Konduktor NoIr oprowadza pielgrzymkę po Katalonii

NOIR*

   Rozłożyłem przed Olivią i Blaisem pokaźnych rozmiarów mapę Kolonii, którą zwędziłem z recepcji blondwłosej dziewczynie. Oczywiście, blondi na sam mój widok zemdlała z zachwytu, co wydało mi się całkiem zrozumiałe. Gdybym był nią, też bym zemdlał, widząc głęboką czerń mego uczesania, oczęta szare jak roztopione srebro i przede wszystkim to wysportowane ciało Jamesa Bonda. Cud, miód i ideał. Sam bym się sobie oświadczył, gdybym mógł, ale wiedziałem, że to za wysokie progi jak na moje nogi. 

   Mapa była spora. Po transformowaniu jej w wielgachny prostokąt, a nie tyci kwadracik, jakim była na samym początku, zajęła połowę taksówki, w której gnieździliśmy się jak dzieci uciekające ze szkoły. Plan miasta zasłonił w całości boskie oblicze Thora, prawie zaćmił blask Gomez, a mi dał po oczach ilością niezrozumiałych znaczków i kresek.

- Jeszcze raz - powtórzyłem, wychylając głowę nad mapę i próbując jednocześnie nie utonąć w papierze - Wy wysiadacie tu - wskazałem na niebieski symbol z wieżyczką podpisany drobnymi literkami jako Alter Markt, co z pewnością musiało być nazwą przystanku kolejowego - Ja jadę dalej i wyskakuję na Heumarket - oznajmiłem, pokazując kolejną twierdzę na planie - W razie problemów widzimy się na Triangle - wskazałem na znaczek z literką P, co musiało oznaczać "Pomocy" - Wszystko jasne? 

- Tak. My jedziemy na West i przejmujemy cel, ty czekasz na nas na Hansaring, a w razie problemów spotykamy się na Hauptbahnhof - powtórzyła po mnie Swallow, uśmiechając się przy tym pobłażliwie.

- Jeśli wszystko pójdzie masakrycznie, to urządzamy porwanie - wysapał Sokół, walcząc o życie z mapą, która próbowała go przydusić.

- Dobra. To nasz przystanek - oświadczyła blondynka, kiwając główką na kierowcę.

   Taksówkarz, śniady na twarzy i zaroście, z włosami podciętymi na jeża i w koszuli wyrwanej wprost z kolekcji jakiejś wypaczonej firmy "Gabriel", która absolutnie nie znała się na modzie, ale która najwyraźniej była idealnym wyborem dla kierowców z emigracji, zatrzymał się gwałtownie, prawie najeżdżając na grupkę pielgrzymów, kierujących się pewnie do wciąż dymiącej Katedry, aby modlić się o złapanie tego prostaczka, co tak bezczelnie przylutował w ich pikny kościół. Wstyd mi było za Blaisa... Jak on tak mógł? Pilot od siedmiu boleści. Kto mu w ogóle dał licencję? 

- Tego pana na Hansaring - powiedziała Hiszpanka, płacąc piratowi drogowemu haracz i wskazując przy tym na mnie.

- Na pewno sobie poradzisz, NoIr? - spytał niepewnie Thor, wysiadając z żółtego samochodu. 

- Oczywiście, że tak! Martwcie się lepiej o siebie. Ta cwana wiewiórka ma sporą ochronę - zauważyłem.

- My za to mamy moce - Olivia puściła mi oczko, łapiąc jednocześnie Jankesa za ramię - Powodzenia! I proszę cię, NoIr... Nie zrób niczego głupiego...

- Chyba mnie z kimś mylisz, złotko - parsknąłem, zerkając na zegarek - Idźcie już, zanim ucieknie wam pociąg!

- Tak, jasne... - bąknął Blaise, wyraźnie się o mnie martwiąc - Na razie! - rzucił jeszcze, udając się za Gomez, a mi przeszło przez głowę, że Hallow to byłby całkiem ładny ship.

