✥ Rozdział 03.
Zatrzymali się przy starej kamienicy, która znajdowała się tuż przy ulicy. Dohyun od razu pomyślał, że w takim miejscu trudno o spokojny sen, nie wspominając już o drzemce w ciągu dnia. Przejeżdżające samochody bez wątpienia robiły dużo hałasu.
Nie miał pojęcia, dlaczego myśli powędrowały w tym kierunku. Być może należał do typu osób, które ceniły sobie ciszę i spokój? A może wręcz przeciwnie?
- Chodź. Lepiej, żebyś za bardzo nie rzucał się w oczy - ponaglił Joon, przytrzymując drzwi do klatki schodowej. Jandi już dawno zniknęła z pola widzenia, co oznaczało, iż była już w ich mieszkaniu.
Dohyun posłał chłopakowi wymuszony uśmiech i niepewnie wszedł do środka. Poczuł przyjemny chłód i zapach smacznego obiadu, który ulatniał się z którychś drzwi. W brzuchu momentalnie mu zaburczało, przez co spuścił zawstydzony głowę. Nie wiedział, dlaczego tak interesuje go zdanie jakiegoś dzieciaka, jednak jakoś nie zamierzał zaprzątać sobie tym głowy. Wciąż przed oczami miał łzy Jandi, dlatego zamierzał robić wszystko, byleby nie być powodem jej smutku.
Zaczekał przy schodach na blondyna i puścił go pierwszego, by ruszyć za nim. Po chwili znaleźli się na pierwszym piętrze. Joon otworzył ciemnobrązowe drzwi z numerkiem 6. Nie było na nich tabliczki z nazwiskiem.
Zdjął buty i rozejrzał się po malutkim przedpokoju z ceglaną tapetą. Prócz dużego lustra po prawej stronie, szafeczki na obuwie oraz położonych kilku par butów po lewej, nie było tu niczego. Wystarczyło zrobić kilka - może z siedem - kroków, by znaleźć się w kuchni lub skręcić w wąski korytarz przed kuchnią i udać się do łazienki z ładnymi drzwiami, na których ponaklejane zostały czarne motyle. Idąc wzdłuż tym samym korytarzem, na samym jego końcu znajdował się duży pokój, do którego Dohyun został zaprowadzony.
Posłusznie usiadł na szarej kanapie i rozejrzał się po ciemnofioletowych ścianach. Żadnych obrazów, zdjęć, kwiatów. Jedynie wielka garderoba zajmowała ścianę po lewej stronie. Naprzeciwko kanapy umiejscowionej pod oknem stał plazmowy telewizor i PlayStation z dwoma padami. Na jasnych panelach obok półeczki, na której stał telewizor leżało kilka gier i miska z chipsami. Prócz tego, obok garderoby położono dwa materace. Dlaczego dwa, skoro łóżko było wolne? Nie miał pojęcia. Może tak na wszelki wypadek...
Miejsce, w którym się znalazł wydało mu się przeraźliwie małe, wręcz klaustrofobiczne.
- Pewnie nie jesteś kimś, kto żył w tak skromnych warunkach. - Głos Joona wyrwał go z rozmyślań.
Dohyun posłał chłopakowi pytające spojrzenie, na co ten głośno się roześmiał.
- Wystarczy spojrzeć na twoje buty i spodnie, by to zrozumieć. Bez wątpienia są to ciuchy, które kosztują kupę kasy.
- Skoro mam mnóstwo pieniędzy to dlaczego ktoś próbował mnie zabić?
- Bez wątpienia masz przez to mnóstwo wrogów. Kto wie, czy nie należysz do jakiegoś gangu i nie zarabiasz brudnych pieniędzy. Wtedy fakt, że omal nie zostałeś zamordowany nie byłby niczym dziwnym. - Joon wygodnie rozsiadł się na fotelu i chwycił pilot leżący na niskim stole o szarej barwie. Przełączył na kanał z wiadomościami i uważnie słuchał słów jakiejś dziennikarki o okrągłej jak jajo głowie.
