✥ Rozdział 08.
– Tak, tato. Przysięgam, że nic nam nie jest i będziemy na siebie uważać. Wiesz, że w telewizji lubią wszystko koloryzować. Jak złapią tego mordercę to pewnie wszystko ucichnie.
Dohyun odsunął się od drzwi, zza których usłyszał głos Jandi. Z dobrą godzinę rozmawiała z ojcem, a on co jakiś czas przychodził do dużego pokoju z nadzieją, że w końcu będzie mógł z nią porozmawiać. Joon z samego rana wyszedł i chyba nawet Jandi nie miała pojęcia dokąd się udał. Znów była przygnębiona. Za wszelką cenę starała się go ignorować, by nie mógł dostrzec łez w jej ciemnych oczach, ale na to było już za późno. Znał tę dziewczynę tak krótko, a na jej twarzy częściej dostrzegał smutek, jak radość. Najczęściej to Joon sprawiał jej przykrość, jednak ten zdawał się nie zdawać sobie z tego sprawy. A jeśli jednak o tym wiedział to jakoś mało go to obchodziło.
– Gdybym tylko mógł iść do jakiejś kwiaciarni... – pomyślał na głos, przygryzając skórkę kciuka u prawej ręki.
– Po co ci kwiaty? – Wzdrygnął się, słysząc za plecami głos Jandi.
Odwrócił się w jej stronę z delikatnym uśmiechem. Nie mógł uwierzyć, że poczuł się taki zmieszany na myśl, że dziewczyna usłyszała jego słowa. Był dorosłym mężczyzną i dawanie kwiatów kobiecie nie powinno być niczym wstydliwym.
Wypiął dumnie pierś i przekonując się w myślach o swojej wspaniałomyślności, odpowiedział:
– Chciałem poprawić ci humor, a wydaje mi się, że kwiaty byłyby idealne. Może i mam problemy z pamięcią, ale niektóre rzeczy chyba są zbyt oczywiste, by o nich zapomnieć.
Jandi skrzyżowała ręce na piersi i przybrała obojętny wyraz twarzy, uważnie obserwując, jak policzki Dohyuna nabierają uroczych rumieńców. Gdy mężczyzna spuścił wzrok, mimowolnie się uśmiechnęła i podeszła bliżej, klepiąc go po ramieniu.
– Nic mi nie jest. A twoje towarzystwo z jakiegoś powodu podnosi mnie na duchu. Nie lubię być sama w domu, a Joon znów gdzieś wyszedł bez słowa. Znasz może jakiś sposób, dzięki któremu nie będę się o niego zamartwiać?
Dohyun zmrużył oczy i zaczął zastanawiać się nad jej pytaniem. Niespodziewanie w głowie pojawiły mu się urywki wspomnień. Znajdował się w czerwonym, niewielkim pomieszczeniu. Stał przed ogromnym telewizorem, który wyświetlał tekst piosenki. Trzymał w ręce mikrofon i śpiewał, a w tle, prócz melodii, słyszał czyjś śmiech. Kobiecy, piękny śmiech...
– Karaoke! – wypalił szybko, jakby bał się, że za moment wspomnienie zniknie z jego pamięci. W chwili, gdy spojrzał na ładną twarz Jandi, całkowicie zapomniał o kobiecym śmiechu, który nie bez powodu zawitał we wspomnieniach. Choć nie miał pojęcia, jakim był człowiekiem i wielu rzeczy nie pamiętał to niczego bardziej nie pragnął, jak stworzenia nowych, być może szczęśliwszych wspomnień. Może życie chciało, by Jandi ocaliła go ze szponów śmierci? Chciał się jej odwdzięczyć, dlatego zamierzał stać się dla niej promykiem, który rozświetli każdy przykry dzień. Nigdy nie będzie Joonem, za którym wodziła wzrokiem. Nigdy nie będzie umyślnie sprawiał jej przykrości. Stanie się Dohyunem – ostoją, na której będzie mogła się wesprzeć w trudnych chwilach.
Nagła myśl, że to kiedyś się skończy sprawiła mu wielki smutek. W końcu pewnego dnia odnajdzie swoją rodzinę i znajomych... Odnajdzie utracone życie i będzie musiał się rozstać z Jandi. Tylko co w chwili, gdy za bardzo do niej przywyknie? Co, jeśli wcale nie będzie chciał odejść?
