Rozdział 7 ''To nie Twoja wina''

🎅 Mikołaj 🎅 

Wziąłem głęboki wdech na odwagę. Włożyłem klucz do zamka, przekręciłem powoli i z nadmierną ostrożnością, jakbym nie wchodził do własnego mieszkania, przekroczyłem próg. Wzrokiem od razu powędrowałem w lewo w stronę salonu, gdzie odnalazłem Olgę.

Siedziała po turecku na dywanie, a wokół niej leżały rozłożone moje albumy fotograficzne. Właśnie przeglądała jeden z nich, całkowicie pochłonięta tą czynnością i nie odrywała od nich wzroku. Nawet nie drgnęła, gdy zamknąłem za sobą drzwi, tylko wpatrywała się w zdjęcia z lekkim uśmiechem.

Rozpuszczone gęste włosy odgarnęła do tyłu, dzięki czemu widziałem doskonale jej skupioną twarz. Zauważyłem, że siedziała w grubym dresowym komplecie, więc instynktownie zerknąłem na panel sterujący podłogówkę i podkręciłem ogrzewanie, bo najwidoczniej było za zimno w mieszkaniu.

Dziewczyna nadal nie zorientowała się, że wróciłem mimo mojego krzątania, więc najłagodniej jak potrafiłem, odezwałem się:

– Cześć – powiedziałem i stanąłem na wszelki wypadek bez ruchu, w oczekiwaniu aż na mnie spojrzy z bezpiecznej odległości, tak aby nie przeraziła się moim raptownym widokiem.

Gdy po pogrążonym w ciszy mieszkaniu poniósł się mój gruby głos, Olga wzdrygnęła się i pomimo moich wszystkich starań poderwała gwałtownie głowę. Zanim zaczęłaby głośno krzyczeć, dodałem naprędce:

– Spokojnie, to tylko ja – dodałem z przyjaznym uśmiechem, a jej początkowe przerażenie zaczynało przemieniać się w widoczną ulgę i nieśmiałą radość.

– Och! Już?! Już szesnasta?! – wykrzyknęła zaskoczona i zerknęła zdziwiona na zegarek na ręce. – Musiałam się zasiedzieć! Totalnie straciłam poczucie czasu! – przyznała, po czym pobladła. Spojrzała na mnie z poczuciem winy, a na jej twarzy zamiast radosnego uśmiechu pojawiła się nagła obawa. – Przepraszam! Wzięłam bez pytania! Wiem, nie powinnam, nie chciałam naruszać twojej prywatności, ale zobaczyłam tytuły. Wiesz ,,liceum'', ,,gimnazjum'' i pomyślałam, że po części dotyczą też mnie, więc sięgnęłam po nie bezmyślnie – mówiła rozgorączkowana.

Z początku nie zrozumiałem o czym mówiła. Dopiero, gdy w panice zaczęła układać albumy na jeden stos, pojąłem skąd wzięła się ta nerwowa reakcja.

– W porządku. Nic się nie stało – spróbowałem ją uspokoić, bo wpadała w coraz większy popłoch.

Przyspieszyłem krok, żeby wejść głębiej do mieszkania i znaleźć się bliżej dziewczyny. Olga już klęczała i zamierzała podnieść wieżę, którą zdołała ułożyć, żeby odnieść większość za jednym zamachem na regał. Znów wpadła w to nieuzasadnione zawstydzenie co wczoraj. Zupełnie tak do niej niepodobne.

– Ale nie powinnam była ruszać bez twojej wcześniejszej zgody – upierała się nawet na mnie nie patrząc, za to ja nie spuszczałem z niej zadziwionego spojrzenia.

Zmarszczyłem brwi i obserwowałem, jak na jej policzki wypływają rumieńce. Odruchowo złapałem ją za ramię i ostatecznie powstrzymałem przed wstaniem.

