18

Erwin pov

 — Teraz wypierdalasz! Zrobiłeś swoje i za bardzo mnie wkurwiasz! — rzekł Spadino. 

 — Mój nowy rekord! Jak wkurwić napastnika jednym zdaniem. — zaśmiałem się szyderczo, a on walnął mnie z pięści w twarz. 

Złapałem się za nos, który zaczął krwawić. 

 — Ej! Spokojnie! Panowie! — krzyknął policjant. 

Napastnik podszedł do drzwi, popychając mnie przed nie, dalej do mnie celując. Szarpnął mną tak, że poleciałem do przodu i się wyjebałem. 

 — Zabierzcie go stąd, bo z nim nie wytrzymam! — odezwał się brunet.

 — Jeśli skrzywdzicie jeszcze kogoś z zakładników, negocjację zostaną zerwane! — poinformował ich Merlin, pomagając mi wstać. — Capela weź Zgarnijcie zakładnika, jest ranny. — rzekł na radiu. 

Podniosłem się, otrzepując kurz z ubrań. Policjant odprowadził mnie kawałek od banku, gdzie czekał na mnie jakiś kadet. Wziął mnie pod rękę, którą od razu wyszarpałem z uchwytu. 

 — Proszę pana, pomogę panu. Muszę pana przeszukać i prosić o dowód osobisty. — rzekł policjant. 

Merlin odszedł z powrotem w kierunku banku, zostawiają mnie z kadetem. 

 — A weź, spierdalaj! — powiedziałem, ruszając poza zabezpieczony teren. 

 — Proszę pana, proszę się zatrzymać! — uniósł się. 

Pokazałem mu środkowy palec, ruszając przed siebie. Daleko nie zaszedłem, bo facet poraził mnie taserem, obezwładniając mnie i skuwając. 

Gdy prąd przestał przechodzić przez moje ciało. Policjant podniósł mnie i przysunął do ściany jakiegoś budynku. 

 — Lepiej się opanuj i zacznij współpracować! — powiedział. 

Zaczął mnie przeszukiwać, dociskając mnie do ściany. Stałem tam jak debil z zakrwawionym nosem przyciśniętym do ściany. 

 — 94 do 01, mam tu jednego zakładnika nie chciał współpracować co z nim zrobić? — spytał na radiu. 

 — Zaraz przyjdę.. — powiedział Pisiciela. 

Po chwili znalazł się przy nas szef policji. Podszedł do nas i spojrzał na mnie. 

 — Kurwa, pastor? A ty co tu robisz? Myślałem że to ty opierdalasz ten bank! — powiedział.

 — Teoretycznie można tak powiedzieć, kazali mi otworzyć sejf. — powiedziałem

 — Odkuj go. — wydał polecenie kadetowi. 

Policjant zdjął mi kajdanki, a ja rozmasowałem nadgarstki. 

 — A tobie co się w twarz stało? — spytał Janek.

 — Powiedzmy, że trochę zirytowałem naparstków. Możliwe, że moje ego wyjebało po tym jak jakaś grupa porywa mnie, abym pomógł im otworzyć bank. 

 — To ciekawe! Chodź, ktoś cię opatrzy. Zaraz wezwę EMS. — powiedział i wskazał w kierunku kilkunastu policjantów przy radiowozach po drugiej stronie ulicy. 

Westchnąłem, ruszając w tamtym kierunku, nie chcąc się kłócić. Podeszłem do funkcjonariuszy, siadając na murku. Dużą część z nich znałem. W końcu dosyć często spotykam się z policją. 

Podszedł do mnie Diego i Capela. 

 — O! Pastor? To ty nie w środku? — spytał 03.

 — Tak się składa, że był zakładnikiem! — powiedział Pisiciela. 

 — Co ty pierdolisz?! On był zakładnikiem? Coś nowego! A co ci się stało w nos? — spytał, patrząc jak z owego miejsca kapie krew na chodnik. 

 — Wyjebało mu ego.. — powiedział Janek. 

 — Jak to? Przecież już bardziej się nie da..

 — No, a jednak jakaś grupa wzięła go na zakładnika by zhackował im sejf..

 — Tak kurwa, mam duże ego, będziemy o tym gadać czy ktoś mnie opatrzy? Chcę już iść. — powiedziałem zirytowany. 

 — Jezu spokojnie, co ty taki nie w humorze? Myślałem że Dobrze się wczoraj z Montanha bawiliście.. — powiedział szaro włosy. 