– Karaoke? – spytała niedowierzająco, wpatrując się w Dohyuna wielkimi oczami. – Ciekawa jestem ile masz lat.
– Uważasz, że jestem za stary na karaoke? – oburzył się, marszcząc gniewnie brwi. – Wydaje mi się, że wyglądam bardzo dobrze. Nawet ciało mam umięśnione, więc dlaczego miałbym nie chodzić na karaoke, skoro to świetna zabawa? Przynajmniej tak mi się wydaje. – Wzruszył ramionami, wracając myślami do wspomnień.
– Przypomniałeś sobie coś z poprzedniego życia? – zagadnęła, szczerze zainteresowana jego słowami.
– Tylko krótkie wspomnienie w miejscu, gdzie śpiewałem do mikrofonu. Nic szczególnego.
– Nie zniechęcaj się. – Poklepała go pocieszająco po ramieniu. – Jestem pewna, że jeszcze trochę i wszystko sobie przypomnisz.
Uśmiechnął się i niepewnie wskazał na wejście do dużego pokoju.
– To jak z tym karaoke? Macie odpowiedni zestaw?
– Jasne. Joon kiedyś uwielbiał z niego korzystać, ale ostatnio mało czasu spędza na zabawie. – Usta Jandi wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia. Gdy zdała sobie sprawę, że znów wspomniała o przyjacielu, pokręciła energicznie głową i udała, że dzięki temu wyrzuciła go z głowy. Czasem przyłapywała siebie na bezustannym myśleniu o Joonie i wiedziała, że nie było to zdrowe. Ciągłe zamartwianie się o niego i głowienie się nad tym gdzie był, co i z kim robił sprawiało, że traciła całą radość z życia. Dobrowolnie skazała siebie na obecność Joona i zamknęła się na innych ludzi, podczas gdy on był duszą towarzystwa. Bardzo różnili się pod tym kątem, ale ona nie zamierzała go zmieniać. Nie chciała stawiać Joonowi żadnego ultimatum. To, że ona chciała spędzać z nim każdą chwilę wcale nie oznaczało, iż on również tego pragnął. A nie było niczego gorszego od stworzenia więzienia dla chłopaka do którego coś się czuło. – Cóż... przynajmniej na zabawie ze mną. Ale nie ma o czym rozmawiać. Chodźmy się trochę rozerwać.
Joon zrzucił z głowy czarny kaptur, nie chcąc za bardzo rzucać się w oczy. Stał obecnie pod ogromnym budynkiem Nations Group, gdzie zebrał się tłum ludzi, którzy wykrzykiwali różne hasła dotyczące mutantów. „Ocalcie nas przed tymi potworami!", „Zabierzcie wszystkich nadludzi i trzymajcie nad nimi pieczę!", „Nie pozwólcie już nikomu więcej umrzeć" - to jedne z licznych słów, jakie zdołał usłyszeć. Sam również wykrzyczał kilka haseł, by nikt nie posądził go o bycie mutantem. Wchodził w umysł każdego napotkanego człowieka. Widział w nich strach, ból po stracie bliskiej osoby, nienawiść, jak i niepewność. Niektórzy byli tu, choć nie do końca popierali pomysł ze wrzuceniem wszystkich mutantów do jednego worka.
Nagle wszyscy zapomnieli o reklamach Nations Group, które zapewniały, że mutanci są wspaniałymi bohaterami. Właśnie teraz Joon zrozumiał, że ludzkości tak naprawdę nie obchodziło to, co działo się z mutantami za ścianami tej placówki. Dopiero teraz zapragnęli zamknięcia w niej każdego, kto wyróżniał się zdolnościami, choć rzekomo wiązało się to ze zrobieniem z potencjalnego mordercy bohatera. Jaki to miało sens? Czy oni wszyscy postradali rozum?
