✥ Rozdział 12.
Jandi opadła z grymasem na twarzy na kanapę, z której uniósł się kurz. Momentalnie zakręciło jej się w nosie, przez co zaczęła kichać, zakrywając nos i usta dłońmi.
Dohyun odwrócił wzrok od pajęczyn i z niedowierzaniem spojrzał na dziewczynę.
– Naprawdę zamierzamy się tutaj ukrywać?
Dziewczyna otarła mokre ręce o sukienkę, ignorując fakt, iż było to niehigieniczne i posłała mężczyźnie zirytowane spojrzenie.
– Masz jakieś lepsze wyjście? Może dysponujesz jakąś luksusową kryjówką, do której będziemy mogli pójść?
Dohyun podszedł do drewnianej miotły i zaczął zbierać ze ścian pajęczyny. Zwinnie zabijał przy tym każdego żywego pająka, które w tamtej chwili wydawały mu się największym niebezpieczeństwem.
– Być może posiadam taką kryjówkę, ale jak już zapewne wiesz: niczego nie pamiętam.
– Więc przestań narzekać i ciesz się tym, że Nations Group nie dorwało cię w swoje ręce. Tym razem z pewnością nie uszedłbyś z życiem.
Odwrócił się w stronę brunetki i posłał jej niedowierzające, pełne bólu spojrzenie. Naprawdę musiała być dla niego taka niemiła? Do tej pory starała się traktować go normalnie, a teraz odnosił wrażenie, iż zaczął działać jej na nerwy. Nawet jeśli zawalił i głównie przez niego znaleźli się w tak opłakanej sytuacji to powinna być choć odrobinę wdzięczna za to, że się o nią troszczył i zaryzykował własnym życiem, by ją odnaleźć. No, dobrze... Zaryzykował życie ich obojga, ale czy to musi mieć większe znaczenie? Chciał dobrze i tylko to powinno się liczyć.
Jandi ścisnęła materiał przemoczonej sukienki i niechętnie spojrzała na Dohyuna. Widząc jego zbolałą minę, westchnęła głośno i spuściła głowę.
– Przepraszam. Nie powinnam wyżywać się na tobie tylko dlatego, że Joon po raz kolejny złamał mi serce. I dlatego, że naraziłam się Nations Group... – zamilkła na moment, odklejając denerwujący materiał od ciała. Miała wrażenie, że ta czerwona kiecka przylgnęła do niej jak druga skóra. – Jeżeli zaraz nie pozbędę się tej przeklętej sukienki to dostanę do głowy! Słowo daję, że oszaleję! – krzyknęła nagle, naciągając materiał na uda.
Jej nastrój zmieniał się tak diametralnie, że Dohyun powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać. Chętnie oddałby jej swoje ubrania, jednak i one były całkowicie przemoknięte. W kominku zdążyło się już rozpalić, dzięki czemu w pomieszczeniu zrobiło się nieco cieplej, jednak szczerze wątpił, by wizja paradowania przy mężczyźnie nago przypadła Jandi do gustu. Może i dwa razy bezwstydnie go pocałowała, jednak kierowała nią wtedy chęć ocalenia mu życia, a nie sprawienia przyjemności. Normalnie z pewnością nawet by się do niego nie zbliżyła.
– Nigdy więcej nie założę czegoś tylko po to, by przypodobać się facetowi! Jeśli lubicie nadąsane paniusie w czerwonych sukieneczkach to sobie takie znajdźcie! – krzyczała Jandi, zaciskając palce na materiale. Szarpała nim w każdą stronę, jakby liczyła na to, że ten za moment się rozpruje i zniknie z jej pola widzenia.
Dohyun udawał, że nie słucha jej krzyków i nie uważa jej za wariatkę. Rozglądał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, czym dziewczyna mogłaby się okryć, aż w końcu znalazł w wysokiej, drewnianej szafie koc, który radośnie pochwycił w dłonie. Zakręciło mu się w nosie od nadmiaru kurzu, jednak zdołał powstrzymać się od kichnięcia. Chociaż materiał nie pachniał zbyt przyjemnie i z pewnością długo leżał zapomniany przez właściciela, cieszył się jak małe dziecko, mogąc wyjść na zewnątrz i otrzepać go z kurzu.
Na dworze wciąż padało. Wiatr wiał tak gwałtownie, że drzewa wydawały nieprzyjemne odgłosy, wywołując na jego ciele ciarki. A może to przez chłód? Nieważne. Gdy tylko otrzepał koc, wrócił do domku i zamknął za sobą drzwi, tarasując wejście niedziałającą lodówką, która powinna na jakiś czas powstrzymać niechcianych gości.
