Chapter Forty.

- Dzięki, że byliście dziś z nami! - krzyknął Zayn, a cały klub zaczął jeszcze głośniej wiwatować na ich cześć. - Jesteście najlepsi! Widzimy się za tydzień! 

Zagrali już dwa bisy, ale publiczność zdecydowanie nie miała dosyć i w sumie wcale się nie dziwiłam. Słuchanie bruneta i jego kolegów było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jakie mogły spotkać człowieka w tym marnym, ziemskim życiu. Ich piosenki były w większości skoczne, ale jednocześnie niosły czytelne przesłanie, co w dzisiejszym komercyjnym świecie muzycznym było nowością. Byłam przekonana, że gdyby tylko zdecydowali się zająć muzyką na poważnie, zrobiliby światową karierę. Oni jednak wydawali się być tym niezainteresowani.

Dopiłam kolejnego drinka i podałam barmanowi banknot o dość dużym nominale, nie prosząc przy tym o resztę. A co mi tam... Już niedługo pierwsza wypłata. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, więc oddałam delikatnie i przekręciłam się na wysokim barowym krześle, akurat w momencie, gdy stanął obok mnie młody Malik. No w końcu. Lubiłam obserwować go na scenie, ale zdecydowanie wolałam, gdy był koło mnie.

- Cześć. - uśmiechnął się słodko i pochylił w moim kierunku, żeby mnie pocałować, ale w ostatniej chwili przekręciłam głowę, przez co jego usta wylądowały na moim policzku, a on zamruczał niezadowolony. Jej, jak ja uwielbiałam go męczyć. To ostatnio było moim ulubionym zajęciem.

- Witaj Gwiazdo. 

- Nawet nie dostanę buziaka za tak cudowny występ? - skrzywił się, znów próbując mnie pocałować. 

- A zasłużyłeś? - wstałam z krzesła i stanęłam z nim twarzą w twarz. Hm, właściwie nie do końca, bo chłopak miał prawie metr dziewięćdziesiąt, a ja ledwo metr siedemdziesiąt, ale mniejsza z tym. Ważne, że staliśmy blisko.

- Zdecydowanie. - objął mnie w pasie, przyciągając mocniej do siebie, więc ułożyłam dłonie na jego torsie. - To nadal chcesz, żebym cię porwał, czy jesteś o coś zła? Pewnie jesteś zazdrosna o te wszystkie piszczące na mój widok laski, hm? - pochylił się, trącając lekko nosem mój nos. Wyciągnęłam mocniej szyję i musnęłam delikatnie jego usta, ale gdy chciał pogłębić, od razu się odsunęłam. Uwielbiałam zabawę w kotka i myszkę, a już z nim szczególnie.

- Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam skłonności do zazdrości. - prychnęłam z rozbawieniem. - A skoro to porwanie to chyba nie powinieneś mnie pytać o zdanie. - zaśmiałam się cicho i przesunęłam długimi paznokciami po jego umięśnionym torsie. 

- Tak myślisz?

- Yhym. - nim zdążyłam się zorientować, brunet błyskawicznie się pochylił i przerzucił mnie sobie przez ramię, na co pisnęłam zaskoczona, a kilka osób wokół nas, zaczęło się nam dziwnie przyglądać. Starałam się nie zwracać uwagi na szepty tych ludzi, bo w końcu Zayn był w tym miejscu bardzo rozpoznawalny i to, że zadawał się ze mną, na pewno sprawiało, że byliśmy na językach większości ludzi. Już sobie wyobrażałam te komentarze... Nie miałam jednak czasu na zastanawianie się, co sobie o mnie pomyślą, bo brunet ruszył w stronę wyjścia z klubu, dbając jednocześnie o to, żeby materiał mojej sukienki nie podwinął się, bo wtedy wszyscy przed nami mogliby podziwiać moje majtki. Walnęłam go lekko w plecy i zaczęłam piszczeć, żeby mnie puścił, ale on kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Z boku musiało wyglądać to dość specyficznie, a jednak nikt nie zareagował, żeby mi pomóc. 

