Chapter Twenty-Two.
- Zayn?! Avril?!
Gwałtownie odsunęłam się od Zayna, gdy tylko usłyszałam głos Jamesa, dochodzący gdzieś z oddali. Nie mógł nas zobaczyć w takiej intymnej sytuacji, bo wtedy byłabym skończona w jego oczach. W oczach wszystkich. Pocałunki bruneta były cudowne, ale jakoś musiałam się w końcu przed nimi obronić. Nie mogłam ciągle się z nim całować, ani obmacywać, bo byłam pewna, że to skończy się źle.
Starałam się wbić to do swojej pustej głowy, ale chyba nic do niej nie docierało. Nawet jak sobie coś postanowiłam, to przy młodym Maliku, zapominałam o tym wszystkim. Działał na mnie w taki sposób, że nie mogłam sobie poradzić. Najlepiej by było, gdybym trzymała się od niego z daleka, co oczywiście w obecnej sytuacji, nie było możliwe. Aby się od niego oddalić, musiałam się wyprowadzić z jego domu.
- Chodźmy. - szepnęłam i odsunęłam się jak najdalej od niego. Włączyłam latarkę i chciałam iść dalej, ale brunet chwycił mój nadgarstek i przyciągnął mnie lekko do siebie, aż wpadłam na jego umięśniony tors. - Zayn...
- Obiecaj mi.
- Co mam ci obiecać?
- Nie pozwolisz Ruiemu się do siebie zbliżyć.
Westchnęłam cicho, słysząc jego słowa. Widziałam to błaganie na jego twarzy i to jeszcze bardziej raniło moje serce. Nie miałam pojęcia jak się zachować... Przecież nie mogłam się odciąć od mężczyzn, bo on miał taki kaprys. Teraz go pociągam, ale za chwilę mu to przejdzie.
- Nawet jeśli nie on, to będzie inny facet. Nie możesz tego zatrzymać Zen. Taka jest kolej rzeczy.
Nie chciałam już dłużej z nim rozmawiać, więc wysunęłam się z jego objęć i jak najszybciej ruszyłam w drogę powrotną. Na szczęście James był blisko, więc spokojnie wróciłam z nim do naszego obozu. Cały czas czułam za sobą obecność Zayna, jednak nie odezwał się on ani słowem.
~~*~~
- Avril. - przekręciłam lekko głowę, patrząc na Zayna, który podszedł do mnie. Było już późno, a ja akurat rozmawiałam z Rui koło mojego domku. Był to nasz ostatni dzień, więc opiekunowie dali wszystkim wolną rękę. Udawali, że nie widzą butelek z piwem, co młodzieży oczywiście odpowiadało.
- Hm? - przyjrzałam mu się uważnie. Był lekko wstawiony, co od razu można było zauważyć w jego oczach, jednak nie był pijany.
- Możemy pogadać? - w jego głosie słyszałam nutkę niepewności, co trochę mnie zdziwiło. Zazwyczaj był cholernie pewny siebie, więc czemu ostatnimi czasy tak się zachowuje? Od rozmowy w lesie starał się mnie unikać i to jak najbardziej mi odpowiadało, bo nie robiłam nic głupiego, ale... Czego chce teraz?
- Wybacz Rui, zaraz wracam. - westchnęłam i nawet bez patrzenia na bruneta, odeszłam kawałek w stronę lasu. - Więc?
- Chodźmy dalej. - nie zatrzymał się, tylko szedł przed siebie, w jakimś nieznanym mi kierunku. Miałam ochote powiedzieć mu, że będziemy rozmawiać tu, ale wyglądał na lekko zdenerwowanego, więc nie chciałam się z nim kłócić.
Szłam bez słowa za nim, a on chyba nawet nie myślał się zatrzymać. Mijał kolejne dróżki i polanki.
- Dokąd ty mnie prowadzisz?
- Zaraz zobaczysz. - odwrócił się przodem do mnie i chwycił moją dłoń.
- Jeśli znów coś knujesz, to...
- Ciii. - stanął za mną i zakrył moje oczy dłonią.
- Co ty robisz?
