Chapter Thirty-Two.

- Powiem ci, o co chodziło wtedy na parkingu. 

- Więc mów. - skrzyżowałam ręce na piersiach. Bałam się tego, co ma mi zamiar powiedzieć, ale jednocześnie byłam strasznie ciekawa. No co? Taka natura kobiet! Wszystkie jesteśmy ciekawskie, a te, które mówią, że nie są, kłamią! 

Chłopak źle mnie potraktował, ale mimo wszystko musiał mieć w tym jakiś swój powód. Nawet błahy. Wiadomo, że brunet nie zawsze postępuje racjonalnie, jednak chyba ta sprawa była dla niego bardzo ważna, skoro zachowywał się w ten sposób. 

Nerwowo zagryzał wargę i doskonale widziałam jak na jego czole pojawia się zmarszczka świadcząca o jego niezadowoleniu. Stukał ciągle nogą w podłogę, co doprowadzało mnie do szału, ale wolałam tego nie komentować, bo mogłoby to doprowadzić do kolejnej kłótni, a jak powszechnie wiadomo, Zen najpierw robił, później myślał i właśnie na tym polegał cały problem. Powinien więcej zastanawiać się nad swoim zachowaniem, bo z jego zazdrości, krzyków i marudzenia, nie wynikało nic dobrego. 

- Ja... Możemy porozmawiać o tym wieczorem? To dla mnie trochę trudne. 

- Dobrze. Nie będę cię do niczego zmuszać. - wzruszyłam ramionami i powoli go wyminęłam, niosąc talerze do kuchni. Tyle czasu stałam trzymając je, że już zaczynały drętwieć mi palce. Postawiłam naczynia przy zlewie i wróciłam po resztę rzeczy do jadalni. Brunet nawet nie drgnął ze swojego miejsca, więc popatrzyłam na niego niepewnie. Naprawdę zachowywał się bardzo dziwnie. To do niego nie było podobne... Nie chciałam naciskać i wywierać na nim presji, bo wiedziałam, że to nie doprowadzi do niczego dobrego. 

- Avril...

- Hm? 

- Ale między nami dobrze? - dokładnie obserwował każdy mój ruch, ale nadal stał jak kołek pośrodku salonu. Mógłby chociaż mi pomóc! Myśli, że jak jestem kobietą, to łatwo przychodzi mi sprzątanie takich rzeczy? Zawsze robiłam to tylko po sobie, a teraz nagle mam całą rodzinę do ogarnięcia. 

- Mam ci od tak wybaczyć, że mnie wyzwałeś od dziwek? 

- To nie tak! Wiesz, że nie miałem tego na myśli. - jęknął sfrustrowany i w jednej chwili znalazł się obok mnie. Chwycił w zimne dłonie moją dłoń i lekko ścisnął, jakby chciał tym gestem podkreślić prawdziwość swoich słów. Powoli przeniosłam na niego spojrzenie i musiałam przyznać, że w jego ciemnych oczach widziałam skruchę, jednak... Czy to wystarczy? Popatrzy na mnie oczkami szczeniaka i wszystko będzie cacy? To do cholery tak nie działa! Obraził mnie przez swoją irracjonalną zazdrość i musi za to zapłacić. 

- Ale jednak tak powiedziałeś. 

- Bo byłem zazdrosny. Wiesz, że nie lubię Ruiego, a jednak zrobiłaś mi na złość i powiedziałaś, że z nim spałaś. - puścił moją dłoń i ze złością skrzyżował ręce na klatce piersiowej. No chyba robi sobie jaja! Teraz się będzie obrażał? Jak mała dziewczynka? 

- Więc to moja wina? - prychnęłam, wlepiając w niego wkurzone spojrzenie. Złość mi prawie przeszła, ale tym tekstem tylko znów mnie zdenerwował. Czy on słyszy to co mówi, czy tylko burczy mu w uszach?

- Co? Nie, tylko...

-  Wiesz co? Zastanów się najpierw nad tym, co chcesz powiedzieć i dopiero do mnie przyjdź. Dopóki nie zrozumiesz sam o co ci chodzi, nie mamy o czym rozmawiać. - wyminęłam go i spokojnym krokiem weszłam do kuchni. 

Na całe szczęście nie szedł za mną, więc w spokoju mogłam pomyśleć o tym wszystkim, chowając przy okazji naczynia do zmywarki. Może nie powinnam się na niego złościć, bo przecież od początku byłam świadoma jego trudnego charakteru... Myślałam, że dam radę, jednak zaczęłam tracić już nadzieję. Zen był strasznie wybuchowy, zazdrosny i coraz częściej zaczynałam sądzić, że jest po prostu dziecinny. Miał jednak też dużo zalet, którym po prostu nie mogłam się oprzeć, jako przeciętna kobieta. Był romantyczny, słodki, pomysłowy, waleczny... Zawsze lubiłam takich facetów. Zayn nie dał się zamknąć w jednym szablonie. Te wszystkie cudowne cechy mieszały się z tymi gorszymi i tworzyły wręcz doskonałą mieszankę wybuchową. Byłby idealną postacią w jakiejś opowieści napisanej przez nastolatkę, ale czy taki facet nadaje się do jakiejkolwiek relacji? 

