Chapter Thirty-Three.
Spokojnym krokiem weszłam za Sophie do budynku, w którym mieścił się klub sportowy. Dziewczyna była wyraźnie podniecona tym, że tutaj przyjechałyśmy, bo podskakiwała i machała do mnie, żebym się pospieszyła. Ach, ta miłość! Nie byłam pewna czy to miejsce odpowiednie dla mnie, ale szczerze mówiąc, chciałam sobie popatrzeć na seksowne ciała wysportowanych facetów. Okazało się, że naprawdę dobrze trafiłam, bo już od wejścia powitał mnie widok ćwiczących, rozebranych, kusząco spoconych mężczyzn. Ugh... Jednak mi się tutaj spodobało.
- Chodź, tam jest ring. - brunetka chwyciła mój nadgarstek i bez czekania na moją odpowiedź, pociągnęła mnie w obranym przez siebie kierunku.
Całe pomieszczenie było bardzo duże, bardziej przypominało jakąś szkolną halę sportową, niż klub. Poszczególne sekcje nie były podzielone ścianami, więc tak naprawdę każdy mógł obserwować każdego. Z lewej strony, przy czerwonej ścianie porozstawiane były najróżniejsze ciężary i ciężarki, dalej stało mnóstwo maszyn do ćwiczeń, na przykład rowerki czy bieżnie, a obok nich umieszczone były worki dla bokserów. Widziałam jeszcze mnóstwo innych rzeczy, ale nawet nie wiedziałam do czego one służą. Czy powinnam zacząć interesować się sportem? Jestem w tym chyba zielona.
Środek sali zajmował ogromny ring, praktycznie mojego wzrostu, nie licząc oczywiście lin. Walczył na nim Harry i jakiś inny chłopak, którego kojarzyłam z widzenia, ale oczywiście imienia nie pamiętałam. Widocznie nie był nikim ważnym. Obydwaj mieli na sobie tylko spodenki i rękawice. Co chwila wymierzali w siebie mocne ciosy, których odgłosy roznosiły się po całej sali. Soph aż pisnęła z ekscytacji i wlepiła wzrok w swojego ukochanego, który z mordem w oczach atakował przeciwnika. Faceci... Czasami są jak zwierzęta. Zresztą kobiety tak samo. Zdecydowanie niektórzy powinni powstrzymywać te instynkty.
- Widzisz jaki on jest męski?
- Tak, bardzo. - mruknęłam, nawet nie patrząc na chłopaka. No co? Nie był w moim guście, ale nie chciałam zrobić przykrości mojej nieletniej towarzyszce. Niech nadal uważa, że umawia się z najprzystojniejszym facetem na świecie. Dla niej i pewnie dla wielu innych kobiet to mogło być, ale nie dla mnie. Są lepsi. Zayn jest lepszy. Nie... Ja serio tak pomyślałam? Czemu on jest zawsze pierwszy w mojej głowie, gdy myślę o jakiś seksownych kolesiach?
Zaczynałam sądzić, że mój przyjazd do tego miejsca nie był dobrym pomysłem, bo wypaczył mi mój gust. Zdecydowanie. Co mi się tak podoba w tym młodym Maliku? No dobra, jest wysoki, szczupły, umięśniony, opalony, wytatuowany, ma takie boskie włosy... I oczy... I uśmiech...
Uśmiechnęłam się lekko na samą myśl o nim. Przecież to ideał... Doskonały jest.
- Avril? Słuchasz mnie w ogóle? - moje zachwycone rozmyślenia przerwał mocny kuksaniec od brunetki. Skrzywiłam się niezadowolona i popatrzyłam na nią.
- Co ty chcesz? - myślałam, że znów będzie mi truć o Harrym.
- Mówię ci tylko, że tam jest Zayn. - ruchem dłoni wskazała przeciwległą ścianę, więc automatycznie tam spojrzałam. Faktycznie, brunet stał przy wielkim worku przywieszonym do sufitu i z morderczą siłą w niego uderzał. Miał na sobie czarne luźne spodenki, biały T-shirt i czarne rękawice bokserskie. Nawet z tej odległości widziałam, że koszulka przykleja się do jego spoconego, wyrzeźbionego ciała. Cholera... Wyglądał seksownie. Bardzo. Zagryzłam dolną wargę i z trudem zmusiłam się do odwrócenia wzroku.
- Wiedziałaś, że tu będzie?
- Nie, oczywiście że nie. - momentalnie uniosła ręce, jakby na znak swojej obrony. - Ale mogłam się domyśleć, bo często przychodzi tutaj rozładować napięcie. Wiesz... On ma w sobie mnóstwo agresji przez to wszystko, co musiał przeżyć.
