✥ Rozdział 09.
Dohyun wymruczał coś niezadowolony pod nosem i niechętnie uchylił zmęczone powieki, gdy usłyszał radosny śpiew dobiegający z kuchni. Najwyraźniej wczorajsza rozmowa Jandi z Joonem, przez którą długo nie potrafił zmrużyć oka sprawiła, iż znów byli najlepszymi przyjaciółmi.
Odkąd Joon wrócił do domu, Dohyun stał się niepotrzebny, dlatego też zaszył się w pokoju i ani myślał z niego wychodzić. Było mu przykro, ponieważ dziewczyna szybko zapomniała o wspólnej zabawie w karaoke, ale co mógł zrobić? Wciąż był dla niej obcy i nie miał prawa prosić, by zostawiła dla niego współlokatora. Nawet jeśli uważał, że Joon na nią nie zasługiwał to co mógł wiedzieć na temat związków skoro stracił pamięć?
Złożył pościel w kostkę i ułożył ją starannie na materacu, po czym sięgnął po świeżo uprane dresy i białą koszulkę. Wiedział, że w łazience czekała na niego nowa szczoteczka do zębów, jednak higiena jamy ustnej była obecnie ostatnią rzeczą, o której myślał. Chciał porozmawiać z Jandi i dowiedzieć się, czy wszystko było u niej w porządku.
Gdy tylko ujrzał uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynę, która kładła właśnie dwie miseczki z ryżem na stół, zrozumiał, że wstała w naprawdę wyśmienitym humorze i nie zamierzał tego psuć. Dlatego też przywitał się i z radosnym uśmiechem usiadł przy stole pełnym przystawek, wdychając niesamowity zapach przygotowanego jedzenia.
– Widzę tylko dwie miseczki ryżu. Czyżbym nie został zaproszony na posiłek? – zagadnął Dohyun, gdy Jandi zajęła miejsca naprzeciwko niego.
– A widziałeś gdzieś w tym małym mieszkanku Joona?
Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad pytaniem.
– Może utonął w ubikacji?
Jandi roześmiała się głośno i pokręciła przecząco głową. Nie miała pojęcia, jak Kang Dohyun to robił, że potrafił samą swoją obecnością umilić jej dzień. Gdyby nie on, jadłaby teraz posiłek w samotności, a tak przynajmniej miała do kogo się odezwać. To miłe uczucie, gdy prócz rodziców i Joona w jej nudnym życiu pojawił się ktoś jeszcze. Ktoś, kto nie uważał jej za dziwaczkę.
– Odkąd mutant zamordował ludzi w klubie dostał obsesji i chodzi w teren, by upewnić się, że sytuacja nie wymyka się spod kontroli, a Nations Group nie przejmuje władzy nad społeczeństwem. Podobno chcą wyłapać każdego mutanta, zabrać ich do swojej siedziby i posortować jak zabawki według jakichś poszczególnych cech.
– Niby w jaki sposób zamierzają to zrobić? Przecież patrząc na czyjąś twarz nie jest się w stanie stwierdzić czy stoi przed tobą morderca, czy człowiek o złotym sercu. – Dohyun nabrał nieco mięsa na pałeczki i wepchał do ust, z zadowoleniem przegryzając każdy jego kęs. – Jakie pyszne!
– Podobno posiadają jakieś super technologie. Nie wiem, o co dokładnie chodzi, ale musimy uważać, bo każdy, kto będzie przeczuwał obecność mutanta w swoim otoczeniu został poproszony o zgłoszenie tego do Nations Group. Ludzie są przerażeni, więc z pewnością będą słuchać ostrzeżeń.
Jandi uważnie przyglądała się twarzy Dohyuna, który z zadowoloną miną konsumował przygotowany przez nią posiłek. Chociaż wiedziała, że nie pamiętał niczego, co mogło dotyczyć wspomnianej agencji, wolała mieć pewność, iż wciąż tak było. Sam wspominał o krótkich przebłyskach, więc kto wie, kiedy przypomni sobie ważne szczegóły ze swojego życia?
