Chapter Twenty-Seven.

- Zayn dziś w szkole przez większość przerw mnie błagał, żebym przekonała cię, żebyś poszła na ten jego koncert. - powiedziała mi wieczorem Sophie, gdy czesałam jej długie włosy w warkocze. Już rano powiedziałam brunetowi, że nie wybieram się do tego klubu, jednak on widocznie nie przyjął tego do wiadomości. 

Chciałam posłuchać jak śpiewa, jednak myśl, że będzie tam móstwo jego młodocianych znajomych, którzy będą na mnie patrzeć jak na zwierzę w ZOO, skutecznie mnie od tego odstraszała. Może nie wyglądałam staro, ale na pewno różniłam się od nich. Nie tyle wyglądem, co nastawieniem do życia. Po prostu byłam sztywniejsza niż oni.

- Mówiłam mu, że nie pójdę. 

- Wiem, ja też mu tłumaczyłam, że nie chcesz iść. - wzruszyła ramionami i przejrzała się w dużym lusterku przymocowanym do jej toaletki, po czym kiwnęła z uznaniem głową. - Pod koniec dnia chyba się z tym pogodził. A fryzura świetna, dzięki. - musnęła w podziękowaniu mój policzek i wstała z krzesła. - To ja się będę zbierać, bo w końcu spóźnię się na ich występ, a na perkusji gra Harry. - na same wspomnienie o chłopaku, jej oczy niebezpiecznie się zaświeciły. Na serio musiała się nim zauroczyć... Nie wiedziałam, co jej się w nim podoba, ale wolałam nie wnikać. Każdy ma w końcu inny styl. 

- Dobrze. - odłożyłam szczotkę na blat. - Mogę cię o coś zapytać?

- Jasne, wal. 

- Nie przeszkadza ci, że on jest starszy? - przyjrzałam się uważnie dziewczynie, która zakładała na siebie skórzaną kurteczkę. Niby nie dzieliło ich dużo, ale w takim wieku bardzo to widać.

- Nie bardzo. Mama mojej koleżanki często powtarza, że do dwudziestki dziewczyny powinny mieć starszych facetów, żeby mogli je uczyć, a po dwudziestce młodszych, żeby sprostali oczekiwaniom. - jak gdyby nigdynic zasunęła buty na obcasie, które jej pożyczyłam. - Ale pytasz mnie ze względu na mojego brata? 

- Co? - popatrzyłam na nią zaskoczona. - Nie, ja... 

- Av... - podeszła do mnie. - W naszych czasach wiek nie gra ważnej roli. Lopez, Madonna... One mają facetów połowę młodszych od siebie. Jeśli podoba ci się Zen, to korzystaj, bo on serio się tobą zauroczył. Zresztą jak większość chłopaków z piątych klas. Jesteś seksowna i to działa na takich chłopaków, więc na twoim miejscu bym korzystała, zwłaszcza, że im chodzi o seks.

Zaśmiałam się cicho, słysząc jej słowa. 

- W twoim wieku myślałam podobnie, ale teraz... Zresztą, powinnaś być przeciwna. Jestem przecież za stara dla twojego brata. 

- Mi to nie przeszkadza. Lubię cię. Wolę milion razy, żeby pieprzył ciebie niż Sol. - pokręciła z rozbawieniem głową. - To jak? Jedziesz ze mną? 

- Nie, ja... 

- Daj spokój. Jak ci się nie będzie podobać, to po prostu wrócisz. No już, zbieraj się. 


~~*~~


Już od progu powitała mnie głośna, dudniąca muzyka, która niestety nie bardzo przypadła mi do gustu. Niby nie należałam do osób nudnych i zamkniętych na inne rodzaje muzyki, ale to była już dla mnie lekka przesada. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się po dużej, dusznej sali, pełnej wijących się, spoconych ciał. Każdy świetnie się tu bawił i sam ten widok sprawiał, że miałam ochotę wrócić do domu. Zdecydowanie to nie miejsce dla mnie... Już prawie cofałam się w stronę drzwi, ale w ostatniej chwili powstrzymała mnie Sophie. 

- Daj szansę temu miejscu. - uśmiechnęła się miło i poklepała moje ramię. - Wyglądasz bombowo i ani trochę nie odstajesz. 

