9

Erwin pov

Minęło 5 dni, odkąd upozorowałem swoją śmierć. Mam już dość.. Codziennie gdy wychodzę na miasto, nie czuje nic.. Czuję pustkę. Parę razy podjechałem pod komendę zobaczyć jak trzyma się Montanha, ale go nie widziałem, albo był w środku, albo na patrolu, albo w domu. Ale prędzej dwie pierwsze opcję.

Siedzę właśnie w samochodzie i czekam na Dię.. Po chwili mój przyjaciel się zjawia i wsiada do pojazdu. 

 — Cześć Dia..

 — Hejka, jak się trzymasz? 

 — Źle.. Nie czuję się sobą, nie chcę już udawać, nie wiem co z Grzesiem.. 

 — Eh.. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale z czasem się przezwyczaisz, to tylko na miesiąc max dwa.. 

 — Dia? Mogę cię o coś prosić?

 — Jasne przyjacielu.. Zawsze. 

 — Mógłbyś.. Mógłbyś zobaczyć co u Montanhy? Czy jest bezpieczny, jak się trzyma? Proszę.. 

 — Erwin przerabialiśmy to.. 

 — Nie proszę o to, abyś go do mnie przyprowadził, ani żebyś mu powiedział, że żyje.. Tylko o to, abyś się z nim spotkał.. Chociaż przez chwilę. Proszę.. 

Dia westchnął i spojrzał na mnie.. Uśmiechnąłem się do niego i błagalnie na niego spojrzałem. 

 — Okej.. Ale tylko na chwilę. 

 — Dziękuję! Kocham cię bracie. 

 — Ta wiem, ja ciebie też. 

 — Daj mi znać po spotkaniu.. Opowiesz mi wszystko. — odezwałem się i go przytuliłem. 

 — Jasne, do zobaczenia. 

Dia pov

Nie powinienem tego robić, ale Erwin jest jak brat.. Wiem, że mieli bardzo dobre relacje z Montanha.. Nikt nie musi wiedzieć o naszym spotkaniu. 

Wybrałem do niego numer, ale nie odbierał telefonu. Podjechałem więc na komendę. Ale spotkałem tylko Capelę. 

 — Hej Capela. Wiesz może, gdzie jest Grzesiu? Chciałem sprawdzić jak się trzyma.. — powiedziałem.

 — Nie ma go ja służbie od pięciu dni. Wziął wolne.. Prawdopodobnie jest w mieszkaniu lub barze. Ostatnie dni tam przesiaduje. Próbowałem go przekonać, aby wrócił do pracy, ale on nie chcę. — odpowiedział.

 — Okej? Dziękuję za informację.

Ruszyłem w kierunku wyjścia z komendy i wsiadłem samochód, ruszając w stronę baru. 

***

Po 10 minutach byłem w tawernie, rozejrzałem się po lokalu, szukając Grzesia, ale nie mogłem go znaleźć więc podeszłem do barmanek.

 — Dzień dobry, nie było tu może takiego policjanta? Brązowe włosy, średniego wzrostu i wieku? Prawdopodobnie siedzi tu często od pięciu dni. — spytałem

 — Taa bywa tutaj, był tu dzisiaj, przed chwilą wyszedł.. 

 — Wie pani, gdzie mogę go znaleźć? 

 — Często przesiaduję na molo obok baru.. 

 — Dziękuję bardzo, do widzenia.

Wyszedłem z lokalu i ruszyłem w kierunku małego jeziorka obok z molem. 

Było ciemno, ale mogłem zauważyć jakąś postać na końcu mostu. Ruszyłem w jej kierunku. Gdy byłem przy końcu, zauważyłem, że człowiek ten siedzi na ziemi z podkulonymi nogami z butelką alkoholu w ręce. 

 — Montanha? — spytałem. Postać mężczyzny odwróciła się w moją stronę. Był to komendant. Wyglądał, jakby nie spał od paru dni. Miał zaczerwienione oczy.. 

 — Dia? Co ty tu robisz? — wybełkotał pijany.

 — Szukałem cię, chciałem sprawdzić jak się trzymasz widzę, że nie za dobrze.. — powiedziałem i usiadłem obok niego. Położył mi głowę na ramieniu i napił się łyka trunku. 

 — Zajebiście się trzymam.. Nie widać?! Jest zajebiście po prostu.. Zajebiście.. — powiedział, pod koniec wypowiedzi załamał mu się głos. 

 — Montanha, wiesz, że alkohol nic nie da? — spytałem. 