Olga zastygła w miejscu, zerknęła na moją dłoń trzymającą jej rękę, po czym powoli przeniosła wzrok na mnie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, policzki przybrały jeszcze mocniejszą barwę czerwieni, a mnie raptownie ścisnęło w sercu. Instynktownie przetarłem kciukiem po ramieniu, żeby ją uspokoić, ale gdy zorientowałem się co robię, szybko oderwałem dłoń od jej ciała.

– Naprawdę nic się nie stało. Masz rację, w dużej mierze te zdjęcia dotyczą też ciebie, więc możesz oglądać do woli – odchrząknąłem zmieszany i starałem się zapanować nad sercem, które niespodziewanie przyspieszyło, gdy dotknąłem jej ręki. Zacisnąłem dłoń w pięść, bo zaczęła dziwnie mrowić i usiadłem naprzeciwko Olgi na podłodze. – Dawno już ich nie oglądałem, więc z wielką chęcią dołączę – przyznałem skrępowany i poprawiłem nerwowo okulary.

Olga nie spuszczała ze mnie wzroku, opadła z kolan na dywan i kiwnęła zgodnie głową. Pomimo zaczerwienionej twarzy nie uciekła ponownie spojrzeniem, tylko posłała łagodny uśmiech, który równie nieśmiało odwzajemniłem. A moje serce szalało w piersi i gotowało się pod granatowym golfem, który miałem na sobie.

– To prawda, nawet spora ich część. Nie sądziłam, że tak dużo mi ich robiłeś – powiedziała i przysunęła się do mnie bliżej z albumem, tak że nasze ramiona do siebie przywarły.

– Zawsze wychodziłaś pięknie, więc nie mogłem się powstrzymać – odpowiedziałem niewiele myśląc i od razu zganiłem się za taką otwartość. Nie wierzyłem, że powiedziałem to na głos. To do mnie niepodobne, ale ledwo panowałem nad sercem, żeby nie wyskoczyło z klatki, a co dopiero nad słowami.

Przełknąłem ciężko ślinę, a gdy spojrzałem na tytuł albumu ,,trzecia liceum'' po moich plecach pociekła strużka zimnego potu. Wiedziałem, że niektóre kadry sprowokują niewygodną rozmowę, której najchętniej unikałbym w nieskończoność, ale jaki był sens przed tym nadal uciekać?

– Ojejku, dziękuję, to bardzo miłe! – powiedziała czule i szturchnęła łokciem mój łokieć, co zadziwiająco poskutkowało, bo nieznacznie się rozluźniłem i zdobyłem na naturalny uśmiech. – Czyli byłam twoją ulubioną modelką – podsumowała uradowana, przerzucając kolejną stronę, na której widniała jej roześmiana twarz.

– Można tak powiedzieć – wydukałem wymijająco, bo nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo wyjątkową modelką. Sama obróbka zdjęć sprawiała mi niesłychaną przyjemność, bo bezkarnie mogłem wpatrywać się w jej bursztynowe tęczówki, które na moich fotografiach były zawsze tak bardzo wesołe.

– Robisz jeszcze zdjęcia? – zapytała z żywym zaciekawieniem, ale ja niestety musiałem zaprzeczyć, więc pokręciłem głową.

– Sporadycznie sięgam po aparat, mam nadal cyfrówkę, ale teraz jak mam zrobić zdjęcie, co i tak rzadko kiedy robię, to wyciągam telefon. Tak jest szybciej – przyznałem z żalem w głosie, bo w dorosłym życiu, rzadko kiedy znajdowałem czas na starą pasję, aż w końcu całkowicie o niej zapomniałem. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz miałem aparat fotograficzny w dłoni.

– Szkoda, bo robiłeś cudowne zdjęcia. Spójrz – powiedziała z uznaniem i wskazała na zdjęcie zrobione podczas jesiennego spaceru, na który wybraliśmy się paczką do parku. Kadr przedstawiał ujęcie bramy parkowej na tle żółto-pomarańczowych wielkich kasztanowców w złocistym świetle zachodzącego słońca. – Teraz pewnie nawet nie masz czasu na robienie zdjęć – zauważyła trafnie. – Jak ci w ogóle minął dzisiejszy dzień? – spytała swobodnie, a ja zerknąłem na nią zdziwiony.