- Co masz na myśli? - wlepiłam wzrok w jej poważną twarz.
- No wiesz... Śmierć mamy zabolała nas wszystkich, Zen długo nie mógł się pozbierać. A później jeszcze sprawa z Marcosem...
- Kim jest Marcos? - nie dawałam za wygraną. Sama nie wiedziałam czemu, ale chciałam wszystko wiedzieć, a brunetka nie wyglądała na chętną do rozmowy, jednak posłałam jej takie spojrzenie, że nie miała odwagi odmówić. Jednak mam w sobie trochę władczości.
- Powinien ci to powiedzieć Zayn, ale dobra. - westchnęła. - Kiedyś się przyjaźnili. Jeszcze z nimi był Brian. I takie trzy szmaty, o których lepiej nie wspominać. Tworzyli świetną paczkę i wszędzie łazili razem. Wiesz, jak to nastolatki. Wszystko było super, do czasu... Zen był zakochany w Blair, czyli jednej z tych panienek. Wyglądało na to, że będą razem do końca świata. Ona też go kochała. Przynajmniej tak to wyglądało. Pewnego dnia mój brat poszedł do tego chujka, a tam on, pieprzy Blair. No i Zayn się trochę podłamał. Nibym im wybaczył, ale to już nie było to samo i szybko zerwali kontakt. Ma teraz coś takiego, że żadnej dziewczynie nie przedstawia Marcosa, bo...
- Kurwa. - przerwałam jej w pół zdania. Sześć osób... Trzy dziewczyny... Dwóch chłopaków i Zayn... Nie chce przedstawiać... - Ale ja jestem głupia!
- Hm? Co jest?
- Nic, nic. - westchnęłam ciężko i bez dalszego przedłużania odeszłam od dziewczyny. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę bruneta, który nadal zawzięcie walił pięściami w wielki worek. Już po chwili stanęłam naprzeciw niego. Chyba nawet mnie nie zauważył, bo nie przerwał czynności. Pot spływał mu po czole i kapał mu z nosa, a grzywka opadła bezwiednie. Wyglądał uroczo, gdyby nie ta wściekłość w jego oczach. Na co był zły? - Zayn...
Gdy chłopak usłyszał mój głos, momentalnie przerwał katowanie biednego worka i popatrzył na mnie. Wydawał się być lekko zaskoczony tym, że mnie widzi i w sumie się nie dziwiłam, bo rano też nie myślałam, że pojawię się w tym miejscu. Chwyciłam dłońmi worek, żeby przestał się dyndać.
- Co tu robisz? - brunet chwycił z ławeczki biały ręcznik i przetarł nim spoconą twarz, po czym zmierzwił mokre włosy. Czy mówiłam, że jest seksowny?
- Sophie chciała zobaczyć trening Harrego i musiałam ją przywieźć.
- Mmm, rozumiem. - napił się wody, kusząco obejmując przy główkę butelki wargami. Czemu tutaj jest tak gorąco? Nawet nie pamiętałam już za co się na niego wkurzałam. - Jestem trochę zajęty...
- Spławiasz mnie?
- Nie, ja...
- Nieważne. Zaraz idę, tylko chcę cię o coś zapytać. - skrzyżowałam ręce na piersiach i wlepiłam w niego przenikliwe spojrzenie. Byłam ciekawa czy moje spekulacje okażą się prawdziwe, bo jeśli tak, to wszystko zmieniało i brunet wcale nie był dupkiem, tylko uroczym chłopcem.
- Więc pytaj. - w spokoju odwijał bandaże ze swoich dłoni. To wszystko bardzo do niego pasowało. Mógłby zajmować się zawodowo boksowaniem, bo widać, że był w tym dobry.
- Jak miał na imię chłopak, który przyszedł do ciebie wtedy pod klubem?
- Czemu cię to obchodzi? - zmrużył oczy w zastanowieniu i doskonale widziałam te wkurzone iskierki, które w nich zabłyszczały. - Spodobał ci się?
- Powiedz.
- Marco. Jak chcesz, mogę cię z nim umówić. Na pewno mu się spodobasz, bo mamy bardzo podobny gust. Lubi takie panienki jak ja i nie... - nie dałam mu dokończyć, tylko podeszłam do niego i zwinnie zarzuciłam mu ręce na szyję, przyciągając go do siebie. Wykorzystując moment jego dezorientacji, wpiłam się namiętnie w jego gorące, miękkie wargi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top