Odchrząknęła i odłożyła pałeczki, uciekając nerwowo wzrokiem na czerwoną paprykę, która została właśnie zaatakowana przez pałeczki Dohyuna. Nim mężczyzna zdołał z zadowoleniem wsadzić sobie ją do ust, dostrzegł spojrzenie dziewczyny i zastygł w bezruchu, wyczuwając w powietrzu napiętą atmosferę.
– Wydaje mi się, że chcesz mnie o coś spytać. – Odłożył pałeczki, patrząc na Jandi z wyczekiwaniem.
Park przytaknęła, robiąc przy tym minę zbitego psiaka. Wyglądała naprawdę uroczo, a serce Dohyuna waliło z taką prędkością, jakby chciało wydostać się na zewnątrz.
– W dniu, w którym cię ocaliłam usłyszałam odgłosy szarpaniny i dwóch mężczyzn... – zaczęła niepewnie. Gdy uniosła wzrok i dostrzegła wyczekiwanie malujące się na przystojnej twarzy Dohyuna, zdecydowała się kontynuować. – Jeden z nich wspominał coś o twoim samobójstwie, które miało ucieszyć Nations Group, ponieważ agencja będzie mogła spokojnie dalej działać. Mówił też, że każdy kto będzie próbował im przeszkodzić skończy tak samo...
– Sugerujesz, że chcieli mnie zabić ludzie tej organizacji, która chce wyłapać wszystkich mutantów żyjących w Seulu?
– Jestem tego pewna. Nienawidzę tej organizacji, dlatego nie zamierzałam dalej ci pomagać, ale byłeś taki bezradny i przerażony... W dodatku całkowicie straciłeś pamięć, więc jak mogłabym cię od tak zostawić na dworcu? Poza tym, gdybyś był kimś złym to agencja nie chciałaby cię zabić, prawda? Z rozmowy tej dwójki wynikało, że mogłeś zaszkodzić Nations Group, dlatego musieli pozbyć się problemu.
– Miałem przy sobie jakąś teczkę? Może coś w niej było ukryte? – Dohyun sięgnął po dłoń Jandi. Jego oczy były duże i pełne nadziei, która zgasła, gdy dziewczyna przecząco kiwnęła głową.
– Jeżeli zagrażałeś Nations Group i ktoś cię zobaczy, będziesz w niebezpieczeństwie. Tutaj, w środku Seulu znajduje się główna siedziba agencji, co oznacza, że każdy może cię rozpoznać. Nawet nie wiesz przed kim się kryć, ponieważ nie pamiętasz niczego co mogłoby cię ochronić...
– Może miałem jakichś sprzymierzeńców? Może odkryłem coś, dzięki czemu nie musiałabyś się bać o to, że ktoś cię złapie? Jeśli odkryłem coś, co...
Jandi ścisnęła palce na jego prawej dłoni, dzięki czemu zgubił wątek i całą uwagę skupił na jej poważnej minie.
– Dam sobie radę. Moja moc nie jest tak wyjątkowa i silna, bym została od razu zdemaskowana. Chodziło mi o to, że chyba najbezpieczniejszą opcją będzie wyjazd z Seulu. Jestem w stanie zapewnić ci schronienie w Tokio, gdzie zdobędziesz nową tożsamość i staniesz się innym człowiekiem. Moi rodzice by się tobą zaopiekowali.
Czy właśnie dała mu do zrozumienia, że stał się dla niej ciężarem, którego zamierzała się pozbyć? Nie zdziwi się, jeśli to Joon wpadł na ten jakże wspaniały pomysł. Problem jednak polegał na tym, że Dohyun wcale nie chciał odchodzić. Nie zamierzał uciekać. Przynajmniej nie do momentu, gdy w pełni odzyska pamięć i będzie świadom przed czym musiał się ukryć. Teraz, gdy zrozumiał, że miał z Nations Group wiele wspólnego, musiał dowiedzieć się, jaką rolę pełnił w tej agencji.
