Chapter Seven.
Obudziło mnie słońce, wpadające do mojej sypialni przez niezasłonięte okno. Jęknęłam lekko zniesmaczona i przeciągnęłam się, aby rozprostować zmęczone kości. Jednak spanie całą noc na jednym boku to stanowczo dla mnie za dużo. Jestem za stara na takie zabawy. Gdyby nie Zayn, to może bym się wyspała, ale on oczywiście musiał zabrać mi większość mojego i tak dość małego łóżka. Automatycznie zerknęłam na drugą część posłania, ale była ona pusta. No kto by pomyślał, że brunet jest tak posłuszny? Wywróciłam z rozbawieniem oczami i usiadłam na łóżku. Powinnam chyba udawać, że ostatniej nocy wcale u mnie nie był. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Spojrzałam na zegarek i skrzywiłam się lekko. Było po jedenastej. No to sobie pospałam...
Zsunęłam się z łóżka i założyłam na ramiona szlafrok. Czas na prysznic! Podeszłam do szafki i zaczęłam szukać ubrań na dziś, ale mój wzrok natomiast przykuła mała karteczka, leżąca na szafce nocnej. Podeszłam do niej powoli i pochyliłam się, aby dokładniej widzieć umieszczony na niej tekst.
"Wyglądasz pięknie, gdy śpisz. Ta noc była cudowna. Mam nadzieję, że ją powtórzymy. Zen <3"
Napis był bardzo staranny, co jakoś nie pasowało mi do chłopaka. Mimo wszystko, treść wywołała mój cichy chichot. Ten chłopak jest na serio nienormalny. Specjalnie napisał to w tak dwuznaczny sposób, aby wyszło na to, że ze sobą spaliśmy. Te dzieciaki...
Prysznic nie zajął mi dużo czasu, więc już po kilkunastu minutach byłam na dole. Włożyłam na siebie zwiewną sukienkę, która podkreślała moje kształty. Trochę się zdziwiłam, gdy nie zastałam nikogo z domowników w kuchni. Gdzie oni wszyscy się podziali?
Po chwili zastanowienia wyszłam przed dom i rozejrzałam się po ogrodzie. Mój wzrok od razu przykuł Zayn stojący na jakiejś starej, wyglądającej dość niebezpiecznie drabinie, a na ziemi stał James i przytrzymywał go, aby jego syn nie spadł. Brunet próbował przybić zawiasy przy okiennicy, która odpadła prawdopodobnie przez mocne podmuchy wiatru. Westchnęłam ciężko i niepewnie podeszłam do nich.
- Nie uważacie, że to dość ryzykowne? - popatrzyłam raz na jednego, raz na drugiego. Starszy z mężczyzn tylko wzruszył ramionami, natomiast Zen, jak to Zen, uważnie mi się przyjrzał i uśmiechnął się chytrze, dając mi tym do zrozumienia, że nadal pamięta naszą "wspólną noc".
- Zayn się uparł. - westchnął ciężko. - A jak on coś sobie postanowi, to nic nie jest w stanie go od tego odciągnąć. - oj, James nawet nie wiedział, że zgadzam się z nim w stu procentach. Teraz jego syn uwziął się na mnie i na moją cipkę.
Zerknęłam w stronę podjazdu, bo usłyszałam dźwięk nadjeżdżającego auta. Przez bramę wjechał duży samochód dostawczy z logiem jakiejś firmy i zatrzymał się, nie wiedząc, co dalej ma zrobić. Popatrzyłam lekko zdezorientowana na swojego przyjaciela, jednak on także wyglądał, jakby nie wiedział o co chodzi.
- Zamawiałeś coś?
- No właśnie nie. Może Sophie. - westchnął. - Avril, przytrzymaj mu tę drabinę, a ja pójdę zobaczyć o co chodzi. - poprosił mnie, więc od razu postanowiłam spełnić jego prośbę. To zadanie raczej nie będzie trudne, bo Zayn tylko stał i przybijał, a trzymanie drabiny nie było jakimś ogromnym wyzwaniem. Chwyciłam drewniane boki i w spokoju patrzyłam jak James odchodzi w kierunku ciężarowego samochodu.
- Tylko nie puść, bo ona się trochę chwieje. - powiedział dość poważnym głosem brunet i spuścił głowę w dół, aby na mnie spojrzeć. Ja więc zadarłam głowę do góry, aby lepiej go widzieć. Z tej perspektywy również wyglądał seksownie...