- Przecież sama się prosiłaś o porwanie. - dał mi klapsa w tyłek, przez co jeszcze mocniej zaczęłam się na nim szarpać. O to dupek...

- Ale zrobiłeś scenę! Teraz wszyscy będą o tym mówić. - po raz kolejny walnęłam go pięściami w plecy, a on tylko się zaśmiał, jakby to nie było nic ważnego. Włożyłam w to tyle siły, że powinien teraz zwijać się z bólu, ale on zachowywał się, jakby nic nie poczuł.

- Słońce, poza moimi kumplami nikt cię tu nie zna, więc nie musisz się bać, że mój ojciec się dowie. 

- A jak była gdzieś tu Sol? 

- Nie było jej. - odparł pewnie i zatrzymał się, ale nie widziałam z jakiego powodu, bo nawet nie miałam jak się przekręcić. 

- Co się dzieje? - usłyszałam głos jednego z kolegów bruneta, więc domyśliłam się, że wyszli przed klub na papierosa. 

- Odwieziesz Sophie do domu? Bawi się jeszcze w środku. - czułam jak brunet gładzi kciukiem moje odkryte udo, a skóra w tym miejscu momentalnie zaczęła mnie mrowić i prosić o więcej. Zagryzłam dolną wargę, żeby przestać myśleć o jakichś głupotach. Krew zaczynała mi już spływać do mózgu, zdecydowanie. 

- Pewnie. - słyszałam w głosie chłopaka rozbawienie. - Jak tam Avril, dobrze się bawisz? - wychylił się lekko za plecy bruneta, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego twarz. Ach, to ten biały. Ciekawe kiedy przeszliśmy na "ty", jeszcze niedawno mówił mi "dzień dobry". Wolałam jednak tego nie komentować, bo przecież sama wcześniej podświadomie chciałam, żeby mówili mi po imieniu. 

- Świetnie. - uśmiechnęłam się do niego. - Ale lepiej by mi było na ziemi. 

- Dobra Niall, pilnuj Soph. Odezwę się do was jutro. - brunet nie czekając na odpowiedź kolegi, ruszył przed siebie. Niósł mnie dosłownie jakbym nic nie ważyła, co trochę mi schlebiało. Miał parę chłopak. 

Zatrzymał się na parkingu przy swoim samochodzie i dopiero wtedy powoli postawił mnie na ziemi. Musiałam się przytrzymać jego ramienia, żeby czasem nie upaść, bo niebezpiecznie zachwiało mi się w głowie. 

- Jesteś szalony. - prychnęłam z rozbawieniem. Oparłam się o bok samochodu, podczas gdy chłopak szukał kluczyków w kieszeni swoich spodni. Pochylił się lekko w moją stronę i oparł obydwie ręce po obydwóch moich stronach, zamykając mnie w pułapce. 

- Też mi się tak czasami wydaje. - pochylił się mocniej, delikatnie przesuwając ustami po mojej żuchwie. Zagryzłam mimowolnie wargę i lekko przechyliłam głowę, ułatwiając mu dostęp do mojej szyi. Zaczął na niej składać drobne, mokre pocałunki, od których miękły mi kolana. 

- Zayn... - sapnęłam, wsuwając palce w jego włosy i mierzwiąc je lekko. 

- Nie umiem trzymać rąk z daleka od ciebie. - zamruczał, lekko przygryzając moją wrażliwą skórę.

- Zdążyłam zauważyć, ale... - zsunęłam ręce na jego tors i lekko go odsunęłam. - Miałeś mnie gdzieś porwać. 

- Robi się. - jego przystojną twarz przyozdobił seksowny uśmieszek. Szybko odblokował auto i otworzył mi drzwi, po czym sam zajął miejsce za kierownicą i w mgnieniu oka wyjechał z parkingu. Na szczęście wszyscy jeszcze byli w klubie, więc nikt nie blokował ruchu.

