w dół.

– Nic. Nieważne – chlipnęła i pociągnęła nosem, unikając mojego spojrzenia. Wzrok skierowała w podłogę, za to ja nie spuszczałem z niej swojego pełnego obawy. Wyminęła mnie sprytnie i skierowała się do salonu, więc nie zwlekałem i od razu za nią podążyłem.

– Przecież widzę, że coś się dzieje – nie odpuszczałem, bo naprawdę byłem przejęty jej rozpaczliwym stanem. Obserwowałem jak skulona przemierza coraz żwawszymi krokami salon, uciekając zapewne do swojego pokoju. – Olga... – powiedziałem bezradnie i załamałem ręce, bo dziewczyna nie reagowała, i już znikała w jadalni.

– To nic takiego, Mikołaj. Nie przejmuj się, nic mi nie jest. Zaraz mi przejdzie – odpowiedziała stłumionym głosem, a zaraz później usłyszałem trzask zamykanych drzwi.

Stałem otępiały pośrodku salonu i wpatrywałem się przed siebie, tam gdzie jeszcze przed chwilą widziałem zgarbione plecy dziewczyny. Skołowany zupełnie nie wiedziałem co robić. Rozłożyłem bezsilnie ramiona i rozejrzałem się po pomieszczeniu, jakby szukając odpowiedzi albo czyjegoś wsparcia, ale w mieszkaniu znajdowaliśmy się tylko we dwójkę. Cały ciężar, aby rozładować tę sytuację spadł nieoczekiwanie na moje barki i jak na złość tym razem nie zapaliła mi się żadna żaróweczka z magicznym pomysłem.

Nadal stałem bez ruchu jak upiór w ciemności. Pokój oświetlały jedynie włączone na korytarzu halogeny i światła miejskich latarni, które przebijały się przez wysokie okno. W mojej głowie wrzało od intensywnych myśli, bo w pierwszym odruchu poczułem, że musiałem pomóc Oldze. Zapewne potrzebowała wsparcia i nieważne z jak trudnymi problemami się zmagała, nie powinna być sama, z tym że nie miałem pomysłu jak to zrobić. Przecież nie mogłem ot tak wejść do jej pokoju, tym bardziej, że oznajmiła, że woli zostać w samotności.

Z braku pomysłów i rodzącego strachu wychodziłem już z siebie. Bałem się, że wpakowała się w poważne kłopoty, przecież nie bez powodu została z niczym z dnia na dzień. A może ktoś zrobił jej krzywdę? Wykorzystał? Albo ma to związek z jej matką i jej rozwiązłym stylem życia?

Szalałem od nadmiaru niewiedzy, coraz mocniej obawiałem się jej tajemnic. Musiałem z nią porozmawiać jak najszybciej, dowiedzieć co się działo. A Olga nie miała wyjścia, musiała się zdobyć w końcu na szczerość, bo miałem pełne prawo na taką liczyć. Ale w obecnej chwili powinienem podejść do tego z wyczuciem, żeby nie spłoszyć jej przez nachalne dociekanie.

Odetchnąłem głęboko, żeby oczyścić myśli i nie działać zbyt pochopnie. Podszedłem do kuchennej wyspy i na dobry początek włączyłem w czajniku wodę do gotowania. Nie dość, że byłem wypompowany po pracy, Elwira skutecznie wyprowadziła mnie z równowagi, psując mi dobry nastrój, tak teraz dobiła mnie jeszcze na koniec płacząca Olga.

Wypuściłem ciężko powietrze ustami i otworzyłem szafkę, żeby wyciągnąć kubek. Odruchowo chwyciłem dwa. Uznałem, że przygotuję aromatyczną herbatę, akurat miałem w zapasach mieszankę z melisą. Taki napar idealnie wyciszy Olgę, a i mnie nie zaszkodzi.

