Chapter Fifty-Seven.

- Odwiozłeś ją? - wyjrzałam z kuchni do korytarza, gdzie akurat zdążył wejść Zayn. Na szczęście kolacja dość szybko się skończyła, a zarówno brunet jak i ja, udawaliśmy, że żadna wcześniejsza rozmowa nie miała miejsca, więc nie wzbudziliśmy żadnych podejrzeń Blair. Już nie nie mogłam doczekać słodkiej zemsty, którą zaplanowałam.

- Tak. - uśmiechnął się i ruszył w moją stronę, ale zatrzymałam go, wytykając przed siebie rękę. - Co? Myślałem, że już sobie wyjaś... 

- Twój ojciec jest w kuchni. - otworzyłam drzwi i przepuściłam go pierwszego. Widziałam zdziwienie na jego twarzy, ale jednak nie skomentował tego w żaden sposób. W pomieszczeniu nadal siedzieli James, Rui oraz Vanessa. Dodatkowo poprosiłam Sophie, żeby przez kilka godzin zajęła się Maddie, co z ochotą zrobiła, gdy powiedziałam jej co planuję. Pewnie z chęcią by wzięła udział w tajnej misji, ale musiało jej wystarczyć to. Nie mogłam tak ryzykować jeszcze i jej bezpieczeństwa. 

- O co tu chodzi? Dlaczego on nadal tu jest? - bruneta nie bardzo ucieszył widok mojego towarzysza, ale to zbagatelizowałam. Przecież tym buziakiem dosadnie dałam mu do zrozumienia, że Rui nie jest dla niego żadną konkurencją.

- Opowiedziałam im, co mam w planach i ostatecznie wszyscy się zgodzili nam pomóc. 

- Że co? - Zayn popatrzył na mnie jak na wariatkę. - Chyba żartujesz... 

- Nie. Nasza zemsta nastąpi dziś w nocy. Twój tata też uważa, że ta mała przesadza, zresztą tak samo jak Marcos, więc wszyscy razem damy im popalić. Przez chwilę będziemy zachowywać się jak zbuntowane nastolatki, bo nie wiem czy wiesz, ale twój ojciec zawsze był sztywny. - zaśmiałam się.

- Ale bez szaleństw, Av. - James wstał od stołu. No proszę, o tym właśnie mówiłam... - Dajmy im nauczkę, ale taką, żebym czasem nie trafił do więzienia. Mam dwójkę małoletnich dzieci na utrzymaniu i Zayna. 

- Oj, możesz być pewien, że Marcos nie pójdzie na policję. Rui ma na niego kilka ciekawych rzeczy, no w końcu uczy go, a podczas lekcji wychowania fizycznego wiele się dzieje. - uśmiechnęłam się, a mój kolega tylko pokiwał głową. 

- No dobra. To co robimy? - Vanessa zwarta i gotowa do działania podniosła się ze swojego miejsca. 

- Tak jak mówiłam... Dzielimy się na dwie grupy. Ja, James i Van zajmiemy się tym skurwy...

- Avril! 

- Tym skurczybykiem. - poprawiłam się, żeby James na mnie nie krzyczał. - W sensie Marcosem. A Rui i Zayn pojadą do Blair. 

- I co? - brunet popatrzył na mnie. - Wybacz, ale ja nadal nic nie rozumiem... I dlaczego mam jechać z nim?

- Bo ja tak zdecydowałam. Jedyne, co musisz zrobić, to jechać do niej do domu, powiedzieć kilka słodkich słówek i założyć jej to na oczy. - podałam mu czarną chustkę.  - Rui będzie cię asekurował i zawiezie w odpowiednie miejsce. A później... 

- Aż się boję. - brunet wywrócił oczami. 

- Musisz ją rozebrać. 

- Co? Tego nie było w planie. - mój przyjaciel popatrzył na mnie. 

- Spokojnie, tylko do bielizny. Wszystko będzie w porządku. - pogładziłam lekko ramię, zdezorientowanego Zayna, co nie uszło uwadze starszego z Malików. - Dasz radę? 

- No akurat to potrafię robić. - prychnął z lekkim rozbawieniem, za co dostał ode mnie kuksańca w bok. Ma tupet...

- Dobra, to ruszamy. Napiszcie mi wiadomość jak cel będzie na miejscu. - razem z Jamesem i jego partnerką ruszyliśmy do drzwi. 

- A ty co zrobisz? 

- To samo co ty, tylko z Marcosem. 


~~*~~


Sama nie wiem dlaczego, ale byłam lekko zdenerwowana. Nie miałam zamiaru uwodzić Marcosa i właśnie dlatego potrzebowałam Jamesa i Van. Ja tego chujka po prostu porwę. Pożałuje gówniarz, że krzywdził mojego Zayna. 

Popatrzyłam na mojego przyjaciela, który stał z boku drzwi, trzymając w dłoniach wielki płócienny worek, a później przeniosłam spojrzenie na rudowłosą kobietę, która stała przy samochodzie i obserwowała drogę czy aby nikt nie nadchodzi. Kiwnęła mi lekko, że teren czysty, więc po chwili zastanowienia, zapukałam mocno w drzwi do domu Marcosa. Na szczęście chłopak mieszkał sam, bo jego rodzice kilka lat temu wyjechali za granicę. Był środek nocy, więc wszyscy w okolicy już spali, a on nie był jakimś wyjątkiem. Musiałam powtórzyć czynność kilka razy, żeby w końcu drzwi się otworzyły. Okazało się, że będzie jeszcze łatwiej niż sądziłam,  bo zaspany blondyn stanął w drzwiach w samych bokserkach w różowe serca. Z trudem powstrzymałam chęć parsknięcia śmiechem. 

