Chapter Six.
- Radzę ci stąd natychmiast wyjść, a może zapomnę, że w ogóle tutaj przyszedłeś. - rzekłam poważnie, jednak moje słowa wywołały cichy śmiech chłopaka, co trochę wytrąciło mnie z równowagi. No co za dupek...
- Zayn... Ja wcale nie żartuje. Zaraz zacznę krzyczeć. - westchnęłam wymęczonym głosem. Coraz bardziej denerwowało mnie zachowanie bruneta. No rozumiem, mogłam mu się nawet spodobać, chciał mnie przelecieć, ale przecież chyba jasno dałam mu do zrozumienia, że pomiędzy nami nic nie może być. Powinien już dawno odpuścić i po prostu odejść, ale nie! On praktycznie w środku nocy włazi mi do sypialni i jak gdyby nigdy nic, pakuje się do mojego łóżka.
- Przecież ci nic nie zrobiłem. - zaśmiał się dźwięcznie i mocniej oplótł swoim umięśnionym ramieniem moją talię.
- Tak? To ciekawe, bo ja cały czas czuję twoje łapska na sobie.
- To przecież jeszcze nic takiego. - zamruczał seksownie i mocniej wtulił twarz w moje włosy.
- Może dla ciebie.
- Ładnie pachniesz, wiesz?
- Zayn...
- Po prostu pozwól mi ze sobą spać. Obiecuję, że wyjdę z samego rana i nawet mnie nie zobaczysz. - trącił nosem moje ucho, przez co znów zadrżałam.
- Nie bardzo podoba mi się ten pomysł. - mruknęłam i chciałam się od niego odsunąć, jednak mocniej docisnął moje biodra do swojego krocza. - Zayn!
- Cii. Nie odsuwaj się. Jemu jest tak dobrze.
- Idziesz do siebie. - warknęłam, znów spychając jego dłoń z mojego uda. - Przeginasz już. Ja rozumiem wszystko, ale skoro masz chcicę i buzują w tobie hormony, to idź do panny w twoim wieku. - przekręciłam lekko głowę, a on wykorzystał to i musnął swoimi pulchnymi ustami mój policzek. Już sobie wyobrażałam te jego usta w innym miejscu, ale od razu skarciłam się w myślach. Jestem dojrzałą kobietą i nie myślę już cipką, tylko głową.
- Mógłbym... - przyznał szczerze. - Ale żadna inna nie podnieca mnie tak jak ty. - szepnął głosem lekko zachrypniętym z podniecenia. I co ja mam do cholery zrobić z tym chłopakiem? Przecież on był nie do zniesienia! Każde jego słowo wywoływało na moim ciele milion zajebiście przyjemnych dreszczy, a to ani trochę mi się nie podobało, bo co by zrobił James, gdyby dowiedział się, co mówi mi jego syn? A tak swoją drogą... James zawsze był chorobliwie nieśmiały, nawet jeśli chodziło o jego ukochaną. Ze wszystkim czekał na jej krok, a tymczasem, jego syn potrafił prosto z mostu powiedzieć, że chce mnie zerżnąć. Bo jemu tylko o to chodziło. Chciał zaspokoić swój głód i odejść. Chyba każda kobieta na moim miejscu byłaby w niebie, więc dlaczego ja do cholery jasnej miałam takie opory? Był dobrze zbudowany, dobrze wyposażony, w stu procentach męski...
- Nic ci na to nie poradzę mój drogi. - westchnęłam i po raz kolejny odkąd tu przyszedł, zepchnęłam jego dłonie z mojego uda.
- Więc po prostu pozwól zostać mi tu na noc i nacieszyć się twoim ciałem. Obiecuję, że nie posunę się za daleko. - powiedział tym swoim leniwym, pociągającym tonem.
- Już ci powiedziałam, że ten pomysł ani trochę mi się nie podoba. - odsunęłam się gwałtownie od niego i usiadłam na łóżku.
