✥ Rozdział 18.
Dohyun zaparzył herbaty i wrócił do Jandi z dwoma parującymi kubkami. Dziewczyna siedziała teraz na granatowej kanapie i nerwowo obgryzała paznokcie. Dopiero, gdy zdała sobie sprawę z jego obecności, schowała ręce między nogami i uśmiechnęła się niemrawo.
Naprawdę wierzyła, że opowie jej o siostrze, ale prawda była taka, że wiedział o Park Jisoo tyle na ile pozwoliła mu organizacja. Poznał ją osobiście i przez kilka dni monitorował jej próbki z krwią, nie potrafiąc dojść do tego w jaki sposób potrafiła zmieniać wygląd. W kilka sekund mogła zamienić się w osobę, którą choć raz w życiu widziała.
– Nie jesteś głodna? – spytał nim usiadł obok dziewczyny. Gdy zaprzeczyła, z westchnięciem opadł na kanapę i skupił wzrok na dłoniach. Fakt, iż poznała Jina sprawiała, że czuł się niekomfortowo. Sam do końca nie potrafił pogodzić się z przywróceniem całkowitej pamięci. Obraz zamordowanych rodziców raz po raz objawiał się przed oczami i nie chciał zniknąć, łamiąc mu serce. Przeplatał się ze wspomnieniami związanymi z Jihee i ich planowanym życiem. Czy będą w stanie wrócić do tego co było skoro Nations deptało mu po piętach? Wiedział, że porzucenie ukochanej byłoby dla niej najlepszym rozwiązaniem, jednak i tak koniec końców dojdzie do ich spotkania. Zamierzał bowiem za pomocą Jina raz na zawsze unicestwić Nations Group. Chciał, by świat poznał prawdę i zrozumiał, iż nadludzie byli tam tylko okazem przygotowanym do eksperymentowania. A wszystko za sprawą rządu i chęci stworzenia niebezpiecznej broni: człowieka o zdolnościach, które przekraczały ludzki umysł. Człowieka, którego nie dało się zabić za pomocą jakiejkolwiek broni.
– Znasz moją siostrę?
Uniósł wzrok, oderwany od rozmyślań. Przytaknął i zaczął nerwowo bawić się rękami.
– Poznałem ją – przyznał, a Jandi zakryła usta dłonią, tłumiąc w sobie szloch. – Była jedną z pierwszych mutantów w Nations. Wszystko ją interesowało. Chciała czym prędzej stać się żołnierzem, by rodzina była z niej dumna. Nie mówiła zbyt wiele ani o tobie, ani o rodzicach – uciął na moment, skupiając się na wspomnieniach, które przeplatały się w jego głowie niczym kadr z filmu. – Kilka dni później, gdy jej krew została całkowicie zbadana, zabrano ją do grupy szkoleniowej. Podobno wyjechała na misję do Iraku, ale tak naprawdę nie wiem co się z nią stało... Kiedyś byłem pewien, że Nations opiekowało się mutantami, ale po tym co widziałem...
– Co widziałeś!? – Desperacki krzyk wyrwał się z ust dziewczyny. Zacisnęła palce na jego nadgarstku, jednak nawet na nią nie spojrzał. Jego twarz wyrażała tak wiele negatywnych emocji... – Mów!
– Klatki! Mnóstwo klatek! – Odkrzyknął sfrustrowany. Patrzył w oczy Jandi z nadzieją, że mu wybaczy. W końcu nie wiedział. Nie znał prawdy. – Wypompowywano z nich całą krew. Nie wiem co robili potem z ciałami. Próbowałem się dowiedzieć, ale jeden z pracowników zaczął podejrzewać, że poznałem prawdę i śledził każdy mój ruch. Na szczęście zdążyłem zebrać już materiały, dzięki którym byłem w stanie pokazać światu prawdę. Właśnie po to wyjechałem z Seulu. Chciałem zakończyć działanie organizacji, ale... nie udało mi się.
– To nieprawda. Jisoo żyje. – Pokręciła przecząco głową, chcąc wyrzucić z głowy jego słowa. – Nations robi z mutantów żołnierzy. Sam powiedziałeś, że wyjechała na misję do Iraku.
