Wróg mojego wroga (Multiwersja cz.5)
Venus uniosła się z gracją z kamienia, na którym chwilę wcześniej siedziała i ostrożnie skacząc po śliskich skałkach, przedostała się na brzeg, zerkając co i raz z uśmiechem na różową armillę błyszczącą mokrymi kropelkami na jej ramieniu. Sama Oddera w tym czasie bez słowa pożegnania zanurzyła się pod powierzchnią wody ze swą nieśmiertelną włócznią i mącąc spokojną toń jeziora srebrnymi włosami, białymi szatami oplatającymi się wokół jej ogona oraz silną płetwą drapieżnej ryby, która wzbudzała w sercach morskich istot strach oraz bezgraniczną trwogę.
Taki sam ciężar gniotący najważniejszy organ ciała poczuł Hatti kryjący się za wraz z Nettą za jednym z rozlicznych, dużych głazów rozsianych gęsto przy brzegu. Z prowizorycznego schronienia, obserwując tajne pertraktacje między boginią, a przywódczynią leninskyskich rebeliantów, kwami poczuło się tak, jakby lud, który wspierał mentalnie w jego działaniach, rozumiejąc jednocześnie jego krzywdę, wbił mu teraz w serce ostry grot włóczni. Im dłużej słuchał całej rozmowy, tym bardziej miał ochotę wyskoczyć ze swojej kryjówki i nie patrząc na świadków w postaci Venus i Netty, użyć swojej mocy na zdradzieckiej Odderze, którą z pewnością rozerwałoby na kawałki, rozrzucając je po całym Selantri jako przestrogę, że danego słowa nie wolno łamać, zaś samych aidenów pogardzać. Nie zrobił tego jednak. Nie dlatego, że nie miał ku temu odwagi. Odwagę Hatti posiadał od zawsze. Tym, co wstrzymywało stworzenie od dokonania okrutnego mordu były zasady i wysokie poczucie moralności. Może i Hatti nie był najbardziej kryształowy we wszechświecie, tak jak każdy zresztą miał na sumieniu mniejsze i większe grzeszki, ale szkarłatna krew nigdy jeszcze nie splamiła jego łapek. Zabójstwo zawsze było najgorszą opcją, jaką można było wybrać i gdy tylko istniała okazja ku temu, aby problem rozwiązać pokojowo, to tę drogę Hatti zawsze obierał. Tak miało być i tym razem.
- Słyszałaś to? - zapytało kwami, obserwując Venus niknącą wśród drzew.
Bądź, co bądź, to właśnie bogini była w tym momencie najważniejsza. Pal licho NoIr, ten miał możliwość powrotu do swojego wymiaru w każdej chwili, problem w tym, że albo kompletnie nie zdawał sobie z tego sprawy, zaślepiony czarami starej szachrajki, albo wiedział, ale całkowicie to ignorował, dochodząc do wniosku, że Selantri będzie dla niego lepszym miejscem. Gra toczyła się już o wolność Hattiego. Póki Venus nie rozszyfrowała sposobu na aktywowanie miraculum, póty był bezpieczny, ale kwami zdawało sobie sprawę, że jego czas się kończył, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do pierwotnych mieszkańców wyspy, Venus posiadała możliwość podróżowania po innych ziemiach i na pewno wkrótce znajdzie kogoś, kto zgadnie zaklęcie, nawet jeżeli całkiem niedawno zostało zmienione przez Noëla.
- To oznacza...
- ...wolność - szepnęła Netta z szeroko otwartymi oczami - Jestem wolna.
Wielkie, szmaragdowe tęczówki spojrzały na oszołomionego Hattiego z niebywałą radością i tańczącymi iskierkami szczęścia. Kwami przez chwilę nie mogło pojąć tego zachwytu, ale zaraz potem uderzyła w nie okrutna prawda. To, co dla Hattiego oznaczało zdradę, dla Netty oznaczało powód do świętowania.
Netta, tak jak inne Leninsky z Selantri, kiedyś musiała mieszkać poza granicami wyspy. Na pewno została wywabiona ze swojego prawdziwego domu lub porwana siłą przez Venus, której mało było rybek w jej uroczym, romantycznym parku, prawdziwej oazie miłości i wiecznego szczęścia. Musiała cierpieć i tęsknić, to nie ulegało wątpliwości. Musiała próbować jakoś stamtąd uciec i z tego też powodu musiała wykonywać każdy rozkaz Oddery, która przewodziła rozgniewanej, rozgoryczonej i zrozpaczonej gromadce istot więzionych tylko przez wzgląd na posiadanie silnych, kolorowych ogonów o fantazyjnych płetwach, zamiast nóg i stóp. Niewola Netty właśnie dobiegła końca. Jak mógł ją winić za tę reakcję? Czy sam nie ucieszyłby się, gdyby magiczne więzy, jakie pętało jego duszę miraculum, wreszcie pękły i zezwoliły mu na dobrowolne panowanie nad własnymi decyzjami? Pewnie by się ucieszył, gdyby nie fakt, że dawno temu został potępiony przez własnoręczne odebranie sobie życia.