- Na razie! - pomachałem przez okno i zerknąłem na jeżowaty łeb taksówkarza - No... Wieź mnie panie ku przygodzie!

   Hawkeye ostatni raz poprawił rękawice swego czadowego kostiumu, do którego wciąż nie mógł się przyzwyczaić, a który wyglądał jak żywcem wyrwany z komiksów Stana Lee. Blondyn pomyślał, że gdy to wszystko się skończy, a on wróci do USA, to uda się do mistrza rysunków, aby służyć mu za inspirację. 

- A jak się nie uda? - spytał niepewnie, zerkając na Olivię, trzymającą kurczowo w drobnych rączkach bilet - Jesteś pewna, że poradzisz sobie sama? Wiesz... Jakby co, ja mogę pójść z tobą - mruknął, poklepując zawieszony przez plecy arbalet.

- Błagam cię... - żachnęła się Jaskółka - Walczyłam w dwóch wojnach światowych, byłam w Hiroszimie, Nagasaki i Czarnobylu, wojowałam z piratami na Morzu Południowochińskim i mam sobie teraz nie poradzić ze studentką? 

- Faktycznie... Przepraszam - bąknął zakłopotany Thor - Ale na sto procent jesteś pewna, że sobie poradzisz? 

   Swallow wywróciła zirytowana orzechowymi oczętami i wyciągnęła spod płaszcza złoty sierp, który jasno zalśnił w słońcu.

- Ta broń zetknęła się w 1941 roku z Kotaklizmem. Muszę dodawać coś jeszcze? 

- Tak, wypadałoby mi wyjaśnić, czym jest Kotaklizm - uśmiechnął się rozbrajająco Amerykanin - Nie zapominaj, że miraculum mam od wczoraj. 

- Wyjaśnię ci, jak sprowadzę rudzielca - zaśmiała się Gomez, podchodząc do podestu i przepuszczając wychodzących z pociągu ludzi - Przypilnuj, aby NoIr nie wysadził po drodze jakiegoś mostu - dodała jeszcze, zerkając na bilet.

- On rozwalił pół Kolonii - westchnął Thor, patrząc na wsiadającą do wagonu Jaskółkę - Jeden most nikomu różnicy raczej nie zrobi... - dodał, gdy drzwi pociągu automatycznie zamknęły się za ostatnimi pasażerami. 

    Amerykanin patrzył jeszcze chwilę na odjeżdżający pociąg, a gdy środek użyteczności publicznej zniknął z jego pola widzenia, stając się mknącym ku nieznanemu jasnym punkcikiem, rozłożył skrzydła i uniósł się w powietrze.

   Olivia szybko przechodziła przez korytarz pociągu, starając się nie przewrócić po drodze, co nie należało do najłatwiejszych zadań, patrząc na to, że maszyna bujała się na prawo i lewo, ewidentnie próbując pozbawić ją życia albo przynajmniej obu nóg. Kobieta co i raz musiała łapać się wielkich, czerwonych ławek rozstawionych po obu stronach wagonów, co niezbyt podobało się jadącym osobom. Jeden dziad z karykaturalnie przerysowanymi brwiami na wzór Jafara z "Alladyna" łypnął na nią wściekle, zaś inny facet o siwej brodzie i lekarskim fartuchu zerkał na nią ciekawie, odrywając się od lektury "Dziennika Kolońskiego", gdzie jakiś rozemocjonowany dziennikarz opisywał druzgoczące wydarzania ostatnich dni. 