Czy ona właśnie zapytała mnie, jak minął mi dzień? Naprawdę ją to interesowało? Chyba się przesłyszałem, bo to raczej było niemożliwe.

– Słucham? – zapytałem zdezorientowany, bo byłem pewien, że coś źle zrozumiałem.

– Pytałam, jak ci minął dzień. Chyba dużo pracowałeś, bo wyglądasz na zmęczonego – dopowiedziała i przyjrzała mi się w skupieniu, a ja wstrzymałem oddech, gdy jej wzrok tak uważnie wędrował po mojej twarzy.

Zatkało mnie. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, tak bardzo mnie zaskoczyła. Nikt przedtem nie interesował się tym czy byłem zmęczony. Elwira zawsze miała to gdzieś. Nie zwracała uwagi na to czy padłem ze zmęczenia na kanapie w salonie albo podczas oglądania filmu. Jej to nie ruszało.

Z kolei moja matka nie uznawała czegoś takiego jak zmęczenie. Póki nie wykonałem wszystkich jej poleceń, nie miałem prawa sapnąć, że brakowało mi sił. Dla niej byłem niezniszczalnym robotem.

Natomiast Olga nie widziała mnie pięć długich lat, rozmawiała ze mną raptem drugi dzień po wieloletniej przerwie i teraz autentycznie zamartwiała się tym, że byłem zmęczony.

– Dziękuję – bąknąłem nadal zaskoczony, ale musiałem przyznać, że było to nad wyraz miłe zaskoczenie. – Dziękuję, to bardzo miło z twojej strony, że pytasz. Tak, miałem dużo roboty, na dodatek opornie mi dzisiaj szło, a zaraz muszę siadać znowu przed komputerem, bo czeka mnie kilka ważnych rozmów online – westchnąłem znużony i oparłem się dłońmi o podłogę.

– To lepiej idź, odpocznij. Nie będę ci przeszkadzała i zawracała głowy albumami, kiedy indziej je obejrzymy – zareagowała błyskawicznie. Znów wpadła w popłoch i już chciała zamykać album, ale sięgnąłem ręką do przodu, i gdy spróbowała go zatrzasnąć, zrobiła to z moją dłonią w środku. – Przepraszam! – pisnęła wystraszona, gdy spostrzegła, że właśnie miażdży mi rękę.

– Poczekaj, nie zamykaj. Z chęcią obejrzę jeszcze kilka zdjęć. To jest bardzo przyjemna forma odpoczynku – zapewniłem i wyprostowałem się, żeby lepiej widzieć zdjęcia.

Dawno do nich nie zaglądałem, więc z przyjemnością patrzyłem na naszą szóstkę, na momenty gdy trzymaliśmy się razem i byliśmy beztrosko szczęśliwi. Pomijając fakt, jak doskonale teraz czułem się, siedząc tak blisko Olgi, dzięki czemu mogłem oddychać jej słodkim zapachem. Jej ciepły głos, obecność, uzależniające perfumy i zdjęcia sprawiały, że niemal namacalnie czułem tamte chwile ujęte na wywołanych kadrach.

– Masz z nimi kontakt? – Olga zapytała nieśmiało i przejechała palcami po postaciach na zdjęciach. Jej opuszek palca ominął kolejno Agnieszkę, Kalinę, Dawida i Jarka.

– Tak, można powiedzieć, że nadal się przyjaźnimy – przyznałem szczerze i w chwilę tego pożałowałem.

Przecież tymi słowami najpewniej sprawiłem jej przykrość. Ona jedyna odcięła się od naszej paczki, co prawda dziewczyny próbowały utrzymać z nią kontakt, ale Olga tego nie ułatwiała, a ja... Ja świadomie ją odtrąciłem i nie chciałem znać, a chłopcy stanęli po mojej stronie.