Gdy już zamierzałem zamknąć drzwiczki szafki, rzuciły mi się w oczy słodkości z drugiej półki. Uśmiechnąłem się pod nosem i zgarnąłem z niej kilka rzeczy, zmieniając intuicyjnie zdanie.

Nie od dziś wiadomo, że na kobiety i ich płaczliwy nastrój nic tak dobrze nie wpływa jak słodka czekolada. A kakao w towarzystwie małych pianek marshmallow, może okazać się strzałem w dziesiątkę. Podziękowałem w myślach siostrom, że nie zabrały ostatnio swoich zakupów, gdy tutaj nocowały i zostawiły torbę z różnymi rarytasami.

Podgrzałem w małym rondelku mleko, rozpuściłem w nim kakao i nalałem do pełna do dwóch czerwonych filiżanek z motywem świątecznym. Opakowanie z piankami schowałem do tylnej kieszeni spodni i z duszą na ramieniu ruszyłem w stronę pokoju współlokatorki. Z każdym krokiem wyostrzałem bardziej słuch, aby wyłapać ewentualny szloch zza drzwi, ale zdawało się, że panowała tam cisza.

Odstawiłem jedną porcję na podłogę i ostrożnie zapukałem. Zamarłem i wsłuchiwałem się w skupieniu, ale jedyne co wtedy dochodziło do moich uszu, to uderzenia mojego podenerwowanego serca. Nagle zza drzwi dobiegło niepewne ,,proszę''. Jeżeli do tej pory myślałem, że moje serce szybciej biło, to byłem w dużym błędzie, bo dopiero teraz wpadło w szaleńczy bieg, jakby chciało wygrać na setkę z samym Boltem.

Już zamierzałem się zawrócić, omal nie uciekłem przez swoje niewątpliwe tchórzostwo, ale nie zdążyłem wykonać jednego kroku, bo Olga sama uchyliła drzwi.

Zaniemówiłem i tylko wpatrywałem się z troską w jej podpuchniętą od dłuższego płaczu twarz. Policzki miała zaczerwienione, a w okolicy oczu pojawiło się kilka różowych plam. Obserwowała mnie badawczo, a ja poczułem się jak natręt, który nie daje chwili spokoju.

– Pomyślałem... – zająknąłem się zmieszany i schyliłem się po drugą filiżankę. – Pomyślałem, że może... że może gorące kakao poprawi ci humor – powiedziałem żałośnie i myślałem, że spłonę ze wstydu. A nawet zamarzyłem, aby właśnie tak się stało.

Olga przeniosła zdziwione spojrzenie na dwie filiżanki i nadal nic nie mówiła. Cisza się przedłużała, więc speszony zacząłem się besztać za tak dziecinnie banalny zamysł.

– Przepraszam, to głupi pomysł. Nie wiem co sobie myślałem. Już znikam – wymamrotałem pod nosem i już chciałem się wycofać upokorzony, ale Olga nieoczekiwanie mnie powstrzymała. Złapała dłonią za mój łokieć, a ja ten spontaniczny dotyk poczułem na całym ciele i w moment zrobiło mi się gorąco jak w piekle.

– Poczekaj – powiedziała miękkim głosem, więc natychmiast odwróciłem się do niej przodem z nadzieją na dalszą rozmowę. Doprawdy w jej towarzystwie zachowywałem się jak narwany nastolatek. – Czasem właśnie takie błahe rzeczy potrafią zdziałać największe cuda. Z chęcią się z tobą napiję – dodała i posłała mi uroczy uśmiech, słodszy niż same pianki. Ulżyło mi, bo nie tylko jej usta tak zareagowały, ale również oczy patrzyły nareszcie z odrobiną wesołości.

– Na pewno? Nie chciałbym się narzucać – zapewniałem, żeby nie wyjść na nadgorliwego, ale w jakim celu? Skoro właśnie taki byłem! Zwłaszcza jak widać w jej przypadku.