 — Daje chwilowe zapomnienie.. — wybełkotał i wypił paręnaście łyków cieczy. 

Westchnąłem i go przytuliłem..

 — Dlaczego on mnie zostawił? — powiedział załamany i pijany, tak że ledwo go zrozumiałem. 

 — Nie wiem czemu tak się stało.. Może odwiozę cię do domu? — spytałem, zmieniając temat.

 — Nie. Chcę tu zostać!. — ponownie zaczął się plątać w słowach. 

Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę. Gdy odwróciłem się i spojrzałem na niego, zauważyłem, że zaliczył zgona i spał jak zabity. Westchnąłem i próbowałem go obudzić, ale ani drgnął. 

Zadzwonił do mnie telefon, wyjąłem go i odebrałem. 

 — Halo?

 — Hej i jak tam, spotkałeś się z nim? — spytał Pastor 

 — Tak jakby, znalazłem go, ale zaliczył zgona i śpi jak dziecko.. Nie mogę go do dobudzić. Wezmę go do mieszkania, bo ciężko, żeby sam gdzieś poszedł.. Zresztą trochę to trochę daleko..

 — A gdzie jesteście?

 — Koło tawerny na mol... — przerwałem, wiedząc, że nie powinienem mu tęgo mówić. — Kurwa! Nie przyjeżdżaj tu przypadkiem!

 — Dia.. Proszę, nikomu nie powiem. Będę miał maskę. Pomogę ci tylko go odwieźć. — prosił mnie. 

Jezu.. Jak się nie zgodzę to i tak tu przyjedzie, a fakt jest faktem, że ciężko będzie mi go samemu zabrać.. 

 — Jak Carbonara się dowie to mnie zabije.. 

 — Nikt się nie dowie, będę Aya Kato i jestem przyjacielem rodziny.  

 — Kurwa, czemu mam taki długi język! 

 — Kocham cię, będę za 5 minut. 

I się rozłączył, zajebiście. Westchnąłem i siedziałem, czekając na Erwina. 

Po 5 minutach usłyszałem kroki za sobą. Był to Pastor z bandażami na twarzy. Podszedł do nas i spojrzał na Montanhę, którego wzorkiem nie umiem rozgryźć. 

 — Jak coś to nie było cię tutaj! 

Erwin pov

 — Wiem, wiem. Dziękuję Dia. 

Uklęknąłem przy leżącym Montanhie. Patrzyłem na niego, przyglądając się, jakby to miało być ostatni raz. Odsunąłem mu włosy z twarzy. 

 — Dobra trzeba go zapakować do samochodu. — powiedział Dia. 

Przytaknąłem tylko i wziąłem Montanhę na ręce. Jak mógł doprowadzić się do takiego stanu.. Czy to przeze mnie? 
Podeszliśmy do samochodu Dii, gdzie usiadłem z tyłu, wcześniej kładąc głowę Grzesia na moich kolanach. 

Jechaliśmy ulicami miasta, aż niestety dojechaliśmy na miejsce. Nie chciałem go zostawiać. Chciałem mu powiedzieć, że żyje, żeby przestał się doprowadzać do takiego stanu. Ale nie mogłem.. 

Wziąłem go ponownie na ręce wnosząc pod drzwi mieszkania Dii. Przyjaciel otworzył drzwi i wpuścił mnie z Montanha na rękach do środka. 

Weszłem do pokoju gościnnego i podeszłem do łóżka gdzie położyłem Gregory’ego. Wziąłem koc i okryłem go nim. Usiadłem obok i pogłaskałem go po włosach. 

Usłyszałem skrzypnięcie drzwi i zobaczyłem, że Dia je zamknął, wychodząc z pomieszczenia. To się nazywa przyjaciel. 

Złapałem Grzesia za rękę i spojrzałem na niego jeszcze raz. 

 — Przepraszam cię.. Obiecuję, że będzie lepiej.. — szepnąłem do niego i pocałowałem go w czoło. 

Montanha się poruszył i szepnął coś przez sen. 

Wstałem i ruszyłem do wyjścia. 

 — Dziękuję Dia.. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.. 

 — Nie ma za co, ale jak coś to cię tu nie było.. — powiedział

 — Wiem, do jutra. 

 — Do jutra. 

Przytuliłem go i wyszedłem z budynku. Wsiadłem w samochód i ruszyłem przed siebie, zastanawiając się coraz bardziej nad powiedzeniem Gregory’emu prawdy. 
Nie chcę, aby doprowadzał się do takiego stanu jak dziś.. Nie chcę go okłamywać. 