- Mam niespodziankę. - w jego głosie słychać było, że się uśmiecha. - Idź powoli do przodu. - szepnął przy moim uchu, przez co przeszedł mnie gorący dreszcz. Avril, do jasnej cholery, uspokój się.
Szłam powoli tak jak mi kazał. Byłam strasznie ciekawa, co on wykombinował, choć miałam wrażenie, że nie bardzo mi się to spodoba. A jeśli to coś fajnego, to konsekwencje na pewno nie będą przyjemne.
- Daleko jeszcze?
- Już jesteśmy na miejscu. Gotowa? - gdy kiwnęłam lekko głową, zsunął swoją dużą dłoń z moich oczu, abym mogła zobaczyć to, co jest przede mną.
Na małej, przyjemnej polance paliło się ognisko, a niedaleko niego leżał spory kocyk, a na nim stał jakiś koszyk. Tuż obok niego leżała gitara, na której ostatnio grał. Było też kilka koców, na wypadek gdyby było zimno.
Uniosłam brew i przeniosłam spojrzenie na bruneta, który stał obok mnie i przyglądał mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Nie mogłam odczytać o co mu chodziło, ale postanowiłam nie wnikać.
- Co to wszystko ma znaczyć?
- Mówiłem, że mam niespodziankę.
- Po co ta niespodzianka? Myślisz, że tym skłonisz mnie do seksu? - skrzyżowałam ręce na piersiach i przyjrzałam mu się dokładnie.
- Nie. Chcę po prostu pogadać. A poza tym... Podobno podobało ci się jak śpiewam, więc zagram ci, co tylko chcesz. - uśmiechnął się zabójczo i chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę kocyka. Usiadłam na nim niepewnie. Oj, nie jest dobrze... To wszystko wydawało mi się strasznie słodkie, a przecież nie powinno.
- Skąd wiesz, że mi się podobało?
- Ojciec mi powiedział.
- Papla. - mruknęłam bardziej do siebie, niż do niego. - Co tam jest? - wskazałam ruchem głowy na koszyk.
- Um... Jedzenie. - otworzył wieko i wyjął jakieś kanapki i trochę owoców. - Jak jesteś głodna, to proszę bardzo. Zabrałem to ze stołówki.
- Ukradłeś? - prychnęłam.
- Nie, zrobiły to dla mnie pracujące tam kobiety. Nie jestem złodziejem. - wydawał się być trochę urażony.
- Uległy twojemu urokowi?
- Ty jesteś jedyną kobietą, która mu nie ulega. - westchnął cicho i podał mi kanapkę, którą ochoczo wzięłam. Nie jadłam od rana.
- To nie jest tak.
- A jak? Nie chcesz mnie.
- Bo jesteś za młody. - westchnęłam. - Podobasz mi się. Bardzo. - przyznałam. - Ale po prostu to romans zakazany.
- Nie chcę uczuć.
- Ale jednak chcesz mnie na wyłączność. - powoli jadłam kanapkę. - To by się nie udało i dobrze to wiesz.
- Dobrze, nie psujmy wieczoru takimi tematami. - ułożył się wygodnie na kocu i wlepił we mnie wzrok. - Opowiedz mi coś o sobie.
- Niby co?
- Wszystko.
- Um... Więc mam na imię Avril. Do tej pory byłam asystentką prezesa w dość dużej firmie w Nowym Jorku, ale miałam go dosyć, więc przyjechałam tutaj. Mam prawie dwadzieścia osiem lat. Moi rodzice zmarli dawno temu, rodzeństwa nie mam.
- Co lubisz? - na szczęście nie pytał o śmierć moich rodziców.
- Lubię grać w tenisa, jeździć konno, oglądać telewizję, czytać, słuchać muzyki... Wszystko to, co lubią normalni ludzie.
- Ulubiona piosenka?
- Hm... To trudne pytanie. Chyba The Rolling Stones - Angie. Uwielbiam głos Micka. - uśmiechnęłam się lekko, słysząc w głowie tę piosenkę. - Ale lubię dużo utworów. A twoja?
- Ja wolę inne klimaty.
- Na przykład?