   Przechodzenie z wagonu do wagonu było jeszcze ciekawsze. Gomez musiała udawać przed dziwnie ostrzyżonym konduktorem, że jechała pociągiem od samego początku i na pewno nie wsiadła na poprzedniej stacji, jak ten rzekomo twierdził, żądając od niej dowodu osobistego, który zostawiła w USA. Następnie niechcący zablokowała grubego, ledwo mieszczącego się w korytarzyku sprzedawcę przekąsek z wagonu restauracyjnego, który wyglądał, jakby w przerwach wolnych od pracy sam zjadał zapasy pracodawcy. Przepuszczając go, zerknęła na zawieszoną na fartuchu plakietkę mężczyzny. Agustin B. Będzie wiedziała, na kogo ma się skarżyć. Zanim zdążyła zapamiętać nazwisko Niemca, musiała uskoczyć na bok, aby nie oberwać drzwiami od łazienki, z której właśnie wysiadł dziadzio w hawajskiej koszuli. Jak się okazało, drzwi były automatyczne, więc uraz z ich strony jej nie groził, a dziadek sięgający jej do kolan czmychnął jak cień, aby uciec na swoje miejsce.

- Mistrz Fu? - jęknęła zdumiona Gomez, sprawiając, że mikrusek przyśpieszył, prawie zwalając z nóg jakiegoś chłopaczka w białym kapturze. 

   Po chwili dziadunio rozpłynął się w powietrzu... Reakcja starego Chińczyka jakoś nie zdziwiła Jaskółki, ale zrobiło jej się przykro, że Azjata nawet się z nią nie przywitał. Mógł mieć do niej uraz po tym, jak jego ulubiona Biedronka zeszła na złą ścieżkę i ostatecznie wylądowała przed sądem w Norymberdze, mógł też jej nie lubić za to, że ukradła miraculum Czarnego Kota, aby nikogo innego nie spotkała klątwa pecha, no i mógł też trochę złościć się na nią za zabicie swojego syna, ale jakaś kultura przecież obowiązywała. A mówi się, że to młodzież jest niewychowana... 

   Ostatecznie kobieta dotarła wreszcie do odpowiedniego wagonu zajętego przez samych zakapturzonych mężczyzn w bieli, co utwierdziło ją w przekonaniu, że pociąg należał do przedstawicieli Klu Klux Klanu. W myślach odetchnęła, że miała jasną skórę, bo jakoś nie uśmiechało jej się wysiadanie przez rozbite okno. Prawdopodobnie te same rozważania chodziły po głowie rudej wiewiórki, która siedziała na jednej z obitych czerwienią ławek, wpatrując się w miejski widok. 

   Swallow położyła dłoń na jednym ze swych złotych sierpów, aby w razie czego móc szybko się obronić przed niespodziewanym atakiem i ruszyła ku ławce zajętej przez Ryksę. Po chwili siedziała już obok studentki, co oczywiście musiało zwrócić uwagę Niemki, która oderwała wzrok od szyby i odwróciła się ku niej, lekko marszcząc brwi. 

- Pani była w tym pokoju... - stwierdziła dziewczyna.

- Spostrzegawcza jesteś - odparła z uśmiechem Gomez, wodząc wzrokiem po podejrzanych mężczyznach - Nie boisz się tak sama jeździć pociągiem? 

- Czego mam się bać? Pociąg jak pociąg - wzruszyło ramionami dziewczę - Pasażerowie na ogół nie zwracają na siebie uwagi. 

- Na ogół... Co byś jednak powiedziała, abyśmy wysiadły na następnej stacji? 

- Nie mogę. Mam spotkanie - odparła Ryksa, skubiąc nerwowo bransoletkę. 

- Z policją, tak, wiem - skinęła blondynka - Ale nalegam. 

- A jeśli się nie zgodzę? 

- Cóóóóż... - mruknęła Olivia, wysuwając lekko złoty sierp - Wtedy odwiedzisz inne miejsce niż komisariat.

- No tak... Czego ja się mogłam spodziewać? - powiedziała studentka, zerkając ku sufitowi z nadzieją, że ktoś ogląda całe zajście na kamerze i zaraz przybiegnie jej na pomoc - Jesteście bandą wariatów. Tamten z kosą, ty z sierpem, a ten trzeci pewnie lata z maczetą.