– To znaczy na tyle na ile pozwala nam życie prywatne, czasem rozmawiamy, spotykamy się, ale bardzo rzadko – zacząłem się bezsensownie tłumaczyć. Zdawałem sobie sprawę, że brzmiałem żałośnie, ale za wszelką cenę nie chciałem sprawić przykrości Oldze.

– W porządku, nie musisz się tłumaczyć. Fajnie, że nadal rozmawiacie – powiedziała przez ściśnięte gardło. Starała się udawać, że ją to nie ruszyło, ale rozpoznałem nadciągający smutek w jej głosie. – Co u nich słychać? – zapytała, a ja zacisnąłem zęby.

Nie chciałem brnąć w tę rozmowę, bo bałem się, że każde słowo ugodzi ją w serce, posmutnieje mocniej i zamknie się w sobie jeszcze bardziej. Nie odzywałem się, tylko walczyłem ze sobą i szukałem sposobu, żeby odciągnąć jej uwagę, ale Olga nie dawała za wygraną i szturchnęła mnie w ramię.

– Mów śmiało, naprawdę chcę wiedzieć – zapewniła i przerzuciła kolejne strony albumu.

Pomału zbliżaliśmy się do zimowych fotografii, a to zwiastowało nadejście świąt, które jeszcze spędziliśmy wspólnie. Następnie będzie zabawa sylwestrowa i nieszczęsny Nowy Rok z nadejściem, którego wszystko się posypało.

Przełknąłem z trudem ślinę. Zaczynałem się czuć jak w pułapce bez wyjścia. Jak tchórz, który bał się podjąć rozmowy, która czekała na odpowiedni moment pięć długich lat.

– Kalina, jest dentystką, mieszka w Warszawie, ma męża i synka Doriana. Agnieszka, niedawno otworzyła sklep z antykami, kończy kolejne studia magisterskie design i szykuje się do ślubu. Dawid, to wieczny lekkoduch, został niedawno menagerem w prestiżowej warszawskiej siłowni. A Jarek, nadal studiuje, już drugi kierunek i teraz szykuje się na wymianę do Stanów Zjednoczonych – opowiedziałem na jednym wdechu. Bez zająknięcia, bo przecież doskonale wiedziałem na jakich etapach znajdowali się w swoim życiu.

Zaledwie cztery dni temu, odbyłem z nimi długą co tygodniową rozmowę na Skype. Podczas której każdy opowiadał ze szczegółami co się u niego działo. A takie spotkanie zawsze kończyło się jednym i tym samym tematem. Wszyscy zastanawialiśmy się co słychać u Olgi. A teraz ja niespodziewanie zostałem wtajemniczony i wiedziałem, że nie działo się zbyt dobrze.

– Wszyscy coś osiągnęli w życiu – Olga podsumowała ciężkim głosem. Schyliła głowę tak nisko, że gęste włosy opadły jej na policzki i zasłoniły całą twarz. Nie patrzyłem już na zdjęcia, tylko starałem się dojrzeć zza kręconych pukli chociaż skrawek jej buzi. – Wszyscy spełniają swoje marzenia, studiują kierunki o których marzyli, zakładają rodziny i mają poważne stanowiska. Wszyscy, tylko nie ja... – dodała ciszej, jakby mówiła sama do siebie. Może nie chciała, żebym to słyszał, ale usłyszałem i musiałem zareagować.

– Jeszcze wszystko przed tobą, zobaczysz, że wszystko będzie dobrze i staniesz na nogi – starałem się podnieść ją na duchu, chociaż naprawdę wierzyłem w co mówiłem, bo jak miało niby jej się nie udać? Takiej idealnej kobiecie jak Olga, przed którą cały świat stał otworem i wszyscy ją ubóstwiali.