Prychnął pod nosem i utkwił w Jandi zirytowane spojrzenie.
– Joon tak bardzo się mnie obawia, że przekonał cię do tego szalonego pomysłu, prawda? Widzi, że się przy mnie uśmiechasz i jest o to zwyczajnie zazdrosny! Co za drań! – Uderzył dłonią w stół z taką siłą, że Jandi aż podskoczyła na krześle.
– To nie tak... – Próbowała się bronić, jednak Dohyun już jej nie słuchał. Zerwał się na nogi i gniewnym krokiem ruszył w stronę drzwi, by opuścić kawalerkę z hukiem.
Nie obchodziło go to, że w każdej chwili mógł natrafić na kogoś, kto go rozpozna. Zaczynał nawet żałować, iż został ocalony, bowiem niepotrzebnie narobił kłopotu Jandi. Gdyby tylko wiedział, że sprawy potoczą się w taki sposób... Gdyby miał jakąkolwiek moc to chciałby przywrócić utracone wspomnienia i zniknąłby z życia dziewczyny na zawsze. Z pewnością posiadał choć jednego przyjaciela u którego mógł szukać pomocy, ale co miał zrobić, gdy nikogo nie pamiętał? Jedyną osobą, którą znał była Jandi i Joon. Tylko im tak naprawdę mógł ufać...
– Proszę cię, zaczekaj... – Usłyszał za sobą niewyraźny głos Jandi, jednak nie zamierzał się zatrzymać. Dumnym krokiem podszedł do schodów. Nim zdołał po nich zejść, poczuł na nadgarstku palce Jandi. – Naprawdę nie to miałam na myśli! Po prostu boję cię o ciebie i szukam najlepszego rozwiązania...
Czy w jej oczach dostrzegł łzy?
Spuścił wzrok, nie potrafiąc patrzeć na smutek wymalowany na jej twarzy.
– Jeżeli jestem dla ciebie problemem to zniknę z twojego życia. Wiem, że jestem dla was jak kula u nogi, ale naprawdę nic nie poradzę na to, że mnie ocaliłaś. Mogłaś przymknąć oczy i po prostu dać mi umrzeć. Tak by było chyba najlepiej.
Jandi wpatrywała się w Dohyuna z niedowierzaniem. Jak mógł powiedzieć coś tak okropnego? Jak mógł w ogóle pomyśleć, że żałowała, iż go ocaliła!? Już miała coś odpowiedzieć, gdy usłyszała nadchodzące w ich stronę kroki. Po chwili dostrzegła uśmiechniętą twarz sąsiadki z naprzeciwka, która szła na niebotycznie wysokich szpilkach niczym zawodowa modelka. Gdy tylko dostrzegła Park u boku nieznajomego mężczyzny, pomachała w ich stronę i przyspieszyła kroku, by uważnie przyjrzeć się towarzyszowi młodej sąsiadki.
Jandi bez namysłu dotknęła policzków Dohyuna i przyciągnęła jego twarz w swoją stronę, składając na jego ustach długi pocałunek. Nie mogła uwierzyć, że znów dopuściła się tak bezwstydnego czynu, jednak jak inaczej mogła ukryć jego twarz przed wścibską sąsiadką?
Dohyun próbował ją od siebie odsunąć, szeroko rozwartymi oczami dostrzegając blond włosy przechodzącej obok nich kobiety, jednak w tej samej chwili został jeszcze bardziej przyciągnięty przez Jandi. Jego wargi paliły pod jej pocałunkiem i, choć serce kołatało w klatce piersiowej jak szalone to umysł nie potrafił wyprzeć ze wspomnień Joona, który bez wątpienia zajmował szczególne miejsce w sercu tej dziewczyny. Nie bez powodu wszystko mu wybaczała.
– Co za ladacznica! – Usłyszeli odległy głos zniesmaczonej kobiety.
