Iskiereczka mruga (Multiwersja cz.7)
NOIR*
Zamrugałem zdumiony oczami, wpatrując się w Hattiego. Hadriana już dawno nie było. Nowo namaszczony, leninskajski król wrócił do swojego ludu, aby przekazać mu smutną wieść o nagłym zgonie wcześniejszej przywódczyni, która "dzielnie walczyła z najeźdźcą" i oddała życie w imię większego dobra. Przez chwilę żałowałem, że nie znalazłem się na miejscu Hadriana, ponieważ wolałbym już zacząć przewodzić stadu drapieżnych pół-ryb niż wysłuchiwać farmazonów, które wydobywały się z ust mojego kwami.
- Przepraszam, możesz powtórzyć? - spytałem zbity z tropu.
Hatti zmarszczył nieznacznie brwi, zakładając łapki na piersi i zerknął na mnie groźnie. Był to jawny akt oskarżenia mnie o zbycie jego genialnego planu milczeniem i nie słuchanie tego, co do mnie mówił. W normalnych warunkach pewnie bym się za to obraził, ale tym razem połowa zarzutów była prawdziwa.
- Jak już wspominałem, Venus jest jedną z najmniej popularnych bogiń...
- Sprzeciw - powiedziałem, podnosząc rękę - Nie może być niepopularna, skoro ma własną rzeźbę z Lilo.
- Milo, nie Lilo... Poza tym, miałem na myśli, że w TYM wymiarze nie jest lubiana - westchnął Hatti - Żadna mieszkanka wyspy nie znosi Venus głównie przez to, że ta ukazuje im się w postaci ich porzuconych miłości. Najbardziej na pieńku ma z nią arcybogini wody Aqua, Sybilla, Sonia czy jak ją obecnie tu nazywają. Mój plan zakłada zgłoszenie się do władczyni toni i zaproponowanie jej współpracy z nami. Z pewnością się zgodzi, skoro nienawidzi Venus. Co o tym myślisz?
- Absolutnie nie - powiedziałem bez wahania.
- Dlaczego? Masz jakiś lepszy pomysł? - zapytało kwami - Musimy chwytać się wszystkiego, co tylko możliwe. Przecież Venus nie odda ci miraculum od tak, bo ładnie się uśmiechniesz i ją o to poprosisz! - pisnął Hatti.
Było w tym sporo racji, ale nie mogłem przystać na plan istotki. Powód był banalnie prosty: skoro jedna bogini zapragnęła zrobić ze mnie zwierzątko, skąd miałem wiedzieć, że druga nie wpadnie na coś podobnego? Może w tym świecie ludzie, a zwłaszcza ludzcy mężczyźni, byli fenomenem podobnym do drapieżnych syren i dlatego Venus trzymała mnie w samotności na maleńkiej wysepce z dala od wzroku innych stworzeń? Dodatkowo w głowie huczała mi jeszcze jedna myśl: sam nie wiedziałem, skąd mi się to wzięło, ale gdzieś mi dzwoniło zdanie o tym, abym nie ważył się nikomu pokazywać, ponieważ ktoś mógł zmienić mnie w kamień.
- Lepiej nie ryzykujmy - oświadczyłem spokojnie - Mam nieodparte wrażenie, że w tym świecie są boginie znacznie potężniejsze i groźniejsze od Venus. Nikt nie może nam dać gwarancji, że ta laska od wody w czymkolwiek nam pomoże - zauważyłem - Ponadto nie mamy jak się z nią skontaktować.
- O to akurat się nie martw - zapewnił mnie Hatti - Aqua włada wodą, a ta jest jej posłuszna. Powiadają, że wszelka ciecz w otoczeniu Sybilli zachowuje się jak potulne zwierzątko. Właściwie to cud, że jeszcze cię nie odwiedziła. Podobno nie można być bezpiecznym w pobliżu zbiorników wodnych, ponieważ woda zanosi szumem fal swojej pani wszelkie informacje - dodało szeptem kwami, przybliżając się do mnie konspiracyjnie.
