Chapter Thirty-One.

Zeszłam na dół i rozejrzałam się po przestronnej, ładnie urządzonej jadalni, gdzie była już cała reszta mieszkańców "rezydencji" Malików. Oczywiście łącznie z Zaynem, z którym nie rozmawiałam od wczoraj, odkąd nazwał mnie "dziwką". Nasza ostatnia wymiana zdań ciągle siedziała w mojej głowie i nic nie mogłam poradzić na to, że miałam ochotę zacisnąć dłonie na szyi chłopaka. Nazwał mnie dziwką! 

Dobrze, okłamałam go, ale nawet jeśli bym się przespała z Ruim, to nie miał prawa tak do mnie mówić. O ile się orientuję, to dziwki sypiają z klientami za pieniądze, a ja nawet za darmo nie przespałam się z żadnym w ostatnim czasie. Może serio powinnam iść do Ruiego i mieć chociaż trochę przyjemności. Przecież ja młodsza się nie robię niestety. Po tym wszystkim na seks z młodym Malikiem nawet nie miałam już ochoty. Zdecydowanie za dużo się wydarzyło. 

- Siadaj. Już wszystko gotowe. - uśmiechnął się do mnie James i jak dżentelmen odsunął mi krzesło obite białą,delikatną skórką, więc od razu na nim usiadłam, żeby mężczyzna nie musiał za długo czekać. 

- Mmm, wygląda pysznie. - oblizałam wargi, patrząc na pieczone ziemiaczki i jakieś smakowicie wglądające mięso. Uch, dopiero teraz poczułam jaka byłam głodna. Przez moją poranną wizytę w firmie tak się stresowałam, że nie byłam nawet wstanie zjeść śniadania. Na szczęście z szefem już wszystko ustaliłam i od jutra miałam normalnie przyjść do pracy. Będą pieniążki na mieszkanie! 

- Ciekawe czy tak smakuje. - Sophie nałożyła sobie spory kawałek pieczonego mięsa. - Tata już powoli wychodzi z wprawy. 

- Już się o to nie martw. - James posłał córce przyjemny uśmiech i wszyscy zaczęliśmy jeść. 

- Pycha! - Maddie wyszczerzyła się radośnie, prezentując w całej okazałości swoją szczerbatą buźkę. Czy już mówiłam, że to słodkie dziecko? Nie? No to teraz mówię. - A będą lody? 

- Avril może zrobić. Podobno robi dobrze. - mruknął zarozumiałym tonem Zayn, przez co automatycznie na niego spojrzałam. Doskonale słyszałam tę zaczepkę w jego głosie i miałam ochotę za ten tekst podejść do niego i strzelić z całej siły w twarz. Pieprzony gnojek. Wzięłam głęboki oddech, żeby uspokoić złość, która w jednej chwili ogarnęła moje ciało. 

- Chyba jestem na to za stara. - wysiliłam się na chłodny uśmiech, a on tylko prychnął i wrócił do jedzenia. Czułam na sobie wzrok Soph, bo ona jako jedyna wyczuła o co brunetowi chodzi, jednak nie odezwała się. Na szczęscie. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby palnęła coś głupiego... 

- I jak było w pracy? 

- Um. Dobrze. Przy zaproponowanych mi zarobkach, już niedługo będę mogła się wyprowadzić. - uśmiechnęłam się do mojego przyjaciela. 

- Wiesz, że możesz zostać tutaj ile chcesz... Dzieci bardzo cię polubiły. 

- Taak! Zostań! - pisnęła Madd, ciągle przeżuwając kawałek mięsa. Zaśmiałam się cicho, widząc jakie miny strzela. 

- Nie. To nie jest dobry pomysł. - specjalnie zerknęłam na Zena, który teraz nie odrywał ode mnie wzroku. - Nie chcę wam siedzieć na głowie...

- Nie siedzisz. A tak w ogóle... Rui opowiadał mi o waszym wieczorze. - pokrytą lekkimi zmarszczkami twarz Jamesa znów przyozdobił uśmiech. 

- Tak? 

- Podobno już dawno się z nikim tak nienagadał jak z tobą. Myślisz, że mogłoby być coś między wami? 

- Um... Ja... Nie wiem. To sympatyczny chłopak, ale chyba nie takiego szukam. 

- Chciał zaciągnąć cię do łóżka? - brunet zmarszczył brwi i lekko pochylił się nade mną, uważnie przyglądając się mojej twarzy. Podobało mi się to, że troszczy się o mnie, jakbym była jego młodszą siostrą. To było urocze. 

- Co to znaczy "zaciągnąć do łóżka"? - najmłodszy członek rodziny odłożył widelec na talerz, czemu oczywiście towarzyszył głośny brzdęk. Zerknęłam na jej minkę i znów cicho się zaśmiałam, widząc tę jej ciekawość. 

