Chapter Forty-Nine.

Wjechałam sporą, kilkunastoosobową windą na swoje piętro i powoli skierowałam się w stronę gabinetu. Przyjechałam dosłownie dwie minuty przed czasem z czego byłam niesamowicie dumna, bo samochodem Zayna jeździło się strasznie ciężko. Miał mocny silnik, jednak dla mnie był zdecydowanie zbyt duży i jazda nim po wąskich uliczkach była po prostu katorgą, nie mówiąc już o parkowaniu. Szukałam wolnego miejsca dwa razy dłużej niż normalnie, bo moim małym autkiem potrafiłam wcisnąć się dosłownie wszędzie. W dodatku ciągle rozpamiętywałam rozmowę z młodym Malikiem i nadal byłam cholernie zdenerwowana, co nie ułatwiało mi dojazdu obcym autem do mojej firmy. Na szczęście mi się udało i w spokoju mogłam zacząć pracę. Taa, ja na serio jestem naiwna, skoro tak pomyślałam.

Przywitałam się ze swoją asystentką, która pogrążona była w dokumentach i przeszłam do swojego miejsca pracy. Z głośnym westchnięciem usiadłam na skórzanym, obrotowym fotelu i lekko przetarłam twarz dłońmi, uważając jednocześnie, żeby nie rozmazać starannego makijażu, który wykonywałam dziś rano. 

I co ja miałam zrobić z tym chłopakiem? Nigdy nie widziałam go tak złego i smutnego jednocześnie jak dziś... Nawet w momencie naszego poznania, gdy nazwał mnie dziwką Jamesa nie był tak podminowany. Nie chciałam tak go ranić, ale widocznie bardzo dosadnie to zrobiłam, co jeszcze bardziej mnie dobijało. Cholera, no! Przecież odsunięcie go miało być tym najłatwiejszym wyjściem, więc czemu to tak bolało i mnie i jego? Może powinnam mu powiedzieć, że słyszałam jego rozmowę i niestety nie mogłam mu dać miłości? Nie... To przecież też by go zabolało, ale zapewne by udawał, że wszystko jest okej, ja bym zaczęła udawać, że mu wierzę i jak gdyby nigdy nic, wrócilibyśmy do pieprzenia się jak króliki, raniąc się przy tym jeszcze bardziej. Nie, to bez sensu... Jakiś cholerny krąg. Odsunąć go bez zbędnych wyjaśnień było jednak najlepiej. 

Wyciągnęłam rękę w stronę małej szafki, na której zawsze kładłam teczkę, jednak w tym momencie jej tam nie było. Skrzywiłam się lekko i rozejrzałam po gabinecie, mają nadzieję, że po prostu położyłam ją w innym miejscu, ale nigdzie jej nie widziałam. Mimowolnie wywróciłam oczami. Jak nic zostawiłam ją w samochodzie... Miałam tylko nadzieję, że w tym Zayna... 

Wyszłam z pomieszczenia, bez słowa mijając brunetkę i długim korytarzem udałam się z powrotem w stronę wind. Prze te wszystkie wydarzenia z przeciągu ostatnich godzin, nie mogłam się w pełni poświęcić mojej pracy. Czemu muszę mieć tak straszny dzień? Niby co ja takiego zrobiłam, że los tak mnie każe? Po prostu zapragnęłam w swoim życiu odrobiny przyjemności... Zen w przeciągu tylko kilkunastu dni zapewnił mi więcej cudownych orgazmów, niż jakikolwiek inny facet w całym moim życiu.

Wcisnęłam przycisk przywołujący windę, ale wyświetlacz wskazywał, że jest właśnie na samym dole, co świadczyło tylko o tym, że jeszcze sobie poczekam, zanim dotrze do mnie. 

- Witaj, Avril. - usłyszałam z boku głos mojego prezesa, więc momentalnie przekręciłam głowę w jego kierunku i poprawiłam włosy, chcąc prezentować się jak najlepiej. 

- Dzień dobry, Panie Prezesie. - posłałam mu najbardziej profesjonalny uśmiech jaki tylko znałam. - Na dół? 

- Nie, muszę iść jeszcze do działu marketingu. - czułam, że uważnie mi się przygląda, gdy wciskałam na panelu strzałkę w górę. - Przygotowałaś dla mnie te raporty, o które prosiłem? 

- Tak, poproszę asystentkę i za chwilę je dostarczy do pana gabinetu. 