– Nie narzucasz się, zresztą... – zatrzymała się w połowie zdania i przygryzła na moment dolną wargę, a ja wpatrywałem się w ten subtelny gest odrobinę za długo. – Zresztą powinnam w końcu z tobą poważnie porozmawiać i co nieco opowiedzieć – powiedziała z powagą, a nasze spojrzenia się spotkały. Znów uderzyło we mnie gwałtowne gorąco, jakbym stał przy samym kotle diabła, więc oszołomiony temperaturą tylko skinąłem twierdząco głową.

Chciałem zrobić krok do przodu, żeby na rozmowę wejść do jej pokoju, ale Olga zagrodziła mi drogę.

– Mam lepszy pomysł gdzie możemy usiąść – oznajmiła z tajemniczym uśmiechem i przechwyciła ode mnie jedną filiżankę.

Gdy wyjmowała naczynie, musnęła przez przypadek delikatnie palcami moją skórę i to wystarczyło, abym dostał ciarek od nadgarstka, aż po samą szyję. Bez słowa podreptałem za nią i siłą woli starałem się przegonić z ciała niechciane mrówki, ale one nie zamierzały ustąpić. I chyba właśnie budowały mrowisko w samym środku serca.

– Byłoby idealnie, gdybyśmy mieli jeszcze pianki do tego kakao – powiedziała z rozmarzeniem, więc natychmiast się odezwałem.

– Mam pianki! W kieszeni! – znów wyrwałem się jak podekscytowany szczeniak, aż skrzywiłem się słysząc swój wesoły ton.

Ale Olga, gdy to usłyszała, odwróciła się z rozszerzonymi w zachwycie oczami, a ja w jednej sekundzie rozpłynąłem się w tym spojrzeniu jak mleczna czekolada w fondue. I uznałem, że mój emocjonalny wybuch był wart widoku takiego naturalnego szczęścia.

– Miki! – pisnęła uradowana, a ja nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, nawet mimo drażliwego przezwiska, które padło z jej ust. – To cudownie! – podsumowała i podskakując z radości podeszła do salonowej wnęki przy oknie.

Odstawiła filiżankę na podłogę i zdjęła z paletowej kanapy kilka poduszek, które służyły do tej pory wyłącznie do dekoracji. Zostawiła jedynie dwie największe i podparła o ściany, tak abyśmy mogli oprzeć się plecami, i usiąść naprzeciwko siebie.

– Siadaj – Olga wydała polecenie, ale ja zanim posłuchałem, wyjąłem z kieszeni słodycze i podałem jej opakowanie, które przejęła ochoczo, po czym bez gadania rozsiadłem się po lewej stronie.

Jedną nogę zgiąłem w kolanie, a prawą stopę zostawiłem na podłodze. Oparłem się plecami o poduszkę i wyjrzałem przez okno na zewnątrz. Za szybą wirowały leniwie śnieżynki, wykonując w powietrzu hipnotyzujący taniec. Zapatrzyłem się na to zimowe widowisko i dopiero subtelne uderzenie w piszczel przywróciło mnie do porządku. Zdezorientowany spojrzałem na lewą nogę, o którą opierały się stopy Olgi.

– Nie przeszkadzam? – zapytała, ale chyba jedynie retorycznie, bo nie czekając na odpowiedź jeszcze bardziej się rozgościła i palce jednej stopy wsunęła pod spód mojej nogi.

Zamarłem, a moje serce znów zaczęło skakać wysoko, aż do gardła, więc żeby je spowolnić wziąłem spory łyk słodkiego napoju.

– Nie, w porządku – wydusiłem cienko, po czym szybko odchrząknąłem, bo brzmiałem jakbym stracił głos. – Nie przeszkadzasz – dopowiedziałem niby luzacko, starając się mieć na nowo normalny ton.