– Chłopcze, uważaj na siebie – Usłyszał troskliwy głos niziutkiej staruszki, która położyła pomarszczoną dłoń na jego nadgarstku. Spojrzał na nią nieufnie i ledwie powstrzymał się od odepchnięcia jej na bezpieczną odległość. Wiedział jednak, że od razu zwróci tym na siebie uwagę pozostałych, dlatego udawał miłego. – Jesteś tak młody, jak moja wnuczka. Była wczoraj w tym przeklętym klubie... Zginęła z rąk tego potwora. Miała całe życie przed sobą! Moja biedna Aika...
Joon przytrzymał kobietę, która zaniosła się szlochem i omal nie upadła na ziemię. Przed oczami mimowolnie pojawiła mu się uśmiechnięta twarz ślicznej dziewczyny, z którą flirtował wczorajszego wieczoru. Również miała na imię Aika, więc bardzo możliwe, że kobieta mówiła o tej samej osobie. Jego serce mimowolnie ścisnęło się z bólu, gdy ujrzał, jak wiele cierpienia jest w tej kruchej kobiecinie. Sam nie był pewien, czy zdołałby się pogodzić ze śmiercią kogoś bliskiego, dlatego mógł sobie jedynie wyobrazić, co staruszka czuła w obecnej sytuacji.
– Mam nadzieję, że sprawca zostanie złapany i surowo ukarany. Jest mi bardzo przykro z powodu pani straty, naprawdę.
Staruszka spojrzała na niego spod siwych brwi i otarła łzy z pomarszczonych policzków.
– Wy, dzieciaki jesteście takie grzeczne i miłe. Nie zasługujecie na życie w niebezpieczeństwie. – Ścisnęła dłoń chłopaka. – Każdy, kto popełnił przestępstwo powinien zostać ukarany. Nie oznacza to jednak, że wszyscy mutanci są źli. Tak samo, jak nie każdy człowiek rodzi się przestępcą.
– Oczywiście. Zgadzam się z panią.
– Ale ludzie tego nie rozumieją. Teraz każdy mutant będzie traktowany jak morderca. Tak bardzo szkoda mi tych wszystkich dzieciaków, które zostały złapane... Tak nie powinno być. To nie o to w tym wszystkim chodzi. Chodzi o złapanie przestępcy, a nie o karanie niewinnych.
Niespodziewanie na wielkim ekranie, który znajdował się na środku ogromnego wieżowca została pokazana twarz starszego mężczyzny o siwych włosach, drugim podbródku i krzaczastych brwiach. Odkaszlnął, nim wypowiedział jakiekolwiek słowo.
– Dzień dobry. Nazywam się Nam Kiseok, jestem założycielem Nations Group. W związku z ostatnimi wydarzeniami pragnę zapewnić wszystkich tu zebranych i tych, którzy są przed telewizorami, że ataku na ludzi nie pozostawimy bez odzewu. Oczywiście nie możemy z góry zakładać, że każdy mutant jest zły – w naszej placówce znajdują się bowiem wspaniali żołnierze o nadnaturalnych zdolnościach – Joon zacisnął dłonie, z nienawiścią patrząc na twarz mężczyzny. Miał ochotę krzyczeć, że to jedno wielkie kłamstwo, ale zdołał ugryźć się w język. – Zamierzamy jednak wyłowić spośród ludzi mutantów i sprowadzić ich do naszej placówki w celu wyeliminowania ewentualnego zagrożenia. Posiadamy nowoczesną technologię, która pozwoli nam odróżnić złych nadludzi od dobrych, dzięki czemu będziecie mogli czuć się bezpiecznie. Nie wszystkich jednak jesteśmy w stanie rozpoznać, dlatego będziemy wdzięczni za każdą pomoc i wskazanie mutanta. Wspólnymi siłami sprawimy, że Korea Południowa stanie się bezpiecznym krajem dla nas i dla naszych dzieci. Dziękuję za uwagę. Miejcie wszyscy oczy szeroko otwarte i nie pozwólcie, by błagania innych oddaliły nas od określonego celu. Do usłyszenia już wkrótce.
Joon zostawił staruszkę w ramionach stojącego nieopodal mężczyzny i zaczął przeciskać się przez zebrany tłum, by wyjść na główną ulicę.