- Jestem wolna! - pisnęła z zachwytem Netta, rozchlapując płetwą, taką samą jaką posiadały japońskie rybki koi, wodę dookoła siebie.
Leninsky plusnęła w rozświetloną złotym blaskiem toń jeziora i wyskoczyła kilka metrów dalej, wciąż powtarzając z radością to samo słowo, które z pełnym okrucieństwem wypalało Hattiemu czarną dziurę w sercu. Wolność Leninsky za wolność Hattiego. Jak Hatti w ogóle mógł mówić o wolności, skoro musiał być posłuszny działaniom istot będących w posiadaniu miraculum? Czyż nie był zależny od ich woli? Pół biedy, gdy zdarzał się mu dobry właściciel. Wtedy praktycznie mógł robić, co chciał. Gorzej, jeżeli trafiłby do kogoś okrutnego, kto wykorzystywałby jego zdolności do własnych, mrocznych celów. Wtedy mógłby nie mieć żadnego wyboru i musiałby słuchać każdego, nawet najbardziej podłego rozkazu.
Świadomość tego, że w posiadanie armilli weszła właśnie Venus, która do dobrych się nie zaliczała, wstrząsnął Hattim do głębi. Sama myśl o tym sprawiała, że kwami zaczynało braknąć tchu w piersiach. Zniósłby każdego, nawet największego tyrana czy potwora ze swojego wymiaru, ale nie boginię, która ze zwodniczym uśmiechem na ustach potrafiła burzyć życia i siać chaos w sercach swoich ofiar. Kwami przez chwilę lewitowało nad spokojną powierzchnią jeziora, zastanawiając się, czemu woda, która tak jak on nie znosiła Venus, mogła trzymać się swojego zbiornika, zamiast bić wściekłymi falami o ląd w ramach buntu przeciwko przewrotnemu bóstwu. Dopiero kilka minut później w łebku stworzonka zaświtał jasny, klarowny plan. Skoro istoty, które poprosił o pomoc, zawiodły jego zaufanie, sprzymierzając się z jego wrogiem, on musiał zrobić dokładnie to samo, a tak się składało, że znał kogoś, kogo Oddera szczerze nie znosiła.
Znalezienie Hadriana z pewnością nie należało do najprostszych zadań, ale wybitnie trudne też nie było. Rybi władca przesiadywał dokładnie w połowie jeziora, wynurzając się co i raz z wody, z której za pomocą silnie umięśnionej płetwy wyrzucał wyrwane dnu masy mułu. Mokry piach zmieszany z muszelkami i glonami z głośnym pluskiem upadał na ledwo wystający spod jeziora rządek kamieni, który ciągnął się od obrośniętego soczyście zieloną trawą brzegu. Wyglądało to trochę tak, jakby Hadrian tworzył coś w rodzaju zapory przed grożącym mu niebezpieczeństwem.
Hatti ostrożnie podleciał do pracującego w wielkim skupieniu Leninsky, omijając przy okazji lecącą świeżą porcję mułu. Kwami miało szczerą nadzieję, że przy odrobinie szczęścia uda mu się przynajmniej przywitać z Hadrianem, a nawet przedstawić mu swoją prośbę, zanim ostre kły mężczyzny uznają Hattiego za smakowitą przekąskę. Stworzonko doskonale pamiętało wcześniejszą reakcję Hadriana na swój widok. Ani trochę nie był zadowolony z obecności nieproszonego gościa, którego traktował jak intruza naruszającego jego terytorium. Znajdując się za plecami morskiego stworzenia, kwami wzięło głęboki oddech, aby przekonać się do tego, że rozmowa z wrogiem może być jedyną opcją skutecznego ratunku.
- Hadrianie! - zawołał Hatti, wstydząc się w duchu za swój piskliwy, lekko drżący głosik.
Leninsky odwrócił się nieśpiesznie, jakby zdając sobie sprawę z obecności kwami i dopiero po kilkunastu długich sekundach męczącej ciszy raczył zwrócić czarne oczy w stronę lewitującego, maleńkiego potworka.