– Sama w to nie wierzysz!
– Już nie wiem w co mam wierzyć! – Podniosła się gwałtownie i zaczęła krążyć po pokoju, nerwowo zagryzając wargi. Choć przeczuwała, że z siostrą stało się coś złego wolała żyć z nadzieją, iż wiodła szczęśliwe życie i po prostu odsunęła się od rodziny po tym, jak nie otrzymała od nich pełnej akceptacji. Mogła ich nienawidzić. Mogła nie chcieć ich więcej widzieć, ale musiała żyć! Jandi wierzyła, że pewnego dnia ją spotka i przeprosi za swoje uprzedzenia. Nigdy sobie nie wybaczy jeśli ona...
Krzyknęła i zrzuciła z komody wazony, całkowicie ignorując fakt, iż żadna z rzeczy znajdujących się w pokoju nie należała do niej. Nie interesowało jej nic, prócz Nations Group i nienawiści, która z każdą sekundą robiła się coraz większa.
Nim Dohyun zdołał podnieść się z łóżka i dobiec do dziewczyny, wszystkie rzeczy zaczęły lewitować. Oszołomiony patrzył na podłogę, która znajdowała się kilka metrów nad jego stopami. Spokojnie mógł dotknąć białego sufitu, co nieszczególnie mu się podobało. Wizja nagłego upadku kanapy na podłogę i narobienia hałasu o tak późnej porze nie była ciekawa. Bez wątpienia zwróciłoby to uwagę nie tylko pracowników hotelu, ale również ludzi, którzy nocowali w pokojach obok. Może i w Gain nikt nie przyjmował do siebie faktu, że mutanci rzeczywiście mogli żyć wśród nich, ale wolał dmuchać na zimne. W końcu, po co narażać się na ewentualne niebezpieczeństwa?
– Jandi, uspokój się – przemówił spokojnym, łagodnym głosem choć dryfowanie w powietrzu napawało go lękiem. – Rozumiem twój gniew, ale nie możemy zwracać na siebie uwagi innych. Obiecuję, że jeśli powoli opuścisz mnie na dół i resztę rzeczy również zostawisz w spokoju to pomogę ci dowiedzieć się prawdy o Jisoo. Również pragnę zniszczyć Nations Group. Ci ludzie zrujnowali mi życie. Najpierw zamordowali moich rodziców, potem siłą zaciągnęli do placówki i torturowali, wstrzykując przeróżne substancje do żył aż straciłem pamięć i uwierzyłem, że Nations było moim domem. Kiseok mnie wychował...
Jandi zacisnęła palce, powstrzymując się od rzucenia w jego stronę wiązanki przekleństw. Choć fakt, iż nieświadomie użyła mocy ją zaskoczył, zaczęła ją kontrolować i postawiła na ziemi wszystkie przedmioty. Jedynie kanapa z Dohyunem wciąż unosiła się w powietrzu.
– Wychował cię człowiek, który przeprowadza eksperymenty na mutantach, a przecież jesteś jednym z nich – zauważyła, patrząc na niego nieufnie – Jesteś Naznaczonym!
– Wiem...
– Więc dlaczego wciąż żyjesz!? Jakim cudem pracowałeś w Nations i byłeś jednym z nich, skoro posiadasz coś czym tak bardzo gardzą!?
– Uśpili Jina, który im zagrażał i odebrali mi moc za pomocą czipa oraz jakichś mikstur. Na mnie też eksperymentowali, Jandi! – próbował do niej dotrzeć, jednak wciąż patrzyła na niego jak na zdrajcę. Nie ufała mu. – Myśleli, że stałem się zwykłym człowiekiem, ale ich próba pozbycia się mnie uwolniła uśpione komórki. Za to tymczasowa amnezja obudziła Jina i ostatecznie sprawiła, iż powróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Nie tylko te, które pamiętałem przed tym wydarzeniem. Pamiętam wszystko, co działo się po morderstwie moich rodziców...