- Już się tak nie bój. Trzymam, trzymam. - wywróciłam oczami, na co on tylko prychnął lekko rozbawiony.
- Czemu założyłaś stanik? Wolę cię bez niego. - uśmiechnął się chytrze, a ja z trudem ukryłam rumieńce, które wkradły się na moje policzki. Byłam dorosłą kobietą, a rumieniłam się jak jakaś zakochana nastolatka. To było po prostu nie do pomyślenia... Czemu całe moje ciało musiało tak na niego reagować? To tylko przeciętny dwudziestolatek. Co on niby w sobie takiego miał?
- Nie zaczynaj...
- Nie bardzo mi dajesz w ogóle zacząć.
- Dziwisz się? Jesteś dzieckiem. - westchnęłam ciężko i mocniej chwyciłam drabinę, bo niebezpiecznie się zakołysała.
- Jestem już dorosły. - prychnął. Chyba zaczynałam go irytować, a to był raczej dobry znak. Może gdy mnie przestanie lubić, to ten jego pociąg do mojej osoby też zniknie. Wtedy byłabym w końcu wolna.
- Ale jesteś dużo młodszy ode mnie.
- Osiem lat to nie tak dużo. Poza tym... Nie wyglądasz na swój wiek.
- Nie podlizuj się. - mimo wszystko jego słowa sprawiły mi przyjemność.
- A ty mnie nie odtrącaj ze względu na mój wiek.
- Przecież ja cię wcale nie odtrącam.
- Ja jakoś mam inne zdanie. Przecież doskonale widzę, że ci się podobam. Reagujesz na każde moje słowo, na każdy mój dotyk, ale jednak bronisz się, bo uważasz, że jestem za młody i wyszłabyś na nieodpowiedzialną kobietę. - odczytał dokładnie moje odczucia. Jak on to robił? Tak łatwo mnie przejrzeć?
- To że uważam, że jesteś przystojny, nie znaczy, że chce uprawiać z tobą seks.
- Ach tak? Dla mnie to jest właśnie nielogiczne. Każda chce ze mną uprawiać seks. - powiedział pewnym siebie tonem, za który miałam ochotę walnac go w łeb. Nie lubiłam nigdy tego typu facetów...
- Posłuchaj... - chciałam mu powiedzieć, co o tym wszystkim myślę, jednak przerwał mi pisk Sophie, która akurat wpadła na podwórko. Czyżby była zadowolona? Miałam ją początkowo zignorować, jednak gdy podbiegła do mnie, po prostu zamarłam. Nie miała na sobie tego okropnego makijażu! Strój i włosy zostały, ale makijaż... Zniknął! Wlepiłam w nią wzrok i musiałam szczerze przyznać, że była całkiem ładna. Bez tej tony tuszu i kredki, mogłam w końcu dojrzeć jej buźkę. Miała identyczne kości policzkowe jak Zen! Zresztą usta tak samo. Tylko akurat jej nie miałam ochoty całować. Nie to, żebym miała ochotę robić to z jej bratem...
- I jak? Lepiej?
- Cholera, Soph wyglądasz... Dobrze. - doskonale słyszałam ten szok w moim głosie. Dziwicie mi się? Nie macie powodu.
- Postanowiłam małymi kroczkami ocieplać swój wizerunek. - posłała mi ciepły uśmiech, który był całkowicie do niej niepodobny, jednak podobał mi się. Nawet bardzo.
- Cieszę się...
- Avril... - usłyszałam nad głową głos Zayna, więc zerknęłam w jego stronę.
Wszystko jednak zaczęło się dziać tak szybko, że nawet nie byłam wstanie zareagować. Przez to, że puściłam drabinę na której stał, zachwiała się ona dość mocno, a brunet tracąc równowagę, natychmiast wylądował na trawie, głośno przy tym jęcząc z bólu.
- Boże! Zen! - pisnęłam i ruszyłam biegiem w jego kierunku. Przecież upadając z takiej wysokości, mógł się nawet zabić! Automatycznie padłam na kolana i zepchnęłam z niego drabinę. - Zayn... - chwyciłam w zimne dłonie jego policzki. - Zen, obudź się! - szarpnęłam nim lekko, jednak nadal nie było z nim żadnego kontaktu. Cholera jasna...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top