- Ah, to ty... - mruknął z kwaśną miną Hadrian, wracając do przerwanej pracy. Sekundę później spod powierzchni wody ponownie wystrzeliła kupa mułu, która tym razem chybiła celu i utonęła we wzburzonym jeziorze - Mów, czego chcesz. Nie mam całego dnia.
Hatti uważnie przyjrzał się stercie kamieni, które w mniemaniu Hadriana najpewniej stanowiły przepiękny mur i wzór do naśladowania dla przyszłych architektów wszelkich ogrodzeń, chociaż w rzeczywistości pasek skał był tylko smutną imitacją prawdziwej bariery. Kwami trochę ciekawiło, w jakim celu Leninsky poddawał się takim zajęciom, podczas gdy miał o wiele więcej ważniejszych zadań, jak choćby przewodzenie tym pobratymcom, którzy szczerze wierzyli w jego wizję powstania i walki z bezwzględnymi bóstwami.
- Co robisz? - zapytał niepewnie Hatti, podlatując ciut bliżej do pracującego Hadriana.
- Dzielę jezioro na dwie części wpływów - mruknął z niechęcią Hadrian, podpływając ku brzegom, z którego wziął garść szarych, gładko ociosanych w prostokąty kamieni.
- Jedna będzie należała do ciebie, a druga do Oddery? - kwami bardziej stwierdziło niż zapytało, doskonale znając odpowiedź, zaś Leninsky jedynie skinął głową na potwierdzenie tych słów - Teraz twoja praca chyba straciła znaczenie, skoro Oddera dogadała się z Venus?
Mogłoby się zdawać, że wiadomość Hattiego nie wywarła na Hadrianie żadnego wrażenia, gdyż ten w ogóle nie przerwał swojego zajęcia, a zamiast tego dalej w najwyższym spokoju układał nową rządek kamieni na zaprawie z mułu, glonu i pokruszonych muszelek. Kwami jednak zauważyło, jak na ułamek sekundy ciało Leninsky napięło się i zamarło w prawie niewidocznym bezruchu, zaś ogon o rekiniej płetwie niebezpiecznie zakołysał się pod powierzchnią wody świadcząc o gotowości do ataku.
- To bardzo poważne oskarżenie, aidenie - powiedział spokojnie Hadrian, głaszcząc uszy Hattiego aksamitnie głębokim głosem - Nie mogę uwierzyć ci bez dowodu.
- Brak armilli na ramieniu jest najlepszym dowodem. Sam byłeś świadkiem tego, jak odebrała mi biżuterię i założyła na ramię. Bardzo jej na niej zależało i nie ściągnęłaby jej ze zwykłego kaprysu. Oddała ją jako zapłatę za waszą wolność.
Tym razem cała sylwetka Hadriana zamarła w bezruchu, nawet bujająca się na boki płetwa. Jedynie brwi Leninsky uległy ściągnięciu.
- Oddera nie ma w sobie aż tyle przebiegłości, aby móc dogadywać się z naszą złośliwą swatką. Venus nie oddałaby nam wolności, a już na pewno nie bez haczyku, o czym doskonale wiesz, patrząc na waszą historię...
- Kolejnym dowodem jest nieobecność Netty - dodał prędko Hatti.
- Kogo?
- Tej dziewczyny z zielonymi włosami i ciemniejszym ogonem, co Oddera kazała...
- Tak, wiem, która to. Netta jest tu jednak całkowicie bez znaczenia. To tylko opiekunka jakiejś drobnej rzeczki w Piszpolu czy innej głuszy. Mało kto zdaje sobie sprawę z jej istnienia i nikt też nie zauważy jej zniknięcia.
- Oddera zastrzegła, aby otwarte granice Selantri nie dotyczyły ciebie i twoich zwolenników, na co Venus przystała, dając im jednak tylko trzy godziny na opuszczenie wyspy. Jeżeli niczego teraz nie zrobisz, dopnie swego i zostawi was tu.
- Mam więc uwierzyć w twoje teorie na podstawie braku jakiejś błyskotki? - zapytał kpiąco Hadrian, którego ramiona wzniosły się delikatnie od parsknięcia śmiechem.
Hatti wziął głęboki wdech, czując jak wszystko poczęło się w nim gotować. Już miał wykrzyknąć obraźliwe słowa w kierunku Hadriana, nazywając go głupcem i tłumacząc, na czym polegała niezwykłość miraculum Hatterii, gdy w ostatniej chwili zdołał się ugryźć w język i nie wybuchnąć gniewem.