- Dzieci, idźcie na górę. - w głosie mężczyzny słychać było rozkaz, więc Sophie i Maddie automatycznie wstały ze swoich krzeseł.

- Nawet nic nie wyjaśni... - mruknęła młodsza dziewczynka z oburzeniem i pociągnęła siostrę za rękę, po czym wyszły z jadalni. Ooo... Jednak ma posłuch. Tego się nie spodziewałam. Mówił, że dzieci są zbuntowane i nie chcą go słuchać, a tu coś takiego... Chyba w tej rodzinie zaszła jakaś zmiana. 

James posłał spojrzenie Zenowi, więc ja też na niego popatrzyłam, ale dokładnie z jego twarzy można było wyczytać, że nigdzie się nie rusza. Uparty jak osioł. W kogo on się do jasnej ciasnej wdał? 

- Więc? 

- Co? - oblizałam spierzchnięte wargi. 

- Dobierał się do ciebie? 

- Nie. - westchnęłam. Wzrok Zayna prawie wypalał mi dziurę w twarzy, ale postanowiłam go ignorować. Może lepiej niech się dowie teraz, to będzie czuł jakieś pieprzone wyrzuty sumienia. Dobrze mu tak! - Po prostu piliśmy i rozmawialiśmy. 

- Więc co z nim nie tak? 

- Po prostu nie jest w moim typie i tyle. - podniosłam się ze swojego miejsca. - Ale nie chcę o tym rozmawiać. 

- No dobrze. Nie będę naciskać.

- Idź do siebie i odpocznij, a ja tu posprzątam. - poklepałam go po ramieniu w przyjacielskim geście. Oczywiście chciał protestować, ale jakimś cudem udało mi się go przegadać i już po chwili zniknął na piętrze. 

Kompletnie ignorując nadal siedzącego na krześle Zayna, zaczęłam zgarniać resztki jedzenia na odpowiedni talerzyk. Pies sąsiadów na pewno się ucieszy. Czułam jak brunet mi się przygląda, ale nadal byłam na niego zła i nie miałam zamiaru uraczyć go nawet najmniejszym spojrzeniem. Jego dziecinne zachowanie za bardzo mnie irytowało, żeby tak normalnie z nim rozmawiać. 

- Okłamałaś mnie. - bardziej stwierdził niż zapytał. 

- Niby jak? 

- Nie spałaś z nim, a powiedziałaś, że to zrobiłaś. 

- To nie jest twoja sprawa. Już ci to mówiłam. - warknęłam i chciałam udać się do kuchni, ale oczywiście dwudziestolatek zastąpił mi drogę. 

- Coś mi się wydaje, że jednak trochę moja jest... 

- Nie. 

- Tak! 

- Av... - westchnął zirytowany i zabrał mi z dłoni talerze, odstawiając je znów na stół. W końcu przeniosłam wzrok na jego twarz, ale specjalnie starałam się, żeby moja mina była chłodna.  

- Nie Zayn. Nie chcę cię słuchać. Nie jestem twoją właśnością, żebyś mi mówił z kim mogę się spotykać i z kim mogę spać. To moje życie i zrobię jak chcę. Ty jesteś tylko rozkapryszonym gówniarzem, który myśli, że może mnieć każdą. Ale oświecę cię! Nie możesz! 

Zakończyłam swój wywód i patrzyłam jak na jego przystojną twarz powoli wkrada się złość. Aż poczerwieniał! Miałam wrżenie, że na mnie nakrzyczy, albo nawet uderzy, ale jednak nic takiego się nie stało. A wręcz przeciwnie! W jednej chwili chwycił mnie za ramiona i mocno przyciągnął do siebie, aż wpadłam na jego umięśniony tors. Namiętnie wpił się w moje wargi, nie dając mi nawet możliwości ucieczki. Miałam wrażenie, że mój mózg na chwilę się wyłączył, bo straciłam czucie we wszystkich kończynach. Jego miękkie, ale zaraz mocne wargi idealnie wpasowały się w moje, które okazały się strasznie chętne. Jedną dłoń przesunął z mojego ramienia na głowę i wsunął długie palce w moje włosy, jeszcze mocniej przyciągając mnie tym do siebie. Zaczęłam poddawać się temu pocałunkowi, bo jego wargi... No coż. Działały na mnie jak żadne inne. Niestety to nie powinno się wydarzyć... Nadal byłam zła! Powoli, ale cholernie niechętnie oderwałam się od niego. 

- Avril... - szepnął, nadal przytrzymując mnie za kark. - Wszystko ci wytłumaczę.

- Co mi wytłumaczysz? 

- Powiem ci, o co chodziło wtedy na parkingu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top