Zerknąłem z uwagą na delikatnie falującą toń jeziora zabarwionego złotem od soków wypływających z listków zaczarowanej wierzby. Jeżeli woda była aż tak groźna i donosiła swojej właścicielce, to bogini z pewnością o wszystkim wiedziała i mnie obserwowała. Musiała mieć wgląd w moją sytuację i personalne proszenie jej o pomoc wcale nie musiało być tak potrzebne, jak sugerował mi Hatti. Mógł istnieć inny sposób na rozwiązanie mojego problemu z pomocą Morskiej Pani bez wzywania jej imienia.
- Czy wiesz, dlaczego one tak bardzo się nie lubią? - spytałem, przypatrując się wodzie, która zaszumiała niespokojnie.
- Po pierwsze, Venus przybiera postać ukochanego męża Aquy, którego ta musiała opuścić po odejściu ze świata żywych. To chyba najważniejszy powód ich konfliktu, ponieważ widok partnera sprawia Sonii ból i wywołuje w niej tęsknotę... Kłócą się też o Leninsky, z których Sybilla pośrednio się wywodzi. Głównie dlatego Venus trzyma się z daleka od wody i stara się jej tu nie dotykać, ponieważ istnieje możliwość, że Aqua pociągnie ją na dno i odda w ramach zemsty swoim pobratymcom - wyjaśniło kwami.
- Rozumiem... - kiwnąłem głową, unosząc nieznacznie prawy kącik ust - Mimo wszystko nie zaszkodzi na początku grzecznie porozmawiać z Venus i poprosić ją o zwrot armilii. Nóż, widelec, zgodzi się i rozejdziemy się w przyjaźni.
- Szczerze w to wątpię, ale jak chcesz, to próbuj. Tylko żebyś potem nie prosił mnie o pomoc, gdy twój głupi plan nie wypali - mruknęło urażone stworzonko, zakładając łapki na miniaturowej piersi.
- Nie martw się, odrobina kultury jeszcze nikomu nie zaszkodziła - odparłem z szerokim uśmiechem, przypatrując się wodzie, która zafalowała mocniej, jakby w ramach zgody na niemy układ, którego nawet nie musiałem proponować. Jezioro rozumiało i w odpowiedniej chwili było gotowe mi pomóc.
Krążyłem po Rosequartz jak zaczarowany, wpatrując się w mięciutki dywan utkany z fioletowych liści. Im dłużej myślałem nad tym, aby wypaść jak najbardziej wiarygodnie w oczach Venus, tym mocniej zaczynałem się denerwować i tracić fason. Jak właściwie powinienem się zachowywać, aby nie zorientowała się, że nie działałem już pod jej urokiem? Powinienem spacerować przy samym brzegu, aby jak najszybciej rzucić się w jej ramiona, gdy już ukaże się na horyzoncie? Może powinienem jednak siedzieć pod drzewem i tęsknie wpatrywać się w krajobraz? Jak ja przetrwałem ten czas bez świadomości i co robiłem? Co się wtedy działo? I kiedy zdążyła urosnąć mi broda? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...
- O nie, ona się zbliża... - usłyszałem nagle przy uchu cichy głosik Hattiego pełen obrzydzenia.
Odruchowo zerknąłem w stronę jeziora. Faktycznie, na jego toni powoli posuwała się drewniana łódź, błyszcząca złotem w promieniach słońca, napędzana leniwymi ruchami wiosła, mącącego gładką powierzchnię wody. Z tej odległości nie mogłem jednak wypatrzeć sterującej sprzętem osoby. Możliwe, że łódź zaczarowano i tym razem płynęła sama, aby dostarczyć mi świeży prowiant na dzisiejszy dzień, ale w głębi serca miałem nadzieję stanąć z boginią miłości twarzą w twarz i przekonać się, jak będę ją widział.
Na szczęście, nie musiałem długo czekać. Po upływie kilku minut łódka wreszcie dobiła do brzegu oświetlona promieniami słońca, jakby sam Helios (o ile w tym świecie istniał ktoś taki) próbował chronić przede mną Venus do ostatniej chwili. Odruchowo zasłoniłem oczy przed rażącymi mą twarz promieniami i odsunąłem się delikatnie w bok, gdy na fioletowych liściach zaczęły lądować osobno owoce i warzywa. Pod moimi stopami wylądował także bukłak pełen zdatnej do picia wody.