- Nie musisz mi wierzyć - syknęło ze spokojem kwami, starając się zabrzmieć naturalnie - Buduj sobie dalej ten śmieszny mur, ale potem nie zdziw się, jeśli zostaniecie sami w tym jeziorze aż do końca waszych żałosnych dni z powodu twojej dumy.
- Moja reakcja sprawi jedynie, że nikt się stąd nie uwolni. Zostaniemy tu wszyscy.
- Czy wziąłeś pod uwagę, że twoje Leninsky będą miały ci za złe, że będą więzione tylko z twojego powodu? Nie lepiej więc uprzedzić Odderę, zanim ta zostanie waszą wybawczynią, a potem znaleźć jakieś wyjście z tej wyspy?
Hadrian odwrócił się leniwie w stronę Hattiego, opierając rozłożone ręce o budowany mur. W jego czarnych oczach można było zauważyć groźny blask, zaś sam Leninsky uniósł kąciki ust w czymś, co prawdopodobnie miało być przyjaznym uśmiechem, ale przez obnażone, ostre jak u rekina kły, wydało się bardziej manifestacją siły i grozy.
- Słabo ci idzie zabawa w negocjacje, aidenie - przemówił z rozbawieniem Hadrian - Przejdź do rzeczy. Chcesz, abym odczarował tego nędznika z Rosequartz, bo Netta nie podołała swojemu zadaniu, a ty z odrobiną szczęścia spróbujesz go przekonać do walki z Venus. O to ci chodzi, czyż nie tak?
Hatti bez słowa skinął łebkiem. Wszystko, co miał na myśli, zostało już wypowiedziane. Dokładnie taki był plan kwami. Najwidoczniej Hatti nie miał w sobie wystarczająco dużo sprytu, aby wymyślić na szybko coś kreatywniejszego albo to Hadrian po prostu pokruszył kły na licznych intrygach w sporach z Odderą. Skoro jednak był aż tak przebiegły i cwany, to jakim cudem dał się złapać byle bogini?
- Doceniam tę zabawę w kotka i myszkę - parsknął śmiechem Hadrian, zanurzając się po szyję w jeziorze - Sprawdzę twoje doniesienia i jeżeli okażą się one prawdą, możesz spodziewać się mnie dzisiaj w okolicach Rosequartz.
- Jaką mam mieć pewność, że faktycznie przypłyniesz? - zapytało niepewnie kwami.
- Ja, w przeciwieństwie do Oddery, zawsze dotrzymuję słowa - powiedział ze spokojem Hadrian, znikając pod powierzchnią wody.
Hatti, z drżącym sercem trzepoczącym jak rozdygotany ptak, próbujący wyrwać się do lotu, od dłuższego czasu siedział wciśnięty w skalną szczelinę, która stanowiła dlań idealną kryjówkę przed potencjalnym spojrzeniem wrogich mu istot. Wcięcie w głazie było akurat w odpowiednim rozmiarze i w dodatku kolorystycznie pasowało do łusek kwami, które pokrywało całe jego gadzie ciało.
Z tej odległości kwami miało również świetny widok na swojego bezużytecznego właściciela, który grzecznie siedział pod wierzbą, wpatrując się w odległy brzeg, jakby oczekiwał, że jego nowa, zwodnicza miłość objawi się w blasku chwały o świcie niczym Gandalf, gdy zjawił się jako wybawienie dla swych sojuszników. Szkoda tylko, że Venus nie była aż tak pozytywną postacią, aby można było o niej pisać książki i robić filmy. Nie ulegało wątpliwości, że bogini uczyniła sobie z NoIr zabawkę, którą zamierzała trzymać na skrawku ziemi tak długo, aż ten jej się znudzi, co automatycznie wiązałoby się ze śmiercią de la Ressa. Wszyscy mieszkający na Selantri wiedzieli, co należało robić z wszelkimi intruzami. Każdy, kto nielegalnie przekroczył granicę świętej wyspy był oddawany w ręce arcybogini Cortez, która z wielką niechęcią zamieniała nieszczęśnika w rzeźbę, aby następnie postawić go w Ogrodzie Nędzników ku przestrodze dla innych śmiałków.