Olga nic nie odpowiedziała. Milczała, wertując kolejne strony w albumie, aż zatrzymała się na jednej konkretnej. Na ujęciu gdzie stoimy całą szóstką przy choince, która rosła na końcu ulicy, przy której mieszkaliśmy. Nasze osiedle położone było na obrzeżach małego lasku. W zagajniku znaleźliśmy samotną sosnę, którą co roku przystrajaliśmy. To była nasza tradycja, którą pielęgnowaliśmy od końca podstawówki do czasu rozjazdu na studia. Pomysłodawczynią była, jak zwykle Olga i wszyscy ochoczo na to przystaliśmy. Zawsze błyszczała kreatywnością, którą zarażała każdego wokół. Dlatego było dla mnie niepojęte, że teraz miała niby trudności z ułożeniem sobie życia.

– Niedługo znajdziesz pracę i wszystko będzie dobrze – zapewniałem i marzyłem, aby uniosła głowę, żeby już nie kuliła się tak przed światem ani przede mną.

Korciło mnie, aby wyciągnąć ramię, otoczyć ją z troską, ale wbijałem usilnie palce w dywan i powstrzymywałem się przed tak wylewnym ruchem.

– A ty jakie skończyłaś studia? – zapytałem, bo chciałem znaleźć punkt zaczepienia. Może, gdy poznam jej specjalizacje i wykształcenie, będę w stanie pomóc w szukaniu posady.

– Żadne.

Usłyszałem odpowiedź i spiąłem wszystkie mięśnie. Olga za to westchnęła głośno i przewróciła stronę dalej. Naszym oczom ukazało się zdjęcie z sylwestra. Tuż przed imprezą. Staliśmy wszyscy ramię w ramię i cieszyliśmy się do aparatu. To było nasze ostatnie wspólne zdjęcie. Czułem, jak mrowi mnie całe ciało. Ciarki rozchodziły się po ciele i wcale nie były przyjemne, tylko jakby mróz szczypał przemarzniętą skórę.

– Ale zdałaś maturę? – zapytałem z niepokojem i zamarłem w oczekiwaniu. Gdyby nie zdała tego egzaminu, chyba nigdy bym sobie nie wybaczył. Obiecałem jej kiedyś, że zawsze może na mnie polegać i nie dotrzymałem słowa. Miałem jej pomóc w nauce, a zostawiłem ją samą.

– Zdałam – odparła, a ja odetchnąłem z ulgą winowajcy, któremu się upiekło. – Ledwo, ale zdałam. Miałam olbrzymie problemy z matematyką, ale koniec końców poradziłam sobie – wyznała, a ja zacisnąłem usta i przymknąłem oczy.

– Miałem ci pomóc. Mieliśmy się wspólnie uczyć – wyszeptałem i poczułem, że szklą mi się oczy z poczucia winy, żalu, smutku oraz tęsknoty. Zawiodłem ją. Nie powinienem nigdy nazywać się jej przyjacielem. – Przepraszam – powiedziałem skruszony, choć czułem, że te słowa nic nie wniosą. Nie cofną czasu ani zadr, które pomiędzy nami powstały.

– Za nic nie musisz przepraszać. To nie twoja wina. Sama powinnam zadbać o swoją naukę i przyszłość – powiedziała z goryczą i nareszcie się wyprostowała. Odgarnęła włosy na plecy i w końcu dojrzałem spalone czerwienią policzki, które w niektórych miejscach zdawały się być mokre.

Płakała? Znajdowała się tuż przy mnie i po cichu w ukryciu puściła łzy. A ja siedziałem bez ruchu, niby starałem się ją pocieszać, ale najwidoczniej za słabo. Bo bałem się wykonać nawet najmniejszy ruch w jej stronę, jakbym miał się sparzyć takim otwartym gestem.

– Ty tylko stanąłeś po stronie swojej mamy i to jest w pełni zrozumiałe – stwierdziła Olga, a na moim żołądku wylądował wielki kamień, bo weszliśmy na grząski grunt.

– A ty po swojej – podsumowałem gorzko, bo wracały do mnie wszystkie wydarzenia, jak złe duchy w opowieści wigilijnej.