- Jestem aż tak piękna, że boisz się stracić oczu na mój widok? - usłyszałem radosny chichot. Głos Venus był słodki, niemalże jak woń kwiatów, do której ciągnęły pszczoły.
Ostrożnie odjąłem rękę od twarzy i zerknąłem w stronę dochodzącego mnie dźwięku. Przygotowując się do przeżycia niemałego szoku, zawczasu lekko rozchyliłem usta i rozwarłem w zdumieniu oczy, obawiając się ujrzeć kogoś mi znajomego, w kim mogłem się zakochać, a jeszcze o tym nie wiedziałem. Jakże wielkim było jednak moje zdziwienie, gdy... Nie zobaczyłem kompletnie nic. Przede mną stała pustka. Była tylko błyszcząca w słońcu łódź, porozrzucane owoce i lekko złotawa woda.
- Wszystko w porządku, Hatterio? - zapytał zaniepokojony głos.
Byłem pewien, że mi się nie zdawało. Skoro słyszałem ten pełen słodyczy dźwięk, to znaczyło, że Venus musiała znajdować się w pobliżu mnie. W pełnym skupieniu zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się pobieżnie wokół siebie. Dopiero, gdy coś leciutko dotknęło mojej skóry, aby następnie chwycić mnie za nadgarstki, dostrzegłem przed sobą niewyraźny kształt.
Zawsze, gdy wyobrażałem sobie siłę odpowiedzialną za miłość, miałem przed oczami coś podobnego do małego amorka w pieluszce prującego z niezwykłą celnością strzałami, opcjonalnie mistyczną czarownicę w ciemnych szatach, wrzucającą różne precjoza do mosiężnego kociołka. Tymczasem stojące przede mną legendarne uczucie opisywane w milionach książek, wychwalane w miliardach poematów i wyśpiewywane nocami pod oknami, było przezroczyste.
Ta miłość miała ludzki kształt, była wysoka, znacznie wyższa ode mnie, co szokowało, gdy samemu było się jedną z najwyższych osób wśród znajomych. Prześwitywały przez nią promienie słoneczne, co i raz ją rozpraszając, aby za chwilę mogła scalić się na nowo. Jej rysy zdawały się takie kruche, tak podatne na rozerwanie, a jednocześnie tak silne i trwałe. Skupiające się w niej światło czasami przemieniało się w tęczę, nadając jej wyglądowi czegoś niezwykłego. Im dłużej się w nią wpatrywałem, tym więcej szczegółów zauważałem. Cienka jak jedwab sukienka, złota, iskrząca biżuteria, kwiaty na rozpuszczonych włosach. Z twarzy bogini biła niespotykana łagodność, troska i cierpliwość. Aż odebrało mi mowę.
- Odezwiesz się? Zaczynam się niepokoić... - zamruczał ciepły głos.
Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w Venus, siłą woli starając się pozbierać oszołomiony umysł. Nie chciałem w niej widzieć nikogo, kogo wcześniej spotkałem, chociaż jej twarz co kilka chwil nabierała barw i rysów. Przezroczyste włosy raz ciemniały, raz jaśniały, aby po chwili zrudzieć i lekko się skręcić w charakterystyczne heliski. Całkowicie rozumiałem, co miał na myśli Hatti, mówiąc o nienawiści w stosunku do Venus. Miłość i nienawiść dzielił tylko jeden krok. Jeden, maluteńki kroczek... Gdybym za każdym razem miał patrzeć na twarz swego straconego szczęścia ze świadomością, że to co widzę, było jedynie kłamstwem, też czułbym w sobie niewypowiedzianą złość i żal, która pewnego dnia odbiłaby się żółcią i wybuchła gwałtownym płomieniem gniewu. Tylko czemu miłość była winna? Ta, która nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego? Czemu zawsze stawiało się ją jako oprawcę?
