Chapter Three
Uśmiechnęłam się szeroko do małej dziewczynki, która akurat wbiegła do kuchni. Wyglądała na lekko zdziwioną, bo pewnie myślała, że zastanie w tym pomieszczeniu swojego ojca, a tu taka niespodzianka.
Musiałam szczerze przyznać, że była całkiem urocza. Sięgała mi do połowy ud, miała na sobie dżinsowe ogrodniczki i białą koszulkę z Violettą (a jakby inaczej), a jej jasne włosy były uczesane w słodkie kiteczki, które bardziej przypominały mysie ogonki ze względu na swoją grubość. Chyba jako jedyna w tej rodzinie odziedziczyła włosy po matce.
Otworzyła szeroko usta, przez co mogłam zobaczyć jej szczerbatą buźkę.
- Gdzie tata? - zmrużyła lekko powieki, czym jeszcze bardziej mnie rozbawiła.
- Jest na górze.
- A ty kim jesteś?
- Jestem Avril. - uśmiechnęłam się i powoli ukucnęłam przed nią. - A ty skąd się tu wzięłaś ślicznotko? - ukułam ją z rozbawieniem w żebra, przez co cicho zachichotała. Może jak będę miła, to chociaż to jedno dziecko mnie polubi.
- Babcia mnie przywiozła, bo Sophie mnie wczoraj zostawiła, gdy zasnęłam. - westchnęła z lekkim smutkiem i nawet mnie zrobiło się jej szkoda, choć jakoś nigdy nie przepadałam za dziećmi. Może czas zmienić stare upodobania? Ta mała była kochana!
- Na pewno miała jakiś ważny powód. - pogładziłam lekko jej białe włoski, przez co cicho zamruczała.
- A ty tutaj zostaniesz?
- A pozwolisz mi? - zaśmiałam się, widząc jej zadumaną minę. Mogłam jej o to nie pytać, bo co niby zrobię, jeśli powie "nie"? Miałam jechać do hotelu i wydać całą kasę? Dość nierozsądne. Najpierw musiałam zdobyć pracę, a dopiero później zacząć wydawać.
- Jeśli się będziesz ze mną bawić, to tak. - kiwnęła ochoczo głową.
- To umowa stoi. - wyszczerzyłam się radośnie i powoli wstałam z kolan, bo zobaczyłam, że do kuchni wchodzi jakaś starsza pani. Wyglądała na około siedemdziesiąt lat i musiałam przyznać, że od razu nie wzbudziła mojej sympatii, bo... No cóż, wyglądała wrednie. Jednak uśmiechnęłam się do niej miło, bo przecież czasami zdarza się, że pozory po prostu mylą.
Ubrana była w jakąś kwiaciastą, czarną, dość babciną sukienkę, a na głowie miała wielki, słomkowy kapelusz z wiankiem ze stokrotek. Jakby tego było mało, jej policzki zdobiły wielkie, czerone rumieńce, prawdopodobnie wykonane szminka, bo jej wargi miały identyczny odcień. Zsunęła lekko z nosa okulary i zmierzyła mnie od góry do dołu krytycznym spojrzeniem.
- Dzień dobry. - wyciągnęłam w jej stronę dłoń. - Jestem Avril Cole. - posłałam jej najsympatyczniejszy uśmiech jaki tylko potrafiłam, jednak ona go ani nie oddała, ani nie uścisnęła mojej ręki. Krótko mówiąc, kulturka pełną gębą... Wyczujcie ten sarkazm.
- Co ty tu robisz? - jej chłodny ton trochę wyprowadził mnie z równowagi. Niby dlaczego tak mnie tu wszyscy traktują? Przecież nie jestem ich wrogiem do jasnej cholery. To jakieś średniowiecze jest czy jak, że nie mogę zadawać się z facetem, bo zaraz oskarżają mnie o romans? A zresztą on jest wdowcem...
- Ja... Ja...
- Ty, ty... Wysłowisz się wreszcie?
- Jestem przyjaciółką Jamesa. Zostanę tu na kilka dni. - powiedziałam niepewnie, a kobieta pokręciła z niedowierzaniem głową, jakbym powiedziała jej coś nieprawdopodobnego.
- Przyjaciółka... - prychnęła. - Dość szybko się pozbierał, po śmierci mojej córki.
- Nie sądzę, żeby to było szybko. - powiedziałam poważnie, przez co w jej oczach momentalnie pojawiły się pioruny. Złe zagranie, ale co mi tam... Gdyby wzrok mógł zabijać, to już zwijałabym się na podłodze w katuszach.
- Bezczelna! Jamesowi zdecydowanie pogorszył się gust. Jak mógł przyprowadzić do domu jakąś ladacznicę i pozwolić, żeby biegała po domu praktycznie nago?! - automatycznie zerknęłam na swoje ciało. Miałam na sobie zwykłe szorty i podkoszulek na ramiączka, więc nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi. Nawet stanik włożyłam, co było do mnie nie podobne!
- Radziłabym się pani zastanowić nad tym, co pani mówi. - powiedziałam dużo ostrzejszym tonem, co tylko jeszcze bardziej ją zdenerwowało. No jakie okropne babsko! Może to podłe, ale zazdrosciłam w tym momencie jej córce, że nie musi już jej znosić. Może tam w końcu sobie odpocznie dziewczyna...