Dopiero teraz mogłam mu się uważnie przyjrzeć. Nie miał na sobie koszulki, dzięki czemu mogłam zobaczyć wszystkie jego tatuaże. Zmrużyłam lekko brwi i niezauważalnie pochyliłam się nad nim, co jednak oczywiście nie umknęło jego uwadze, bo na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Jakby czytając w moich myślach, odchylił mocniej kołdrę, abym mogła zobaczyć każdy rysunek na jego umięśnionym torsie. Czerwone usta, skrzydła, serce nad paskiem spodni, czaszka... Chciałam zobaczyć więcej, ale księżyc mi na to nie pozwalał. Może to i lepiej, bo zdecydowanie za długo wgapiałam się w jego klatę. Była świetna...
- Ale widocznie bardzo podoba ci się moja klata. - uśmiechnął się chytrze i uniósł rękę, odgarniając pukiel moich włosów z czoła. Zadrżałam lekko. Jak tak dalej pójdzie, zamienię się w galaretę...
- Nie schlebiaj sobie. - wywróciłam oczami. Zmrużyłam lekko brwi, gdy uniósł się na łokciach, tak że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. - Nie kombinuj...
- Jesteś taka śliczna... - oblizał swoje wargi.
- Nie zaczynaj.
- Taka jest prawda, Av. - wsunął palce w moje włosy, bo zauważył, że chcę się oddalić.
- Chyba naprawdę powinnam powiedzieć o wszystkim twojemu ojcu. - przyglądałam się jego oczom i zdecydowanie miałam wrażenie, że jego źrenice są dziwnie duże.
- I co ci to da? I tak go nie posłucham. Jeśli czegoś pragnę, to o to walczę... A teraz pragnę ciebie. - zamruczał, gdy położyłam dłoń na jego torsie, lekko popychając go do tyłu.
- Nie możesz mnie pragnąć, Zayn.
- Nic na to nie poradzę. - chwycił moją dłoń i lekko splótł nasze palce. Nie zabrałam ich jednak. Chłopak zdecydowanie nie był sobą.
- Co brałeś? - nie wytrzymałam.
- Nic strasznego. - na jego twarzy pojawił się leniwy uśmieszek. - Chciałem po prostu zapomnieć o twoim ciele. O twoich sutkach, tyłku, ustach...
- Zayn!
- Pozwól mi. - jęknął błagalnym tonem, a ja nadal miałam kompletną pustkę w głowie. I co powinnam zrobić? Nie miałam serca, żeby go wyrzucić, ale nie chciałam też robić mu złudnych nadziei. Ja rozumiem, że faceci zazwyczaj myślą fiutem, ale w jego przypadku to było już nie do zniesienia.
-Dobra. - westchnęłam ciężko i okryłam go kołdrą, żeby nie musieć oglądać jego klaty. - Ale mnie nie dotykasz i wychodzisz nad ranem, żeby nikt cię tu nie zobaczył. - mruknęłam.
Ułożyłam się wygodniej na łóżku i przymknęłam powieki, a jego ramię natychmiast oplotło moją talię. Westchnęłam ciężko i chwyciłam jego dłoń.
- Avril... Tylko tyle... - szepnął takim głosem, że nie byłam wstanie go odepchnąć. Westchnęłam ciężko i ścisnęłam jego nadgarstek, aby się nie odważył przesunąć ręki ani w dół, ani w górę.
- Jesteś niemożliwy, Zen.
- Lubię, gdy tak zdrabniasz moje imię. - uśmiechnął się w mój kark, przez co pokręciłam z rozbawieniem głową.
- Śpij już. - szepnęłam i przymknęłam powieki. Brunet jeszcze przesunął swoją dłoń, tak żeby to on mnie trzymał.
- Dobranoc, ślicznotko. - zamruczał.
Sama nie wiedziałam, co ja tak naprawdę wyprawiam. On nie powinien ze mną spać. Od razu powinnam go wyrzucić i zapomnieć o całej tej sytuacji, więc dlaczego tego nie zrobiłam? To odbije się na mnie, tego byłam pewna w stu procentach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top