Pączek

„Jest to pewnikiem, że tylko miłość czyni człowieka potrzebnym na świecie”.
~ J.W. Goethe, „Cierpienia młodego Wertera”

– To jaki mamy plan? – Leslie spojrzała na Trevora, który wciąż siedział na żółtej kanapie jej siostry, gdy ten dopijał swoje piwo, wyłączając przy okazji telewizor.

– Nie mam pojęcia. To Cassidy była od myślenia, ja od czarnej roboty. Działałem, kiedy nie miała ochoty łamać paznokci – wzruszył ramionami wciąż trzęsąc się po dragach, które zapewne niedawno zażył.

Leslie, chcąc zademonstrować swoje niezadowolenie prychnęła i donośnie westchnęła. Nigdy nie potrafiła się zdecydować, co wybrać, więc zazwyczaj wybierała oba – prychała i wzdychała. Nie znała dobrze Trevora, ale od samego początku wydawał jej się tym typem faceta, który potrzebuje kobiety, żeby nie zgubić się w mieście. Pewnie dlatego nigdy żadnej nie znalazł. Poza tym miał zbyt narcystyczne podejście do samego siebie i bywał niezwykle irytujący, ale jeśli chciała uratować Cas, musiała jakoś się z nim dogadać. W końcu on znał się lepiej na tych wszystkich tajnych sprawach, znał ewentualnych wrogów jej przyjaciółki oraz miał lepsze ciało do wykonywania różnych manewrów, których znajomość prawdopodobnie będzie potrzebna. Pewnie nawet przeszedł jakieś profesjonalne szkolenie, a Leslie nigdy nie myślała nad żadnym. Miała za sobą tylko kilka lekcji tańca towarzyskiego, z którego dość szybko zrezygnowała z powodu nastoletnich kompleksów, które wciąż nadal czasami wybrzmiewają w jej głowie.

– Skończyłem. Możesz przynieść jeszcze jedno? – z chwilowego letargu wydobył ją głos Harrisa.

– O nie, kochaniutki. Następne dostaniesz dopiero, jak wpadniemy na to od czego zacząć poszukiwania Cassidy, której jesteś winien ratunek po zostawieniu jej na pastwę losu – zaskoczyła ją jej własna ostrość w głosie, ale spodobała jej się.

– Dlaczego ja? Czemu mnie pytasz o takie rzeczy, kiedy nie jestem trzeźwy i trudno mi cię zrozumieć?

– Trzeba było nie ćpać.

Jej rozmówca spojrzał na nią, ale chyba nie do końca ją widział. Zdawał się być gdzieś daleko. Ewidentnie odleciał. Leslie zaczęła się zastanawiać czy tak właśnie wygląda utrata kontaktu z rzeczywistością. Kiedy otworzył usta, przekonała się, że Trevor w aktualnym stanie nie jest dobrym rozmówcą.

– Leslie! Cassidy została porwana! – wykrzyknął tak głośno, że aż Leslie zmartwiła się o swoje bębenki słuchowe.

– Tak. Powtarzasz się. Idź lepiej spać. W takim stanie nie ma z ciebie żadnego pożytku. – Tym razem zdecydowała się na westchnięcie.

– Ale...

– Bez takich. Idź spać. – Stanowczość w jej głosie sprawiła, że Trevor umilkł.

Cameron zabrała od Trevora pustą puszkę piwa, podała mu poduszkę, którą musiała niechcący wcześniej zwalić, kiedy wstawała otworzyć mu drzwi, wzięła ze sobą pusty talerz po skrzydełkach Judy i zniknęła w kuchni, z której miała doskonały widok na Harrisa. Mogła zauważyć, że ten nie od razu zrozumiał o co jej chodziło. Przez kilka pierwszych sekund gapił się na żółtą poduszkę, jakby w zawieszeniu. Dopiero później rozłożył się na kanapie jej siostry, kładąc pod głowę ową poduszkę. Leslie odetchnęła z ulgą, ponieważ nie miała pojęcia, co by zrobiła, gdyby nie zasnął. Teraz tylko musiała posprzątać i wymyśleć, co powie siostrze, gdy ta wreszcie wróci z pracy. Przed wyjaśnieniem obecności obcego naćpanego mężczyzny najpierw poprosi ją o zrobienie jeszcze jednych skrzydełek, oczywiście. Bez nich nie czułaby się na siłach i pewnie chlapnęłaby coś bez sensu, jak zawsze, kiedy wpierw mówi potem myśli, co często zdarza się jej, gdy ma pusty żołądek. Fakt, że przed chwilą zjadła kilka skrzydełek, które Judy zostały z wczorajszej kolacji uleciał jak papierosowy dym. Przeklęła pod nosem, uświadamiając sobie, że otwarta paczka chipsów o smaku żeberek została na stoliku kawowym. Zapewne poszłaby po nie, ale obawiała się, że Trevor jeszcze nie zasnął, a nawet jeśli już spał, to wolała go nie budzić. Chodzenie do klubów nauczyło ją dwóch rzeczy: naćpani faceci to nic dobrego oraz raczej wolą chude blondynki pokroju Cassidy, chyba że są zdesperowani. Dopiero wtedy interesują się innymi dziewczynami. Oczywiście do takich jak ona uderzają na końcu, nie żeby to ją ruszało. Ich zachowanie jedynie ją irytowało i wkurzało.