Park odsunęła Dohyuna na szerokość ramion i spojrzała mu prosto w oczy, całkowicie ignorując zaskoczenie, które się w nich malowało. Była wściekła. Miała ochotę płakać i wcale nie zamierzała mu pobłażać tylko dlatego, że stracił pamięć.
– Nie żałuję tego, że cię uratowałam, więc przestań wygadywać bzdury i wracaj do mieszkania nim ktoś cię rozpozna! – wysyczała przez zęby, ledwie powstrzymując się od krzyku. Wiedziała jednak, że ściany miały uszy, dlatego wolała być ostrożna. Wzbudzenie sensacji u sąsiadów nigdy nie wnosiło niczego dobrego, a problemów mieli już i tak za dużo, by z własnej woli dołożyć sobie ich jeszcze więcej. – Jeżeli nie chcesz wyjechać w bezpieczniejsze miejsce i konkretnie w Seulu chcesz odzyskać wspomnienia to w porządku. Jest to idiotyczne i kompletnie tego nie rozumiem, ale uszanuję twoją decyzję i ci pomogę. Dlatego nigdy więcej nie wątp w szczerość moich intencji. Uratowałam cię i biorę za to pełną odpowiedzialność. Prędzej sama umrę niż pozwolę pałętać ci się samotnie po Seulu, zrozumiałeś!?
Nie czekała na odpowiedź. Po prostu odwróciła się na pięcie i biegiem pognała w stronę otwartego mieszkania, które było ich schronieniem przed sąsiadami. Już i tak za chwilę wszyscy dowiedzą się o tym, że usta Jandi całowały kogoś, kto bez wątpienia nie był Geum Joonem. Wszyscy sądzili, iż tworzyli parę, dlatego nic dziwnego, że pani Boram nazwała ją ladacznicą.
Wbiegła do łazienki i zamknęła drzwi na zamek, z wyczekiwaniem wysłuchując odgłosu zamykanych drzwi wejściowych. Miała nadzieję, że Dohyun pójdzie po rozum do głowy i zrozumie, że sam nie był w stanie się ochronić. Stałby się ruchomym celem, którego od razu ktoś by się pozbył. Nie był już nastolatkiem, a mimo to jego mózg wyraźnie szwankował.
Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała zbliżające się do łazienki kroki. Omal nie rozpłakała się ze szczęścia, gdy usłyszała smutny głos Dohyuna.
– Przepraszam. Nie chciałem cię zasmucić... Po prostu myślałem, że chciałaś się mnie pozbyć. Naprawdę jest mi przykro.
Spojrzała w odbicie w lustrze, a jej oczy dostrzegły soczyste rumieńce na policzkach. Od razu sięgnęła do nich dłońmi. Były gorące. Nawet jej serce biło w przyspieszonym tempie, jakby wystukiwało jakiś szaleńczy rytm, którego nie sposób było zrozumieć.
– Jestem chora? – Zaskoczona dotknęła czoła. Ku jej zdziwieniu okazało się chłodne. – Dziwne...
– Przygotuję wodę na herbatę. Zrobić ci też?
– Tak, poproszę – odpowiedziała nim zdążyła ugryźć się w język.
Nie mogła tak szybko odpuścić Dohyunowi, ponieważ uzna ją za słabą. Musiała mu pokazać, że to on miał u niej dług wdzięczności, a nie odwrotnie. I to on powinien się jej słuchać!
– Musisz być stanowcza. Stanowcza i silna. – Mówiła do odbicia, uważnie wpatrując się w swoje ciemne, niesamowicie błyszczące oczy. Nagle westchnęła zrezygnowana i z przerażeniem dotknęła zarumienionych policzków. – Przynajmniej taką udawaj, okey? Dohyun nie musi wiedzieć, że jesteś słaba. Wystarczy, że Joon to wykorzystuje.
