Chapter Twenty-Eight.
Patrzyłam lekko oszołomiona na bruneta, który swobodnym krokiem kierował się w stronę sceny. Ciągle w głowie huczały mi jednak słowa jego kolegi z zespołu, który prosto z mostu zaproponował nam trójkącik i to w dodatku "jak ostatnio". Co oni do jasnej cholery robili? Pieprzyli się serio w grupach? Jak Zen jakiś czas temu mówił o tych orgiach, to myślałam, że to żart, ale widocznie nie. Gdy ja byłam w ich wieku, nawet nie przyszłoby mi coś takiego do głowy. Serio jestem nudna... Dla mnie do seksu nie mogło być więcej niż dwie osoby. W dodatku o różnej płci. Pokręciłam szybko głową, próbując od siebie odgonić myśl o dwóch chłopakach w moim łóżku. Może i by było fajnie, ale to... Chore! Dobre tylko w pornosach. W realnym życiu, raczej niemożliwe.
Dopiłam swojego drinka do końca i wlepiłam wzrok w scenę, gdzie zespół bruneta właśnie się przygotowywał do swojego występu. Dwóch chłopaków rozmawiało o czymś, zacikle przy tym gestykulując, a Zen, opanowany jak zwykle, ustawiał sobie statyw mikrofonu. Uniósł powoli wzrok i posłał mi rozbawione spojrzenie. Akurat niebieskie światło świeciło na niego, więc dokładnie widziałam jego sylwetkę, nawet z takiej odległości. Ale on wyglądał seksownie na tej scenie... Wszyscy faceci w tamtym miejscu byli przystojni, ale szczerze musiałam przyznać, że młody Malik przyćmiewał ich wszystkich swoją urodą i charyzmą. Byłam pewna, że każdy patrzy tylko na niego, jakby reszty w ogóle nie było. Miał w sobie coś takiego, co przyciągało wszystkie spojrzenia i to było piękne. Dzięki temu mógł stać się wielką gwiazdą. Taką światowego formatu jak Justin Bieber czy Selena Gomez.
- A to jest ta stara laska, o której wam mówiłam. - usłyszałam za sobą piskliwy, kobiecy głosik, na co momentalnie wywróciłam oczami. Sol. Specjalnie ustała za mną, żebym słyszała jej "wredne słowa", które wypowiadała do swoich, pożal się Boże przyjaciółeczek.
- Ta co podrywa Zayna? - zapytała kolejna panienka, ale jakoś nie miałam ochoty się odwracać, żeby zobaczyć jej prawdopodobnie wytapetowany ryjek. Nie miałam zamiaru dać się im sprowokować. Byłam na to zbyt dojrzała. No dobra, macie racje... Moja wewnętrza zołza odwróciła się i strzeliła im po liściu, ale ja byłam za stara na takie zabawy. Niech sobie mówią, co chcą.
- Tak. Myśli, że ma u niego szanse. - znów zachichotała głupio Soledad. No co za idiotka... Kiwnęłam do barmana, żeby podał mi kolejnego drinka, bo byłam pewna, że na trzeźwo ich nie zniosę. Zespół akurat zaczął grać jakąś wolną melodię, więc na szczęście zagłuszyli tym ich dziamganie. Przyglądałam się temu, co dzieje się na scenie.
- Więc zacznijmy od czegoś romantycznego. - po sali rozniósł się niski, przyjemnie brzmiący głos Zayna, który oczywiście był głównym wokalistą. - Tę piosenkę dedykuję najseksowniejszej kobiecie w całym tym klubie. Tak słonko, wiesz, że to dla ciebie. - uśmiechnął się chytrze, tak jak to tylko on potrafi i nie puszczając mikrofonu, wskazał lekko palcem w moim kierunku, a te puste idiotki za mną, zaczęły piszcześć, że niby młody Malik śpiewa piosenkę dla Sol. Miałam ochotę zaśmiać się im w twarz. Serio! Naiwne... Tym razem chciała odezwać się moja wewnętrzna małpa i powiedzieć im: "Oj nie, suczki! On śpiewa dla mnie!"
Uśmiechnęłam się lekko i całkowicie skupiłam na Zaynie stojącym na scenie. Z jego ust wydobywały się kolejne słowa piosenki, którą już raz słyszałam przy ognisku, a ludzie na sali przestali tańczyć i po prostu słuchali, jakby przyszli na koncert, a nie na imprezę. To było piękne! Po tej piosence zagrali jeszcze inną, dużo szybszą. Później kolejną i jeszcze jedną... Zawładnęli po prostu całym klubem. Wszyscy skakali, śpiewali razem z nimi i... Po prostu świetnie się bawili. Doskonale też widziałam jaką frajdę miał Malik. Czuł się po prostu jak ryba w wodzie i nie było widać po nim żadnej tremy. Scena to zdecydowanie jego miejsce.