Nowy Rok nikogo nie oszczędził, a już na pewno mojej mamy. Gdy wydało się, że tato miał romans, myślałem, że gorzej już być nie może. Jeszcze przez chwilę miałem nadzieję, że wszystko da się naprawić. Ale gdy okazało się, że jego kochanką jest jedna z sąsiadek, z którą urządzał regularne schadzki, nic już nie było w stanie powstrzymać lawiny rozwodowej i wielkich awantur. A gdy okazało się, że kobietą z którą zdradzał mamę jest matka Olgi, już nie tylko mój świat rodzinny legł w gruzach, ale też straciłem bezpowrotnie najcenniejszą przyjaźń w życiu. Najdroższą mi osobę.

– Po niczyjej stronie nie stawałam. Nigdy nie pochwalałam tego do czego dopuściła się moja mama, ale co mogłam innego zrobić? Miałam w wieku dziewiętnastu lat wyprowadzić się z domu, dokąd? – Olga lekko się wzburzyła, a ja wstrzymałem oddech.

Wtedy nawet nie próbowałem postawić się na jej miejscu, bo przed oczami widziałem tylko zrozpaczoną twarz matki, nieudane próby samobójcze, depresję i ciągły płacz. Siostry zaatakowały mnie słowami, oskarżyły o przyjaźń ze zdrajczynią i potęgowały nieuzasadnione poczucie winy. Bo jak mogłem przyjaźnić się z córką kobiety, która zniszczyła naszą rodzinę?

– Przecież wiesz, że miałam tylko ją... Całe życie była tylko ona i wy... – dodała przybita i na powrót zgarbiła plecy. Ja też opadłem z sił i opuściłem bezradnie ramiona. Ostatkiem sił walczyłem, by nie porwać jej w objęcia i przytulić do piersi.

– Nigdy nie myślałem o tym pod tym kątem. Przepraszam – wymamrotałem zawstydzony swoją ówczesną bezmyślnością.

Nigdy nie byłem sam, mieszkałem w pełnym domu. Nawet, gdy ojciec się wyprowadził, nie zaznałem samotności. Przyjaciele postawili się po mojej stronie, nie odtrącili mnie, tylko wspierali. To Olga straciła wszystkich wokół, więc jakim prawem mogłem wymagać, aby wyparła się własnej matki i stawiać jej takie roszczeniowe warunki?

– I nie musiałeś. To przez moją mamę wasza rodzina się rozsypała, nic dziwnego, że skupiłeś się na pomocy i wsparciu najbliższych. Myślę, że każdy zrobiłby podobnie będąc na twoim miejscu – odparła i głośno westchnęła.

Atmosfera pomiędzy nami gęstniała coraz bardziej, mój golf pomimo kaszmiru w składzie przykleił się do pleców i żałowałem, że podkręciłem ogrzewanie.

– Sam już nie wiem... Mój ojciec też przecież zawinił. Teraz z perspektywy czasu, uważam że źle cię potraktowałem. Nie powinienem się od ciebie odwracać, mogłem słuchać dziewczyn, a nie zranionej matki przez którą przemawiała zazdrość i pęknięte serce – powiedziałem, choć słowa z trudem przechodziły przez zduszone gardło. Ciężko przyznać się przed kimś do własnych błędów, tym bardziej, gdy ma się świadomość, jak były to poważne i głupie błędy.

Prawda była taka, że dałem zaślepić się matce i siostrom, i nic do mnie nie docierało. Agnieszka z Kaliną walczyły o zażegnanie wojny, wychodziły z inicjatywą, ale Olga po całym zamieszaniu zamknęła się w sobie i odcięła się od naszego towarzystwa na dobre. Zaczęła spędzać czas z obcymi ludźmi, jakby usilnie starała się wymazać z pamięci etap związany z nami.

Raniło mnie jej zachowanie, mimo że sam nie chciałem mieć z nią nic wspólnego, w głębi serca nie mogłem pogodzić się z tym, że nasza przyjaźń nic dla niej nie znaczyła i z dnia na dzień tak łatwo ją skreśliła, i znalazła zastępstwo. Chyba to najbardziej mnie zabolało i wzburzało największy gniew, który wyładowywałem na przypadkowych spotkaniach z nią. Nigdy nie szczędziłem jej przykrych słów, na które przecież nie zasłużyła.