– Zdejmij ubrania, wskocz pod koc i usiądź bliżej kominka. Musisz się rozgrzać – powiedział, kładąc na ziemi dwie wielkie, niesamowicie brudne poduszki. Chociaż ich wygląd wywoływał u niego wstręt (zaczął nawet sądzić, że był pedantem), nie odezwał się słowem, by nie rozzłościć dziewczyny. Szczerze mówiąc miał już dość jej wrzasków.
Jandi podniosła się z kanapy i, kulejąc, podeszła do Dohyuna. Odebrała od niego ciężki koc, dostrzegając roztrzęsione dłonie. Tak bardzo się nią przejmował, że sam nie zwrócił uwagi na swoje zdrowie.
– Ty również musisz się rozgrzać. Tylko spójrz, trzęsiesz się jak galareta! – opuściła koc i pochwyciła dłonie mężczyzny, chcąc je nieco ogrzać. Bezskutecznie, bowiem sama miała skostniałe palce.
– Nic mi nie będzie. Wskakuj pod koc. Obrócę się, więc nie musisz się martwić o to, że będę cię podglądał.
Jandi zmarszczyła brwi i puściła jego dłonie.
– Wcale się o to nie martwię. Jeśli jednak sam się nie rozgrzejesz to możesz zachorować, a to jest ostatnia rzecz, której teraz potrzebujemy, prawda? Musimy być sprawni, by w razie potrzeby móc zwiać z tego miejsca.
Dohyun podrapał się zmieszany po ciemnej czuprynie i posłał dziewczynie zawstydzone spojrzenie.
– Nie ma drugiego koca. Nie ma w tej ruderze niczego, czym mógłbym się okryć, więc po prostu usiądę obok ciebie i będę czekał, aż moje ubrania wyschną. Nie powinno potrwać to długo...
– Na zewnątrz jest chłodno, więc szczerze wątpię, byś był suchy za pięć minut – skwitowała szorstko, podnosząc z ziemi koc. Choć na samą myśl o bliskości nagiego mężczyzny dostawała palpitacji serca, a policzki płonęły jej żywym ogniem, nie zamierzała pozwolić Dohyunowi się pochorować. Nie byłaby w stanie nieść go na plecach, gdyby zostali zmuszeni do ucieczki, a pozostawienie go na pastwę losu nie wchodziło w grę. On też mógł ją porzucić, gdy przez poranione nogi ledwie szła przed siebie, jednak tego nie zrobił. Nawet jeśli niczego nie pamiętał i samotna ucieczka byłaby dla niego strzałem w kolano, wolała myśleć, że zrobił to z dobrego serca, a nie z przymusu. – Odwróć się i czekaj, aż pozwolę ci do mnie dołączyć. Koc jest duży, więc się nim podzielimy, jednak jeśli mnie tkniesz to przysięgam, że cię zatłukę! – pogroziła palcem, robiąc groźną minę.
– Myślałem, że jesteś bardzo miłą i nieśmiałą dziewczyną...
– Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowego zachowania, więc zamilcz i rób to, co mówię.
Dohyun uniósł dłonie w geście poddania i odwrócił się do dziewczyny plecami, skupiając wzrok na pajęczynie, którą musiał przeoczyć. To miejsce wywierało w nim tak ogromny wstręt, że szczerze zaczynał tęsknić za malutką kawalerką, w której pomieszkiwał przez kilka ostatnich dni. Trząsł się jak galareta i, choć zdawał sobie z tego sprawę to całą uwagę skupił na poszukiwaniu pająków i innych robali, które mogłyby zakłócić spokój panujący dookoła. Kto wie, jak by się zachował, gdyby przysnął i obudził się z jakimś robalem na czole... Sama myśl wywołała u niego dreszcze. Tak bardzo skupił się na tym obrazie, że dopiero za trzecim razem usłyszał zniecierpliwiony głos Jandi, który kazał mu się pospieszyć.
Nieco zmieszany zdjął z siebie całą garderobę, którą ułożył na dwóch rozpadających się krzesłach i niepewnie podszedł do opatulonej dziewczyny. Jedną ręką trzymała koc, a drugą przytrzymywała kolana, którymi zakrywała piersi. Siedziała naprzeciwko kominka z przymkniętymi powiekami, a jej policzki nabrały uroczych rumieńców.
Niepewnie zajął miejsce obok i sięgnął po drugi skrawek koca, który Jandi niechętnie puściła i również się nim okrył. Mimowolnie ujrzał bladą skórę jej chudych nóg i ramię, jednak udał, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Oczywiście, że świadomość obecności nagiej dziewczyny pobudzała jego zmysły. Sprawiała nawet, że w jego głowie zaczęły pojawiać się ulotne, krótkie obrazy roześmianej dziewczyny o krótko obciętych włosach. Przymknął powieki, chcąc pochwycić te wspomnienia, jednak w tym samym momencie obraz uleciał, pozostawiając po sobie niedosyt.