Nations Group nie będzie segregowało mutantów na tych „złych" i „dobrych". Pojmie wszystkich i wrzuci do jednego worka, robiąc z nimi Bóg wie co. Wszyscy znikną i słuch po nich zaginie. Tak, jak stało się z Jisoo – starszą siostrą Jandi.
– Chodź do mnie, chodź do mnie, chodź do mnie, chodź do mnie... – śpiewał Kang Dohyun, zabawnie kręcąc biodrami do jednej z piosenek T-ARA: „Sugar free". Była to kolejna piosenka girlsbandu, którą poznał zaraz po pierwszej melodii, gdy Jandi ją włączyła. Dziewczyna śmiała się do łez, nie potrafiąc uwierzyć, że taki mężczyzna, jak Dohyun uwielbiał damskie zespoły. – Nie rozglądaj się, chodź do mnie – Wyciągnął dłoń do dziewczyny i uśmiechnął się uwodzicielsko, dzięki czemu ostatecznie dała się skusić na odrobinę szaleństwa i zaczęła nieśmiało kiwać się w rytm energicznej piosenki, którą wręcz uwielbiała. – Pozbawiony słodyczy, pozbawiony słodyczy...
Tańczyli, wygłupiali się i śmiali bardzo głośno, nie zważając na nic dookoła. Nie obchodziło ich to, że sąsiedzi usłyszą ich okropne głosy ani to, że ktoś pomyśli, iż Jandi sprowadziła do mieszkania jakiegoś faceta. Cieszyli się chwilą i wspólnym towarzystwem, choć w powietrzu wisiało wiele nierozwiązanych spraw i pytań bez odpowiedzi. W obecnej chwili nie zamierzali jednak głowić się nad istotnymi rzeczami. Kang Dohyun był po prostu Kand Dohyunem, którego niedawno poznała i bardzo polubiła. Nie obchodziło jej to, jaki miał związek z Nations Group, choć ten fakt mógł pogrążyć zarówno ją, jak i Joona. Przez chwilę pragnęła być zwyczajną, beztroską dziewczyną, która szczerze się śmieje i nie musi udawać kogoś, kim nie jest.
Kiedyś przy Joonie również czuła się bardzo szczęśliwa. Niestety z upływem czasu zrozumiała, że ona wciąż stoi w miejscu: zamknięta w klatce z przeszłością, podczas gdy on idzie dalej. Nie odwracał się za siebie, choćby nie wiadomo co. Szybko zapominał o tym, co przykre albo chociażby starał się tego nie rozpamiętywać. Ona niestety była inna. Często rozdrapywała stare rany, przez co nie potrafiła pogodzić się z przeszłością.
Pozwoliła, by Dohyun złapał ją za rękę i zaczął okręcać wokół osi.
Jej śmiech był cudowną melodią. Dohyun przyłapał się na myśli, że pragnął go słyszeć przez resztę swojego życia: nieważne ile miałoby ono trwać. Widok uśmiechniętej Jandi sprawił, że jego serce biło szybciej, a strach przed nieznanym zniknął w niepamięć. Schował się w kącie i pozwolił, by to serce wybrało dla siebie odpowiednią drogę, nie zważając przy tym na rozum, który uparcie powtarzał, że to nie mogło się udać. W końcu bez wątpienia był trochę od niej starszy. No i między nimi stał Joon, do którego Jandi bez wątpienia coś czuła.
I jeszcze ten kobiecy śmiech, który przejawiał się w jego wspomnieniach...
– Nie jesteście zbyt blisko siebie?! – krzyk Joona przedarł się przez głośną muzykę i od razu popsuł świetny nastrój panujący dotychczas w pokoju.
Dohyun nie zamierzał puścić dłoni Jandi, jednak nie chciał też na siłę jej trzymać. Po prostu westchnął, gdy dziewczyna odsunęła się do niego wyraźnie zmieszana i spuściła głowę, jakby zrobiła coś złego. A przecież nie zrobiła! Po prostu świetnie się bawiła.
– Dlaczego jesteś zazdrosny skoro bez słowa wyszedłeś z mieszkania? Jandi nie może się dobrze czuć w towarzystwie innego mężczyzny? – warknął Dohyun, mierząc blondyna surowym spojrzeniem. Nie sposób wyrazić, jak ten chłopak działał mu na nerwy!