- Nirvana, Skillet...
- Też znam. A twój zespół? Co gracie? Opowiedz mi o nim. - skończyłam jeść i ułożyłam się obok niego, wlepiając wzrok w gwieździste niebo. Nawet nie myślałam w tej chwili o tym, że może nas szukać James czy Rui. Było... Przyjemnie.
- Mój zespół... Ja tam śpiewam, moi kumple grają. Gramy niby pop, ale nie taki komercyjny jak niektóre znane gwiazdy. Chcemy nieść jakieś przesłanie.
- Rozumiem. - kiwnęłam głową. - A jak się nazywacie? I gdzie gracie?
- Gramy co sobotę w "Klubie 69". A nazywamy się T2T.
-Jak? T2T? Co to niby znaczy?
- Nic. I właśnie o to chodzi. - zaśmiał sie uroczo. - Nie chcieliśmy, żeby nasza nazwa kojarzyła się z czymkolwiek.
- Ciekawie. - pokręciłam z rozbawieniem głową. - Pomysłowość to podstawa.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, ale nie była ona niezręczna. Była całkiem przyjemna. Czułam na sobie jego wzrok, więc zmusiłam się do ciągłego patrzenia na gwiazdy nad nami.
- Więc... - zaczęłam niepewnie. - Co mi zagrasz?
- A co chcesz?
- Nie wiem, zdaję się całkowicie na ciebie. - przekręciłam się na bok i patrzyłam jak siada, po czym bierze w dłonie gitarę.
- Może zagram ci to, co ostatnio napisałem. - uśmiechnął się niepewnie. - Nikomu jeszcze tego nie grałem, więc ty będziesz pierwsza. Tylko bądź szczera.
Kiwnęłam lekko głową i patrzyłam jak ustawia palce w odpowiedniej pozycji. Zaczął grać jakąś wolną melodię, a już po chwili słowa zaczęły wydobywać się z jego namiętnych ust. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zawsze jego wygląd zapierał dech w piersiach, ale podczas grania i śpiewania, był jeszcze bardziej charyzmatryczny niż normalnie. Uśmiechnęłam się lekko, widząc jak zatraca się w muzyce. Jakby była ona całym jego życiem.
- Jest piękna. - szepnęłam, gdy tylko skończył wykonywać swój utwór. - Nie spodziewałam się, że potrafisz pisać tak dobre teksty.
- Podoba ci się?
- Bardzo. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Nauczysz mnie grać?
- Na gitarze?
- Mhm. - kiwnęłam głową i usiadłam przed nim.
- Nie wiem czy jestem dobrym nauczycielem. - z rozbawieniem podrapał się po głowie.
- Poradzisz sobie. - wzięłam od niego gitarę i ułożyłam ją na kolanach. - To co mam robić?
- Um... Zaraz. - brunet podniósł się z koca i przeszedł za mnie, siadając tuż za moimi plecami. - Tak będzie mi łatwiej. - szepnął, widząc, że popatrzyłam na niego z lekkim zdziwieniem.
- Wykorzystasz każdy moment, żeby być blisko, co? - zachichotałam.
- Przejrzałaś mnie. - przesunął nosem po moim ramieniu i cicho się zaśmiał. Ułożył swoją dłoń na mojej. Pokazał mi jak mam ułożyć palce i zaczął nazywać wszystkie te chwyty. Gdybym się skupiła, to może nawet bym coś zapamiętała, jednak jego bliskość działała na mnie w taki sposób, że nic innego się nie liczyłam. Zamiast patrzeć na chwyty, przyglądałam się jego męskim palcom i mięśniom na rękach. - Teraz sama.
- Mhm. - mruknęłam, przytakując, że rozumiem, ale on tylko się zaśmiał. - Co?
- Tak jak myślałem, nic mnie nie słuchasz...
- Mmm, ja...
- Nic nie szkodzi. Lubię jak patrzysz na mnie w ten sposób. - zamruczał, przesuwając nosem po mojej szyi.
- Zen...
- Avril... Zero zobowiązań, tylko zabawa.
__________________________________
Wesołych świąt wszystkim! ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top