Dohyun szybko stracił nią zainteresowanie. Nasłuchiwał dźwięków dobiegających z kuchni i wyczekiwał przyjścia Jandi. Był ciekaw, czy ona również uważała go za dzianego gościa. W końcu miała okazję zobaczyć jego marynarkę. Wyrzuciła ją nawet przez okno.
Marynarka.
- Cholera! - Zaklął nagle tak głośno, że Joon podskoczył na siedzeniu.
- Zwariowałeś?!
- W marynarce miałem kartę i wszystkie dokumenty.
- Widzę, że pamięć powoli ci wraca. Świetnie. Jeszcze kilka godzin i będziesz mógł wrócić tam skąd przybyłeś.
Dohyun zignorował zaczepkę i zerwał się z kanapy, by wyjść na wąski korytarz, minąć łazienkę i wejść do kuchni. Ładne zielone tapety z białymi filiżankami zdobiły ściany, przy których stała zabudowana niewielka kuchnia, lodówka i gazówka. Pośrodku niewielkiego pomieszczenia stał okrągły stół nakryty obecnie kanapkami na białym talerzyku i trzema kubkami.
Jandi spojrzała na niego spod wachlarza gęstych rzęs i zmarszczyła pytająco brwi, biorąc do dłoni dzbanek z parującą cieczą.
- W marynarce miałem wszystkie dokumenty i kartę do bankomatu - powtórzył to samo co Joonowi i nachylił się nad stołem, kładąc na nim dłonie.
- Mogłeś o tym myśleć zanim wyrzuciliśmy ją z pociągu. Teraz już po ptakach.
Dohyun opadł na drewnianym krzesełku z oparciem i schował twarz w dłoniach, ledwie powstrzymując się od płaczu. Gdyby tylko miał dowód! Chrzanić kartę do bankomatu i wszystkie inne dokumenty! Po dowodzie osobistym dowiedziałby się, gdzie mieszkał. Dzięki temu mógłby wrócić do domu i odzyskać swoją przeszłość.
Chociaż, czy było do czego wracać skoro omal nie został zamordowany?
- Myślisz, że byłem człowiekiem z wypchanym portfelem? - spytał i spojrzał na Jandi znudzonym wzrokiem.
Dziewczyna zawołała przyjaciela na kolację i zajęła miejsce naprzeciwko młodego mężczyzny, uważnie ilustrując jego twarz.
- Myślę, że tak. Na moje oko możesz mieć trzydzieści lat. Może trzydzieści dwa... - Zastanowiła się, robiąc palcem wskazującym niewielkie niewidoczne kółeczka.
- Wyglądam na gangstera? - Zadał kolejne pytanie, a Jandi jeszcze uważniej przyjrzała się jego twarzy. Niecierpliwie wyczekiwał odpowiedzi, gdy usłyszał szuranie krzesłem i prychnięcie po swojej prawej stronie. To znowu ten blondas, pomyślał poirytowany, jednak od razu skupił uwagę na Jandi. Czarne, proste włosy opadały na jej wąskie ramiona, a malutkie, skośne oczy mrużyły się w uroczy sposób. Miała zadarty, mały nos i śliczną, owalną twarz. Wyglądała raczej na nieśmiałą osobę, która nie docenia swoich atutów.
- Zdecydowanie jesteś zbyt miłym gościem, by być gangsterem - odpowiedziała w końcu, a Dohyun odetchnął z ulgą.
- Skąd możesz to wiedzieć, skoro go nie znasz? - spytał z oburzeniem Joon i sięgnął po kanapkę z sałatą, szynką i ogórkiem.
- Nie każdy kto ma kasę musi mieć porachunki z mafią - odpowiedziała znudzona.
- Nie każdy kto ma miłą twarz musi być złotym człowiekiem.
Przewróciła oczami i upiła łyk zielonej herbaty. Joon potrafił być upierdliwy, gdy coś mu nie odpowiadało, dlatego spodziewała się, że będzie robił jej pod górkę. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz by zrozumiała, iż nie chciał Dohyuna w ich domu. Niestety nie zamierzała tym razem pójść na żaden kompromis. Ten człowiek potrzebował pomocy.
Ten człowiek miał coś wspólnego z Nations Group.