Nie umiałem dobrać żadnych słów. Jedynym, na co miałem siłę, to zbliżenie się do wysokiego kształtu i wtulenie się w niego. Chciałem wdychać ten zapach pełen obietnic, rozpływać się pod dotykiem jednocześnie chłodnych i ciepłych palców, wsłuchiwać się w rytm czegoś, co można było nazwać sercem. Dawno nie czułem czegoś takiego. Nie sądziłem, że umiałem tęsknić za bliskością. Venus w tym jednym momencie stała się całym moim światem; gronem uwielbianych przeze mnie osób. Pomyśleć, że każdy dąży do tego samego... Do tego nieokreślonego kształtu... Każdy dąży do tego samego, lecz miłość nigdy jeszcze nie napisała identycznej historii.
- Donne-moi la force de retrouver la lumière du jour - szepnąłem wtulony w delikatny jedwab.
Moje dłonie ostrożnie przesuwały się po materiale sukni, łaknąc czegoś zupełnie innego ode mnie. Przez kilka sekund serce i rozum rozdzieliły się, każde działając na własną rękę. Otrzeźwiła je dopiero dobrze znana powierzchnia emalii. Gdy przypadkowo natrafiłem opuszkami palców na armillę, zastygliśmy oboje: ja i Venus.
Zadarłem lekko głowę, chcąc złapać wzrok bogini. Nie wiedziałem, co ona widziała w moich oczach, ale jej wyrażały naprawdę dużo. Było w nich mnóstwo troski, ciepła, ale i niepokoju. Venus jeszcze nie wiedziała, że jej moc przestała na mnie działać, ale w tym momencie mogła zacząć coś podejrzewać. Nie miałem czasu na zwlekanie. Jednym, silnym ruchem zerwałem z ramienia bogini armillę i odskoczyłem od niej na sporą odległość.
- Nie zbliżaj się - powiedziałem stanowczo, wyciągając przed siebie ostrzegawczo dłoń.
Mając cały czas Venus w zasięgu wzroku, schyliłem się szybko i założyłem miraculum na kostkę, chowając je pod luźną nogawką różowych spodni. Kryjówka praktycznie żadna, ale lepsze to niż nic. Jeśli bogini będzie chciała ponownie odebrać mi biżuterię, będzie przynajmniej musiała zgiąć się w pół i spróbować manewrować mi przy skarpetkach, co z jej wzrostem do prostych nie należało.
- A więc to tak... - mruknęła z niezadowoleniem Venus, zakładając ręce na piersiach - Mało komu udało się zerwać mój czar... Kto ci pomógł?
Cały czas uważnie śledziłem każdy ruch bogini i czekając na jej ewentualny atak, szeptem wypowiedziałem stosowną inkantację prowadzącą do transformacji. W stroju Hatterii czułem się znacznie bezpieczniej, dodatkowo miałem również pewność, że miraculum nadal było przy mnie, czego dowód miałem na ciele.
- Ty mi pomogłaś - odparłem, uśmiechając się delikatnie, przypominając sobie zielone oczy promyczka rozświetlającego każdy mój dzień.
- Rozumiem, że przegrałam, ale możesz zaoszczędzić mi tej kpiny - warknęła zirytowana Venus.
- Mówię poważnie. Ty mi pomogłaś. Czyż do przełamania twojego daru nie jest potrzebna właśnie miłość? Prawdziwa miłość zwycięża każde zaklęcie, jest silniejsza od śmierci. Skoro to wszystko kwestia uczuć, to moją przewagę zawdzięczam jedynie tobie.
- Błagam, dawno nie słyszałam tak żałosnych frazesów... - żachnęła się kobieta, wywracając przy tym oczami - Nie bierz mnie pod włos. Może ktoś z mniejszym IQ dałby się na to nabrać, ale teraz obrażasz już moją inteligencję.
- Kiedy tak wygląda prawda. Pokonałem cię twoją własną bronią - zauważyłem - Do złamania czaru był potrzebny ktoś, na kim zależy mi tak bardzo, że zapomnę o uosobieniu idealnej miłości, jakim jesteś ty. Sama wiesz, że nie kłamię. Muszę jednak przyznać, że zabezpieczanie przed twoją mocą, pomimo braku oryginalności, było całkiem sprytne.