Automatycznie spojrzałam na swoje ciało. No faktycznie, nie wyglądałam najgorzej. Wyciągnęłam z dna torby czarną, obcisłą sukienkę na cienkie ramiączka i wysokie szpilki na specjalne okazje. Swoje długie włosy rozpuściłam i zrobiłam dość mocny makijaż, który tylko podkreślał moją urodę. 

- Chodźmy do baru. - dziewczyna chwyciła moją zimną z emocji dłoń. 

- Soph. - rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie, a ona tylko się zaśmiała. 

- Spoko. I tak by mi nie sprzedali nic mocniejszego. 

Odetchnęłam z ulgą i poszłam za nią. James mi w dużym stopniu zaufał i nie mogłam tego zaufania zawieść. Musiałam pilnować jego córeczki jak oka w głowie. Podeszłam z nią do baru i usiadłam na wolnym krześle, zamawiając dwa dość słabe drinki, bo przecież nie mogłam jej upić. Barman uśmiechnął się do mnie uroczo i już po chwili stały przed nami dwie fikuśne szklaneczki, wypełnione po brzegi niebiesko-czerwonym trunkiem. 

Podsunęłam jedną z nich w kierunku dziewczyny i sama również zaczęłam popijać, rozglądając się w międzyczasie po klubie. Kolorowe światła błyszczały na parkiecie, ludzie krzyczeli i śpiewali, a jakiś zespół stał na scenie i wygrywał kolejne utwory. Pewnie po nich będzie zespół Zayna... 

Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc że Harry przemierza parkiet, aby już po chwili znaleźć się koło mojej młodej towarzyszki i pochwycić ją w ramiona. Obydwoje od razu zaczęli się obmacywać i z trudem powstrzymałam się przed rozdzieleniem ich. Nie chciałam przecież wyjść na jakąś "sztywną ciotkę", która nie potrafi zrozumieć miłości młodych ludzi. 

- Av, my wyjdziemy na chwilę przed klub. - Sophie pochyliła się i powiedziała mi to dość głośno do ucha, abym mogła ją usłyszeć przez dudniącą muzykę. Niechętnie kiwnęłam głową. Może powinnam powiedzieć jej kilka słów o zabezpieczaniu? Nieee... Ona powinna to wiedzieć. Ja w jej wieku wiedziałam, a teraz są przecież zupełnie inne czasy i młodzież uczy się o tym w szkole. Odprowadziłam parę wzrokiem i wróciłam do picia swojego drinka. Wzrokiem błądziłam po parkiecie, mając nadzieję, że zobaczę jakąś znajomą osobę, ale w duchu wiedziałam, że to raczej niemożliwe. Wszyscy ludzie, którch znałam mieszkali w moim rodzinnym mieście. W San Diego znałam tylko kilka osób i raczej nie chciałam ich spotkać w tym miejscu. 

- Umm, co to za piękność siedzi samotnie przy barze? - usłyszałam przy uchu niski, męski głos, więc z ledwością stłumiłam uśmiech i przekręciłam lekko głowę, patrząc na roześmianego Zayna. Wyglądał jakby był nieźle wstawiony, choć równie dobrze mógł coś brać, albo palić. Muszę go tego oduczyć...

- Nie widzę tu żadnej piękności. 

- Ja widzę. - usiadł obok mnie i bez ostrzeżenia oplótł ręce wokół mojej talii. - Cieszę się, że jednak przyszłaś. - chciał mnie pocałować, ale lekko przekręciłam głowę, żeby mu to uniemożliwić. 

- Nie tutaj. 

- Wszyscy, którzy cię kojarzą są już nieźle wstawieni. Nikt się nie dowie. - przesunął nosem po mojej żuchwie i nawet przez dudniącą muzykę usłyszałam jego zadowolony pomruk. Uwielbiałam gdy mnie dotykał i nie mogłam już powstrzymać uśmiechu. Był cudowny! Zachwiałam się z nadmiaru emocji i lekko chwyciłam go za szyję, aby nie upaść. On oczywiście to wykorzystał, przeciągając mnie na swoje kolana i szczelnie obejmując moją wąską talię. 

