Chapter Forty-One.
Brunet znów chwycił moją dłoń i powoli poprowadził mnie do ściany naprzeciwko nas.
- Zaczekaj tutaj. Tylko się nie ruszaj. - uśmiechnął się lekko. Patrzyłam jak otwiera drzwi do jakiegoś schowka. Wyjął z niego dwie duże torby i przeciągnął je na drugą stronę schowka, przez co nie miałam pojęcia, co on tam wyczynia. Stałam jednak grzecznie i czekałam aż mnie zawoła. Całe to miejsce wyglądało niesamowicie magicznie. Budynek był na tyle wysoki, że ludzie z okolicznych bloków nie mogli nas zobaczyć, my natomiast, mogliśmy widzieć wszystko. Ściany pokrywały różne graffiti, co tylko dodawało temu miejscu uroku.
- Dobra, gotowe. - usłyszałam niski głos bruneta, więc niepewnie udałam się w tamtym kierunku. Zaśmiałam się cicho, widząc poduszki, koce i kołdrę rozłożone na materacu pod ścianą, która również pokryta była kolorowymi rysunkami. - Często tu przesiaduję jak mnie życie męczy. - posłał mi kolejny zabójczy uśmiech i jak gdyby nigdy nic, usiadł na miękkim posłaniu. Wyciągnął w moim kierunku dłonie, więc powoli do niego podeszłam.
- Nocujesz tutaj?
- Jeśli jest ładna, ciepła noc i nie pada to mi się zdarza. - zrobił mi więcej miejsca na materacu, więc usiadłam obok niego i lekko okryłam się kocem, bo chłód nocy nie należał do przyjemnych. Chłopak przeciągnął rękę za moimi plecami, przytulając mnie mocniej do swojego umięśnionego boku.
- Bałabym się zostać tutaj sama. - wlepiłam wzrok w gwieździste niebo. Boże... Tu było naprawdę tak pięknie, że aż zapierało dech w piersiach. Przecież takie rzeczy działy się tylko na filmach.
- Ze mną nic ci nie grozi. - czułam na swojej głowie, że się uśmiecha.
- Wiesz, że nie powinieneś być taki romantyczny? - uniosłam się lekko i popatrzyłam na jego twarz. - To tylko seks, pamiętasz?
- Pewnie. Kilka tygodni i koniec. Wiem.
- Może nawet nie tygodni. Już rozglądam się za jakimś mieszkaniem, więc jak tylko dostanę wypłatę, to pewnie się wyniosę.
- Tak szybko? - wydawało mi się, że usłyszałam w jego głosie lekki zawód, ale swoim zachowaniem nic takiego nie zdradził.
- Nie ma sensu siedzieć dłużej na głowie twojemu ojcu.
- On się cieszy, że jesteś. - obserwowałam spokojnie opadającą się i unoszącą klatkę piersiową bruneta.
- Będę was czasem odwiedzać, zresztą... Dopóki sobie kogoś nie znajdziemy, będziesz mógł do mnie czasami wpadać. - oparłam policzek o jego twardy tors.
- Dobre i to.
- A właśnie, miałeś mi pokazać swój tatuaż. - usiadłam prosto i przekręciłam się mocniej, żeby widzieć go dokładniej.
- To nic takiego.
- Ale i tak chcę zobaczyć.
Brunet powoli podwinął koszulkę i lekko odchylił materiał spodni, żebym mogła zobaczyć drobny, pochyły napis na jego podbrzuszu, tuż nad materiałem bokserek. "Don't think I won't." Powoli przesunęłam palcami po każdym wyrazie z osobna i lekko uśmiechnęłam się, słysząc jak brunet mruczy z zadowolenia.
- Nie rób tak, bo nie skończy się to dobrze.
- Podoba mi się. - przygryzłam lekko dolną wargę i zabrałam dłoń, żeby czasem się za bardzo nie nakręcić. To powinien być spokojny wieczór.
- Ty nie masz żadnego tatuażu? - zsunął się niżej na poduszkach, więc ja ułożyłam głowę na jego torsie i tak jak on, wlepiłam wzrok w ciemne, ale bezchmurne niebo.
- Nie jestem zbyt odporna na ból.
- Może to i lepiej... - zaczął zawijać na palcach moje długie loki. - Twoje ciało jest idealne bez dodatkowych rysunków. - powiedział, a ja nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
- Jesteś zdecydowanie zbyt słodki.
- Jeszcze niedawno byłem dupkiem. - prychnął z rozbawieniem.
- Poznałam już wiele oblicz Zayna. - przekręciłam się na bok, aby móc obserwować jego przystojną twarz. - Zły Zayn, szczęśliwy Zayn, zazdrosny, podniecony, zrelaksowany, zraniony... - po każdym słowie zataczałam malutkie kółeczka na jego odkrytym ramieniu.
- I które lubisz najbardziej?
- Wszystkie razem. - odparłam bez zastanowienia. Przymknęłam powieki, delektując się tą przyjemną chwilą. Bez kłótni, oczekiwań, tajemnic...
- Ale mam pomysł jak zepsuć ten romantyzm. - zaśmiałam się.
- Aż się boję.
- Ile dziewczyn przede mną tu zabrałeś?
- Um... - zerknęłam na jego twarz, bo coś za długo milczał. Zastanawiał się widocznie nad dobrą odpowiedzią.
- No?
- Czekaj, liczę. - zaśmiał się dźwięcznie, przez co walnęłam go lekko w tors.