 — Zajebiście! — warknąłem.

 — No malinka na jego szyi mówiła jednoznacznie! — powiedział szef policji.

Westchnąłem, oni widząc, że nie mam ochoty na żarty, wezwali karetkę na radiu. Capela podał mi jakieś chusteczki, abym tamował krwawienie, czekając do przyjazdu ratowników. 

 — Oho! Grzesiu do mnie dzwoni — powiedział Janek i odebrał telefon, oddalając się trochę. 

Montanha pov

Wstałem rano, zauważając, że Erwina nie ma w mieszkaniu. Zerknąłem na telefon i zobaczyłem wiadomość od niego. Westchnąłem tylko i ubrałem się do pracy. 

***

Jechałem właśnie na komendę gdy usłyszałem na radiu:

 — Niech ktoś wezwie EMS, Pastor jest ranny.. 

Co jest kurwa? Przecież miał być na spacerze, a nie na banku. 

Wybrałem numer do Diego. Odebrał po chwili. 

 — Halo? No co tam Grzesiu?

 — Jak to Pastor jest ranny, co mu się stało? — spytałem

 — Był zakładnikiem i wkurwił porywaczy. Nic poważnego mu nie jest, dostał w nos. 

 — Bank przy mission row? — spytałem lekko poddenerwowany. 

 — Dokładnie! — rzekł. 

Rozłączyłem się i zajechałem na miejsce podane przez Szefa. 

Zaparkowałem Corvettą naprzeciwko banku. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w kierunku 01.

 — Hej, Pastorku co się stało? — spytałem od razu.

Przyjrzałem się mężczyźnie, trzymał przy nosie zakrwawioną chusteczkę. 

 — Nie wiem co się odjebało.. Popierdoliło ich Grzesiu.. — powiedział. 

 — Kogo? Napastników czy policjantów? — spytał Capela.

 — Tych w banku, swoją drogą was też. Co wy kurwa macie do tego tasera?! Kolejny raz ktoś go na mnie używa! — powiedział.

Pisiciela złapał się za głowę, waląc przysłowiowego "facepalma". 

 — Który znowu? — spytał szef policji. 

 — Ten kadet co mnie przeszukiwał.. Zresztą nieważne.. Długo jeszcze aż ten EMS przyjedzie? Chcę już iść.. — powiedział zirytowany i zmęczony. 

 — Zaraz powinni być, dalej krwawi? — spytałem, podchodząc do niego i delikatnie odsuwając jego rękę od nosa. 

 — Nie wiem..

 — Jeszcze trochę, ale nie jest aż tak źle.. Trzymaj. — powiedziałem, podając mu czystą chusteczkę.

Przyłożył ją do rannego miejsca. 
Po chwili przyjechała karetka i wysiadło z niej dwóch medyków. 

 — Okej, co się stało? — spytał Dawid (jeden z medyków)

 — Dostałem w nos.. 

 — Dobrze, sprawdźmy jak to wygląda.

Po 10 minutach krwotok był już opanowany i lekarze podali pastorowi leki na uspokojenie, każąc się oszczędzać, po czym odjechali, mówiąc, że nos nie jest na szczęście złamany. 

 — Mogę już iść? — spytał, siwowłosy zwracając się do Janka.

 — A zeznania? Przyjdziesz je złożyć później na komendę?

 — Spacerowałem sobie i nagle zaczepili mnie, kazali wsiąść do samochodu i tyle. Nie znam ich, nie wiem kto to. Nie pamiętam nic szczególnego. To wszystko, teraz mogę iść? — spytał.

Policjant westchnął, wiedząc, że i tak nie dowie się niczego więcej. 

 — Tak, jakby ci się coś przypomniało, to przyjedź na komisariat. — rzekł Diego. 

Pastor zeskoczył z murku, ruszając poza teren rabunku. Ruszyłem za nim. Po chwili gdy trochę się oddaliśmy, zacząłem:

 — To Spadino? Nie zrobili ci nic poważnego? Jak się czujesz?

 — Tak. To on. — westchnął ciężko, zerkając w moją stronę — Nie nic mi nie zrobili.. Chcieli, abym pomógł im otworzyć sejf.

 — Sami nie potrafią? — spytałem.