- Avril? - przetarł dłońmi oczy, jakby nie dowierzał. - Co ty tu robisz? 

- Przyszłam cię porwać. - zaśmiałam się dźwięcznie, jakbym żartowała. 

- Tak? Z chęcią ci na to pozwolę. - też się uśmiechnął i dał krok w moją stronę, co od razu wykorzystał James i zarzucił mu worek na głowę, unieruchamiając jednocześnie jego ręce, żeby za bardzo się nie szarpał. Niestety, Marcos zaczął się wydzierać jak głupi, a ja nawet nie pomyślałam, że coś takiego mogło się wydarzyć. Cholera, cholera... Szybko rozejrzałam się wokół i niewiele myśląc (co u mnie było normą), chwyciłam donicę z parapetu i przyłożyłam mu nią w głowę. Miałam tylko nadzieję, że go nie zabiłam, bo to mógłby być już problem.  

- Coś ty zrobiła?! - James spytał szeptem, ale tak to wyglądało jakby na mnie krzyczał.

- Cicho bądź i wsadź go do auta. - mruknęłam i pomogłam mu wsadzić chłopaka na ramię Jamesa. Van nas poganiała, żebyśmy się ruszyli, więc błyskawicznie wepchnęliśmy nieprzytomnego Marcosa do bagażnika i od razu wsiedliśmy do auta. Van, która siedziała za kierownicą ruszyła z piskiem opon, zanim ktokolwiek zdążył nas zauważyć. Telefon za wibrował mi w kieszeni, przez co uśmiechnęłam się lekko.   

- Mają już Blair. 

- Ale to ekscytujące! - pisnęła kobieta, która siedziała obok mnie, przez co parsknęłam śmiechem. Uwielbiałam ją, choć znałam bardzo krótko. Może ona trochę ożywi Jamesa. 

- Ekscytujące? Pójdziemy siedzieć przez te głupoty! 

- Nie denerwuj się, James. To za twojego syna. - uśmiechnęłam się radośnie. 

Na miejsce dojechaliśmy po kilku minutach. Zauważyłam już przed budynkiem szkoły samochód Zayna, ale nikogo nie było w środku. Musieli już zaprowadzić niczego nie świadomą Blair do środka. Rui i James doskonale wiedzieli, gdzie były kamery, więc bez problemu udało nam się je ominąć, a i tak dostać się do szkoły. Szybko przemknęliśmy się go gabinetu dyrektora. Przy drzwiach czekał już na nas Rui. Zen musiał być w środku. 

- Czemu on jest nieprzytomny? - nauczyciel wychowania fizycznego popatrzył na ramię Jamesa. 

- Avril poniosło. 

- Wcale nie. - prychnęłam. - Po prostu nie było innego wyjścia.

Po cichutku otworzyłam drzwi od gabinetu, gdzie akurat Zayn pochylał się nad leżącą w samej bieliźnie Blair, która miała mocno zawiązaną chustkę na oczach. Widok nie był przyjemny, ale jutrzejszy poranek będzie cudowny, może nie tyle dla Blair, co dla Marcosa. Dyro na pewno się ucieszy widząc tę parkę praktycznie nago w swoim gabinecie. Zayn popatrzył na mnie i lekko się uśmiechnął. 

- Teraz ci przywiążę ręce, dobrze? - zamruczał seksownym, łóżkowym tonem. 

- Nie wiedziałam, że lubisz takie zabawy, Zayn. - Blair zachichotała cicho i złączyła przed sobą dłonie, pozwalając brunetowi przywiązać je do rurki kaloryfera. Kiwnęłam do Jamesa, aby wniósł Marcosa, to też zrobił, jednak z obrzydzeniem omijał spojrzeniem swojego syna i dziewczynę obok niego. Położył go koło dziewczyny i zdjął mu worek z głowy, po czym od razu wyszedł. 

- Oj, lubię... - zaśmiałam się cicho, a brunetka od razu spoważniała i zaczęła się szarpać. 

- Co jest grane? Zayn? Kto to? 

- Jaki Zayn? Tu nie ma żadnego. - udałam niewiniątko. - Niech to będzie nauczka dla ciebie, że nie wolno być taką suką. Przekaż to też swojemu koledze, który leży obok ciebie. - pokręciłam głową z rozbawieniem. 

- Zapłacisz mi za to... Jak tylko się uwolnię, to...

- Nie! To ty właśnie płacisz. - zrobiłam jej kilka zdjęć, specjalnie używając migawki, żeby to mogła usłyszeć. - Jeśli cokolwiek będziecie kombinować, te zdjęcia dostaną się w ręce prezesa i nie tylko. Na Marcosa też mam kila rzeczy, więc lepiej to przemyślcie. 

- Pa, Blair. - zaśmiał się Zayn i pociągnął mnie za rękę do wyjścia. Ze śmiechem zamknęliśmy za nami drzwi. 

- Jesteś niemożliwa, serio. - widziałam, że chce mnie objąć, ale obecność Jamesa go przed tym powstrzymywała. No tak... Przed nami było jeszcze gorsze starcie. Marcos to przy Jamesie był pikuś.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top