Olga w milczeniu przeniosła wzrok za szybę i przyłożyła filiżankę do ust, ale nim upiła łyk podmuchała na wszelki wypadek zawartość w obawie, że się poparzy. Jednak napój zdążył już wystygnąć i nadawał się w sam raz do picia.

Walczyłem ze sobą by nie patrzeć tak intensywnie, ale nie byłem w stanie oderwać od niej wzroku. Siedzieliśmy w ciszy dłuższą chwilę i zapomniałem, że trzymałem w ręku ciepłe picie, w którym pianki zdążyły się całkowicie rozpuścić. Jakby wszystko wokół przestało mieć znaczenie, jakby liczył się wyłącznie obraz jej spokojnej twarzy. Jej obecność. Jej powrót do mojego życia. Tak się tego obawiałem, ale gdy miałem ją teraz blisko siebie, uświadamiałem sobie, że znaczyła dla mnie o wiele więcej niż mi się kiedyś zdawało.

To odkrycie zaczynało mnie martwić, a zwłaszcza jego intensywność i gwałtowne reakcje organizmu. Wiedziałem, że prowadziły donikąd, ale jak miałem niby je powstrzymać, skoro same rządziły się w moim ciele bez pytania o zgodę?

Gdy odbywałem nierówną walkę ze swoimi budzącymi się niechcianymi uczuciami, Olga pozostawała nieobecna ze wzrokiem wbitym w szybę. Już myślałem, że jednak nie dojdzie do obiecanej rozmowy, że się rozmyśliła i dlatego się nie odzywa, ale jak zwykle musiała mnie zaskoczyć.

– Nie wiem od czego zacząć... – szepnęła i nie dało się ukryć, że w jej głosie zapanowała sztywność.

Przeniosła na mnie spojrzenie, znów tak samo zgaszone jak zdarzało się kilkukrotnie odkąd się ponownie spotkaliśmy. Niezrażony jej widoczną obawą, uniosłem delikatnie kąciki ust, próbując zdobyć się na pokrzepiający uśmiech.

– Najlepiej od początku – zaproponowałem spokojnie, tak aby nie naciskać na nią w żaden sposób.

Olga westchnęła głęboko i przymknęła na chwilę powieki, nim znów je otworzyła, wykorzystałem moment, i również wziąłem większy wdech, żeby przygotować się na to co zaraz usłyszę. Gdy otworzyła oczy, widniał w nich nie tylko ból, ale też wstyd. W pierwszym odruchu zamarzyłem, aby porwać ją w ramiona. Przytulić mocno i pozwolić, by wklejona we mnie zaczęła opowiadać swoją historię. Ale oczywiście nawet nie drgnąłem, zdusiłem te pragnienie, przypominając sobie jak zamarła, gdy złapałem ją za ramiona, gdy wszedłem do mieszkania. A za nic w świecie nie chciałem, żeby to się powtórzyło i żeby znów ode mnie uciekła.

Zacisnąłem dłonie w pięści i dzielnie czekałem na dalszą wypowiedź. Olga na szczęście tym razem została, otworzyła usta i zaczęła się otwierać. Z każdym słowem nabierała odwagi, a ja nie odrywałem od niej skupionego wzroku. Nie przerywałem, tylko cierpliwie wysłuchiwałem. Nie oceniałem, chociaż niektóre momenty z jej opowieści przyprawiały mnie o ciarki i zbulwersowanie. Streściła bardzo szczegółowo ostatnie pięć lat swojego życia, dzięki czemu mogłem spojrzeć na to z innej perspektywy.

– I w taki sposób zostałam z niczym. Tak naprawdę nigdy nie miałam nic swojego. Na nic nie zapracowałam, nic mi się nie należało... – westchnęła smutno, podsumowując swoją dotychczasową historię. – Niczego nie osiągnęłam, a ty... Możesz być z siebie dumny, odniosłeś sukces, a ja nie dorastam tobie do pięt...