– Sama zeszłam ci z drogi... Chciałam ułatwić wszystkim rozpad paczki i uznałam, że dobrowolne odejście będzie najlepszym rozwiązaniem – wyjaśniła, przechyliła głowę i zerknęła na mnie zaszklonymi oczami, a ja zamarłem, słysząc te słowa. – Nawet nie wiesz, jak bardzo bolało mnie udawanie, że nie tęsknię za wami i jesteście dla mnie nikim – wykrztusiła i już się nie powstrzymała puściła kilka samotnych kropel. – Nigdy nie przestałeś być dla mnie ważny... Byłeś moim najlepszym przyjacielem.

Ścisnęło mnie serce, z ledwością powstrzymywałem własne łzy, a jednocześnie poczułem swojego rodzaju ulgę, gdy dowiedziałem się, że jednak cierpiała równie mocno co ja. Okropnie samolubne uczucie, ale chwytanie się myśli, że byłem dla niej kimś więcej niż zwykłym kumplem, było pochlebiające.

Odnalazłem w sobie odrobinę odwagi, mimo obawy, jak wiele tym ryzykowałem, wyciągnąłem powoli ramię do przodu. Ułożyłem prawą dłoń na policzku Olgi i przetarłem ostrożnie kciukiem. Moje palce zaczęły drżeć, gdy tylko zetknęły się z rozgrzaną skórą dziewczyny. Starłem subtelnym ruchem mokre ślady. Obawiałem się, że cofnie się w pierwszym odruchu, ale ona przymknęła oczy i miałem wrażenie, że mocniej przytuliła twarz do dłoni.

Zabrakło mi tchu, nie odrywałem ręki i mimo że łzy zniknęły z jej twarzy nadal pocierałem z czułością drżący policzek. Już nie wiedziałem czy tylko moje palce się trzęsły, czy jej ciało również zareagowało tak na mój dotyk. Wpatrywałem się z zachwytem w perfekcyjne rysy twarzy i z radością zauważyłem, jak grymas bólu zmieniał się w błogi stan. W końcu Olga się uśmiechnęła, a ja wstrzymałem oddech. Zaczarowany nie mogłem oderwać wzroku od jej rozciągniętych pełnych warg. Otworzyła spokojnie oczy i spojrzała na mnie czule.

– Dziękuję ci za rozmowę i szczerość – szepnęła wzruszona i oblizała spierzchnięte usta, a ja dopiero zorientowałem się, że znów się w nie wpatrywałem jak zahipnotyzowany.

Ocknąłem się i razem z oderwaniem wzroku z jej ust, zabrałem z twarzy swoją dłoń. Natychmiast zatęskniłem za ponowną bliskością, ale zdusiłem w sobie pragnienie, aby ją przytulić i poprawiłem się na dywanie. Moje ciało zdrętwiało, bo dłuższą chwilę siedziałem bez najmniejszego ruchu. Olga nabrała powietrza i przetarła twarz dłońmi, jakby chciała pozbyć się z niej śladów po moich palcach. Przekląłem się w myślach za tak bezpośredni gest, ale przez chwilę naprawdę zdawało mi się, że pomógł. Najwidoczniej za dużo sobie wyobrażałem.

– Nie musisz już iść na te rozmowy online? Żebyś się nie spóźnił – zapytała subtelnie, chociaż doskonale wiedziałem, że chciała się mnie pozbyć, bo wolałaby zostać teraz sama. Nie czułem obrazy, w zasadzie również potrzebowałem przetrawić nasze wyznania w samotności.

Spojrzałem na zegarek i zorientowałem się, że do pierwszego połączenia zostało jedynie dwadzieścia minut. Westchnąłem, ledwo tłumiąc jęk, bo nie wyobrażałem sobie, jak niby zdołam skupić się teraz na pracy.