 — Nie, podobno ich "hacker" jest na wakacjach.. Nie wiem. Nie mam na to siły. Muszę jeszcze powiedzieć Kui'owi, że właśnie robią bank. Mimo iż nie mam ochoty tego robić..

 — Tylko nie róbcie nic głupiego.. Odwieść cię? — spytałem.

 — Nie, nie trzeba. Poradzę sobie, zadzwonię do Dii. Zresztą jesteś w pracy. Lepiej leć, żeby Pisiciela się nie przypierdolił.. 

 — Okej, jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń.. Erwin?

 — Tak?

 — Uważaj na siebie.. — powiedziałem, patrząc mu w oczy. 

 — Nie martw się Grzesiu.. Ty uważaj na siebie. — rzekł i mnie przytulił, odchodząc. 

A ja ruszyłem w kierunku, z którego przyszliśmy, przygotowując się na pościg.

Erwin pov

Jakiś czas później byłem już pod Burgershotem, gdzie odwiózł mnie Dia. 

Weszłem pewnym krokiem na zaplecze, gdzie było parę osób. W tym Kui, Yoshi, Carbo, Lucas, Dawid, Summer oraz San. 

Wszystkie pary oczu były skierowane w naszą stronę. Podszedłem do Carbonary pewnym krokiem z powagą na twarzy. 

Zamachnąłem się, wymierzając mu cios w twarz. Brunet złapał się za szczękę, rozmasowując ją. 

 — Zasłużyłem.. — powiedział.

 — No trochę zasłużyłeś.. — rzekł San. 

 — Teraz nie będziemy gadać na tamte tematy. Powiedzmy, że jesteśmy kwita. W tej chwili w banku mission row jest Spadino. Zaraz będzie z niego wychodził. Zostało im parę zakładników. Zmusili mnie, abym otworzył im sejf.. 

Lucas prychnął pod nosem. Spojrzałem na niego, dając mu znać do zrozumienia, że to nie czas na żarty.  

 — Szykujcie się! Kamzy, pistolety, amunicja. Za 2 minuty wszyscy mają być koło apartamentów gotowi. — powiedział Kui.

 — Rozkład jazdy jest znany.. — zacząłem

 — Jazda z kurwami! — dokończył Carbo.

***

Staliśmy uliczkę od banku, w dwóch samochodach, czekając, aż zacznie się pościg. Postanowiliśmy najpierw pomóc policji pitując ich a później ewentualnie ich rozjebać. 

Nie miałem czasu zastanawiać się nad relacjami z Carbo i resztą rodziny. Chwilowo chciałem o tym zapomnieć. 

Po jakimś czasie samochód Spadiniarzy zaczął odjeżdżać spod banku. Ruszyły za nimi trzy radiowozy a my za nimi. 

Prowadziłem naszego sultana i zacząłem wyprzedzać policję. W pewnym momencie byłem na równi z samochodem napastników. Uderzyłem z impetem w ich pojazd, starając się zepchnąć ich z drogi.

Powtarzałem ten manewr parę razy, przepychając się z nimi. Policja krzyczała w ich kierunku, aby się zatrzymali i żebyśmy my odjechali. 

Po chwili udało nam się zepchnąć ich w poślizg. Ich samochód zakręcił się i uderzyli w słup zatrzymując się. 

Gwałtownie wyhamowałem. Ustałem przy ich pojeździe. Policja również się zatrzymała. 

Spadiniarze wysiedli z pojazdu z bronią wycelowaną w nasze i policji samochody. 
Nasza grupa wyszła z pojazdu, a policja trochę się cofnęła. 

Spadino oddał pierwszy strzał w naszą stronę, a później to było kongo. Pociski latały od nas do nich i odwrotnie. 

Policja nie wiedziała, co się dzieje i dalej siedziała w radiowozach w odpowiedniej odległości. 

Zobaczyłem, że dwóch od nich, w tym Spadino, zaczęli uciekać za budynki. 
Dwóch kolejnych leżało postrzelonych, a jeden dalej do nas strzelał. 

W pewnym momencie jeden z naszych dostał. Chyba był to Carbo. Oddałem strzał kierunku napastnika. Trafiłem go w ramię. Podeszliśmy do nich, jeden z naszych zaczął pakować Carbo do samochodu. 

Zabraliśmy bronie powalonym i ruszyliśmy do uliczek, każąc Dii zabrać Carbonarę z miejsca strzelaniny. 

Czas zacząć polowanie..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top