K2 w opozycji do Mount Everestu

- Jesteś pewna, że to ten konkretny pojazd? - zapytał Āgō Syāla, mrużąc brwi, chociaż spod straszliwej, biało-pomarańczowej maski w stylu oni, nie można było tego zauważyć.

- Tak, Lhotse mówiła... - zaczęła zapytana dziewczyna, ale Āgō Syāla od razu przerwał jej wywód zdecydowanym prychnięciem.

- Lhotse zawsze mówi to, co zapewni jej zwycięstwo. Dla niej wszystko jest konkurencją - stwierdził.

   Lhotse, lub jak kazała ją mianować Mistrzyni, Rica, była posiadaczką miraculum Bogatki, które zostało stworzone właśnie przez Ṭā'igrēsę. W myśl nazwy swej magicznej biżuterii, Tybetanka zawzięcie dążyła do zlikwidowania przeszkód, które stanęłyby jej na drodze do sukcesu, nawet jeśli miało to być jej zakonne "rodzeństwo". Z racji tego, że to właśnie bracia i siostry zazwyczaj tarasowali jej wszystkie ścieżki do celu, Lhotse dość często wpuszczała resztę w maliny tylko po to, aby uzyskać lepsze od nich wyniki. Dlatego nigdy nie należało wierzyć Lhotse.

   Abampofu spuściła głowę, niepewnie przygryzając przy tym lśniące złotem wargi. 

- Sądzę, że nie oszukiwałaby nas w takiej kwestii - mruknęła cicho.

- Gdyby mówiła prawdę, byłaby tu z nami - odparł zimno Āgō Syāla - Widzisz ją?

- Nie. W takim razie wracajmy - Abampofu wstała z klęczek, otrzepując dłońmi zakurzone kolana - Tu przecież chodzi tylko o bezpieczeństwo twojej siostry.

   Ciemnowłosy młodzieniec posłał Abampofu, dzierżącej miraculum Sikory Ubogiej, chłodne spojrzenie nagle rozpalone niezrozumiałymi błyskawicami. Spod biało-pomarańczowej maski oni wyglądało to tak upiornie, że nastolatka niezauważalnie drgnęła. 

   Abampofu od zawsze bała się Āgō Syāli. Było w nim coś niepokojącego... Pojawił się dosłownie znikąd wraz z miraculum Pandki Rudej, które wcześniej należało do Mozilli i od pierwszej chwili stwarzał kłopoty. Nieustannie kłócił się z Mistrzynią o wszelkie błahostki, oskarżając ją o całe zło tego świata, chociaż oskarżenia kierowane w stronę szlachetnej Ṭā'igrēsy były całkowicie wyssane z palca. No i ta jego zaborcza miłość do Kanczendzongi... Mimo iż według słów chłopaka była to jedynie troska o młodszą siostrzyczkę, to z boku wyglądała strasznie. Dziewczyna doskonale wiedziała, że Āgō Syāla, gdyby tylko mógł, zagarnąłby dla siebie całą Kan, w każdym istniejącym znaczeniu. Jego przywiązanie podchodziło wręcz pod chorobliwą zazdrość i psychopatię.

- Nie, nie możemy odejść. Musimy to sprawdzić - oświadczył Āgō Syāla, delikatnie odchylając gałązki drzewa, aby mieć lepszy widok na ulicę. 

- Jak? - zapytała Abampofu, na powrót klękając obok młodzieńca.

- Proste. Od czego masz moc? - chłopak uśmiechnął się, chociaż jego maska nadal pozostała niewzruszona - Zatrzymasz ich swoim przyjemnym zaklęciem, potem ja ich obezwładnię, a na koniec otworzymy sukę. I bam! Uwolnimy Kadwę!

- A co z pozostałymi pojazdami?

- Nawet nie zauważą ich zniknięcia.

- Na pewno mają przy sobie jakieś krótkofalówki i poinformują o problemach! Nie lepiej ich śledzić, aż dojadą do kryjówki?

- Wtedy będzie za dużo ludzi, Makalu. Myślenie zostaw mnie. Wiem, co powinniśmy zrobić. Użyj mocy. 

- Jak wolisz, Evereście - westchnęła dziewczyna, skupiając całą siłę woli na wybranym obiekcie, aby po chwili wypowiedzieć stosowną formułkę.

   Chwilę potem pękły wszystkie opony jadącej ciężarówki, która zatrzymała się kilka metrów dalej. Momentalnie z auta wyskoczył niskawy mężczyzna w mundurze, który z profesjonalizmem wymalowanym na twarzy zaczął obchodzić maszynę wokół i sprawdzać stan kół. Zaraz potem zawołał kierowcę i gestykulując, wyjaśnił mu zawiłą przyczynę problemu, która jego zdaniem, powinna być prawdopodobna. Zanim skończył, Everest wyciągnął z kieszeni dwa świecidełka, sprawdził ich wyważenie w dłoni i rzucił nimi tak szybko, że ludzkie oko nie było w stanie zarejestrować lotu miniaturowej broni, która bezgłośnie wręcz wbiła się w szyje policjantów. Stróżowie prawa upadli na asfalt tak wolno, jakby kładli się do snu.

- Chodź, Makalu - szepnął oszołomionej Sikorce ciemnowłosy i zwinnie ześliznął się ze skarpy, która znajdowała się za linią karłowatych drzewek.

