Chapter Fifty-Six.

Nie znałam motywów zachowania Zayna, ale widząc tę jego błagalną minę wolnym krokiem ruszyłam do przodu, żeby Blair myślała, że po prostu wyszłam w samotności na zewnątrz, aby się przewietrzyć. 

- Zayn? - znów spytała, ale chłopak się nie odezwał, więc tylko westchnęła cicho. Podeszłam do tarasu, przez co w końcu mnie zobaczyła. - Ooo, to ty... - powiedziała z lekkim zawodem, przez co uniosłam brew. Ma gówniara tupet. Była starsza od Malika, ale i tak to ona była dla mnie dzieciakiem, a nie brunet. To ja, tego nie ogarniecie... Wiek dla mnie nie grał większej roli, liczyło się to, co człowiek sobą prezentuje. Nie raz poznawałam w swoim życiu ludzi dorosłych, często nawet po trzydziestce, którzy zachowywali się jak dzieci, albo młodych, najczęściej nastolatków, którzy radzili sobie w tym okrutnym świecie lepiej niż niejeden dorosły. Zachowanie nie zawsze zależało od tego ile dany człowiek miał lat. Gdyby tylko James też miał takie zdanie... Nie ukrywałabym przed nim tego, co łączyło mnie z Zaynem, gdyby nie był tak surowy, jeśli chodziło o tego typu rzeczy.

- Ja? - prychnęłam. - Nie pamiętam, żebyśmy przechodziły na "ty". 

- To znaczy, myślałam... 

- Nie obchodzi mnie, co myślałaś. Jesteś moją pracownicą i masz się do mnie zwracać per pani. - może nie powinnam być dla niej taka chłodna, bo to w sumie nie była jej wina, że Zayn ją kochał, ale to, że go zdradzała tak mnie wkurzało, że nie mogłam powstrzymać swojego ciętego języka. Jak mogła mu to robić? Brunet na to nie zasługiwał...

- Aaa, więc to tak...

- Jak? - skrzyżowałam ramiona na piersi. Coś czułam, że ta panienka chce mnie zdenerwować.

- Już jak pierwszy raz zobaczyłam panią i Zayna w gabinecie to pomyślałam, że może być coś między wami, ale w sumie on bardziej był zainteresowany mną, więc uśpiło to moją czujność. - wzruszyła nonszalancko ramionami. 

- Nie wiem o czym mówisz. 

- Dobrze pani wie. Była pani dla mnie miła, dopóki się nie dowiedziała, że coś mnie łączy z Zaynem, a teraz zachowuje się pani jak zazdrosna małolata. - jej słowa sprawiły, że nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się głośno. Chociaż może i miała rację, co? 

- Kochanie, posłuchaj mnie uważnie... Moje uczucia do Zayna nie powinny cię interesować, bo to tylko i wyłącznie moja sprawa. Jestem niemiła tylko dlatego, że ci nie ufam i wiem z własnego doświadczenia, że ludzie się nie zmieniają. Jeśli zranisz go jeszcze raz, to tego pożałujesz. Z łatwością mszczę się na takich osobach jak ty.

- Widziała nas pani? - patrzyłam jak powoli schodzi po schodach w moim kierunku. 

- Nie raz. 

- Nie mówię o mnie i Zaynie. - teraz już stała ze mną twarzą w twarz. - Mówię o mnie i Marcosie. Tak mi się wydawało, że to pani nas obserwowała. 

- Nie mieszaj mnie w to, Blair. 

- Dlaczego pani mu jeszcze nie powiedziała? Przecież od razu by mnie zostawił i szukał pocieszenia w pani rękach. - powiedziała ta smarkula, a ja ostatkiem sił powstrzymałam się, żeby jej nie uderzyć. Głupia, mała pinda.

- Wolałam cierpliwie poczekać aż sam przejrzy na oczy i zobaczy jaka z ciebie mała kurwa. - powiedziałam jak zwykle, zanim pomyślałam, ale nie było już odwrotu. Brawo, Avril... Taktu może ci pozazdrościć sama królowa. - A teraz... - pogładziłam dłonią przód jej sukienki, ostentacyjnie pokazując tym jej, kto rozkłada karty. - Idź do środka, bo jak tego za chwilę nie zrobisz, wyrwę ci wszystkie włosy. Nie chcesz wojny ze mną, moja droga. Lepiej uważaj z kim zadzierasz, bo bardzo łatwo możesz opuścić firmę i nie znaleźć pracy w żadnym innym miejscu. Wystarczy tylko kilka telefonów. - odsunęłam się od niej o krok. Byłam pewna, że jeszcze chce coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język i weszła do domu. Jedyna mądra decyzja. 

Zacisnęłam mocno powieki i wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Biedny Zayn... Na pewno słyszał całą naszą rozmowę. Bałam się odwrócić, bo byłam pewna, że zobaczę jego zrozpaczone oczy. Ta suka znów złamała mu serce, a ja jej jeszcze w tym pomogłam. Pewnie powinnam mu była o tym powiedzieć wcześniej... Nigdy więcej mi już przez to nie zaufa, ale przecież to miało być lepsze wyjście. 