Hatti z każdą sekundą powoli zaczynał tracić nadzieję. Minuty mijały nieubłaganie, a Hattiemu przed oczami stawały sceny z opowieści innych kwami, które ze zgrozą opowiadały o niewoli swoich właścicieli. Wielu było przed NoIr, którzy wpadali w sidła wroga i w żaden sposób nie umieli się wydostać. Odyseusz więziony najpierw przez Kirke, a potem przez Kalipso, który uratował się dopiero przez wściekłość znudzonej Sally. Ishit wzięty do polskiej niewoli przez przegrane starcie z Lwem Lwowskim, który rozgromił Orła pod Wiedniem, przyprawiając Eegala o ciężką traumę. Święta Joanna oddana Anglikom i spalona na stosie, czemu gorąco próbowała zaprzeczać Tikki, twierdząc, że jej pani została uwolniona przez Ciemnego Grimalkina czy Esmeralda Lisowicz, którą porwali Tatarzy, aby następnie sprzedać na targu wraz z Trixxem u boku. Teraz widocznie przyszła kolej na NoIr, a Hatti rwał sobie rogi z łebka, aby wymyślić sposób ratunku dla ich obu, co z pewnością nie należało do prostego zadania przez moce nadprzyrodzone, z którymi przyszło im walczyć. Jedyna nadzieja pozostawała w Hadrianie, któremu nikt o zdrowych zmysłach by raczej nie zaufał.
Wreszcie, gdy Hatti zaczynał wątpić w szczerość rzekomo zawsze prawdomównego Leninsky, do uszu kwami dotarł delikatny, prawie nieuchwytny dźwięk przypominający plusk wody. Hatti ostrożnie wychynął ze swojej kryjówki, licząc na to, że nie napatoczy się na akurat płynącą Venus. Na szczęście, przez jezioro nie sunęła fantazyjnie zdobiona w historie miłosne drewniana łódź, a krwistoczerwona, poprzecinana dwiema czarnymi pręgami, zaostrzona, rekinia płetwa. Ta mogła należeć tylko do jednej osoby. Co prawda, Hatti podejrzewał, że zapewne więcej Leninsky mogło swoją posturą przypominać rekiny, ale tylko jeden konkretny przypadek wyglądał jak czerwona, ostrzegawcza przed niechybną śmiercią, flaga.
Hadrian nieśpiesznie podpłynął do skały, w której siedział ukryty Hatti, zostawiając za sobą smugę bordowej cieczy. Byłby to bardzo efektywny dodatek do jego naturalnego wyglądu, gdyby nie fakt, że czerwień nie była dziełem mocy, a rany zadanej przez jakieś ostre narzędzie, które musiało ugodzić Leninsky w bok pokryty czarną mazią.
- Co ci się stało? - zapytał na wstępie Hatti, zerkając na sączącą się z rany stróżkę krwi.
- Ofiara zazwyczaj próbuje się bronić, czyż nie tak? - odparł enigmatycznie Hadrian, wyszczerzając ku kwami ostre kły i potwierdzając tym samym, jaki los spotkał jego rybią poprzedniczkę.
- Gratuluję więc zostania przywódcą Leninsky - odparło z powagą kwami, wyobrażając sobie w myślach przebieg walki między Hadrianem, a Odderą lub po prostu to, co ewentualnie mogło stać się z przywódczynią rebeliantów.
- Ja zaś ślę tobie szczere podziękowania - dodał Hadrian, przejeżdżając mokrym od wody palcem po łebku kwami, które wzdrygnęło się od tego nagłego dotyku - Podsunąłeś mi pod nos gotową intrygę. Powinienem ci chyba za to odpłacić - mruknął siwowłosy, zerkając na siedzącego pod wierzbą NoIr - To jest ten człowiek?
- Tak - skinął główką Hatti - Postaraj się go tylko nie pożerać ani nic, jasne? On musi żyć.
- Nie bój się, aidenie. Prosiłeś o złamanie czaru Venus, a nie o wolność. Dostaniesz więc to, czego chciałeś - odparł Hadrian, zanurzając się w jeziorze z niebezpiecznym błyskiem w czarnym, rybim oku.
Witajcie, moi drodzy! Kolejny rozdział już za nami i mimo, że nie był poświęcony NoIr, to mam nadzieję, że zdołaliście go przeczytać, a nie tylko obrzucić go wzrokiem i przewinąć XD Nie zdajecie sobie sprawy (ci, co czytali poprzednie rozdziały na pewno ją sobie zdają), jak bardzo cieszę się z tego, że mogę zaprezentować Wam chociaż kawałek mojego całkowicie autorskiego uniwersum pełnego magii i mitycznych stworzeń, nawet jeżeli to, co tutaj widzicie, to tylko maleńki kawałeczek tego olbrzymiego świata.
Będę bardzo wdzięczna za pozostawione gwiazdki i komentarze, a ja tymczasem życzę Wam miłego dnia/miłej nocy i udanych wakacji! Pozdrawiam!
♥ M ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top