- Więc gdzie mnie zabierasz? 

- Niestety nie mogę ci powiedzieć. Musiałbym cię wtedy zabić. - powiedział to tonem mordercy z jakiegoś filmu akcji. Coś jak Liam Neeson w "Uprowadzonej". Aż przeszły mnie dreszcze, choć to był żart.

- Och, tylko nie to. - prychnęłam z rozbawieniem i teatralnie przyłożyłam dłoń do czoła. 

Droga minęła nam w dość luźnej atmosferze. Żadne z nas nie miało ochoty na jakąkolwiek kłótnię, więc chyba po raz pierwszy rozmawialiśmy tak po prostu... O niczym. Musiałam też przyznać przed samą sobą, że było to niesamowicie ciekawe doświadczenie. Zayn na pewno nie należał do głupich osób. Na wszystko miał wyrobione swoje zdanie, co było niesamowicie seksowne. 

Brunet zatrzymał samochód na parkingu z boku jakiejś mało uczęszczanej ulicy i uśmiechnął się do mnie szeroko. W pierwszej chwili pomyślałam, że zabrał mnie do mieszkania jakiegoś kumpla na szybki seks, jednak on zamiast zabrać mnie do którego z okolicznych bloków, podszedł ze mną do drzwi banku. Tak. Do banku. Kilkunastopiętrowy budynek był oczywiście zamknięty, bo przecież dochodziła godzina druga w nocy. Popatrzyłam na niego zdziwiona, ale on tylko jak gdyby nigdy nic, podszedł do okna i zapukał w nie kilka razy. 

- Co ty... 

- Ciii. - przerwał mi w pół słowa i bez zastanowienia chwycił moją zimną dłoń w swoją i splótł nasze palce, dzięki czemu od razu zrobiło mi się cieplej. Drzwi do banku się otworzyły i stanął w nich drobny staruszek, ubrany w czarny strój ochroniarza. Chyba spał, bo ledwo patrzył na oczy.  Uniosłam brew, gdy panowie podali sobie ręce, ale jednocześnie nie odezwali się nawet słowem do siebie. Brunet po prostu z uśmiechem go wyminął i wciągnął mnie do środka, od razu prowadząc mnie w kierunku windy. Nic z tego nie rozumiałam, ale w sumie to może i dobrze, bo jeszcze bardziej mnie ta adrenalina pobudziła. Miałam tylko nadzieję, że niczego tu nie kradli... 

- Czemu jesteś taka wystraszona? - dopiero, gdy drzwi windy się zamknęły, brunet popatrzył na mnie. 

- Właśnie włamaliśmy się do banku... 

- Wcale nie. Zostaliśmy wpuszczeni. - leniwy uśmieszek przyozdobił jego twarz. Podszedł bliżej mnie i znów oplótł ręce wokół mojej talii. 

- Co ty kombinujesz? 

- Nic takiego. Chcę po prostu spędzić z tobą resztę nocy sam na sam. - jego wzrok zjechał na moje usta i przez chwilę myślałam, że mnie pocałuje, jednak ku mojemu zdziwieniu, nie zrobił tego. Odsunął się powoli ode mnie i wysiadł z windy, gdy tylko drzwi się otworzyły. Wzruszyłam mimowolnie ramionami i bez słowa poszłam za nim. Widocznie uznał, że tej nocy już wystarczająco mnie na obmacywał. 

Byliśmy na najwyższym piętrze, ale chłopakowi to nie wystarczyło i poprowadził mnie schodami przeciwpożarowymi na górę. Już po chwili znaleźliśmy się na dachu. Rozejrzałam się wokół i mimowolnie wstrzymałam oddech. 

- Jak tu pięknie... - szepnęłam, patrząc na otaczające nas światła śpiącego miasta.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top