– Masz rację, czas już na mnie. Zasiedziałem się – mruknąłem, ale zanim wstałem, zabrałem się za zbieranie albumów.

Olga spróbowała mnie powstrzymać i niezdarnie wytrąciła jeden z nich, który był niedomknięty, przez co otworzył się na przypadkowej stronie.

– Zostaw, ja narobiłam bałaganu i ja posprzątam – rzuciła, ale nagle zamilkła, bo spojrzała na widoczne zdjęcie. – Och... – wyrwało jej się zdumione westchnięcie, więc przeniosłem wzrok i naraz poczułem, jak mój żołądek znów się dusi. – Przecież to ze studniówki. To ja... a my... my wtedy już ze sobą nie rozmawialiśmy... Zrobiłeś mi zdjęcie... – szepnęła zdezorientowana i wpatrywała się w kadr, który przedstawiał ją stojącą samotnie na uboczu, na tle ścianki z białych róż.

Miała na sobie długą suknię bez ramiączek w butelkowo-zielonym kolorze i puszczone luźno lekko kręcone włosy, bez żadnego przesadnego uczesania, jak wszystkie koleżanki wokół. Nie potrzebowała żadnych ulepszaczy, mocnego makijażu, a i tak zawsze była najpiękniejsza.

Pamiętam, że podczas całego wieczoru śledziłem ją wzrokiem, ale nie znalazłem w sobie odwagi, aby podejść. Zdołałem jedynie wykorzystać moment, gdy stała zamyślona i nieobecna, przybliżyłem obiektyw, tak by ująć wyłącznie jej całą perfekcyjną sylwetkę i zrobiłem zdjęcie. Fotografię, którą wywołałem i podziwiałem za każdym razem, gdy tęsknota przybierała na sile. Nikomu jej nie pokazałem, była moim osobistym pożegnaniem. Miała być ostatnim jej zdjęciem w mojej pamięci.

– Jest piękne – przyznała wpatrzona w fotografię z lekkim uśmiechem, a na ten widok sam uniosłem kąciki ust do góry.

Wstałem powoli z podłogi, a moje kolana zapiekły od zmiany ułożenia. Zanim ruszyłem w stronę pokoju, obróciłem się jeszcze do niej i z rosnącym uciskiem w brzuchu, powiedziałem:

– Ty byłaś piękna – szepnąłem, a Olga spojrzała na mnie z wyraźnym zaskoczeniem. Mimo iż widziałem, że ją peszę, postanowiłem być z nią do końca szczery. – Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku, więc postanowiłem zachować ten widok na zawsze. Wracałem do niego, gdy tęskniłem, a tęskniłem bardzo często. Byłaś dla mnie najdroższą przyjaciółką – powiedziałem i drgnąłem nieśmiało ustami, bo one już zaczynały opadać w dół, a tego nie chciałem. Przecież ledwo co przełknęliśmy pierwszą trudną rozmowę, nie było potrzeby ciągnąć tego dalej.

Olga już chciała otworzyć usta i skomentować moje wyznanie, gdy z moich spodni zaczął wygrywać dźwięk telefonu. Wyciągnąłem go natychmiast z kieszeni i posłałem jej minę wyrażającą przeprosiny, bo obowiązki wzywały. Zamknęła rozdziawione usta, opuściła bezradnie barki i tylko kiwnęła głową w zrozumieniu, po czym spojrzeniem wróciła do zdjęcia.

Nie ociągałem się, niemal od razu odwróciłem się za siebie. Ruszyłem w stronę pokoju, po drodze jedynie przystanąłem przy drzwiach i przykręciłem maksymalnie ogrzewanie, bo miałem wrażenie, że w mieszkaniu powietrze się gotowało. Na pewno ja płonąłem cały od środka, a i Olgi twarz przedstawiała podobne odczucia.

Nie była to łatwa ani przyjemna rozmowa, ale przynajmniej w końcu mieliśmy to za sobą. Wyjaśniliśmy sobie sporo niedomówień, więc może dzięki temu łatwiej będzie nam przetrwać ten grudzień razem. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top