Poprawiłem się nerwowo, przesuwając plecy wyżej i zaprzeczyłem stanowczo ruchem głowy jej negatywnym słowom. Nie zgadzałem się z nimi w żadnym stopniu. Olga była dla siebie zbyt surowa, źle się oceniała, nie dostrzegała jak wiele dobra zrobiła dla kogoś innego. Na dodatek facetowi, który na to nie zasługiwał pod żadnym względem. I to chyba jeszcze bardziej wprawiło mnie w stan nerwowości.

– Dobrze wiesz, że to nieprawda. Nie powinnaś tak się krytykować. Z tego co mówisz, wynika, że dla tej pracy poświęciłaś mnóstwo. Harowałaś ciężko po nocach, dbałaś o wszystkie najdrobniejsze szczegóły, byłaś tam jednocześnie menadżerem, marketingowcem, barmanem, kelnerką i szefową, i nikt tego nie doceniał. W dodatku zrezygnowałaś ze studiów, żeby mieć więcej czasu dla pracy. A... – mówiłem jak natchniony, ale zająknąłem się w tym miejscu, bo przez moje gardło nie mogło się przebić imię tego bydlaka, który tak ją potraktował. – A twój szef, na dodatek partner wykorzystał to z pełną premedytacją – wycedziłem ze złością, bo nie mogłem nad tym zapanować.

Olga aż zadarła brwi, najwidoczniej zdziwiona taką ożywioną reakcją, więc natychmiast zacząłem się tłumaczyć.

– Przepraszam, po prostu nie mogę słuchać, że mówisz tak źle o sobie. Nie poznaję cię. Olga, którą pamiętam znalazłaby rozwiązanie i nie dałaby się nikomu poniewierać. Odkop ją gdzieś z tych czeluści i zawalcz o siebie – przekonywałem pełen wiary, aż sam się sobie dziwiłem, że z taką łatwością odnajdywałem odpowiednie słowa.

Ale gdy patrzyłem w jej zasmucone, skrzywdzone oczy, nie potrafiłem przejść obojętnie. Za wszelką cenę musiałem jej pomóc. Po raz kolejny w życiu, nie pomyślała o sobie, tylko starała się dla innych, pomijając w tym siebie i swoje szczęście. Podobnie było w przypadku naszej przyjaźni. Podobnie było ze zdobyciem akceptacji u mamy.

– Tamtej Olgi już dawno nie ma – odparła zgaszona i znów wyjrzała za okno.

Jej wzrok śledził zacięcie, wirujące w powietrzu śnieżynki i tańczył niemal identycznie jak biały puch na wietrze. Przybrała zamkniętą postawę, skuliła ramiona i wyglądała, jakby chciała się schować przed całym światem. I po części jej się udało. Bo w tym mieszkaniu mogła liczyć na azyl, z tym że przede mną nie umknie tak łatwo. Nie odpuszczę dopóki nie odzyska swojej pewności siebie ani nie zrozumie poczucia własnej wartości.

– A moim zdaniem nadal nią jesteś – oznajmiłem pewien i zdeterminowany oderwałem się od ściany.

Usiadłem z wyprostowanymi plecami, a prawą ręką chwyciłem jej dłoń, którą skryła pomiędzy udami. Ująłem drobne palce z czułością i ciasno otuliłem, tak aby poczuła z mojej strony jak najwięcej wsparcia. Bagatelizowałem własne uczucia, to że z chwilą, gdy poczułem jej skórę moje serce zaczęło nierówno podskakiwać, a oddech łamał się i był nieregularny.

Olga zaskoczona śmiałym gestem od razu wróciła do mnie spojrzeniem. Przypatrywała się bacznie, a ja odetchnąłem, bo najważniejsze było dla mnie w tym momencie to, że nie zabrała ręki. A nawet rozluźniła się i pozwoliła mocniej objąć.