- Jest Soph. 

- Ona tym bardziej nic nie powie. - brunet przygryzł moje ucho, przez co przez moje ciało przebiegł gorący dresz, a z moich ust wydobył się jęk. 

- Jesteś niemożliwy. 

- Po prostu napalony. Na ciebie. Na twoją mokrą cipkę. - zsunął dłoń na mój pośladek, ale od razu ją zepchnęłam. Przecież do jasnej cholery byliśmy w miejscu publicznym!

- Nie przesadzaj. 

- Wybacz, ale serio mam już dość walenia sobie konia, myśląc o tobie. - jęknął sfrustrowany i znów przesunął nosem, tym razem po mojej szyi. Przechyliłam lekko głowę, żeby miał lepsze pole do popisu. No co? Podobało mi się. 

- Przecież doprowadziłam cię do orgazmu. 

- Takie coś się nie liczy. A poza tym... To były tylko dwa razy, a ja potrzebuję zdecydowanie więcej. 

- Mmm, teraz niestety ty jesteś mi winny orgazm. - uśmiechnęłam się uroczo. 

- Mogę ci go dać nawet tutaj. - odwzajemnił wyszczerz i ochoczo położył dłoń na moim odkrytym udzie. Musiałam złączyć nogi, bo byłam prawie pewna, że bez zastanowienia zacząłby się bawić moją cipką, nawet w tym miejscu. 

- Wiem, że ty jesteś bardzo chętny, ale musisz z tym zaczekać. 

- Jak można nie być chętnym przy takiej kobiecie? Jesteś idealna. 

- Serio, nie przesadzaj... - jego słowa wprawiały mnie w zakłopotanie.

- Nie przesadzam. Twoje nogi, tyłek, cycki, usta... To wszystko jest cholernie seksowne. - kciukiem delikatnie przesunął po mojej dolnej wardze. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak chciałbym w końcu zobaczyć te usta, obejmujące mojego fiuta. 

- Zawsze jesteś taki bezpruderyjny? - chcąc go sprowokować, objęłam jego palec wargami, na co syknął z podniecenia, a jego penis od razu drgnął pode mną. 

- Podnieca cię to... 

- Bardzo. - przyznałam szczerze. Cholera, co ja robię? Bawię się w coś takiego z dwudziestolatkiem! Jestem chora... I obleśna.

- Zayn, skończ te amory. Zaraz wchodzimy. - usłyszałam męski głos, więc niechętnie oderwałam wzrok od praktycznie czarnych z podniecenia tęczówek bruneta. Popatrzyłam na dość młodego, jasnowłosego mężczyznę, który obracał w palcach komórkę i przyglądał mi się uważnie, a na mojego towarzysza nawet nie zerknął.

- Idę. - mruknął młody Malik, więc chciałam z niego zejść, ale ku mojemu zdziwieniu przytrzymał mnie mocno za biodra. 

- Jak ty to robisz, stary? - blondyn zaśmiał się cicho i doskonale widziałam jak oblizuje wargi, patrząc na moje cycki, ukryte tylko pod materiałem sukienki. Przez ten wzrok, czułam się dziwnie naga.

- Co takiego? 

- Zawsze wyrywasz najlepsze sztuki. - pochylił się lekko w moim kierunku, więc instynktownie się odsunęłam. Coraz mniej mi się to podobało.

- Spieprzaj od niej, Luke. 

- Już idę. - uśmiechnął się po raz kolejny, jednak to nie był miły uśmiech. Miał w sobie coś wrednego, co przyprawiało mnie o zimne dreszcze. Psychol. Jak nic. - Ale nie zapominaj, że jak planujesz trójkącik, to z chęcią się przyłączę, jak ostatnio. - puścił mi bezczelnie oczko i jak gdyby nigdy nic, ruszył w kierunku sceny. Czułam jak usta same mi się otwierają ze zdziwienia, a brwi podjeżdżają wysoko w górę. 

- Co? Co on powiedział? Jak... Jaki trójkącik?!

- Nie słuchaj go, słonko. - brunet dla uspokojenia musnął moje wargi i posadził mnie na krześle. - Teraz podziwiaj mnie na scenie. Będę grał tylko dla ciebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top