- Możesz też sama mi je przynieść za kilka minut. - jego niski ton lekko zbił mnie z tropu, więc niepewnie popatrzyłam na jego twarz, ale on oderwał ode mnie wzrok, bo drzwi windy się akurat otworzyły. Popatrzył na kogoś kto był w środku, więc i ja przeniosłam spojrzenie na tę osobę. Momentalnie zamarłam, a kolana się pode mną lekko ugięły, gdy dotarło do mnie, że to nikt inny jak pieprzony Zayn Malik. Ubrany w ciemne dżinsy i skórzaną kurtkę, diametralnie odróżniał się od mężczyzn, którzy tu pracowali. W porównaniu z moim ułożonym i nienagannie ubranym w szyty na miarę garnitur szefem, wyglądał jak typowy niegrzeczny chłopiec i musiałam przyznać, że milion razy bardziej ciągnęło mnie do niego, niż do prezesa, choć on też był całkiem przystojny. 

- Dzień dobry. - brunet popatrzył najpierw na mnie, a później na mojego towarzysza i bez żadnego zastanowienia wysiadł z windy. 

- Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc? - mężczyzna obok mnie chyba dokładnie wyczuł, że brunet ani trochę tu nie pasuje. 

- Nie, dziękuję. Przyniosłem tylko dokumenty dla Avril. Zostawiła je w aucie. - wyciągnął w moim kierunku dłoń z teczką, więc z ulgą wzięłam ją od niego. Więc jednak były w moim samochodzie. Musiał już naładować akumulator, skoro mi je przywiózł...

- Dzięki. 

- No dobrze, winda czeka. Wraca pan na dół? - mój szef wsiadł do windy i zmierzył uważnym spojrzeniem mojego towarzysza. Doskonale widziałam to jego klasyczne zniesmaczenie na twarzy i poczucie wyższości. Widocznie Zayn nie bardzo mu się spodobał. 

- Nie, jeszcze muszę mu coś dać. - powiedziałam szybko, może nawet za szybko, bo obydwaj popatrzyli na mnie, a młodszy z mężczyzn zatrzymał się w pół kroku, bo już miał zamiar wsiąść do windy. Odciągnęłam go więc lekko za ramię. Nie mogłam ryzykować, żeby szef zaczął wypytywać go o to kim dla mnie jest, bo niby co by mu wtedy powiedział? Znając niepokorną naturę Zena i jego zamiłowanie do afer, byłam pewna, że może powiedzieć wiele różnych rzeczy, które mogły postawić mnie w złym świetle. 

Mój prezes tylko kiwnął głową i wcisnął guzik odpowiedniego piętra na panelu, a drzwi od razu się za nim zasunęły. Odetchnęłam cicho i zerknęłam na Zayna, który z zaciekawieniem rozglądał się po piętrze, na którym pracowałam. Chyba nawet mu się tu podobało, bo uśmiechnął się lekko.

- Co masz mi dać? 

- Um... Nic. - wzruszyłam lekko ramionami. 

- Aaa, czyli nie chciałaś, żebym jechał z twoim znajomym, co? - zaśmiał się gorzko, przez co główna sekretarka, która siedziała przy kontuarze nieopodal nas, dziwnie na nas popatrzyła.

- To mój prezes, Zen. Nie chcę, żeby zadawał mi później jakieś trudne pytania. 

- Co w tym trudnego? Jestem po prostu synem twojego przyjaciela, nie? - wcisnął guzik na panelu, chcąc przywołać windę. 

- Żeby to było takie łatwe... Łączy nas coś więcej. 

- Raczej łączyło, bo o ile dobrze kojarzę, dałaś mi dziś w nocy kosza. - jego ton był zimny jak nigdy, co niesamowicie mnie irytowało. Nie mogłam mieć do niego pretensji, ale to nie zmieniało faktu, że miałam ochotę pchnąć go na ścianę i bardzo dosadnie wytłumaczyć mu co myślę, a później się z nim pieprzyć, nawet tutaj... Pokręciłam szybko głową, odganiając od siebie te głupie myśli. To by dopiero była sensacja...

- Chodź na chwilę do mojego gabinetu, żebyś czasem znów na niego nie wpadł. 

- Jestem już i tak spóźniony do szkoły... 

- Pff, jakbyś się tym w ogóle przejmował. - chwyciłam rękaw jego kurtki i pociągnęłam go w stronę mojego gabinetu, a on nie oponował, co uznałam za dobry znak. Weszłam do środka. 

- Zanieś sekretarce prezesa te dokumenty, które przygotowałam. - powiedziałam do brunetki siedzącej przy biurku, a ona od razu kiwnęła głową i popatrzyła na mnie, a później przeniosła spojrzenie na mojego towarzysza. Brunet za mną zatrzymał się momentalnie, przez co odwróciłam się niepewnie w jego kierunku. 

- Coś nie tak?

- Zayn... - moja asystentka szepnęła tak cicho, że ledwo to usłyszałam, ale zaraz po tym po moich plecach przeszedł gorący dreszcz. Nie... Tylko mi nie mówcie, że to ta sama dziewczyna, która złamała serce młodemu Malikowi. Widząc miny ich obojga, od razu poczułam się jak w jakiejś taniej, brazylijskiej telenoweli. Jestem taka głupia... Powinnam się wcześniej zorientować.

- Blair... 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top