– Przypomniałeś coś sobie?
Wzdrygnął się, słysząc głos Jandi. Jej oczy lśniły nadzieją, którą musiał zgasić.
– Nic nieznaczące urywki. Próbowałem trzymać się tego wspomnienia, jednak szybko uleciało i nie pozwoliło zapamiętać mi zbyt wiele. Przykro mi...
– Przecież to nie twoja wina. Nie masz za co przepraszać.
Wiedział, że dziewczyna objawiająca się w urywkach jego wspomnień musiała dla niego coś znaczyć. Nie bez powodu umysł do niej wracał, jednak nie zamierzał o tym wspominać. Wolał żyć w nieświadomości u boku Jandi, niż zastanawiać się nad kimś, kto był dla niego ważny przed utratą pamięci. Pragnął, by wspomnienia do niego powróciły, ale nie kosztem utraty Jandi. Z jakiegoś powodu stała się dla niego ważna, choć znali się tak krótko.
– Myślisz, że Joon zorientuje się, że jesteś w tarapatach? – spytał, odsuwając na bok niechciane myśli.
Jandi spojrzała na unoszący się płomień, czując bolesne ukłucie w sercu.
– Zawsze wiedział, gdy miałam kłopoty. Ratował mnie z każdej opresji. Był niczym rycerz na białym koniu, któremu brakowało jedynie zbroi. Zawsze tłumaczył się tym, że dzięki swoim zdolnościom zdołał połączyć się z moim umysłem i, gdy teraz o tym pomyślę to chyba mówił prawdę. W końcu, jak inaczej dowiedziałby się o tym, że banda Rodericka chce zrobić sobie ze mnie panienkę na jeden wieczór? – uśmiechnęła się smutno na wspomnienie, a Dohyun posłał jej pytające spojrzenie. – Gdy mieszkaliśmy w Kang School nie mieliśmy zbyt wielu przyjaciół. Uczniowie uważali, że mam fory, bo moi rodzice są nauczycielami, a prawda była taka, że przebijałam ich na głowę swoim intelektem. Szybko się uczyłam i z łatwością przyszło mi ujarzmienie moich zdolności. Z Joonem było tak samo. Podczas gdy rówieśnicy dopiero poznawali swoje moce, my już wskoczyliśmy na poziom zaawansowany.
– Roderick też tam był?
– Tak. Mój ojciec znalazł go żebrzącego na ulicach Tokio. Od razu rozpoznał w nim mutanta i zaproponował schronienie w szkole. Roderick wyzwał go od najgorszych i kazał spadać, jednak po tygodniu stanął w progu szkoły i zrobił ogromne zamieszanie. To bardzo chciwa osoba, która nie potrafi pogodzić się z faktem, że ktoś jest lepszy od niego. Nienawidził mnie i Joona od początku. Zawsze starał się być lepszy od nas.
– Dlatego chciał cię skrzywdzić? – dopytywał, choć widział, że wspomnienia zadawały jej ból.
– Wiedział, że jestem słaba i nieśmiała. Choć byłam najlepszą uczennicą, nigdy za bardzo w siebie nie wierzyłam. Chciał mnie złamać, bym nie mogła skupić się na egzaminach, ale Joon nie pozwolił, żeby mnie skrzywdził. Roderick był od niego silniejszy, dlatego, gdy Joon nie dawał sobie z nim rady fizycznie, wszedł w jego umysł i omal nie usmażył mu mózgu. Mógł odpokutować swoje czyny, jednak nie zamierzał przepraszać Rodericka za to, że omal go nie zabił, przez co musiał opuścić Kang School. Ojciec zapewniał, że może wrócić, gdy zmieni zdanie, jednak to ja nigdy nie zdecydowałam się na powrót. Opuściłam z Joonem Tokio z nadzieją, że w Seulu będziemy mogli żyć jak normalni ludzie. Skąd mogłam wiedzieć, że tacy, jak my nie mają szansy na normalność?
– Wolałaś żyć u boku przyjaciela w małej klitce niż wrócić do Tokio... Naprawdę musi ci na nim zależeć.
– Przede wszystkim zależało mi na życiu z dala od mutantów i bariery ochronnej Kang School. Zawsze czułam się inna. Myślałam, że w Seulu poczuję się jak normalna dziewczyna, ale tak się nigdy się nie stało. Za to Joon świetnie odnalazł się w nowym miejscu. Jedynie pieniądze ciągną go z powrotem do Tokio, a one nie mają większego znaczenia. Najważniejsze, że znalazł tu przyjaciół i żyje tak, jak inni.