- Oczywiście zamierzacie zgłosić całe to zajście policji? - Joon spojrzał na przyjaciółkę spod zmarszczonych brwi. - Nie będziemy tutaj trzymać faceta z zanikami pamięci, którego ktoś chce sprzątnąć, prawda?
- Joon! - Jandi uderzyła pięścią w stół z taką siłą, że wrząca herbata wylała się na skórę. Dziewczyna syknęła z bólu i czym prędzej podeszła do kranu, by zamoczyć dłoń pod chłodną wodą. Widziała, że Dohyun zbiera się do tego, by do niej podejść, dlatego posłała mu uspokajające spojrzenie. Dziwnie czuła się na myśl, że Kang tak bardzo się o nią martwił. Nawet jeśli uratowała mu życie to fakt, iż dużo starszy od niej mężczyzna mógł chcieć się o nią zatroszczyć był strasznie niezręczny.
- No co, Jandi? - Joon przeczesał gęstą grzywkę palcami i posłał Dohyunowi zirytowane spojrzenie. - Przecież nie możemy mieszkać z kimś kogo kompletnie nie znamy. Skąd możesz mieć pewność, że nas nie okradnie lub nie zabije?
- Bez urazy, ale nie ma tu za bardzo czego ukraść... - wtrącił niepewnie Dohyun. Widząc rozbawione spojrzenie Jandi, dodał pospiesznie: - Jeśli okaże się, że naprawdę mam dużo pieniędzy to obiecuję, że wam to wszystko wynagrodzę! Musimy się dowiedzieć kim jestem i co robię na co dzień. Wtedy będziecie mieć pewność, że otrzymacie pieniądze za okazaną mi pomoc.
- I co zrobimy, jak już się tego dowiemy? Odeślemy cię do domu? - prychnął blondyn, przeżuwając między słowami kanapkę. - Człowieku, ktoś chciał cię zabić. W biały dzień! W pociągu, gdzie akurat musiała być Jandi! Naprawdę myślisz, że kasa wszystko załatwi? Będąc tutaj narażasz zarówno mnie, jak i ją.
- Pół miliona dolarów! Dam wam pół miliona!
Jandi opadła z powrotem na krzesło, a Joon omal nie udławił się kolejnym kęsem.
- Skąd weźmiesz tyle kasy? Nawet nie wiesz, czy cię na to stać - zauważył Geum. Na jego ustach widniał delikatny uśmiech. Pół miliona... Za taką kasę mógłby zabrać Jandi do każdego miejsca na ziemi. Mogliby kupić jakieś większe mieszkanie i urządzić je od podstaw... Jandi już nigdy więcej nie musiałaby pracować jako dostawca kurczaków, a on rzuciłby pracę zastępczego kierowcy. Żadnego użerania się z pijanymi facetami, którzy skąpili na napiwki. Koniec z martwieniem się o pieniądze. Koniec z wynajmowaniem malutkiego mieszkania za wygórowaną cenę. Koniec...
- Nie chcemy żadnych pieniędzy. Najważniejsze byś odzyskał pamięć i nie musiał bać się o swoje życie. Coś wymyślimy.
Joon z niedowierzaniem spojrzał na brunetkę i kopnął ją pod stołem w nogę. Choć miał ochotę krzyczeć: „Jak to nie potrzebujemy pieniędzy? Spójrz, jak żyjemy!", ugryzł się w język. Na rozmowę jeszcze przyjdzie czas. Niech tylko Dohyun zniknie im z oczu, już on sobie z nią wtedy porozmawia!
- Jedz, proszę.
Dohyun przytaknął i niepewnie sięgnął po kanapkę. Nie przeszkadzało mu, że Jandi i jej przyjaciel nie zwracali się do niego formalnie, choć był od nich starszy. Nie sądził, by miało to w obecnej sytuacji jakiekolwiek znaczenie. Tym bardziej, że sam nie wiedział, kim tak naprawdę był.
Gangsterem, czy miłym gościem?
Jandi ostatni raz spojrzała na śpiącego Dohyuna i cicho zamknęła drzwi, by przypadkiem go nie obudzić.