Już go nie słuchała. Toczyła wewnętrzną wojnę pomiędzy tym co powinna zrobić, a tym co czuła. Wpatrywała się w okno, mając nadzieję, że dzięki temu pozna miasto, ale to było nierealne. Znalazła się w zupełnie obcym miejscu z człowiekiem, który został wychowany przez Kiseoka. Stwórcę Nations Group. Nawet jeśli morderstwo biologicznych rodziców Dohyuna było prawdą... Nawet jeśli dopiero teraz odzyskał pamięć z dzieciństwa to jaką miała pewność, że stali po tej samej stronie?
Gdyby tylko miała przy sobie Joona, wiedziałaby co robić. Zawsze był jej ostoją i podejmował najlepsze decyzje. Jak miała poradzić sobie zupełnie sama?
Gwałtownie ruszyła w stronę szafy i bez namysłu zaczęła wyjmować z niej ubrania, które otrzymała od Jina. Władowała tyle ile się zmieściło do plecaka w moro i ruszyła po picie oraz batony energetyczne.
– Co ty robisz!? – Słyszała krzyk Dohyuna dobiegający zza ściany, ale nie słuchała go. Skupiała uwagę nad tym, by kanapa wisiała w powietrzu, jednocześnie zastanawiając się dokąd się uda. Musiała ukryć się w taki sposób, by nikt nie był w stanie jej odnaleźć.
Podskoczyła gwałtownie, słysząc huk. Gdy Dohyun przez dłuższą chwilę się nie odzywał, powoli ruszyła w stronę większej części pokoju, by upewnić się, że kanapa wciąż wisiała w powietrzu. Tak też było, jednak nigdzie nie widziała mężczyzny.
Machnęła ręką i postawiła mebel na podłodze, gdy poczuła mocne uderzenie w głowę i zdezorientowana upadła na ziemię.
– Wiedziałem, że ten słabeusz spartaczy sprawę. Wybacz, kochana, ale nie dałaś mi wyboru. – Usłyszała nim straciła przytomność.
Joon wyszedł spod prysznica, opatulony w ciepły, biały szlafrok i ruszył w stronę swojego łóżka, które znajdowało się po lewej stronie pokoju. Jihee oczywiście zajęła to bliżej drzwi, by w razie czego zaatakować nieproszonego gościa i wysłać go w zaświaty. Była przewrażliwiona i każdy szmer dochodzący z korytarza traktowała jako potencjalne zagrożenie przez co ani na moment nie rozstawała się z bronią. Gdy poszła się kąpać, przykuła chłopaka kajdankami do ciepłego kaloryfera i ani myślała słuchać jego wywodu na ten temat. Ta młoda kobieta ufała tylko sobie i raczej nic tego nie mogło zmienić.
Zignorował ukradkowe spojrzenie, którym został uraczony i szybko wszedł pod kołdrę, by dać zmęczonemu ciału czas na odpoczynek. Nawet jeśli miał niebawem umrzeć, zregeneruje siły i postara się odnaleźć umysł Jandi. Gain nie należało do dużych miast, dlatego miał nadzieję, iż zdoła odnaleźć przyjaciółkę zanim dotrze do niej z wrogiem. Chociaż to ona zwaliła na nich niebezpieczeństwo, nie chciał, by stała jej się krzywda. Była dla niego jak siostra, o którą powinien się troszczyć, a obecnie leżał obok morderczyni. Yang Jihee przestała być dla niego atrakcyjną kobietą, którą zamierzał przekabacić na swoją stronę i uwieść. Zrozumiał bowiem, że nie miał na to najmniejszych szans i pogodził się z faktem, iż zamierzała go zabić. Oczywiście niczego jej nie ułatwi i będzie walczył do ostatniego tchu.
Zastanawiał się, jak wiele był wart zegarek ze sztuczną inteligencją, który miała na ręce. Może, gdyby go zdobył, zyskałby nad nią jakąś władzę? O ile takich zegarków nie było wiele w Nations albo każdy w jakiś sposób wiązał się z właścicielem. Nie miał pojęcia, jak działa ta technologia, jednak zamierzał spróbować wszystkiego, by przetrwać.
– Ostrzegam, że nie zdołasz mnie pokonać. Nieważne co wymyślisz.
Zmarszczył gniewnie brwi i spojrzał na kobietę z niechęcią. Siedziała na łóżku w czarnym kombinezonie, który kojarzył mu się z Kobietą Kot i pocierała białą szmatką pistolet.