Yang Jihee z frustracją usiadła naprzeciwko laptopa należącego do ukochanego chłopaka i z krzykiem pełnym rozpaczy uderzyła w dębowe biurko. Całą sobą czuła, że z Dohyunem stało się coś złego, a nie mogła poprosić policji, by wszczęła śledztwo. Ryzyko, iż tym samym natrafią na jakieś fakty dotyczące Nations Group sprawiało, że pracownicy placówki w chwili zniknięcia po prostu przestawali istnieć. Chyba że po jakimś czasie odnajdywano ich ciała i odprawiano pogrzeb, całą resztę załatwiając grubymi pieniędzmi. Praca w Nations Group wiązała się z wieloma wyrzeczeniami i absurdalnymi punktami, które trzeba było podpisać na umowie. Nie przeszkadzało jej to dopóki Dohyun nie zaginął. Próbowała sama go odnaleźć, jednak okazało się to o wiele trudniejsze niż sobie wyobrażała.
Przetarła zmęczone oczy dłońmi i zatrzymała wzrok na moment na złotym pierścionku znajdującym się na środkowym palcu. Ozdobiony został trzema brylantami, a w środku mieścił się napis: „Na zawsze". Był to prezent od Dohyuna. Otrzymała go w chwili, gdy oficjalnie zaproponował, by tworzyli parę. Chociaż woleli ukrywać się w pracy to poza nią pragnęli stworzyć prawdziwy, szczęśliwy związek. I udało im się to. Oczywiście, że nie raz kłócili się i nie potrafili dojść do porozumienia, ale po każdej burzy wychodziło słońce. Nic nie było w stanie ich złamać, a teraz...
Teraz Dohyuna po prostu nie było.
Łzy momentalnie zaczęły spływać po policzkach Jihee. Otarła je gniewnie o białe rękawy eleganckiej koszuli i włączyła laptopa, bez problemu wpisując do niego hasło. Choć Dohyun nigdy nie bronił jej korzystać ze swojego sprzętu to był pierwszy raz, gdy zdecydowała się nieco poszperać w jego prywatności. Miała nadzieję, że dzięki temu znajdzie coś, co naprowadzi ją na odpowiedni trop.
Gdy tylko wpisała kod, ujrzała spauzowany filmik. Widząc twarz Dohyuna, drżącym palcem nacisnęła „start" i skupiła się na słowach, które wypowiadał do kamery młody mężczyzna.
– Jihee... – Jego głos był przepełniony uczuciem, a w czarnych oczach lśnił ogromny smutek – ... mam ogromną nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała oglądać tego filmiku, jednak jeśli do tego dojdzie to wiedz, że prawdopodobnie już nigdy więcej się nie zobaczymy. Próbowałem zignorować to, czego dowiedziałem się o Nations Group, ale gdy na własne oczy ujrzałem, jak nadludzie są traktowani w naszej placówce, wiedziałem, że muszę to skończyć. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego przez jakie piekło muszą przechodzić? Wiesz, że oni umierają?! – Podniósł głos i spuścił wzrok. Przez jakiś czas, Jihee wsłuchiwała się w ciszę ze łzami w oczach i czekała, aż Dohyun ponownie spojrzy w kamerkę i zacznie mówić dalej. Tak bardzo pragnęła go dotknąć... – Mam nadzieję, że nie. Powiedziałabyś mi, gdyby tak było. Wiem to na pewno. – Jak bardzo się mylił! Gdyby tylko wiedział, że całkowicie popierała działania Nations Group, znienawidziłby ją. – Tak, czy siak... zebrałem odpowiednie materiały, które zamierzałem przekazać w odpowiednie miejsce. Chciałem pokazać wszystkim, że Nations Group to rzeź, na którą nadludzie dobrowolnie się piszą. Nie ma żadnych super-bohaterów. Są tylko ciała, a potem trupy. Chciałem dobrze, ale najwyraźniej mi się nie udało. Dlatego jedyne co mi pozostało to poproszenie cię o trzymanie się od tej sprawy z daleka. Za jakiś czas otrzymasz paczkę, a w niej klucz do przyszłości bez Nations Group. Pieniądze starczą ci na bardzo długo. Jestem pewien, że znajdziesz inną pracę, dlatego błagam cię: odejdź nim ktoś będzie chciał cię skrzywdzić.