Zacząłem myśleć i w końcu wymyśliłem plan, aby nikt się nie dowiedział, że zamierzam mu to powiedzieć. 

Montanha pov

Przebudziłem się z mocnym bólem głowy. Kurwa gdzie ja jestem? Rozejrzałem się i znajdowałem się w jakimś pokoju. 

Podniosłem się z łóżka, na stoliku obok była tabletka i woda. Wziąłem ją i połknąłem, popijając. Wyszedłem z pokoju, wchodząc do salonu, na kanapie siedział Dia przed telewizorem. 

 — O cześć! Już wstałeś? — spytał jakby nigdy nic. 

 — Um.. Hej? Tak, jak się tutaj znalazłem?

 — Szukałem cię wczoraj, chciałem z tobą pogadać i znalazłem cię najebanego na molo obok tawerny. Odwiozłem cię do mnie, bo nie wiem, gdzie mieszkasz. 

 — Dziękuję.. O czym chciałeś pogadać? — spytałem i usiadłem obok niego na kanapie. 

 — O tobie i twoim zachowaniu.. Montanha nie możesz się tak staczać.. Niszczysz sobie życie.. Musisz w końcu się z tym pogodzić i zacząć normalnie funkcjonować. — zaczął. 

Westchnąłem i podrapałem się po głowie. 

 — Nie wiem, co mogę powiedzieć. Nie umiem pogodzić się z jego śmiercią.. Był dla mnie zbyt ważny. 

 — Grzesiu, nic ci nie da picie, i zamykanie się w sobie.. Musisz wrócić do pracy. 

 — Nie chce.. Nie mogę.. Gdy zakładam mundur, czuję, że jestem gównem. Nie umiałem mu pomóc, ani jako policjant, ani jako Przyjaciel.. Może gdybym więcej z nim rozmawiał? Może wtedy zaufałby mi i powiedział, co się dzieje. 

 — Jestem pewny że gdyby mógł to by ci powiedział.. Nasza rodzina wyznaję jedną zasadę.. "Rodzina ponad wszystko". 
Nie mógł ci nic powiedzieć.. Co jest w rodzinie, w niej zostaję. 

 — Wiem Dia. Wiem.. Może jak nie byłbym policjantem.. 

 — Grzesiu nie zadręczaj się.. 

 — Przepraszam, nie wiem, co ze sobą zrobić.. Gdziekolwiek nie spojrzę czuje pustkę.. Brakuje mi go..

 — Wiem. Dasz radę. — stwierdził i mnie przytulił. — ale najpierw się ogarniesz, umyjesz, i wrócisz do pracy! Masz w łazience ubrania i lecisz się umyć, a potem jedziemy na komendę! 

 — Okej.. — Westchnąłem. 

Ruszyłem do łazienki i rozebrałem się. Weszłem pod prysznic i umyłem swoje ciało i włosy.

Gdy skończyłem, wytarłem się, ubrałem i wyszedłem z łazienki. 

 — No i teraz jest git! Chodź kupimy jakieś śniadanie na Burgershocie. — powiedział Dia. 

***

Właśnie skończyłem zakładać na siebie mundur. Wyszedłem z szatni gdzie stał Dia. 

 — W końcu, Grzesiu, którego poznałem. A teraz marsz do Corvetty i jazda na patrol!

 — Eh.. Dia co ty tu robisz? — spytał Capela, który stał za ścianą. Nie widziałem go ani on mnie, gdyż staliśmy pod takimi kątem. 

 — Ja? Pomagam przyjacielowi się ogarnąć. — wyszczerzył się.

 — Niby komu? — spytał 03 i wychylił się zza ściany. — Montanha?! Co Jest?! Jak udało ci się go przekonać?!

 — Porozmawialiśmy z Grzesiem i doszliśmy do wniosku, że czas się pozbierać i wrócić do pracy. Prawda Montanha? — spytał, a ja niepewnie przytaknąłem. 

 — Tęskniliśmy za tobą! — powiedział szaro włosy i mnie przytulił.

 — Capela, czy ty mnie przytuliłeś? Dobrze się czujesz? — żartowałem. 

 — Haha! Bardzo śmieszne. Chodź, pojedziemy razem na patrol. 

 — Współczuje ci Grzesiu, do zobaczenia! — powiedział Dia i ruszył do wyjścia, a ja tylko westchnąłem.

Zapowiada się długi i ciężki dzień.. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top