Chapter Fifty-Five.
- Muszę to zakładać? Serio? - Rui wszedł do mojej sypialni z dwoma różnymi marynarkami w dłoniach. Jedna była grafitowa, a druga granatowa i obydwie raczej będą prezentowały się na nim dobrze.
Od mojej rozmowy z Zaynem minął już praktycznie tydzień i w końcu nadszedł dzień tej cholernej kolacji. Nie widziałam w ostatnich dniach bruneta i w sumie to się z tego nawet cieszyłam, bo ostatnim razem za bardzo mnie zranił. Nie chciałam go oglądać, ale od kolacji wymigać się w żaden sposób nie mogłam. Uznałam, że będzie to najlepszy sposób na pożegnanie się z tą rodziną i zamknięcie etapu, który trafnie w swojej głowie nazwałam "Pieprzona era Zayna Malika". Czułam, że wieczór będzie ciężki, ale w podziękowaniu dla Jamesa, musiałam jakoś z dumą przetrwać bliskość Zayna i jego nowej wybranki.
- Skoro ja zakładam małą czarną, to ty marynarkę, prawda? Taka była umowa.
- Wolałbym iść w dresie. - mruknął niezadowolony i założył ciemniejszą z marynarek, co uznałam za całkiem dobry wybór. Mimo wszystko Rui był całkiem sympatycznym facetem i potrafił rozbawić mnie jak nikt. Wydawało mi się, że obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że między nami nic więcej nie będzie, ale jako przyjaciele mogliśmy się przecież normalnie spotykać.
- Świetnie byś wyglądał w dresie na eleganckiej kolacji. - prychnęłam z rozbawieniem i wsunęłam na stopy moje ulubione buty.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - spytał cichy głosem i wyraźnie czułam, że się mi przygląda, gdy zakładałam kolczyki przed lustrem. No tak... Czy wspominałam już, że o wszystkim mu opowiedziałam? Nie? No to teraz już wiecie. Wolałam postawić sprawy między nami jasno, żeby nie było żadnych nieporozumień.
- Nie chcę, ale musimy. Tylko to mogę zrobić dla Jamesa i dziewczynek.
- Utrzemy nosa Zaynowi, okej? - pogładził delikatnie moje włosy, w czysto przyjacielskim geście, za co byłam mu naprawdę wdzięczna.
- Okej.
Droga do domu Malików zajęła nam kilkanaście minut ze względu na korki, które o tej porze dawały się nieźle we znaki. Rui zaparkował swoje auto, tuż koło innego, niebieskiego, które zapewne należało do tej całej Vanessy. Świata w całym domu były zapalone, więc prawdopodobnie dojechaliśmy ostatni. Niestety samochód Zayna też stał już w otwartym garażu. Jego akurat mogło nie być... Zaczęłam delikatnie panikować na spotkanie z nim, co mój towarzysz widocznie zauważył, bo ścisnął moje palce i pociągnął mnie pewnie w stronę drzwi. Nacisnął na dzwonek, a już po chwili w progu stanął uśmiechnięty od ucha do ucha James. Popatrzył na mnie, a później na Ruiego, a na jego twarzy pojawił się taki szok, że miałam ochotę zrobić mu zdjęcie. Miałam ochotę krzyknąć: "Niespodzianka!", ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- Rui? Serio? - zaśmiał się dźwięcznie, po czym uściskał nas obydwoje i wziął od mojego towarzysza butelkę wina, które kupiliśmy dziś rano.
- No tak jakoś wyszło. - przeszliśmy za nim do salonu, gdzie przy zastawionym stole siedziała już śliczna, rudowłosa kobieta. Wstała na nasz widok.
- Avril, to Vanessa. Vanesso, to Avril. - przedstawił nas sobie, więc uścisnęłam lekko jej dłoń.
- Miło mi cię poznać. James wiele mi o tobie opowiadał.
- I wzajemnie. - zachichotałam cicho. James przedstawił jej także mojego towarzysza, więc miałam chwilę, żeby rozejrzeć się po pokoju. Dziewczynek nigdzie nie było, ale za to, przez otwarte drzwi balkonowe mogłam bez trudu zobaczyć Zayna, który palił papierosa oraz stojącą obok niego Blair, która tym razem zakręciła swoje ciemne włosy i ubrała się w dopasowaną, kremową sukienkę. Zerknęłam na Jamesa, a ten widząc, że ich obserwuję, pokręcił tylko głową i lekko pochylił się w moim kierunku.
- Jak zobaczyłem tę dziewczynę, to myślałem, że mój syn robi sobie ze mnie żarty. - szepnął. - Później ci opowiem. - wrócił do swojej wybranki. Nawet nie wiedział biedak, że ja jestem naczelnym świadkiem tych wydarzeń...
Już po chwili wszyscy znaleźli się w salonie i bez zbędnych gierek mogliśmy usiąść przy stole i zacząć jeść potrawy przygotowane przez mojego przyjaciela. Obecność Ruiego bardzo mi pomagała, bo za każdym razem, gdy chciałam spojrzeć na Zayna, on w jakiś sposób odwracał moją uwagę. Był duszą towarzystwa, czego wcześniej nawet się nie spodziewałam. Pierwsze danie przebiegło w dość miłej atmosferze, choć i tak jak najszybciej chciałam opuścić ten dom. Nie miałam ochoty słuchać czułych słówek Zayna, kierowanych do Blair, ani oglądać tego jak ona go obłapia. Blondyn, nie chcąc być gorszy od tamtej pray, również objął mnie ramieniem. Nie chciałam grać w tę grę, ale robiłam dobrą minę i pozwalałam mu się dotykać. Jeśli miało to w jakiś sposób zaboleć Zayna, to było warto... Karma podobno była suką.