- Z arbaletem - odparła z uśmiechem Amerykanka - Idziemy?

- Czego ode mnie chcecie? 

- Dowiesz się na miejscu. Nie będziemy przecież przeszkadzać panom delektować się błogą ciszą - szepnęła Swallow.

- Naprawdę byś mnie zabiła? - spytała z przekąsem Ryksa, zerkając na sierp.

- Jeśli nie byłoby innej konieczności - oświadczyła - To zawsze smutne, ale nie niemożliwe. Wierz mi na słowo - oznajmiła Jaskółka, chowając broń.

   Olivia wysiadła wraz z Ryksą na następnej stacji. Obyło się bez dram, płaczliwych scen i błagania o ratunek z rąk szalonej Amerykanki. Co prawda, studentka wyglądała na śmiertelnie obrażoną grożeniem jej sierpami ze szczerego złota, ale nie protestowała, wyskakując na przystanek, gdzie czekał już na nie Hawkeye oparty o latarnię. 

- Widzę, że poszło jak z płatka? - zagadnął z uśmiechem.

- Czego ode mnie chcecie? - warknęła zadziornie Niemka. 

- Później się dowiesz - odparł Blaise, przyciszając dziewczynę ruchem ręki - Widziałyście gdzieś Hatterię? 

- Miał być z tobą... - Gomez zauważalnie pobladła. 

- Ale go tu nie ma - zauważył roztropnie Thor - Przynajmniej ja go nigdzie nie spotkałem. 

   Swallow przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby miała rzucić się z rozpaczy na tory. 

- No tak... - westchnęła - A sam mówił, żeby trzymać się planu! 

- To co robimy? 

- Musimy go znaleźć, zanim coś wysadzi lub da się zabić! - krzyknęła, popychając przed siebie Ryksę, która absolutnie niczego nie zrozumiała.

NOIR*

- Szefuńciu kochany, a tamten drewniany budynek przypadkiem nie był stacją? - zagadnąłem, łapiąc za fotel kierowcy, który po dziesięciu minutach jazdy ze mną zaczął zdradzać jakieś tiki nerwowe w postaci drżącej powieki. 

- Widział pan liczbę samochodów na parkingu i tamten korek. Jak niby miałem się zatrzymać? - bąknął rozdrażniony facet, odpowiadając na jedno z moich licznych pytań, którymi wciąż go zasypywałem. 

- Normalnie. Wyskoczyłbym z samochodu i sobie poszedł - wzruszyłem ramionami. 

- Pańska przyjaciółka uprzedzała mnie, że byłby pan do tego zdolny i że pod żadnym pozorem mam się nie zatrzymywać na środku ulicy. 

- Albowiem? - spojrzałem na niego zdumiony.

- Albowiem znowu pana coś potrąci.

- Bzdury! - parsknąłem - Nic mnie nie potrąciło! Sam skoczyłem pod tamten samochód!

- Wspominała również o tym, że jest pan nieobliczalny... - bąknął taksówkarz, jadąc dalej zakorkowaną ulicą. 

   Prawdopodobnie, gdyby mógł, wcisnąłby magiczny guzik, przywołujący szybę, która oddzielała pasażerów od kierowców, ale na szczęście, takie bajery to tylko w filmach, więc mogłem znęcać się tureckim Bułgarem do woli. 

- Doprawdy? - zaśmiałem się, odpinając pasy - A czy nieobliczalny człowiek zrobiłby coś takiego? - spytałem, otwierając okno. 

   Facet zerknął na mnie nieufnie i nacisnął kontrolkę, która automatycznie uniosła moją szybkę do góry. Zmrużyłem oczy. No tak się bawić nie będziemy...

- Llata - mruknąłem do kwami Meduzy ukrytego w kieszeni białego żakieciku, który cudem wyżebrałem od Jaskółki - Zajmij się dżentelmenem. 

- Jesteś tego pewien? - spytało niepewnie kwami.