- No... Właśnie to ci miałem wytłumaczyć. - usłyszałam jego szept przy uchu, więc gwałtownie odwróciłam się w jego stronę, a on złapał mnie za łokieć, bo obcasy zapadły mi się w trawę i prawie upadłam. Myślałam, że zobaczę jego łzy, ale nic takiego nie miało miejsca. Był... Spokojny. 

- Wiedziałeś? 

- Od początku. - westchnął. 

- Ale jak to? Nic z tego nie rozumiem... 

- Jak poszedłem z tobą wtedy do gabinetu i zobaczyłem tam Blair... Naprawdę myślałem, że zrobiłaś mi na złość, że chciałaś mnie zranić. - zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. - Byłem taki wściekły na ciebie, że aż mnie nosiło... Chciałem, żebyś też się źle poczuła, więc wziąłem ją do tej cholernej restauracji i wtedy... Wszystko dla mnie stało się jasne. 

- Dla mnie nadal nie jest, mów jaśniej. - obserwowałam go uważnie. 

- Ona znów, za wszelką cenę próbowała mnie uwieźć. Nie pasowało mi to ani trochę i zaczynałem szczerze wątpić czy to naprawdę twoja sprawka, bo ja... Cholernie się tobą zauroczyłem. Myślałem, że też coś do mnie poczułaś, ale dałaś mi kosza ze względu na mojego ojca. Że bałaś się jego reakcji. Ta akcja z Blair mi do ciebie nie pasowała. 

- I słusznie. 

- Jak wyszła do łazienki, to przejrzałem jej telefon. Miała mnóstwo słodkich wiadomości od Marcosa, a oczywiście pierwszą z nich wysłał on, zaraz po naszej kłótni w klubie. Wcześniej się ze sobą nie kontaktowali.

- Więc Marcos to zaplanował? - popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. No serio brazylijska telenowela. Zaraz gdzieś tu wyskoczy moja zła siostra bliźniaczka...

- Wysłał jej nawet screeny ogłoszenia, że szukasz asystentki. Specjalnie przysłał ją do firmy, żeby zranić nas oboje. Blair zawsze miała do niego słabość... - westchnął ciężko i popatrzył w stronę domu, sprawdzając czy nikt z niego nie wychodzi. - Nawet wtedy, gdy byliśmy jeszcze razem, a Marcos to chytrze wykorzystywał. 

- Podła gnida... Dlaczego mi nie powiedziałeś? 

- Bo chciałem ją zranić tak jak ona mnie. Bałem się, że jak ci to powiem, to zdradzisz się przed nią, nawet nieświadomie. A ja po prostu chciałem, żeby cierpiała, tak jak ja wtedy... - spuścił wzrok na czubki swoich butów, jakby zrobił coś naprawdę złego. Powoli do niego podeszłam i bez słowa wtuliłam w jego umięśnione ciało. Spiął się lekko, czując mnie tak blisko, ale po chwili zastanowienia, oplótł mnie ramionami i ułożył brodę na mojej głowie. - A później jeszcze ta sprawa z tobą i tym "tajemniczym chłopakiem". Czułem, jakbym ja dla ciebie nic nie znaczył. Byłem zły jak cholera, że tak szybko nas przekreśliłaś. Dlatego powiedziałem ci wszystkie te głupoty. To były same kłamstwa. Nie wiem już co robić... Zależy mi na tobie, Avril. Cholernie mocno... Nie mogę patrzeć na ciebie i Ruiego razem, bo mam ochotę... 

- Cii. - odsunęłam się od niego lekko, uniosłam rękę i delikatnie przysunęłam palec wskazujący do jego ust. - Nami zajmiemy się później. Teraz musimy zemścić się za twoje cierpienie i moje zszargane nerwy. Blair zapłaci za swoją głupotę i naiwność, a Marcos za to, że próbował cię znów zranić. - uśmiechnęłam się uroczo, a w głowie już widziałam ich osobistą tragedię. 

- Co? Ale co ty już wymyśliłaś? Lepiej po prostu wywalić stąd Blair i dać spokój... 

- Ooo, nie ma mowy. Zapamiętaj... Zemsta to podstawa. Bądź jak wiking! Musimy splądrować życia kilku osób. - zaśmiałam się, widząc, że i on z rozbawieniem kręci głową. 

- Jesteś niemożliwa... Co zamierzasz?

- Opowiem ci później. Najpierw, jak gdyby nigdy nic musisz wrócić na kolację. - zerknęłam jeszcze raz w stronę domu, czy nikt nas nie podsłuchuje. - Nikt, kto rani mojego Zayna, nie ujdzie z tego bez szwanku. - z rozbawieniem ułożyłam dłonie na jego policzkach. 

- Twojego? 

- Tylko mojego. - musnęłam soczyście jego usta i nie czekając na dalsze jego pytania, weszłam po schodach do domu.  

Na rozmowę o tym, co jest między nami, będzie jeszcze czas...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top