Po jakimś czasie niestety skończyli śpiewać i powoli zaczęli schodzić ze sceny. Uśmiechnęłam się mimowolnie, widząc jak dziewczyny rzucają się na bruneta i próbują za wszelką cenę zwrócić jego uwagę. On oczywiście uśmiechał się i przytulał każdą z nich, a dodatkowo obmacywał, co oczywiście nie uszło mojej uwadze. Faceci...
- Widzę, że podobał ci się występ. - przysiadł się do mnie młody mężczyzna. Nie był jakoś zabójczo przystojny, ale w każdym razie, wyglądał bardzo sympatycznie. Nie to, co kolega Zena...
- Tak. Mają chłopaki talent.
- Pewnie. Grają tu co tydzień. - uśmiechnął się i wyciągnął w moim kierunku dłoń. - Jestem Eric.
- Avril.
- Nie widziałem cię tu wcześniej, więc raczej cię tutaj nie było, bo ja mam radar wykrywający piękne kobiety.
- Niedawno przeprowadziłam się do San Diego i raczej nie zwiedziłam jeszcze wielu klubów. - oddałam uśmiech i dopiłam swojego drinka. Słodki facet.
- To zawsze może się zmienić. - zaśmiał się uroczo. - Ja jestem stałym bywalcem, więc mogę cię zabrać do najlepszych lokali w mieście.
- Kusząca propozycja. - przeczesałam lekko palcami swoje długie włosy i posłałam mu kolejny uśmieszek. Bardzo mu się musiałam spodobać, bo nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Chyba nie jest jeszcze ze mną tak źle... Wszyscy ostatnio na mnie lecą. A może to w San Diego jestem taka ładna? Czemu ja się tu nie urodziłam? Może już miałabym męża, albo nawet własny harem! Oj tak, to by było coś...
- Zajęta. - usłyszałam znów głos Zayna, który tym razem nie był szczęśliwy, a wręcz przeciwnie. Był wściekły. Ach ta jego zazdrość... Mógłby ją czasem choć trochę pohamować. Mój towarzysz przekręcił lekko głowę w jego stronę i uniósł zdziwiony brew. Byłam pewna, że jego pierwsza myśl brzmiała: "czy on nie jest dla niej za młody?". To chujowe uczucie. Zdecydowanie.
- Aaa, wybacz. Nie wiedziałem. - poklepał lekko ramię bruneta i wstał z krzesełka, robiąc mu miejsce. Zachował się jak dżentelmen, ale chłopak oczywiście tego nie docenił i posłał mu groźne spojrzenie. Miałam wrażenie, że gdybym nie złapała jego dłoni, ździeliłby mojego nowego kolegę, prosto w twarz. - Już się zmywam. Miło było poznać, Avril.
- Mi ciebie również. - kiwnęłam mu na pożegnanie i wróciłam wzrokiem do bruneta. Mój uśmiech od razu znikł. - Co to było?
- Lepiej ty mi powiedz.
- Niby co?
- Szczerzyłaś się do niego! - warknął i zabrał dłoń z mojego uścisku.
- To już nie mogę się uśmiechać do faceta? Nie zapominaj, że my nie jesteśmy razem i nie zachowuj się jak zaborczy mąż.
- Wiem. - westchnął cicho i wziął głęboki oddech, aby opanować swoje emocje, przez co moja złość także zmalała. Te młodzieńcze hormony... Muszę się do nich przyzwyczaić, jeśli ten koleś ma mi robić dobrze. - Po prostu jestem przyzwyczajony, że jak kręci mnie jakaś panna, to ona nie widzi świata poza mną, a ty...
- A ja?
- Ty oglądasz się za innymi. - powiedział z wyczuwalnym wyrzutem w głosie, co mimo wszystko mnie rozbawiło.
- Bo ty jesteś od seksu, ale w międzyczasie muszę znaleźć kogoś od miłości.
- Miłość jest dla frajerów. - prychnął obojętnie.
- Teraz tak sądzisz, ale za jakiś czas zmienisz zdanie. - wstałam z krzesła, bo widziałam, że w naszym kierunku zmierza Sol, która podczas koncertu gdzieś przepadła, a nie miałam ochoty na konfrontację z nią.
- Gdzie idziesz? Już do domu?
- Wyjdźmy gdzieś. Razem. - zarzuciłam dumnie włosami i chwyciłam jego koszulkę, aby wstał. Nawet w wysokich szpilkach byłam niższa od niego... Ile on ma wzrostu? Dwa metry?
- Wyjść? Myślałem, że potańczymy... - ruchem głowy wskazał na parkiet. On jest taki ciemny czy tylko udaje?
- Nie mam ochoty na taniec. - pochyliłam się lekko, aby wyraźnie usłyszał to, co mam mu do powiedzenia. Nie wierzyłam, że to robię, ale... Naprawdę miałam na to potworną chęć. - Jesteś mi chyba winien orgazm.
______________________
Pisałam ten rozdział, zamiast bawić się na koncercie Justina, więc wybaczcie wszystkie błędy, ale są one z żalu :) xdd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top