Mycie naczyń, co robiła tylko po to, żeby zająć czymś ręce i nie myśleć o jedzeniu przerwał jej dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzdrgnęła się, słysząc ją, ale szybko wytarła ręce, kątem oka upewniła się, że Trevor jeszcze śpi i sprawdziła, co przyszło. Była to wiadomość od siostry. Pisała, że Hunter zabiera ją do restauracji, więc pozwoliła jej odgrzać wczorajszy makaron z sosem serowym. Dodała, że nie musi na nią czekać i tym razem może zjeść wszystko z mrugającą buźką na końcu.

Leslie odetchnęła z ulgą. Nie musiała już wymyślać, co powie siostrze, gdy ta wróci, bo ta zwyczajnie nie wróci na noc. Hunter jej na to nie pozwoli. Byli parą od czasów liceum. Nie uniknęli drobnych sprzeczek i większych rozstań, ale po nich zawsze do siebie wracali. Leslie czasem porównywała ich do magnesów, ale tylko gdy nie mogli jej usłyszeć. Ostatnimi czasy zastanawiała się, kiedy Hunter postanowi oświadczyć się jej siostrze. Jej zdaniem czekał już wystarczająco długo. Zawsze ilekroć z nim o tym rozmawiała, odpowiadał, że na wszystko przyjdzie czas i czeka na odpowiedni moment. Gdy tak mówił z poważną miną, Leslie nie potrafiła tego znieść. Zazwyczaj wychodziła wtedy, trzaskając drzwiami z pomieszczenia, w którym akurat przebywali. Dawała tak upust swojej frustracji. Jego spokój i opanowanie irytowało ją, a to wszystko przez to, że którejś nocy, kiedy nocowała u Judy, ta zwierzyła jej się, że marzy jej się ślub z Hunterem, ale nie ma pojęcia czy on jest na to gotowy i czy w ogóle kocha ją na tyle, żeby wziąć z nią ślub. Leslie mając w pamięci jej słowa, postanowiła dać mu znać, żeby zaczął działać, ale ten zignorował ją. Zawsze ją ignorował i nie traktował jej poważnie. Sama nie miała pojęcia dlaczego, ale jego zachowanie irytowało ją na tyle, że nie miała ochoty z nim rozmawiać. Kiedy pierwszy raz zerwał z jej siostrą, wkurzył Leslie na tyle, że przez długi czas zabraniała się im spotykać, gdy próbował naprawić swój błąd. Starała się odciągnąć Judy od niego, ale nieskutecznie. Po pewnym czasie przestała. Zauważyła, że to, co robi przynosi odwrotny skutek do zamierzonego, a Judy wręcz usychała za nim z tęsknoty nawet po zerwaniu. Nie było sensu próbować ich rozdzielić. Zawsze znajdywali do siebie drogę.

– Wcale nie jestem zazdrosna. To, że znalazła faceta marzeń i on po każdym rozstaniu do niej wracał nie czyni go idealnym. Ma pełno rys, które ona albo ignoruje, albo stara się zasklepić. Jestem naprawdę szczęśliwa, że są razem, ale czasami są tak wkurzający i tak mdłosłodcy, że aż muszę wyjść. Nie zrozum mnie źle. Lubię na nich patrzeć, ale zazwyczaj wtedy odzywa się we mnie ciche pragnienie miłości. Nie takie siostrzane ani matczyne, a właśnie takie... No wiesz... Szkoda, że żaden kucharz jeszcze mnie nie zauważył – westchnęła, dłubiąc w podgrzanym przed chwilą makaronem. – Cholera, muszę przestać do siebie mówić. Robi się coraz dziwniej.

Jedzenie przerwał jej telefon. Dość szybko uświadomiła sobie, że to telefon Trevora, który na szczęście miał twardy sen. Postanowiła odebrać, uprzednio sprawdzając wyświetlacz. Dzwoniła Naomi Bennett, którą Leslie znała dzięki Cassidy. Była to dziewczyna Avy Davis, która z kolei była koleżanką Cas z pracy.

– Słuchaj Harris jest sprawa. Jest z tobą Cassidy? Weź mi ją daj, bo... – W jej głosie było słychać niepokój.

– Ekhem... Tu Leslie, Trevor śpi, a Cas zniknęła, jeśli można tak powiedzieć. To skomplikowane.

– Dobra, to podaj adres. Muszę z nim pogadać. Na wszelkie pytania odpowiem, kiedy przyjadę... A nie czekaj. Leslie Cameron?

– Tak, to ja.

– Super. Pamiętam, gdzie mieszkasz...

– Jestem u młodszej siostry, więc...

– U Judy? Ten adres też pamiętam. Kiedyś urządzała imprezę z okazji powrotu do Huntera. Byłyśmy na niej z Avą. Za chwilę będę. Obudź Harrisa. – Naomi zakończyła połączenie, nie żegnając się.

– Kto dzwonił? – Zanim Leslie zdążyła oddać się refleksjom, usłyszała głos Trevora, który jednak nie miał aż tak twardego snu, jak myślała.

– Świetnie, że się obudziłeś. Będziemy mieli gościa – obdarzyła go tylko tajemniczym uśmiechem.

Wbrew pozorom dogadywała się z Naomi bardziej niż z Avą, a nawet ucieszyła się z jej niespodziewanego przyjazdu. Oznaczało to, że nie będzie musiała sama stawiać czoła naćpanemu Trevorowi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top