– Jesteś nią. Nadal masz w sobie ten magiczny urok, którym przyciągasz do siebie ludzi. Obok ciebie nie da się przejść obojętnie i nie mówię tylko o twojej urodzie. Oczywiście bezsprzecznie jesteś przepiękna i, i, i żadna kobieta nie ma z tobą równych, ale... – kontynuowałem coraz odważniej.

Bez zastanowienia mówiłem, to co leżało mi na sercu, a Olga z każdym moim słowem nabierała żywszych rumieńców.

– Wystarczy twój jeden uśmiech, a człowiek chce przebywać w twoim towarzystwie. Rozmowa z tobą sprawia, że każdy nabiera optymizmu, poprawiasz humor żartobliwymi uwagami i spontanicznym zachowaniem. Może teraz ci się wydaje, że taka nie jesteś, bo masz gorszy okres w życiu, ale nadal pozostajesz sobą. I to jest w tobie wspaniałe. Przy tobie każdy czuje się radosny. Ja czuję się wesoły, szczęśliwy i doceniony. Czuję się dobrym człowiekiem. Zawsze tak było. Zawsze – powtórzyłem twardo i dla lepszego efektu mocniej ścisnąłem jej dłoń. Kamień spadł mi z serca, bo Olga odpowiedziała na mój gest takim samym mocnym uściskiem.

Wpatrywała się we mnie bez słowa, ale widziałem doskonale, jak głęboko trafia w nią to co mówiłem. Jej oczy zaczynały błyszczeć, a usta zaciskały się coraz bardziej, powstrzymując wzruszenie i wypływ łez.

– Miki... – szepnęła cicho i znów rozluźniła dłoń, a ja mimowolnie zacząłem głaskać jej skórę kciukiem.

Z każdym muśnięciem dostawałem większym ciarek, ale mimo to nie zamierzałem przestawać. Te uczucia rodziły się poza mną, same decydowały kiedy się pojawią i nie odpuszczały wbrew rozsądkowi.

– Dziękuję. Tylko tyle jestem w stanie wydusić – powiedziała dogłębnie speszona, a jej wstydliwa postawa dodawała mi odwagi.

– Wiem, że to banalnie zabrzmi, ale głowa do góry. Wszystko się ułoży. W pierwszej kolejności skup się na sobie, dosyć myślenia o innych. Odpocznij tyle ile potrzebujesz, zawsze jesteś tutaj mile widziana, więc możesz zostać ile chcesz. A gdy nabierzesz w końcu sił poszukaj pracy, rozlicz się z byłym szefem, bo należy ci się wypłata, przecież przepracowałaś cały miesiąc. Gdy odzyskasz pieniądze będziesz spokojniejsza – zaproponowałem przekonany o swojej słuszności, ale Olga na wzmiankę o szefie znów zesztywniała i wycofała dłoń.

Puściłem ją bezradnie, nie mogąc nic zrobić, a gdy zabrała rękę, natychmiast poczułem w tym miejscu nieprzyjemne zimno. Miałem odczucie, jakby zabrakło mi czegoś cennego i nie miałem na to żadnego wpływu.

– To nie takie proste, mówiłam, że nie miałam spisanej umowy o pracę, a jak się okazuje Michał nie należy do wyjątkowo szlachetnych ludzi... – zamyśliła się chwilę z dziwnym wyrazem twarzy, jakby coś ją nagle zabolało. – Dzisiaj próbowałam odzyskać wypłatę, ale jak się domyślasz nic z tego dobrego nie wynikło – dodała cięższym głosem, a ja miałem przeczucie, że nie mówiła mi na ten temat całej prawdy. Nie wiem dlaczego, ale byłem pewien, że to on był sprawcą jej dzisiejszego stanu i tego, że tak bardzo płakała.