- Jak tego, że Ziemia okrąża Słońce. Po prostu to zrób.

   Stworzonko nie wyglądało na zachwycone moim pomysłem, ale nie śmiało protestować. Wyleciało więc z mojej kieszeni i skryło się za fotelem taksówkarza. 

- Co tam pan mruczysz pod nosem? - zagadnął mężczyzna podejrzliwym tonem, spodziewając się pewnie, że znowu otworzę okno. 

- EGIDA! - pisnęła nagle Llata, dotykając ramienia kierowcy. 

   Momentalnie całym pojazdem zatrzęsło, jakby auto szykowało się do Wielkiego Wybuchu. Zrobiło się tak jasno, że musiałem zasłonić oczy, aby nie oślepnąć. Jednocześnie do nosa wdarł mi się zapach spalenizny. Gdy światłość zmniejszyła się do standardowych wartości, zerknąłem na fotel taksówkarza. Gromadziła się tam kupka popiołu...

- No... - mruknąłem, patrząc na przerażoną meduzkę, która chyba nie takiego efektu się spodziewała po swojej mocy - Przynajmniej nie będzie żądał zapłaty za przejazd... Hatti, wiesz co robić!

   Potworek wyjrzał zza mojego żakietu z miną wyrażającą naganę dla mojego kolejnego genialnego planu.

- A nie łaska wypowiedzieć specjalnej formułki, leszczu? - zapytał z pretensją w głosie.

- Nie zrzędź tylko mnie transformuj! - zawołałem, otwierając już bez żadnych przeszkód okno.

   Hatti westchnął ciężko, wnikając do biżuterii i udowadniając tym samym, że tylko prawdziwi liderzy umieli dogadać się z kwami w taki sposób, aby nie wypowiadać do przemiany oklepanych zaklęć w starożytnej grece. Korzystając z okazji, wypełzłem przez okno taksówki i wylądowałem na masce jakiegoś samochodu, w którym mężczyzna, wyglądający jak co trzeci obywatel Rumunii, spojrzał na mnie z mieszaniną przerażenia i wściekłości. Pomachałem mu więc, stanąłem na równe nogi i skacząc po samochodach oburzonych Ormian, dotarłem do chodnika, skąd miałem doskonały widok na nadjeżdżający, a właściwie przejeżdżający pociąg. Szlag by to trafił...

   Rzuciłem się przed siebie, przeklinając w myślach korki i kupkę popiołu, która jeszcze kilka minut temu spełniała się zawodowo za kółkiem. Musiałem znaleźć jakiś sposób, aby zatrzymać ten przeklęty pociąg, zanim dotrze na komendę i zanim ta ruda siksa złoży na mnie i moich przyjaciół zażalenie za grożenie kosą i lepszą opiekę medyczną niż ta, którą miała do zaoferowania banda niedouczonych studentek. W pewnym momencie zauważyłem pewien wihajster i uśmiechnąłem się sam do siebie. O tak! NoIr! Ty to jednak jesteś geniuszem!

   Pomknąłem jak sprinter do wihajstra, potykając się dwa razy o własne nogi i popychając jakiegoś Angelo rozmawiającego przez telefon w sprawie kupna mieszkania w centrum Katalonii. Gdy dotarłem do dźwigni, naparłem na nią z całej siły z nadzieją, że nadal działała i pomoże mi zatrzymać tamten przeklęty pociąg. 

   Dźwignia, owszem, działała, ale nie przyszło mi do głowy, że moja siła za sprawą kostiumu Hatterii zwiększyła się tysiąckroć. Niby o tym wiedziałem, ale dopiero, gdy wihajster przełamał się w pół, zdałem sobie sprawę z tego, że równie dobrze mógłbym olać mego ojca i tajemniczego Fu, aby poświęcić się karierze boksera czy innego... Hmmm... Podnosiciela ciężarów? Mniejsza z tym. 