Venus przypatrywała mi się przez dłuższą chwilę, aż wreszcie delikatnie uniosła kącik ust.
- Może nie jesteś tak głupi, na jakiego wyglądasz - mruknęła, przesuwając się na bok.
- Dzięki za komplement, jak sądzę... - burknąłem pod nosem - Rozejdziemy się w spokoju i zachowamy o sobie dobre zdanie, czy jednak będziesz próbowała powstrzymać mnie przed ucieczką z waszego świata?
- Nie będę - odparła Venus, wzruszając ramionami - Nie jestem aż tak zdesperowana, aby wojować z kimś obdarzonym twoimi zdolnościami. Zdążyłam się dowiedzieć, na czym polegają twoje moce i mimo iż nie jesteś w stanie mnie zabić, ponieważ znajdujemy się w duchowej części tego świata, nie mam ochoty na czyszczenie sukni z krwi. Nie można mnie pokonać i oboje o tym wiemy, ale ja też nie mogę zrobić tobie żadnej krzywdy, więc tworzy nam się pat.
- W dodatku nie możesz siedzieć na tej wysepce i pilnować mnie całą wieczność, bo zwróci to uwagę innych bóstw, a moja obecność tu raczej nie jest ci na rękę - dorzuciłem od siebie.
- Sam więc widzisz, że walka byłaby stratą czasu. Możesz odejść, Hatterio. Oczywiście, jeśli wiesz jak - powiedziała bogini z filuternym uśmiechem na ustach.
- Nie martw się, zdążyłem dopytać się odpowiednich osób - odparłem, posyłając jej równie zawadiacki uśmiech - Wielce dziękuję ci za gościnę, o pani - rzekłem, skłaniając się w pół.
- Miło było cię poznać, Hatterio - skinęła głową Venus - Zanim jednak odejdziesz... Odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie. Czy naprawdę warto jest wracać do świata pozbawionego słońca?
- Teraz ja jestem słońcem dla innych - zaśmiałem się, podchodząc do bogini, którą najpierw poklepałem po ramieniu, a potem wbrew wszelkiemu rozsądkowi, serdecznie przytuliłem, co zdziwiło mnie, jak i samą Venus. Kobieta stała przez chwilę w bezruchu, lecz w końcu delikatnie pogłaskała mnie po plecach - Dziękuję ci za gościnę i za to, że mnie nie wydałaś - szepnąłem - Chociaż mogłaś darować sobie to zaklinanie.
- To raczej niezależne ode mnie - zaśmiała się Venus, lekko się ode mnie odsuwając - Mogę cię jednak zapewnić, że jeżeli kiedykolwiek rzucę na ciebie jakiś czar, to tylko po to, abyś wiedział, że postawiłam na twojej drodze właściwą osobę - powiedziała, puszczając mi oczko - Ruszaj już. Twój świat na ciebie czeka.
Uśmiechnąłem się promiennie do bogini, po czym podszedłem do brzegu. Nie wiedziałem, ile czasu spędziłem na maleńkiej wysepce przykrytej dywanem z fioletowych liści i ile czasu tkwiłem oczarowany iluzją odwiecznego pragnienia za czymś, co nigdy mi się nie należało, ale byłem pewien, że nadszedł czas na powrót. Ostatni raz zerknąłem na przezroczystą sylwetkę Venus, dostrzegając w niej kształty istoty, którą ujrzałem na samym początku, po czym postawiłem krok przed siebie i zanurzyłem się w złotawej wodzie.
W rozdziale wykorzystano fragmenty "Psalmu o miłości" oraz poezji Muhibbiego.
1. Donne-moi la force de retrouver la lumière du jour (czyt. Don-mła la forse de rutruver la lumier du żur) - Daj mi siłę odnaleźć światło dnia.
Witajcie, moi drodzy! Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał :D Czekam na Wasze opinie i widzimy się niedługo! Pozdrawiam!
♥M♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top