– Mogę podpytać w sądzie co da się z tym zrobić. On może mieć poważne problemy, gdy wyda się, że zatrudniał cię na czarno. Na pewno masz na to dowody albo świadków – zasugerowałem ostateczny sposób wyegzekwowania od niego pensji, ale Olga jak rażona prądem zaczęła panicznie kręcić głową.

– Nie, nie, nie! Nie chcę już wchodzić z nim w żadne relacje, tym bardziej sądowe. Nigdy więcej nie chcę go spotkać – powiedziała na jednym wdechu i dałbym sobie rękę uciąć, że słyszałem w jej głosie strach. Mój żołądek zacisnął się gwałtownie na samą myśl, tego co ten człowiek mógł jej zrobić, skoro tak zareagowała.

– Spokojnie. Ja ci tylko oferuję pomoc i podsuwam różne sposoby, jeśli nie chcesz bądź jeśli nie jesteś gotowa, zajmij się czymś innymi – wytłumaczyłem szybko, żeby ją uspokoić. – Zaczęłaś już szukać pracy? – zapytałem z ciekawości, ale też chciałem zmienić bieg jej myśli i oderwać od złych wspomnień.

– Wysłałam całą masę CV, ale póki co bez większego odzewu – odpowiedziała i wzruszyła bezradnie ramionami. – W dzisiejszych czasach nie tak łatwo o pracę bez wykształcenia i porządnego doświadczenia.

– Może poszukaj stacjonarnie? Przejdź się po centrum handlowym, po mieście i porozglądaj za ofertami – zaproponowałem, bo naprawdę często można było trafić na ciekawe ogłoszenia wywieszone na witrynach. Teraz był świąteczny okres, wiele firm poszukiwało pomocnych etatów. Nawet jeśli miałoby to być okresowe zatrudnienie, zapewniłoby przynajmniej przypływ gotówki i Olga mogłaby bez stresu szukać konkretnego stanowiska na dłużej.

– Nie mam wydrukowanego CV, a poza tym nie mam aktualnego zdjęcia do załączenia. Do tej pory wysyłałam bez... – Skrzywiła się i znów westchnęła z niemocy, za to ja nabierałem jej zadziwiająco dużo.

– To akurat żaden problem! Wydrukuję ci ile zechcesz, a zdjęcie zrobię choćby zaraz. Prześlesz mi plik ze swoim CV, zaktualizuję je i na jutro będzie gotowe! – odparłem podekscytowany i gotowy w każdej chwili biec po aparat, aby wykonać zdjęcia. Olga za to spoglądała na mnie w niemałym szoku.

– Ale jak to teraz? Tutaj? – zapytała zdumiona i rozglądała się zdezorientowana po salonie.

– A czemu nie?! Mam sprzęt, raz dwa się z tym obrobię, to dla mnie żaden kłopot! – odparłem pobudzony i zerwałem się z kanapy. – Chodź! – Wyciągnąłem dłoń i czekałem w zawieszeniu na jej decyzję.

Olga przeskakiwała spojrzeniem z moich oczu na otwartą i oczekującą rękę, ciągle się wahając, ale ja nie odpuszczałem, i wpatrywałem się w nią wymownie. W końcu westchnęła głośno i z pojawiającym się szerokim uśmiechem na twarzy oznajmiła:

– A co mi tam! Rób mi sesję! – krzyknęła ożywiona, chwyciła moją dłoń i wstała na nogi.

Zaplotłem mocniej palce wokół drobnej ręki, a uczucie, że znów miałem ją przy sobie przyprawiło mnie o łomotanie serca. Chciało mi się jednocześnie płakać i śmiać ze szczęścia, a silne podekscytowanie rodził sam fakt, że za chwilę znów mogłem ująć jej idealną twarz na fotografii i spełnić swoje wieloletnie tęskne marzenie. 


Może i Olga ma na nazwisko Zimna, ale ta pani jest zdecydowanie zimniejsza od niej. Jej też nie lubimy 😡 


On jest słodszy niż pianki, prawda? 😍 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top