   Tory lekko przeskoczyły po użyciu tajemniczego mechanizmu, zmieniając trasę pociągu. Konduktorzy jeszcze tego nie zauważyli, ale coś mi mówiło, że pewnie zaraz się zorientują i awaryjnie zatrzymają pojazd, dzięki czemu ja porwę Olivię i R, a potem wszyscy wspólnie pójdziemy na pizzę. 

   Gdy pociąg przemknął mi przed nosem, wzbijając tumany kurzu i atakując bezlitośnie bębenki niewinnej ludności, która miała tego pecha, że znalazła się zbyt blisko stacji, odsunąłem się lekko, wziąłem rozbieg i wskoczyłem na wagon, wspinając się następnie na dach pojazdu.

   Poczułem się fenomenalnie. Nigdy nie przypuszczałem, że zrobię coś takiego. To było lepsze od roznoszenia gazet o czwartej nad ranem, gdy jeszcze mieszkałem z moją bidną matuś. To było też lepsze od studiowania filologii francuskiej, na którą dostałem się zaraz po maturze (egzamin dojrzałości poszedł mi zaskakująco dobrze, nadal pamiętałem szok wymalowany na twarzy matki, gdy okazało się, że z francuskiego dostałem 79%, z matematyki 41%, a z rozszerzonej geografii aż 16%!), a także filozofii, na którą wkręciła mnie znajoma ojca. Później jeszcze studiowałem pedagogikę wczesnoszkolną i po drodze zahaczyłem również o seminarium, aby ominąć egzaminy. Pamiętałem, jak przyjęli mnie również na geologię, ale chyba musieli to uczynić przez pomyłkę. Ostatecznie jedynymi studiami, jakie skończyłem z tytułem licencjata, było ratownictwo medyczne, na które poszedłem w tajemnicy przez wszystkimi i dla którego zawaliłem swój pierwszy kierunek. Studia jednak nigdy nie były czymś, co by mnie mocno zajmowało i w momencie, gdy stałem na dachu pociągu, czując szaleńczy wiatr we włosach, wiedziałem, że rzucenie nauki w diabły nie było wcale idiotyzmem, jak powtarzali mi wszyscy wokół, nie podejrzewając mnie nawet o ukończenie czegoś w międzyczasie.

   Zawołałem radośnie, unosząc ręce niczym król świata i ciesząc się jak małe dziecko, gdy nagle usłyszałem wrzask ludzi i szczęk otwieranych drzwi. Czyli już się połapali, że coś było nie tak. O dziwo, pociąg nie zatrzymał się, jak przewidywałem. Zamiast tego z pędzącej maszyny zaczęli wyskakiwać ludzie, wyskoczył nawet konduktor, boleśnie uderzając w beton. Przez chwilę patrzyłem, jak turlał się, jęcząc przy tym, jakby ktoś łamał mu kości, aż wreszcie uniosłem głowę, aby sprawdzić, co też ich wszystkich nagle opętało. 

   Otóż, pociąg zbliżał się do mostu. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że most był w budowie i zamiast torów po drodze ziajała wielka dziura kończąca się tą samą upośledzoną rzeką, w której utonął samolot Hawkeye'a. Nie powiem... Zrobiło mi się słabo, poczułem, jak wszystkie moje narządy wewnętrzne oderwały się i spadały, rozbijając się z hukiem o dno miednicy. Przed oczami pojawiły mi się czarne plamki. Wszystko wskazywało na to, że pewnie umrę lub zemdleję. 

   Zdążyłem powiedzieć tylko "o nie", gdy przód pociągu poleciał w dół. 

Witam wszystkich serdecznie w nowym rozdziale "NoIr's Show", w którym kolejny raz dzielny NoIr nie doprowadza do katastrofy, błyszcząc przy okazji swoją olbrzymią wiedzą na temat geografii. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał, a my widzimy się już niedługo. Pozdrawiam!

                                                                                                 ♥ GaMa ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top