– Daruj sobie.
Obrócił się do niej plecami i uważnie nasłuchiwał, jednak w pomieszczeniu trwała taka cisza, jakby prócz niego nikogo w środku nie było. Dopiero, gdy odwrócił się, zaklął siarczyście na widok Jihee. Omal nie zderzył się z nią twarzą.
– Cholera jasna! Co ty wyprawiasz!? – Krzyknął i usiadł na drugim końcu łóżka, mierząc kobietę surowym spojrzeniem. – Już nawet spać nie mogę!?
Jihee z uśmiechem odłożyła pistolet na półeczkę nocną i nachyliła się w stronę blondyna w taki sposób, że ten mógł obserwować zarys jej piersi.
– Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach. Naprawdę żałuję, że będę musiała cię zabić.
– To mnie nie zabijaj.
Parsknęła śmiechem, jakby opowiedział najzabawniejszy żart świata.
Joon zmarszczył brwi i podniósł się na nogi, posyłając jej groźne spojrzenie.
– Moja przyjaciółka uratowała twojego narzeczonego przed śmiercią. Gdyby nie ona, Dohyun już dawno wąchałby kwiatki od spodu! – przypomniał, zaciskając dłonie. – Zamierzasz nas zabić choć to dzięki nam wciąż pozostaje trupem dla Nations Group?
Jihee przytaknęła po dłuższym namyśle.
– Jeśli was nie zabiję to prawda wyjdzie na jaw i organizacja w końcu dowie się o tym, że Dohyun nie umarł. A wtedy znajdą go i dokończą swoje dzieło, zabierając mnie razem z nim. Nie mogę na to pozwolić.
Joon opadł z powrotem na łóżko. Potarł dłońmi zmęczoną twarz i westchnął głośno, zaklinając swój marny los. Może któraś z kochanek zgłosiła już jego zaginięcie? Tylko kto go będzie szukał w Gain?
– Nie zasłużyliśmy na to. I, chociaż nie cierpię Dohyuna z całego serca to wierzę, że nad tobą zapanuje i nie pozwoli umrzeć ani mi, ani Jandi. Jest jej to winien.
Jihee długą chwilę wpatrywała się w oczy blondyna, które z każdą chwilą coraz bardziej gasły. Naprawdę żałowała, że życie straci tak młoda osoba, jednak nie mogła zapominać o tym, czym był. Każdy mutant prędzej czy później zamorduje niewinnego człowieka. Te wybryki natury pragnęły władzy. Gdyby nie istnienie Nations Group ludzie już dawno staliby się gatunkiem wymarłym albo usługiwaliby potworom. Sama była świadkiem pogróżek ze strony jednego z nadludzi w stronę Kiseoka, więc jak mogła nie wierzyć słowom stworzyciela organizacji? Na własne oczy widziała do czego te potwory były zdolne.
Gdyby Dohyun widział to samo co ja, zrozumiałby, pomyślała.
– Dohyun nikomu nie jest nic winien. – Odparła krótko i wzięła do ręki broń.
Położyła się w łóżku, kierując wzrok na sufit. Miała czujny sen, dlatego nie bała się zmrużyć oka. Wystarczył najmniejszy ruch, by się wybudziła i była gotowa do ataku.
Przymknęła powieki i nakierowała myśli na ukochanego. Miała nadzieję, że już niebawem go zobaczy i wspólnie uciekną z Korei Południowej. Pragnęła stworzyć prawdziwą rodzinę. Chciała mieć dom z ogródkiem, dwa psy i pracę, która nie wymagałaby od niej rozlewu krwi. Choć kochała posadę strażnika w Nations, wiedziała, iż Dohyun nie będzie mógł wrócić do firmy.
Dla niego była gotowa zrezygnować ze wszystkiego. Byleby był szczęśliwy.
Jeśli ktoś miałby ochotę oddać głos na "Growing Pains" w konkursie to zapraszam: https://www.wattpad.com/444732549-konkurs-skrzydlate-s%C5%82owa-g%C5%82osowanie-kategoria . Wystarczy napisać "+1" przy tytule opowiadania :). Z góry dziękuję za każdy głos <3.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top