Miała nadzieję, że Joon zmęczy się czekaniem, jednak jak zwykle go nie doceniła. Blondyn czekał na nią w kuchni. Miał opartą brodę na dłoni i, gdy tylko przekroczyła próg, posłał jej pełne wyrzutów spojrzenie. Wiedziała, o co miał do niej żal. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jednak nic nie mogła poradzić na to, że nie potrafiła przyjmować pieniędzy od ludzi za okazaną im pomoc. Czy każde życie miało jakąś cenę? Naprawdę świat polegał jedynie na pieniądzach?
- Pół miliona, Jandi.
- Wiem.
- Czy ty wiesz ile to pieniędzy? Wiesz, jak bardzo nasze życie by się dzięki temu zmieniło? Wystarczyłoby pójść do kantoru i wymienić je na odpowiednią walutę.
Jandi usiadła na krześle i przetarła zmęczone oczy. Myślami wróciła do Dohyuna; młodego mężczyzny, który spotkał się twarzą w twarz ze śmiercią. Przerażony, samotny i całkowicie opuszczony. Ścigany przez ludzi z Nations Group, które miało jakiś cel w pozbyciu się go z tego świata. Co takiego im zrobił? Nie dowie się tego, dopóki Dohyun nie odzyska pamięci.
- Moi rodzice również proponowali mi dużo pieniędzy. Nie przyjęliśmy ich, pamiętasz? Chcieliśmy sami do czegoś dojść...
- Uratowałaś mu tyłek! - Joon zacisnął gniewnie pięści. - Przyprowadzając go tutaj narażasz nas na niebezpieczeństwo i nawet nie chcesz za to pieniędzy? Pójdźmy na policję, zgłośmy całe zdarzenie, weźmy kasę i wyjedźmy stąd! Zacznijmy od nowa, Jandi. Słyszałem o mieście, w którym żyją ludzie tacy jak my. Nie musielibyśmy dłużej ukrywać się przed światem.
Wiedziała, że nie było sensu wspominać powiązanie Dohyuna i Nations Group. To tylko bardziej rozzłościłoby Joona i sprawiło, że raz dwa wyrzuciłby mężczyznę z domu. Nie mogła na to pozwolić.
- Nie wiemy, czy Dohyun posiada tyle pieniędzy. Poza tym, czy to one są w tej chwili ważne? Ten człowiek prawie umarł, Joon. Jakby tego było mało: nic nie pamięta. Jest sam jak palec z pustką w głowie i nie ma pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Potrafisz sobie wyobrazić, co on w tej chwili czuje? Jak bardzo przerażony musi być?
- To nie jest nasza sprawa. Powinien zgłosić się na policję.
- Zrobi to. Dajmy mu po prostu trochę czasu. Może wszystko sobie przypomni.
Dohyun przymknął drzwi pokoju i bezszelestnie wkradł się pod kołdrę, gdzie jeszcze chwilę temu udawał, że śpi. Był ciekaw, czy Jandi będzie upierać się przy swoim, gdy jego nie będzie w pobliżu. Nie wierzył, by ktoś dobrowolnie zrezygnował z tak ogromnej gotówki. Przez myśl mu nawet przeszło, iż ta dziewczyna była obłudna, tymczasem okazało się, że naprawdę niczego nie oczekiwała w zamian za okazaną pomoc. Zamiast tego starała się znaleźć dla niego jak najlepsze rozwiązanie.
Czy mógł trafić na kogoś o szczerszych intencjach?
- Przepraszam, że narażam cię na niebezpieczeństwo, Jandi. Naprawdę szczerze cię za to przepraszam...
Zawaliłam, wiem! I bardzo Was przepraszam za niedotrzymanie terminu notki, jednak słowo honoru, że nie miałam kiedy go poprawić, a byle czego Wam w ręce nie oddam. Mam wielką nadzieję, że mi wybaczycie :).
Kolejny rozdział: 5 lutego.
Zmieniam termin dodawania na co dwa tygodnie w niedzielę, ponieważ w te dni mam najwięcej czasu. Obiecuję, że tym razem Was nie zawiodę :).
Buziaczki <3.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top