Jihee spauzowała filmik, gniewnie ocierając mokre od łez policzki. Całym sercem nie chciała wierzyć, że Dohyun rzeczywiście mógł zostać skrzywdzony przez ludzi Nations Group. Tłumaczyłoby to jednak jego szybkie zastępstwo i brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony szefa. Dohyun był jednym z najlepszych pracowników, dlatego Jihee nie mogła uwierzyć, że jego nieobecność na nikim nie zrobiła wrażenia.
Gdy zdołała się nieco uspokoić, wytarła mokre dłonie w czarne dżinsy i ponownie włączyła filmik.
– Nie bierz udziału w tym barbarzyństwie. Dobrze wiesz, że każdy mutant jest takim samym człowiekiem jak my. Jesteś dla mnie jednak zbyt cenna bym mógł prosić cię o walkę w ich obronie. Dlatego weź się w garść, nie płacz nad moim odejściem i czym prędzej spal wszystkie rzeczy, które są dowodem na to, że coś nas łączyło. – Pokręciła przecząco głową, jakby chciała mu w ten sposób pokazać, że się z nim nie zgadza, ale Dohyun był jedynie obrazem. Nie słuchał jej, po prostu mówił. – Nie chcę by przez moją decyzję coś ci się stało. Dlatego zapomnij o wszystkim i żyj dalej. Wiedz, że kochałem cię z całego serca i byłem przy tobie bardzo szczęśliwy.
Dotknęła palcem twarzy Dohyuna, gdy ujrzała na jego policzkach łzy. Serce momentalnie pękło jej na milion kruchych kawałków, które jakimś cudem musiała poskładać w jedną całość. Tylko jak miała to zrobić skoro myśl o śmierci ukochanego całkowicie odbierała jej rozum? Tak bardzo chciała znaleźć się teraz w Nations Group, stanąć z Nam Kiseokiem twarzą w twarz i wykrzyczeć, jak bardzo go nienawidzi. Nawet on nie miał prawa krzywdzić drugiego człowieka! Tym bardziej kogoś kto przez tyle lat tak wiernie dla niego pracował!
– Pamiętaj o zniszczeniu wszystkiego, co nas łączy. Zrób to jak najszybciej, słyszysz? Nie masz czasu do stracenia. Kocham cię.
Film się urwał. Jihee przez dłuższą chwilę wpatrywała się w czarny ekran. Próbowała przyswoić informacje, które właśnie usłyszała. Miała całkowicie usunąć ze swojego życia Kang Dohyuna. Mężczyznę, dla którego całkowicie straciła głowę.
Mężczyznę, który został zamordowany przez Nations Group w imię mutantów. W tej chwili nienawidziła tych wybryków natury jeszcze bardziej. To oni odebrali jej szczęście!
Z bólem serca włączyła format całego laptopa, po czym ruszyła w stronę pięknej dębowej garderoby o dwóch wielkich lustrach, by wyjąć z niej kilka swoich ubrań, pudło ze zdjęciami oraz pamiątkami. Zbierali je przez okres trwania ich związku. Pragnęła zachować choć jedno z nich... Wiedziała, że powinna wszystko zniszczyć, ale nie mogła od tak wykreślić Dohyuna ze swojej pamięci. Chciała zachować go na dnie serca i ukryć przed światem. Dlatego też ukryła w tylnej kieszeni spodni zdjęcie, na którym szeroko uśmiechali się do obiektywu podczas wspólnego pikniku.
W chwili, gdy była pewna, że pokonała ból, który zaatakował ją znienacka, ścisnęła w dłoni kilka fotografii i rozpłakała się jak małe dziecko. Mogła być twarda, ale tego było dla niej za wiele.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top