– Twoim kosztem. Zostałaś sama – zauważył, unosząc wysoko brwi. Jak Jandi mogła cieszyć się z tego powodu? Musiała czuć się cholernie samotna, gdy Joon znikał z nowymi przyjaciółmi, podczas gdy ona zostawała w domu i wiernie czekała na jego powrót.
– To nie jego wina, że jestem aspołeczna. Zawsze wystarczała mi świadomość, że jest tu szczęśliwy. Że może czuć się jak normalny, zwykły człowiek. Dziewczyny go uwielbiają, a faceci albo go przez to nienawidzą, albo podziwiają. Wiesz... Przypomina takiego bad boy'a z amerykańskich filmów. Pewnie dlatego zdobył też moje serce. Niestety nie jestem dla niego zbyt dobra i muszę się w końcu pogodzić z tym, że dla niego zawsze będę jedynie przyjaciółką. Koniec ze złudzeniami. Czas najwyższy przejrzeć na oczy i zmądrzeć. Kto wie, czy jeszcze zdołam się zakochać z wzajemnością? Gdy ściga cię Nations Group to nigdy nie wiadomo ile czasu ci jeszcze zostało.
– Nie wiesz czy nas ścigają, więc przestań wygadywać głupoty – oburzył się.
– Nie wierzę, by dopisało nam szczęście, Dohyun.
On również w to nie wierzył, ale czy nadzieja była czymś złym? Czy zawsze musiał szykować się na najgorszą ewentualność?
– Co się, do cholery, z nimi dzieje!? – krzyknął Joon, rzucając padem z PlayStation o ziemię. W tle słychać było wycie zombie z gry, którą próbował przejść chyba po raz dziesiąty. I tym razem nie potrafił się skupić na przejściu misji i wybiciu wszystkich zombie, które tylko czekały, by dobrać się do jego postaci.
Gdy wrócił nad ranem do mieszkania, nie ujrzał Dohyuna. Jandi powinna być w pracy, więc nawet nie myślał jej spotkać, jednak nieobecność niechcianego gościa wywołała w nim lęk. Oczywiście mógł nagle odzyskać pamięć i wrócić do swojego dawnego życia (o ile chciał wyjść śmierci ponownie na spotkanie), jednak w chwili, gdy minęła godzina szesnasta, a Jandi wciąż nie wróciła, zaczął poważnie się martwić. Przez myśl mu przeszło, że przyjaciółka poczuła się tak zraniona jego postawą, że zdecydowała się uciec z dopiero co poznanym Dohyunem, jednak szybko odrzucił od siebie tę myśl. Nieważne, jak bardzo bogatym i wpływowym człowiekiem mógł być Kang – Jandi za nic w świecie by z nim nie odeszła.
Musiało się więc coś stać.
Tylko dlaczego nie potrafił dosięgnąć umysłem Jandi? Dlaczego nie potrafił jej zlokalizować, skoro do tej pory nie miał z tym problemu?
Nagłe pukanie do drzwi oderwało go od rozmyślań. Pospiesznie podniósł się z podłogi i, klnąc pod nosem, ruszył w ich stronę. Był pewien, że w końcu ujrzy przyjaciółkę, dlatego też bez zastanowienia otworzył drzwi z zamiarem powiedzenia kilka słów, gdy został gwałtownie wepchnięty do środka z pistoletem przystawionym do skroni.
Oszołomiony uniósł dłonie, uważnie ilustrując twarz młodej kobiety o krótkich, spiętych w kucyk włosach. Kilka niesfornych, jasnobrązowych kosmyków zwisało na jej owalnej twarzy. W chwili, gdy spojrzał w jej gniewne, ciemne tęczówki, od razu ją rozpoznał.
– To ty! – z niedowierzaniem wskazał palcem w jej twarz, za co od razu dostał bronią po dłoni.
– Gadaj, gdzie jest Dohyun albo rozwalę tę twoją śliczną buźkę! – warknęła szatynka, marszcząc gniewnie brwi. – I radzę ci nie kłamać. Nations Group zdobyło twój adres i to kwestia czasu, gdy dowie się o twoich zdolnościach. Twój los mnie nie obchodzi, ale nie pozwolę, by mojemu narzeczonemu stała się krzywda. Więc gadaj i niczego przede mną nie ukrywaj!
Narzeczonemu?
Kang Dohyun, którego ocaliła Jandi był zaręczony? Z dziewczyną, która mierzyła do niego z broni i wyglądała, jak zawodowy zabójca? Kim on był?
– Chętnie powiedziałbym ci, gdzie podział się twój facet, ale nie mam pojęcia. Gdy wróciłem do domu kilka godzin temu, jego już nie było...
Nie zdołał powiedzieć nic więcej, ogłuszony nagłym ciosem w głowę.
Następny rozdział: 27 maja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top