   Nie mając nic lepszego do roboty, Abampofu podążyła za swym towarzyszem, który właśnie pochylał się nad ciałami poległych, szukając w nich swoich cudownych zabawek.

- Oni nie żyją! - krzyknęła wściekle, wskazując na trupy, który służyły za niezbity dowód zbrodni.

- No i? - spytał lekko Āgō Syāla, delikatnie penetrując szyje swoich ofiar.

- Mistrzyni mówiła, abyś nie używał swoich mocy do krzywdzenia innych!

- Ależ, Makalu... Ranisz mnie. Nie użyłem przecież mocy, a broni - rzekł, triumfalnie unosząc do góry shuriken - Tego już mi ta jędza nie zabroniła. 

- Jak śmiesz nazywać tak Mistrzynię?!

- Przecież nigdy się o tym nie dowie - zaśmiał się Āgō Syāla, chowając do kieszeni zwiewnego hanfu pociski - Nooo... Chyba, że ty jej o tym powiesz, ale wtedy skończysz mniej więcej jak twoi rodzice - mruknął, kładąc urękawicznioną dłoń na policzku nastolatki - Nie marnujmy jednak czasu. Później sobie porozmawiamy - oświadczył, podbiegając do tyłu furgonetki. 

   W momencie, gdy oboje dotarli do drzwi samochodu, te fantazyjnie się uwypukliły, przybierając kształt ludzkiej głowy. Āgō Syāla gwizdnął z podziwem dla kunsztu swojej młodszej siostrzyczki, która tak epicko wykończyła ostatniego strażnika, po czym przylgnął do drzwi i delikatnie zapukał.

- Kadwa! Słyszysz mnie? - zawołał.

- Nie nazywam się Kadwa - warknął głos po drugiej stronie - Doskonale o tym wiesz!

- Oj tam... A ty za to doskonale wiesz, że dla mnie zawsze będziesz malutką Kadwą. Nic ci nie jest?

- Wszystko w porządku - mruknęła po chwili rzekoma siostra Everesta.

- Świetnie. Odsuń się od drzwi, a my cię uwolnimy! - oświadczył - Makalu! Lina! - zarządził, wyciągając dłoń po broń czarnoskórej Abampofu, która nie mając nic do gadania, cicho odpięła linę od swego stroju i podała ją Everestowi.

   Āgō Syāla delikatnie przejechał palcami po szorstkiej budowie liny i obwiązał nią klamki, rzucając jeden koniec Abampofu, a drugi zostawiając sobie. Makalu, rozumiejąc intencje partnera, mocno zaparła się nogami o przedziurawioną oponę i wraz z chłopakiem zaczęła ciągnąć linę. Po kilku minutach zmagań, udało się im otworzyć drzwi, z których wyleciał, jęcząc, policjant, a za nim wyskoczyła czarno-biała sylwetka.

- Kadwa! - krzyknął Everest, wypuszczając linę z rąk, aby przytulić się potężnie do zaskoczonej siostry - Wracajmy... - szepnął jej do ucha.

- Chyba cię kompletnie pogrzało! - warknęła czarnowłosa, odsuwając od siebie brata - Nigdzie nie pójdę, jeśli nie dowiem się, co z tamtym rogatym idiotą!

- Kim? - zapytał zbity z tropu Āgō Syāla.

- Faktycznie, Rica coś o nim wspominała - przypomniała sobie Sikorka - Wsadzili go do drugiego wozu i zapewne...

   Makalu miała jeszcze coś dodać na temat przyszłych losów NoIr, ale przeszkodził jej w tym jęczący policjant, który nagle zwinął się z bólu w kłębek i dziwnie zacharczał. Āgō Syāla tylko przekręcił na ten widok obojętnie oczami, po czym z impetem rzucił swym zabójczym shurikenem, który trafił mężczyznę między oczy.

- EVEREST! - wrzasnęły jednocześnie dziewczyny.

- To nadal nie moc - uśmiechnął się szelmowsko Ognisty Lis, wyciągając z głowy denata narzędzie zbrodni, a z kieszeni munduru krótkofalówkę, którą przyłożył do ust, odpowiednio ustawiając - Centrala, słychać mnie?

     Abampofu i Viśāla zerknęły na siebie niepewnie, nie wiedząc, o co mogło chodzić chłopakowi.

- Tak, słychać cię - odpowiedział głos w słuchawce - Co się z wami dzieje? Straciliśmy wasze położenie z radaru.

- Mieliśmy małe problemy z dzikimi przebierańcami, ale wszystko już w porządku. Odpowiednie jednostki zostały zlikwidowane. A jak u was?

- Nie mieliśmy żadnych niepokojących oznak tych dziwaków. 

- Co z waszym rogatym delikwentem?

- Dobrze... Siedzi z tyłu i gada w niezrozumiałym języku. 

- Podajcie swoją pozycję.

- Jesteśmy niedaleko Niebiańskiej Wieży - oznajmił głos.

- Zaraz tam będziemy - oznajmił Everest, wyłączając urządzenie - Słyszałyście? Wasz rogaty palant jest przy Niebiańskiej Wieży. Jeśli wam tak zależy na jego uwolnieniu, to zmierzajmy tam, zanim coś mu zrobią. 

Witajcie! Nikt nie mógł się spodziewać, że w środę zostanie opublikowany nowy rozdział "Grimoiru" w miejsce "Orlego zrywu", więc... Niespodzianka! 

                                                                                        ♥ GaMa ♥



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top