- Grozisz mi?! Jakim prawem?! Ładujesz się do mojego domu i...
- O ile dobrze wiem, to dom Jamesa, a nie pani. - warknęłam. Kłóciłam się z nią, jakbym miała piętnaście lat i trochę mi było z tego powodu wstyd, ale pocieszałam się tym, że ona jest dużo starsza, a tak samo walnięta jak ja.
- Co tu się dzieje? - usłyszałam od strony drzwi gruby, męski głos, więc automatycznie zerknęłam w tamtym kierunku. Zayn. - Mała, idź do siebie. - uśmiechnął się do lekko oszołomionej blondyneczki, a ona momentalnie pobiegła na górę. Że też dopuściłam do tego, że wszystko słyszała... Jaka ze mnie ciotka?
Przyjrzałam się chłopakowi z lekkim uznaniem. Widocznie właśnie wrócił z treningu, bo miał na sobie sportowe ubranie, które było całkowicie mokre od potu. Natomiast jego ciut za długie włosy, opadły mu na czoło, lekko się przy tym sklejając. Nie przepadałam za spoconymi facetami, ale on wyglądał całkiem pociągająco. Jak na dzieciaka oczywiście. Nie to, żebym była pedofilką... Chociaż... Przecież on jest dorosły.
- Muszę iść do twojego ojca i poważnie porozmawiać z nim o tym, kogo sprowadza do domu. - znów rzuciła mi pogardliwie spojrzenie, a młody Malik tylko uniosł brew.
- Dobrze, dobrze. A ja w tym czasie zadzwonię po deratyzatora.
- Deratyzatora? - brunet rzucił mi zdziwione spojrzenie, a ja patrzyłam jak oburzona staruszka wychodzi z kuchni. Może chociaż ona załapała... Od razu w pomieszczeniu zrobiła się przyjemniejsza atmosfera.
- Bo do domu dostała się żmija. - mruknęłam poirytowana i zerknęłam na chłopaka, który z ledwością stłumił śmiech. Przynajmniej go rozbawiłam, więc w końcu jakiś plus.
Powolnym krokiem podeszłam do górnej szafki i otworzyłam ją na oścież. Mój organizm stanowczo potrzebował kawy, a od rana wypiłam tylko dwie. Tylko ona mogła mi pomóc uspokoić nerwy. Przez tę jędzę tak się wkurzyłam... Wyciągnęłam mocno rękę, jednak puszka stała za wysoko. Cholera! Kto montował te szafki? Olbrzym? Nie należałam do osób niskich, ale nawet jak podskakiwałam, to nie sięgałam do półki. Jak nic zrobili mi to na złość, żebym w końcu ograniczyła kofeinę.
Poczułam za sobą jakiś ruch i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, brunet stał już za mną. Ułożył jedną dłoń na blacie, tuż obok mojej dłoni, a drugą powoli wyciągnął w górę. Przełknęłam cicho ślinę, gdy swoimi biodrami przywarł do mojego okrągłego tyłka i nawet nie myślał się odsunąć. Specjalnie robił wszystko tak wolno, żeby stać jak najdłużej przy mnie. Nawet nie wiedziałam jak miałabym na to zareagować, bo przecież... To jeszcze dzieciak! Ile on miał lat? Dwadzieścia? Przygryzłam lekko dolną wargę, gdy niby przypadkiem zabujał biodrami i otarł się o mój tyłek. Byłam praktycznie pewna, że poczułam na pośladkach sporą wypukłość w jego luźnych sportowych spodenkach... Chwycił puszkę w dłoń i zamruczał gardłowo, co niestety odbiło się w moim podbrzuszu. Cholerny gnojek! Robił to specjalnie, żeby mnie sprowokować, a ja tak łatwo mu się dawałam podejść...
- Zen, daję ci trzy sekundy na to, żebyś się odsunął. - powiedziałam w miarę poważnym tonem i z trudem powstrzymałam mój głos od drżenia, jednak zamiast dania mi przestrzeni przez bruneta, poczułam tylko lekkie wibracje na moich plecach. Czy on właśnie się ze mnie śmiał?!
- Jesteś kurewsko seksowna, wiesz? - zamruczał centralnie do mojego ucha, co wywołało pierdylion gorących dreszczy, przebiegających po moim ciele. Nie mogę tak reagować na jego bliskość... To złe!
- Jeśli za chwilę się nie odsuniesz, to możesz być pewien, że pójdę do twojego ojca.- sapnęłam, gdy nosem przejechał po mojej szyi. Natychmiast przeciągnęłam rękę do tyłu i ułożyłam ją na jego torsie, próbując go odepchnąć, jednak on nawet nie drgnął.
- Grozisz mi? - zamruczał, ponawiając swój ruch nosem.
- Na razie ostrzegam...
- Podobasz mi się taka ostra. - szepnął. - Ale twój strój mi się nie podoba. Wolałem koszulkę, w której mogłem podziwiać twoje sterczące sutki.
- Zayn! Chyba ci już coś powiedziałam. Zaraz zacznę krzyczeć. - warknęłam. - Co ty sobie wyobrażasz?
- W tym momencie? Jak biorę cię na tym stole.
-Zayn? Avril? - usłyszałam od strony drzwi i na chwilę moje serce przestało bić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top