Joon prychnął pod nosem.
– Jeżeli jest to ktoś z tożsamością to może sobie z nim robić co tylko chce. Zabawa z człowiekiem widmo, którego chce się ktoś pozbyć nie jest rozsądne, a ja chronię tych, na których mi zależy.
– Skoro tak bardzo ci na niej zależy to dlaczego sprawiasz, że wiecznie chodzi przez ciebie smutna i ciągle zamartwia się o to, czy nic ci się nie stało?
– Coś ty powiedział!?
– Przestańcie! – Jandi podbiegła do Joona i położyła dłonie na jego klatce piersiowej, nie chcąc dopuścić do rękoczynów. Nie rozumiała wrogiego nastawienia Joona i nienawidziła faktu, że atmosfera znów się popsuła. Ceniła przyjaciela, ale w obecnej chwili nie potrafiła przestać myśleć o tym, że bez niego było o wiele weselej. – Dlaczego musisz wszystko psuć? Naprawdę dobrze się bawiłam...
– Dobrze się bawiłaś? Z nim!? – Blondyn z niedowierzaniem wskazał na mężczyznę, który ani przez moment nie spuścił z niego wzroku. – Nawet nie wiesz kim jest!
– Dla mnie jest Dohyunem, z którym dobrze się dogaduję. Nic innego mnie nie obchodzi – odpowiedziała twardo, choć pod surowym wzrokiem Joona miękły jej nogi. Nie chciała sprawiać mu przykrości, jednak nie mogła pozwolić na to, by traktował Dohyuna w zły sposób. – To nie jego wina, że stracił pamięć. Zamiast robić mi wyrzuty i denerwować się o nic, mógłbyś pomóc mi w odnalezieniu jego tożsamości...
– Nie jestem mu nic winien, Jandi! Ale jednego jestem pewien: nie bez powodu ktoś próbuje go zabić!
– Powód o którym mówisz nie musi oznaczać, że Dohyun jest złym człowiekiem. Czasem ktoś próbuje zrobić coś dobrego i dlatego zostaje narażony na niebezpieczeństwo. Nie znasz prawdy, więc przestań oceniać, Joon. To niesprawiedliwe.
Dohyun mimowolnie uśmiechnął się, słysząc słowa dziewczyny. Fakt, że w niego wierzyła, choć on sam nie miał pewności, że był dobrym człowiekiem, napawała go ogromną nadzieją. Być może za próbą jego morderstwa stało coś innego niż fakt, iż wyrządził komuś krzywdę? Może rzeczywiście naraził się komuś przez to, że chciał ujawnić jakąś wielką niesprawiedliwość albo coś w tym stylu?
Joon westchnął, rezygnując z dalszej sprzeczki. Widział, w jaki sposób Dohyun patrzył na Jandi, dlatego specjalnie przysunął do siebie dziewczynę i przytulił ją, wyzywająco patrząc w jego stronę.
– Nie chcę się z tobą kłócić. Ostatnio jestem nerwowy przez to, co miało miejsce w klubie. Przepraszam.
Jandi odwzajemniła uścisk i przymknęła powieki, chcąc odrzucić niechciane łzy, które zdążyły już napłynąć do jej oczu. Nieważne, jakim dupkiem potrafił być Joon. Wystarczyło, że ją przeprosił, a ona już zapominała o wszystkim, co było złe. Taka już po prostu była: ślepo zapatrzona w chłopaka, którego nie chciała stracić. Pamiętała bowiem Geum Joona, który ubiegał o jej względy i sprawiał, że czuła się wyjątkowa. To wspomnienie na zawsze pozostanie w jej sercu. Miała bowiem nadzieję, iż ten czas jeszcze wróci.
Wierzyła, że znów będzie jedyną kobietą, którą Joon pragnął szczerze pokochać.
Dohyun bez słowa minął parę i ruszył w stronę łazienki. Czuł się niekomfortowo, patrząc na nich z takiego bliska, dlatego zdecydował się ulotnić. Nie pozostało mu nic innego, jak mieć nadzieję, że Jandi w końcu przejrzy na oczy i zrozumie, że zasługiwała na kogoś, kto będzie patrzył tylko na nią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top