- Tak właśnie myślałam. - obydwoje zamilkliśmy na chwilę. Nawet nie było ważne ile dziewczyn tu z nim było. Ważne, że teraz byłam tu ja i mogłam podziwiać te magiczne miejsce.
- Boże, nawet sobie nie wyobrażasz jaka jesteś piękna. - usłyszałam szept bruneta, więc powoli otworzyłam oczy i popatrzyłam na niego. Taka się właśnie przy nim czułam... Jak ideał. Chyba każda kobieta pragnęła poczuć się w swoim życiu choć raz tak pięknie jak ja czułam się przy brunecie.
- Uważaj, bo się zakochasz. - oblizałam wargi, które nagle zrobiły się strasznie suche, nawet nie wiedziałam czemu.
- Ja się nie zakochuje. - odpowiedział szybko, bez żadnego zastanowienia. Słyszałam wyraźnie jak przełyka nerwowo ślinę, co trochę mnie zdziwiło, ale postanowiłam tego nie komentować. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby się we mnie zakochał, albo, co gorsza, żebym ja zakochała się w nim. To by była katastrofa.
- To dobrze.
- Nacieszmy się po prostu tymi kilkoma wspólnymi tygodniami, a później każde z nas pójdzie w swoją stronę, zapominając o tym, co się działo. - musnął w przelocie moje usta i mocniej przyciągnął mnie do siebie. - A teraz się prześpij, bo widzę, że oczy ci się same zamykają.
~*~
Uchyliłam zaspane powieki, pod którymi czułam nieprzyjemny piasek. Z jękiem przekręciłam się i wyłączyłam budzik w moim telefonie, który specjalnie ustawiłam na szóstą, żebyśmy zdążyli wrócić do domu, zanim James się obudzi.
- Zen... - mruknęłam, patrząc na bruneta, który ze spokojną miną wtulał się w moje cycki. Materiał obcisłej sukienki trochę się zsunął, przez co niewiele brakowało, żeby jedna pierś się z niego całkiem wysunęła. Mogłam jednak założyć stanik.
- Hm? - zamruczał, nawet nie uchylając powiek.
- Musimy wstawać.
- Jeszcze nie. Pięć mint. - był tak zaspany, że jeszcze ledwo kontaktował, co troszeczkę mnie rozbawiło. Powoli wysunęłam się z jego objęć i usiadłam prosto na dość twardym materacu. Posłanie nie należało do wygodnych, ale o dziwo nic mnie nie bolało i była to chyba zasługa bruneta.
- Wstawaj...
- Chodź tu do mnie. - dopiero teraz raczył otworzyć zaspane oczy. Jej, jak seksownie on wyglądał... Tego nawet nie dało opisać się słowami. Wyciągnął w moim kierunku ręce, a gdy widział, że nie mam zamiaru się kłaść, uniósł się lekko i na siłę przyciągnął mnie do siebie. - Chcę twoje cycki znów przy swojej twarzy. - jak powiedział, tak też zrobił i znów wtulił głowę w zagłębienie pomiędzy nimi.
- Nie mamy czasu, Zayn. - westchnęłam cicho, bo przez te jego ocieranie, czułam, że sutki mi twardnieją. On też to widocznie poczuł, bo bez pozwolenia położył łapę na mojej piersi i lekko ją ścisnął przez cienki materiał.
- Na pewno znajdziemy jeszcze kilka minut. - nagle wydawał się być bardzo rozbudzony. Faceci to jednak bardzo proste istoty. Pokaż cycek i ich dzień już jest cudowny.
- Nawet o tym nie myśl.
- Za późno. - posłał mi chytry uśmieszek i w mgnieniu oka powalił mnie na materac i przykrył swoim męskim ciałem. - Ojciec w niedzielę nie wstanie przed południem, bo małą zabrała babcia.
- Co nie zmienia faktu, że powinniśmy wrócić do domu.
- Nie chcesz wykorzystać mojego porannego wzwodu? - bez żadnego zażenowania potarł dłonią wybrzuszenie w swoich spodniach.
- Prowokujesz mnie... - prychnęłam z rozbawieniem.
- Może... - zamruczałam cicho, gdy brunet mocniej się pochylił i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi i dekolcie. - Cholera. Oszaleję kiedyś przez ciebie. - przesunął dużymi dłońmi po mojej wąskiej talii. - Sam nie wiem, co chcę teraz z tobą robić... - zsunął dłonie niżej, na moje uda i powoli podwinął do góry moją sukienkę, dzięki czemu mógł w całej okazałości zobaczyć moje koronkowe stringi. - Mmm, zdecydowałem. - zagryzłam wargę, gdy tylko jego palce znalazły się pomiędzy moimi nogami.
- Ugh, Zen... - sapnęłam. Czułam, że robię się mokra, a przecież to naprawdę było bardzo ryzykowne. Chłopak zaczął lekko przesuwać palcem po moich majtkach i mój opór niestety powoli zaczął mijać.
Moja przyjemność niestety nie trwała zbyt długo, bo dostałam wiadomość, a o tej porze było to coś dziwnego, więc niechętnie podniosłam urządzenie.
- To Sophie. Jednak musimy wracać. - powiedziałam niepewnie, a brunet tylko jęknął zawiedziony.
- Zawsze mi wszystko spieprzy. A byłem już tak blisko... - teatralnie wywrócił oczami, ciągle pożerając przy tym wzrokiem moje ciało, przez co parsknęłam śmiechem.
- Głupek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top