- Dobrze, to ja sprawdzę czy drugie danie jest gotowe. - James z uśmiechem wstał od stołu i zniknął w kuchni, więc ja przeniosłam spojrzenie na Ruiego.
- Zajmij się Van, żeby się nie nudziła, a ja skoczę do łazienki. - musnęłam jego policzek, co wywołało jego cichy chichot, za co dostał kuksańca w bok. Głupek. Nawet dobrze udawać nie potrafi. Z uśmiechem opuściłam salon i udałam się do łazienki, która znajdowała się na dole. Szybko załatwiłam potrzebę, umyłam ręce i poprawiłam makijaż. Nie chciałam, żeby zbyt długo na mnie czekali. Wyszłam z łazienki i ruszyłam korytarzem znów w kierunku salonu, ale oczywiście nie doszłam zbyt daleko, bo pewien osobnik, nawet chyba nie muszę tłumaczyć który, chwycił mnie gwałtownie za rękę i wyciągnął bocznymi drzwiami z domu. Chciałam nawet zacząć krzyczeć, ale... Po co? Nie był wart moich nerwów. Zamknął za mną drzwi i zatrzymał się dopiero w momencie, gdy byliśmy już z daleka od drzwi prowadzących z jadalni na taras, oraz od tych bocznych. Ciemność nocy, sprowadzała na nas atmosferę tajemniczości i zapewniała nam odrobinę prywatności.
- Czego? - skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Ze wszystkich facetów na świecie, musiałaś przyciągnąć tu akurat jego? - warknął na mnie, przez co musiałam zacisnąć dłonie na materiale swojej sukienki, bo już widziałam jak moja podświadomość strzela mu mocnego gonga w szczękę.
- Ze wszystkich kobiet na świecie musiałeś się uczepić akurat mnie?
- Zrobiłaś to specjalnie? - przysunął się do mnie, więc dałam krok w tył, aby mnie nie dotknął.
- Może tak, może nie... - nonszalancko wzruszyłam ramionami. - Rui jest mężczyzną, któremu moje kurewskie geny nie przeszkadzają, więc... No cóż. Pozwól, że do niego wrócę, bo pewnie na mnie czeka.
- Avril... - jego głos był już dużo delikatniejszy niż przed chwilą, co nie zmieniało faktu, że dalej był zdenerwowany. Postanowiłam wykończyć go moim spokojem, ale żeby było mi łatwiej, odwróciłam się tyłem do niego, aby w każdej chwili mieć drogę ucieczki.
- Idę, Zayn.
- Wiem, że przesadziłem...
- Dobre i to. - zaśmiałam się cicho. - Wybacz, ale nie chcę po raz kolejny przeprowadzać tej rozmowy. Wiem już wystarczająco dużo.
- Powinienem ci już wtedy wyjaśnić, co się dzieje, ale jak tata ci powiedział o tej kolacji, a ty od razu chciałaś kogoś przyprowadzić... Myślałem, że mnie coś trafi. - chwycił mój nadgarstek. - Powiedz mi tylko czy jesteście razem. Jedynie to chcę wiedzieć. Mówiłaś przecież, że on cię nie interesuje, że nie jest ważny...
- Czemu miałabym ci to mówić? Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy. Ty masz swoją ukochaną Blair i miałeś się na niej skupić, nie? Skoro jest taka idealna to proszę bardzo. Uwierz, że postaram się, aby dziś było nasze ostatnie spotkanie, a ona w mojej firmie zostanie tylko do końca umowy i po krzyku.
- Posłuchaj mnie... Nie mogłem ci powiedzieć wcześniej, bo bałem się, że się zdradzisz...
- Nie, to ty mnie posłuchaj. Mam gdzieś to co mówisz. Nie chcę żadnych tłumaczeń. Jestem szczęśliwa w Ruim i tobie nic do tego. Kocham go. A skoro ty kochasz Blair, to chyba wszystko pomiędzy nami jest już jasne. To był tylko seks. Dorośnij. - zdziwiłam sama siebie, mocą z jaką powiedziałam wszystkie te głupoty. Nawet nie zadrżał mi głos. Nie patrzyłam na twarz bruneta, bo bałam się tego, co mogę na niej zobaczyć. Chciałam po prostu odejść, jednak jego dłoń ciągle zaciśnięta była na moim nadgarstku.
- Kłamiesz... Nie kochasz go... Doskonale o tym wiem.
- To po co pytasz?
- Zayn? - usłyszeliśmy od strony domu głos Blair, więc odwróciłam się w stronę tarasu, jednocześnie przodem do bruneta, ale on jak oparzony odskoczył ode mnie i błyskawicznie stanął za kolumną, żeby jego wybranka go nie zobaczyła. Z błaganiem w oczach przyłożył palec do ust, prosząc, żebym nic nie mówiła. No super... Jeszcze teraz mam go kryć przed tą suką.
To jest jakiś cyrk.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top