- Avril? - usłyszałam od strony drzwi kobiecy głosik, więc niechętnie przekręciłam głowę w tamtym kierunku. Coś czułam, że starsza córka Jamesa nie ma mi nic miłego do powiedzenia. Zawsze, gdy słyszałam ten ton, za coś mi się dostawało. 

- Hm? 

- Wiesz może gdzie jest Zayn? 

- Zayn? Dopiero był w salonie. - przyjrzałam jej się uważnie. 

- Nie ma go w domu, bo szukałam, a telefonu nie odbiera. 

- No to nie wiem. - westchnęłam ciężko i zatrzasnęłam drzwi zmywarki. Czyżby szykował się kolejny problem? Zresztą, jest dorosły i może sobie chodzić, gdzie chce. Pewnie poszedł do kumpli. - Pokłóciliśmy się trochę, więc pewnie poszedł gdzieś obrażony. 

- O co tym razem? 

- O głupoty. Jak zawsze. 

- Po co się kłócicie, skoro uważasz to za głupoty? Jesteście dziecinni. - brunetka pokręciła głową z niedowierzaniem, podkreślając tym, że nie rozumie zachowania mojego i młodego Malika. Zastanowiłam się chwilę. 

- W sumie masz rację dzieciaku. Jestem jednak tak samo dziecinna jak on. A nawet gorsza, bo jestem tyle lat starsza. - usiadłam na krzesełku. - Ale mnie zdenerwował i nie mogłam mu ta tego przepuścić. 

- Opowiadaj. 

- Byłam razem z nim przed klubem i zobaczył swoich kumpli. Praktycznie kazał mi spadać, żeby tylko mnie nie zobaczyli, więc co sobie mogłam pomyśleć? Wstydzi się mnie. 

- Powiedział tak? 

- Nie musiał, ale niby dlaczego tak się zachował? A później jeszcze wyzwał mnie od dziwek, bo powiedziałam, że przespałam się z Ruim. - mruknęłam, opierając brodę na blacie stołu. Do czego to doszło, żebym musiała się zwierzać takiemu dzieciakowi... Spadam na samo dno. 

- Spałaś z Ruim? - dziewczyna tak gwałtownie wstała z miejsca, że aż krzesełko, na którym siedziała, wywróciło się do tyłu. Jest tak samo nadpobudliwa jak Zayn. To chyba u nich rodzinne. 

- Nie spałam, tylko chciałam go zdenerwować. 

- I dziwisz się, że cię obraził? Myślałam, że zdążyłaś już trochę poznać mojego brata. On jak się wkręca to na maksa i rozwali wszystko, co stanie mu na drodze do celu. Teraz chce ciebie, ale że mu się nie poddajesz tak łatwo, to będzie robił mnóstwo głupich rzeczy. - dziewczyna postawiła krzesło z głośnym łupnięciem. - Z Zenem nie będzie łatwo, ale jestem pewna, że zrobi wszystko, żeby było ci dobrze. - patrzyłam jak bierze z szafki kluczyki od mojego małego, kochanego auta. Uniosłam lekko brew.

- Dobra, dobra. Nie produkuj się tak i powiedz mi lepiej, co ty robisz?

- Jak to co? Musisz mnie zawieźć do klubu sportowego, bo Harry ma tam trening boksu i chcę sobie popatrzeć na jego klatę. - wyszczerzyła się radośnie, a w jej oczach pokazały się zachwycone iskierki, których nie widywałam u niej często. Wzięło ją jak cholera i sama nie wiedziałam czy się cieszyć, czy smucić... Dziewczyna nie należała do aniołków, więc kto wie, co chodziło jej po głowie. Jeszcze będzie babrać się w pieluchach w tak młodym wieku...

- Dobra, podrzucić cię mogę. - niechętnie podniosłam się ze swojego miejsca. Nie bardzo chciało mi się jechać, ale przecież nie mogłam wyjść na wredną ciotkę. Oni musieli mnie lubić. 

- Możesz nawet wejść do środka, bo jest tam mnóstwo seksownych facetów, a ty potrzebujesz seksu. - parsknęła śmiechem i widząc moją minę, biegiem ruszyłam w stronę drzwi. 

- Ja ci dam, ty dzieciaku! - pisnęłam i ruszyłam za nią.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top